Witam Panie, witam Panów.
Od razu dodam, że wyszło mi niestety relatywnie dużo tekstu - więc, być może, warto byłoby przeczytać go na raty, gdyby ktoś nie dał rady pójść na całość? Nie ukrywam, że bardzo mi zależy na Waszym odzewie i jakiejś dyskusji, bo już sobie sama nie radzę. Będę NIESAMOWICIE wdzięczna. Słowa nie oddadzą tego, jak bardzo.
Opisując moją historię pozwolę sobie przytoczyć na samym początku krótki opis samej siebie oraz mojego byłego chłopaka - dla łatwiejszego rozeznania sytuacji.
Ja:
24letnia miłośniczka gotyckich powieści pokroju E.A.Poe, muzyki pokroju szerokopojętego black metalu, darkwave'u, dark ambientu i elektroniki, pysznego jedzenia czy gier RPG. Jestem ogromną estetką, interesuje mnie ludzka psychika - choć głównie z perspektywy psychoanalizy - studiowałam przez rok psychologię, ale musiałam przerwać przez problemy finansowe. Interesuję się filozofią, szczególnie bliski jest mi egzystencjalizm.
Mam dużą potrzebę wyrażania siebie na różne sposoby - jako dziecko bardzo dużo rysowałam i malowałam, odziedziczyłam talent po tacie, który jest artystą. Grałam również na pianinie i na flecie. Od zawsze ciągnęło mnie do aktorstwa, jako 20-parolatka zapisałam się na warsztaty teatralne. Aktualnie najbardziej czuję tworzenie muzyki elektronicznej, chciałabym rownież wrócić do gry na pianinie - a gdybym posiadała odpowiednie zasoby finansowe, to najchętniej wzięłabym się za wiolonczelę. Uwielbiam też pisać. Dodam, że jestem eneegramową 4w3, jeżeli ktoś się orientuje w temacie.
Wychowałam się w specyficznych warunkach. Moi dziadkowie ze strony ojca to intelektualiści, pisarze, poeci i tłumacze - nigdy nie poznawałam swojego prawdziwego dziadka, zaś mój dziadek przybrany był profesorem nauk historycznych.
Dziadkowie od strony mamy nie byli tak rozwinięci intelektualnie - dziadek był weterynarzem, zaś babcia na jakimś etapie życia pracowała jako sekretarka, później zajmowała się domem.
No i czas na opisanie moich rodziców - są to ludzie którzy moim zdaniem nigdy nie powinni byli mieć dzieci. Ojciec to artysta, lekkoduch, nieprzystosowany do życia w społeczeństwie - pracował jako grafik, oprócz tego rysował, rzeźbił, tworzył muzykę, ale nigdy się za bardzo nie wybił ze względu na swój charakter - jest osobą leniwą, nie lubi nadużywać swojej energii. Codziennie pali ogromne ilości marijuany.
Mama za młodu była taką typową awangardową dziewczyną-buntowniczką-hipiską, miała bardzo wielu przyjaciół, interesowała się szerokopojętymi mistycznymi tematami (zresztą tak samo, jak ojciec, i nie ukrywam, że poniekąd i ja z moją siostrą) - nie zrobiła chyba matury (mój ojciec kupił maturę, nigdy nie studiował), tak naprawdę nigdy nie pracowała zawodowo, bo żadnego zawodu sobie nie wyrobiła - czego dzisiaj żałuje - aktualnie pracuje w firmie jej partnera - tutaj dodam tylko tyle, że to niesamowicie toksyczna relacja, trwająca już kilkanaście lat.
Moi obydwoje rodzice cierpią na ogromne stany depresyjne, nie potrafią generować pieniędzy - od kiedy tylko pamiętam, w domu była bida z nędzą, dorastałam w poczuciu tego, że cały czas mi czegoś brakuje i nie mogę czegoś mieć, bo nie mam wystarczająco dużo zasobów finansowych - zresztą przez tę sytuację w wieku 6 lat przeprowadziłam się z mamą i moją siostrą do jej rodziców na wieś, przez co musiałam iść tam do szkoły.
