Cześć, dziewczyny.
Piszę tutaj, bo szczerze mówiąc zgłupiałam totalnie. Zacznę może od początku: w kwietniu 2018 poroniłam samoistnie, nie miałam później łyżeczkowania, macica oczyściła się sama. Pierwszą miesiączkę po poronieniu miałam 16.05, trwała 5 dni. Kolejna przyszła 14.06, również trwała 5 dni - w obydwu przypadkach krwawienia były obfite, ze skrzepami (ale miałam tak zawsze). W lipcu dziwnie się czułam - na tyle dziwnie i 'inaczej', że 08.07 zrobiłam test - blada, ale widoczna i różowa II kreska. Nauczona doświadczeniem, czekałam. Niedługo, bo 09.07 przyszło krwawienie - tym razem bez skrzepów, ale trwające tyle samo. Od tamtej pory, w sumie bardziej przez ciekawość, robiłam co jakiś czas testy - każdy wychodzi bledziutki, ale bez wątpienia pozytywny. Z tym, że ja miesiączkuję! Daty kolejnych miesiączek to:31.07, 28.08, 20.09 - jedynie ostatnia miesiączka trwała niecałe 3 dni i była średnio obfita. Bezbolesna, dodajmy, to też jest istotne.
Byłam w ciąży czterokrotnie i za każdym razem niemal od razu miałam objawy: bardzo powiększone piersi, bóle podbrzusza, dużo mlecznej wydzieliny oraz zatrzymanie miesiączki. Teraz mam piersi powiększone przez cały czas, ale bez takiej bolesności, jak wtedy - jedyne, co, to swędzą mnie piersi i bolą brodawki, przez cały czas. Szyjkę macicy mam cały czas wysoko - nawet w trakcie miesiączki. Śluzu dużo, biały, gęsty, lepki.
Od dobrych 3 tygodni cierpię też na nieustanne wzdęcia i ...gazy. Non stop. Brzuch mam jak balon, taki twardy i napięty, ale to akurat od jelit.
Umówiłam się do ginekologa na przyszły tydzień, bo nie rozumiem, jak mogę od ponad 3 miesięcy widzieć blade kreski, miesiączkować i w zasadzie nie mieć objawów ciąży - w to nie wierzę, bo byłby to 16/17 tydzień, a niestety żadna z moich czterech ciąż nie utrzymała się do takiego etapu - najdłużej donosiłam pierwszą, bo do 14 tc.
Czy któraś z Was miała podobnie? Co to może oznaczać, prócz ciąży ?
Dodam jeszcze, że nie przyjmuję żadnych leków, nie mam problemów z tarczycą ani PCOS.