Witam,
W związku z moją osobistą życiową porażką, liczę na rady z Waszej strony bo zaraz przygniecie mnie na dobre poczucie beznadziejności:(
1,5 roku temu wyszłam za mąż. Wybrałam mężczyznę opiekuńczego, z którym rozmawialismy o wszystkim. Robił mi niespodzianki w postaci drobnych upominków , biletów na koncert ukochanego zespołu. Był moim pierwszym facetem - pierwszym, z którym uprawiałam seks. A seks uprawialiśmy często i wszędzie. Zawsze powtarzał,że seks ze mną bardzo mu odpowiada, spełnialiśmy swoje fantazje, była bielizna , gorsety itp. Kiedy przytulił czy pocałował w czoło czułam się kochana. Wieczorami kładłam głowę na jego kolanach a on głaskał mnie po czole. Były kwiaty na każdą okazje, miłe słowa.
Po ślubie zgodnie z ustaleniami podzieliliśmy mój rodzinny dom na pół i wygospodarowaliśmy dla siebie mieszkanie "na piętrze".
Od momentu ślubu/wspólnego zamieszkania czar prysł. Stał się niemiły, opryskliwy a ja byłam zawsze tą złą. Miał takie " fale". Raz było cudownie, spędzaliśmy razem czas , było miło, sprawiał wrażenie zadowolonego. Innym razem był wściekły, miał dość "tego domu" ( bo np.: mniej miejsca niż w domu, w którym mieszkał z rodzicami), chciał sie wyprowadzać.
Krótko po ślubie okazało się,że jestem w ciąży. Wcześniej sam mnie na ciąże namawiał, bardzo chciał mieć dziecko. Niby się ucieszył kiedy mu powiedziałam, ale i tak byłam "niefajna". Bardzo dużo łez wylałam wtedy przez niego ( może też przez burzę hormonów?). Seks zanikł, bo "się bał". Przestałam być atrakcyjna, robić wrażenie, podobać się, rozśmieszać, rozczulać. Czułam się cholernie samotna w tej "naszej wspólnej" ciąży. Strasznie się starałam. Obiadki, śniadanka do pracy, próbowałam rozmawiać.
Urodziła się nasza córeczka, wymarzona Ania. Pierwsze dwa tygodnie były miłe. Bardzo się starał i dbał o nas. Potem wszystko wróciło do "normy".
Na ten moment nie rozmawiamy ze sobą praktycznie wcale. Jeśli już spędzamy razem czas to każde siedzi w telefonie i nic nie mówi. Mamy za sobą mnóstwo kłótni, naprawdę konkretnych. Od pół roku rozmawiamy o rozwodzie i jego wyprowadzce. Nadal ma te "fale" . Raz spisuje mi na kartce ustalenia odnośnie rozwodu, widzeń z małą i każe oglądać mieszkanie do którego zamierza się wyprowadzić. Innym razem przytula, całuje i mówi,że może jeszcze spróbujemy. i tak w kółko.
Seks raz na miesiac w trakcie "przypływu dobroci".
Nie podobam mu się. Tak myślę, bo nie patrzy na mnie w taki sposób jak kiedyś. Mogę się stroić , malować, czesać. Nic.
Na szczęście wzięłam sprawy w swoje , zadbałam o swoje ciało i głowę po ciąży. Mam samoocenę na odpowiednim poziomie i jego obojętność tego nie zmienia.
Wczoraj odkryłam,że założył profil na portalu randkowym. Wykupił sobie konto premium, zaznaczył,że chce się umówić z dziewczyną , mieszka sam. Stworzyłam konto fikcyjne. Napisałam. Bez oporów umówił się ze mną na czwartek , nawet kwiatka kupi.
W trakcie kiedy pisał z tą podstawioną dziewczyną weszłam do niego ( pracował w pokoju) i zapytałam kiedy się kładzie. Odburknął mi,że po co się pytam o takie rzeczy i mam sobie iść bo położy się kiedy uzna,że już czas.
I teraz do sedna- planowałam pójść na to spotkanie , zrobić z niego durnia, powiedzieć,że ma się spakować rano i wynieść a ostatnia nocke spi na kanapie.
Ale nie wiem czy wytrzymam do czwartku. Nie spałam całą noc a wstaje do małej średnio co dwie godziny więc kolejne nieprzespane noce chyba mnie zabija. Poza tym nerwy mnie zjedzą i nie wiem czy potrafię udawać przed nim ( btw. w niedziele mówił,że nie chce się rozstawać i nie chce żeby nasze małżeństwo się rozpadlo przez niego)
Poradzcie proszę... Myślałam żeby usiąść z nim wieczorem, zapytać czy ma mi coś do powiedzenia. Jeśli powie,że nie to odpale kompa i pokaże mu tą rozmowe. Potem pościele na kanapie i powiem,że ma czas do końca tygodnia na wyprowadzkę.
Tak swoją drogą, wiecie,że jego siostra zrobiła identycznie? Zanim się rozwiodła z mężem, miała już faceta na boku i potajemnie się z nim spotykała.
Tak na koniec- czego bym chciała? Chyba,że to wszystko się naprawiło. Chciałabym stworzyć małe normalny dom, rodzinę. Mieć męża, których kocha i się stara. I wiecie co jest najgorsze? On przez to 1,5 roku ani razu się o nas nie postarał. Nie zawalczył.