Nie będę się za bardzo rozpisywać w tej kwestii, ale w wielkim skrócie napiszę tyle, że szkoła była dla mnie traumą - byłam inna od wszystkich tamtejszych dzieci, a przez sytuację w domu, w którym były wieczne awantury i toksyczny reżim ze strony babci, miałam strasznie niską samoocenę, przez co nie umiałam się za bardzo bronić przed innymi dziećmi - doświaczyłam molestowania psychicznego i fizycznego, najgorzej było w 1 liceum, w której w końcu nie zdałam przez nieobeności, gdyż zwyczajnie zaczęłam unikać chodzenia do szkoły przez tę przemoc ze strony rówieśników - co gorsza, nikomu o tym nie mówiłam, bo się tego strasznie wstydziłam - zresztą, np. do tej pory moja rodzina nie ma o tym pojęcia.
Przez nieciekawe doświadczenia ze szkołą już od poziomu początków gimnazjum zaczęłam mieć problemy z nauką, szczególnie z matematyką - skupiałam się bardziej na swoim poczuciu krzywdy, przez które trudno było mi się uczyć - skutkiem tego był np. problem ze zdaniem matury z matematyki, którą zdałam za 5 razem. Co ciekawe - nie uważam się za osobę głupią, jestem świadoma swoich intelektualnych możliwości, które zostały jednak przyćmione przez obecną przez lata nieleczoną depresję i zaburzenia lękowe. Mam także zaburzenia hormonalne, które mimowolnie wpływają na mój codzienny nastrój - za niski progesteron połączony z zawyżonymi androgenami.
Na tym etapie już sama nie wiem, kim chcę zostać w przyszłości, albo wręcz, czy w ogóle chcę kimś zostać, pomimo ogromnej ilości zainteresowań. Codziennie mam myśli samobójcze, czekam na terapię już od kilku miesięcy (na NFZ, nie stać mnie na prywatną). Aktualnie szukam byle jakiej pracy, żeby mieć za co żyć, bo nie mam wsparcia od rodziny z żadnej strony - zastanawiam się, czy nie dopisać kilku matur, żeby otworzyć sobie drogę do ciekawych dla mnie studiów - choć dalej nie postanowiłam, czy faktycznie tak zrobię, bo, jak pisałam - mój aktualny poziom odczuwalnego nieszczęścia jest ogromny. Dnie spędzam najczęściej sama w domu, odcięłam się od znajomych - głównie z racji na lokalizację i nasiloną dysmorfofobię. Jest bardzo źle.
On - facet w moim wieku, i żeby bardziej się nie rozpisywać - z identycznymi zainteresowaniami, jak ja. Przysięgam, niczym brat bliźniak. Uwielbiamy tę samą muzykę, tę samą sztukę, te same filmy, mamy identyczne poglądy polityczne. Świetnie się dogadywaliśmy, z nikim nigdy nie czułam się tak swobodnie, jak z nim.
Pochodzi z bardzo, bardzo zamożnej rodziny - nigdy mu nic nie brakowało, zwiedził pół świata, chodził do prywatnych szkół - tego typu klimaty.
W dzieciństwie też został skrzywdzony przez innych rówieśników, ale przede wszystkim przez swoich rodziców, zwłaszcza ojca, który jest alkoholikiem. Od jakiegoś 14 roku życia chodzi do psychiatry, był diagnozowany jako DDA, na nerwicę, kilka razy brał psychotropy - zresztą teraz chyba też je bierze, aczkolwiek tu już nie mam pewności. Ma tendencje do nadużywania alkoholu. Eneegramowe 4w5.
