Witajcie. Od 10. lat jestem w małżeństwie. Mamy dwójkę dzieci (3 i 7 lat). Ostatnie lata były pełne ran zadanych żonie - mówiąc krótko nie szanowałem jej, nie kochałem jej, cały mój czas zabierało uzależnienie od gier (do wielu godzin dziennie od dzieciństwa - niedawna diagnoza z poradni uzależnień). W końcu małżonka pękła. Powiedziała, że mnie nie kocha, nie ufa mi, że bardzo ją zraniłem, że boi się, że zostanie ze mną dla dzieci, ale da mi szansę i może zakocha się na nowo, że mam o nią zawalczyć. Nie wyrzuciła mnie z domu.
I stało się ze mną coś, czego nie rozumiem. Zacząłem się zmieniać o 180°. Z dnia na dzień odinstalowałem wszystkie gry. Dostrzegłem życie bez gier, poza światem wirtualnym. Zacząłem pomagać w domu, czy to poodkurzać, czy zrobić rano żonie kawę, czy śniadanie dzieciom. Nigdy tego nie robiłem, a teraz przychodzi mi to łatwo i chętnie. Bardzo często płaczę, nie mogę się powstrzymać, zrozumiałem jak bardzo ją zraniłem, jaki ze mnie drań. I chcę się zmienić. Nie chcę stracić żony.
Co sądzicie?