Drogie Panie,
Nidgy nie przypuszczałam że będę szukać sercowej porady na forum ale mam w głowie zbyt duży mętlik. Będę Wam wdzięczna za Wasze porady odnośnie mojego związku. Potrzebuje trzeźwego spojrzenia na tą sytuację.
Zaczynając od początku. Jestem z moim chłopakiem od około 1.5 roku. Jakieś pół roku temu chłopak wyprowadził się do nowej pracy i kupił dom. I od tej pory pojawiły się problemy i przestał ze mną rozmawiać. Mam tu na myśli zupełny brak kontaktu całymi tygodniami. Przez pewien czas poprzedzający jego niespodziewane milczenie zauważyłam że odzywa się rzadziej. Aż w połowie kwietnia zamilkł zupełnie. Bardzo mnie to zaskoczyło, pisałam do niego, wydzwaniałam. Bez skutku, wydawało mi się że nie czyta nawet moich wiadomości. Nie mogłam po prostu pojawić się w jego mieszkaniu bo oczekując na formalności związane z kupnem domu pomieszkiwał u znajomych i nie wiedziałam gdzie aktualnie przebywa. Nie byłam też w stanie spróbować skontaktować się przez rodzinę czy znajomych bo w zasadzie nigdy ich nie poznałam (oprócz paru kolegów ze starej pracy). W końcu się poddałam uznając że zerwał ze mną w taki sposób, nie wiedziałam co o tym myśleć. W jednej z wiadomości napisałam że chyba powinnam uznać to za koniec.
Po paru dniach (3 tygodniach milczenia) dostałam w nocy długą wiadomość. Wyjaśniał w niej że ma problemy o których nie może mówić, dotyczące jego rodziny, że nowa praca go przerasta i żyje w stresie. Mówił że jest tak źle że nie sypia po nocach a ze mną nie rozmawia bo boi się że będę naciskać by powiedział mi o co chodzi lub by się spotkać. Mówił że od kiedy się wyprowadził za bardzo naciskałam na planowanie wspólnego czasu kiedy on nie mógł sobie pozwolić na czas wolny (zamieszkał 3 godziny pociągiem ode mnie więc dość daleko). Prosił o cierpliwość. Trochę zabolało mnie jego wyjaśnienie ale odpowiedziałam że chcę by ze mną porozmawiał. Próbowałam wyjaśnić że w związku może a nawet powinien dzielić się ze mną swoimi problemami i że jestem tu dla niego. Wspomniałam też że sama znalazłam się w kiepskiej sutuacji i powinniśmy wspierać się nawzajem.
Na odpowiedź czekałam następne parę tygodni. Tym razem odezwał się jakby nigdy nic pisząc kilka wiadomości co u mnie. Nasza rozmowa nie trwała długo bo zamilkł ponownie gdy tylko zapytałam czy wyjaśni mi w końcu co się dzieje i jak długo ma to potrwać. Po kolejnym miesiącu miałam naprawdę dość więc napisałam ostanią wiadomość mówiąc że to koniec i proszę by zabrał resztę swoich rzeczy.
Parę dni później jakby się obudził. Odpisał na moje wiadomości próbując się tłumaczyć jednak nadal nie wyjaśniając co się stało. Pisał że jest myślał że rozumiem i że na niego czekam i że nie przypuszczał że nadal chcę z nim zerwać. Powiedział mi że przyjedzie do mnie by porozmawiać, zapytał nawet czy mogę wziąść urlop z pracy na kolejny dzień. Byłam zdenerwowana całą sytuacją więc odmówiłam i poprosiłam by wracał po rozmowie do domu. Był to dzień jego urodzin o czym z wrażenia zapomniałam tak więc poczuł się nieco urażony że nie chciałam siędzić z nim czasu. Nadal nie chciał wyjaśnić mi jakie miał problemy dopóki prawie nie wyciągnęłam to z niego na siłę. Wszystko sprowadzało się do tego że w pracy nie szło najlepiej a wprowadził się do niego ojciec, na jego utrzymanie. Czego się bardzo wstydził więc nie chciał bym go odwiedzała by ojciec nie czuł się z tym źle. Nie chciałam tu nikogo oceniać ale opadły mi ręce bo nie potrafię tego zrozumieć.
Od tej pory nie wiem co mam dalej robić. On przeprosił mowiąc jak wielki błąd popełnił ale czy można o czymś takim tak po prostu zapomnieć? Odkąd zaczeliśmy ponowinie rozmawiać nalega na to by zacząc od nowa i budować nasz związek lecz ja nie mogę pozbyć się uczucia że to tak naprawdę nie jest związek gdy dwoje ludzi nie potrafi rozmawiać. Boję się kolejnej sutuacji gdy w obliczu problemów on zamknie się w swoim świecie a ja zostanę sama ze swoimi. Czuję że nie mogę na kimś takim zupełnie polegać. Jak można kogoś kochać i zapomieć o nim na tak długi czas? Zabolało mnie też to że rodzina jest tak ważniejsza odemnie. Czy ma to sens? Miałam wrażnie że on nie dostrzegał tej całej sytuacji i tego co zrobił z naszym związkiem który pomimo dystansu i tak był trudny.
Najbardziej zaskoczyło mnie że w kłótni powiedział mi że postąpił tak ponieważ nigdy nie był pewnien moich uczuć i czy tego czy może mi o wszystkim powiedzieć i to on był z nas dwojga bardziej zaangażowany. Po wyznaniu mi miłości po paru miesiącach bycia razem ja nie byłam gotowa by powiedzieć to samo co jego zdaniem bardzo nad tym przeważyło. Może miał po części rację.
Nasza znajomość zaczęła się może nie najlepiej ponieważ poznałam go zaraz po zerwaniu z dawną sympatią (po 5 latach związku i poważnych planach). Na początku uważałam że potrzebuję czasu by pobyć sama. Jednak chłopak bardzo się starał o moje względy szczególnie że musiałam wyjechać z miasta i bał się że urwie nam się kontakt. Zdecydowałam się dać mu szansę lecz nie czułam się w pełni gotowa na związek. Nie układało nam się źle, nie potrafiłam tylko powiedzieć że go kocham bo nie byłam pewna czy naprawdę to czuję. Czy popełniłam błąd? I czy to naprawdę powód dla takiego postępowania?
Przepraszam że tak się rozpisałam ale chciałam nakreślić jak najdokładniejszy obraz tej sytuacji. Czuję że muszę się z tym z kimś podzielić by podjąć decyzję co dalej. Sama już nie wiem co o tym myśleć. On nareszcie zrozumiał swój błąd, prosi mnie o powrót do niego i zaczęcie jeszcze raz od nowa. Mówi że teraz będzie mówił mi o wszystkim i to ja będę najważniejsza. Ale czy warto? Nie chcę znowu przez to przechodzić gdy pojawi się jakiś problem...