Poznaliśmy się w wieku lat 18. Nasze początki były niesamowicie romantyczne, jednakże zerwałam z nim po kilku miesiącach - wtedy tego nie czułam, i było mi aż "za słodko", a nie chciałam mu dłużej mydlić oczu.
Powrót nastąpił pół roku później, bardzo o mnie walczył, choć miał dziewczynę po drodze.
Po tym powrocie byliśmy razem bez przerwy jakieś 3 lata. Bardzo owocny czas, dużo wzlotów i upadków, ale generalnie byliśmy naprawdę świetną drużyną. Mieliśmy wspólną paczkę znajomych, trochę podróżowaliśmy (choć to było niestety często utrudnione ze względu na moje problemy finansowe), na codzień spędzaliśmy czas głównie w jednym z jego wielu mieszkań, które normalnie były wynajmowane przez jego ojca - to jedno było przeznaczone dla niego, choć się tam nigdy nie przeprowadził.
W końcu zdarzyło się tak, że "niespodziewanie" ze mną zerwał. Do tej pory trudno jest mi określić prawdziwy powód, ale podejrzewam, że było to zbiór wszystkiego - z mojej strony bardzo zmienny nastrój i płaczliwość przez tabletki hormonalne, które działały na moją niekorzyść, trudność ze zdaniem matury z matematyki, co było dla niego pewnie męczące (choć nawet nie wspomnę, jak ja się z tym czułam), moja sytuacja finansowa i niska samoocena.
Z jego strony - chęć spróbowania czegoś nowego, nacisk jego ojca, który mnie nie lubił, zmęczenie moją osobą - choć podkreślam, że to głownie moje przypuszczenia.
Podczas okresu rozstania zrobił coś bardzo niefajnego - generalnie zasugerował wszystkim znajomym, że jeżeli będą mnie gdzieś zapraszać, to tak, jakby byli przeciwko niemu.
Mimo wszystko zdarzyło się tak, że byliśmy kilka razy na tej samej domówce - zawsze kończyło się tak, że się upijał i do mnie podchodził - bo wcześnie udawał, że się nie znamy - prawiąc mi, że mnie dalej kocha, etc. Niestety do niczego to nie prowadziło.
Po kilku miesiącach zaczął się okres, w którym widywaliśmy się przypadkowo na koncertach - zawsze było się tak, że kończyliśmy w jakimś pubie, rozmawiając o naszej wyjątkowości, on zapewniał miłość z jego strony, ale to by było na tyle - jednakże pewnego razu zdarzyło się tak, że wyszło z tego coś więcej. Na jednym koncercie, na którym się spotkaliśmy, miałam ogoloną głowę, co nim wstrząsnęło. Był też generalnie w złym stanie psychicznym po śmieci jego ukochanego psa.
Jakoś tak wyszło, że wróciliśmy do siebie - pierwszym, niekoniecznie pozytywnym znakiem ostrzegawczym było to, że kupił mi perukę prawie za 1000zł. Nie mógł mnie zaakceptować w takim stanie, tłumaczył to jakimiś swoimi traumami - jednakże ja, będąc niesamowicie szczęśliwą z tego powodu, że do siebie wróciliśmy, przystałam na noszenie tej peruki.
W wielkim skrócie - po 6 miesiącach zerwał ze mną przez telefon, a kilka dni później dowiedziałam się, że przez ostatnie 4 miesiące miał jednocześnie inną dziewczynę, z którą się wszędzie pokazywał. Dowiedziałam się o tym, bo do mnie zadzwoniła - jednakże została z nim, bo bardzo mu na niej zależało. Mamy pierwszą znaną mi zdradę.
Byli razem przez kilka miesięcy, nie miałam z nim żadnego kontaktu.
Po tym wszystkim, jak już się rozstali, zdarzyło się tak, że do mnie zadzwonił około 4 nad ranem na początku roku, po kilkumiesięcznym braku kontaktu. W skrócie - był stęskniony, mówił, że tak naprawdę tylko mnie zawsze kochał, etc.
I teraz zaczyna się cała seria pod tytułem: przypadkowe spotkania/telefony raz na miesiąc, dwa, które były niezwykle romantyczne, intensywne, wyznawał mi miłość i gadał, że chciałby kiedyś mnie wrócić. Nie rozumiałam tego, bo przecież mógł to zrobić, odpowiadał bardzo wymijająco na wszelakie moje pytania, a nie potrafiłam postawić ultimatum, bo tak naprawdę, gdzieś w środku, ciągle miałam nadzieję, że uda nam się to wszystko naprawić, bo dalej się kochaliśmy.
Byłam zaślepiona, bo przecież to nie jest normalne, że po każdym telefonie/spotkaniu, pomimo obietnic, zapadał się pod ziemię.
Kilka miesięcy później zadzwonił do mnie przez przypadek. Nie mogłam już po tym wytrzymać i napisałam mu dłuższą wiadomość.
Odpowiedział na nią poprzez przyznanie mi racji i zaproponował spotkanie - a więc spotkaliśmy się, to było około 3 miesiące temu.
Nawet nie było niezręcznie, było tak jak zawsze - sama nie wiem, kiedy zaczęliśmy dyskutować o wszystkim i niczym, rozmawiało się naprawdę świetnie.
Trochę się podchmielił, ale z drugiej strony bez przesady. Nie wiem, kiedy mnie pocałował. Skończyliśmy w jego domu, ale nie uprawialiśmy seksu, chociaż nie mogę powiedzieć, że nie robiliśmy nic. Spędziliśmy świetnie czas, jakieś 13h z rzędu - miał się odezwać dzień później.
Nie ukrywam, że byłam cała w skowronkach, i znowu wróciła mi nadzieja na nasze zejście.
Dzwoni wieczorem i wyznaje mi, że to spotkanie było błędem - pomimo tego, że było cudownie, to prawda jest taka, że spotyka się z kimś od kilku miesięcy, i nie ma siły już mnie dużej oszukiwać, jak i tamtej osoby, sugerując, że to być może coś poważniejszego.
Rozmawialiśmy przez 5h. Pomimo tej dziewczyny dalej mi mówił, że wie, że i tak kiedyś do siebie wrócimy, że mnie kocha, ale to zły czas na nas.
Niestety strasznie się zaczęłam do niej porównywać, oczywiście na swoją niekorzyść. Ciekawe jest to, że jest do mnie bardzo podobna, ale widać, że, w przeciwieństwie do mnie, jest z zamożnej rodziny. W dużym skrócie wydaje się być spoko dziewczyną, nie chciałam jakoś bardzo jej stalkować, ale widziałam, że ukazuje jakieś zainteresowanie sztuką, jej estetyka jest raczej na poziomie i chyba lubi czytać dużo książek.
Zdarzyło się tak, że do mnie zadzwonił pewnej nocy - podobno przez przypadek. Byłam wtedy w totalnej depresji przez tę sytuację, magia nocy mnie tknęła i napisałam do niego to, co czuję - trochę, co u mnie, i że mam nadzieję, że u niego wszystko okej. Zasugerowałam, że w ogóle mi nie wychodzi poznawanie nowych osób, etc. Odpisał mi na to ciepło, pisząc m.in, że woli sobie nie wyobrażać mnie z nikim innym, i wysłał mi jakieś utwory muzyczne, o których zaczęliśmy pisać. Był akurat w Niemczech, w mieście, w którym byliśmy razem kilka lat temu - napisał, że mu się przypomniało wszystko, i że wspaniale wspomina tamten czas. Pisaliśmy tak kilka dni, po czym na jego sugestię, że był własnie w zoo ze swoją nową dziewczyną (później się dowiedziałam, że źle to zrozumiałam), napisałam mu, że nie jestem w stanie z nim jednak pisać w obecnej sytuacji.
Odezwał się ponad tydzień później, pytając (o 4 nad ranem), czy może do mnie zadzwonić. Nic na to nie odpisałam, ale on tak czy siak do mnie zadzwonił - złożyło się tak, że akurat nie spałam. Mówił to, co zwykle - brakuje mu naszej relacji, tęskni, opowiadał ciekawe historie, etc. Mówił, że wyjeżdża pojutrze do ciepłych krajów z mamą - dowiedziałam się później, że wyjechał z nią, a nie z żadną mamą. Generalnie ostatnio dowiedziałam się, że jest z nią jakoś od maja, czyli wychodzi na to, że zdarzyło mu się ją ze mną zdradzić, o czym ja nie miałam pojęcia - i to by tłumaczyło jego zachowanie, które polegało na tym, że po każdym naszym kontakcie przez te miesiące zapadał się pod ziemię.
Ostatnio byłam na festiwalu muzycznym w innym mieście, na który pojechałam sama. Pojechał tam również on z nią (chociaż wcześniej mówił, że tego nie zrobi) razem z jego przyjaciółmi (moim eks przyjaciółmi.)
Oczywiście na nich trafiłam nie raz, czy dwa - nawet nie będę opisywać, jak to bolało.
Zadzwonił do mnie kilka dni później. Na początku nie odebrałam, ale się dobijał, więc uznałam, że mu wygarnę.
W pewnym momencie dopuściłam go do głosu, wiem, że nie powinnam była, ale po tym wygarnięciu byłam ciekawa, co mi powie, i w wielkim skrócie to były kwestie typu:
- to nie jest do końca tak, jak myślisz, a to, co było, jest cały czas
- czemu pojechałaś tam sama? Czemu to sobie zrobiłaś? Czułem się okropnie, chciałem Cię przytulić, ale w sumie podziwam Cię za to, ja bym tak nie mógł
- myślę o Tobie przez 90% czasu
- brakuje mi naszej relacji
- tyle razem przeżyliśmy, nie umiem wymazać tych 5 lat
- jak myślisz, po co do Ciebie dzwonię?
- kłamałem cały czas po to, żeby nie ranić moich bliskich
- strasznie Cię przepraszam, nie zasługiwałaś na doświadczanie tego wszystkiego, nigdy nie chciałem Cię skrzywdzić
- nie wiem, czy ja się nadaję na "męża", którego byś chciała, bo żyję w strachu, że nagle coś mi się odwidzi, nie umiem planować nic do przodu, myślenie o przyszłości mnie przeraża
- nie chcę Cię stracić
- muszę iść spać, buziaki, do usłyszenia i do zobaczenia
To było około 2 tygodnie temu. Od tamtego czasu zero kontaktu. Przeglądałam ostatnio wydarzenia na fejsbuku, na które chciałam się wybrać, i widziałam, że idzie ze swoją dziewczyną na wydarzenie, które jest w grudniu, więc związek chyba rozkwita.
W każdym razie - nie umiem go wyrzucić z mojego życia. Wydaje mi się, że go kocham, ale biorę pod uwagę to, że jestem od niego uzależniona emocjonalnie. Świadomość tego, że jest teraz z inną, wprawia mnie w paraliż. Ciągle się do niej porówuję, podświadomie czekam, aż się odezwie, moja depresja bardzo się przez to wszystko pogłębiła.
Nie wiem, co robić. Jestem w gównianym stanie, moje poczucie wartości jest w punkcie 0, jest mi siebie szkoda, bo czuję, jak marnuję mój potencjał, ale świadomość mojego ukochanego z inną jest tak dobijająca, że często ledwo staję z łóżka.
Niech mnie ktoś otrzeźwi. To jest chyba specyficzna forma wołania o pomoc, już nie wiem.
Z góry bardzo dziękuję za przeczytanie mojej historii - starałam się napisać jak najkrócej, ale wiem, że mam tendencje do rozpisywania się. :c