Po 6 latach związku coraz bardziej nie rozumiem swojej dziewczyny. Ciągle kłótnie tak naprawdę o nic. Mamy po 25 lat. Obecnie mieszka 300 km ode mnie z racji studiów i pracy. Po tych 6 latach mam wrażenie że zniszczyła mnie psychicznie. Gdy jesteśmy razem jest inna Kobieta, kiedy wyjedzie do miasta przez kilka dni jest dobrze potem z miłej dziewczyny robi się diablica. Jest niemila, chamska i wiecznie z niczego robi jakiś problem. Zazwyczaj kiedy wychodzi do pracy rozmawiamy ze sobą przez telefon. Rzucam wszystko w pracy aby z nią porozmawiać, czasem nie mogę i wtedy zaczyna się robić jak wcześniej czyli niemiła. Sam z siebie nie mogę do niej zadzwonić bo ma pretensje że coś robiła i jej przeszkadzam. Po pracy gdy wrócę do domu , szukam sobie jakiegoś zajęcia. Oczywiście ja informuje, wystarczy że przez dłuższy czas nie napisze SMS zbiera się w niej wielką złość (milosc przez SMS jej odpowiada). Najlepiej żebym max co 5 min odpisywał. Wtedy prawie za każdym razem robi się kłótnia po której chce się rozstawać. Jak jest sprzeczka boje się czegokolwiek poruszyć bo to zostaje wykorzystane przeciwko mnie. Każe mi się nie odzywać do siebie, po czym mija kilka dni i wielkie pretensje że nie odezwę się. Kiedy naprawdę mam dość i mówię jej że chce się rozstać zmiana o 180 stopni. Mija znowu kilka dni i znowu jestem wspaniały , cierpliwy i najlepszy na świecie.
Wiecznie ma problem z tym żeby do mnie pojechać , zapiera się rękoma i nogami. Ostatnie święta spędziliśmy osobno bo stwierdziła że chce je z rodziną spędzic. Przykre to dla mnie zwłaszcza że jestem dla niej bliskim człowiekiem z którym wiąże przyszłość.. nie mogę poruszyć tego tematu bo oczywiście nigdy nic takiego nie było. I tak jest ze wszystkim. Męczy mnie to już czasem to już za nic w świecie jej nie rozumiem.. Niedawno ustaliliśmy że będziemy mieszkać u mnie w domu. Dom duży mieszkam w nim ja i mama( tata zmarł), niedaleko większego miasta. Z pracą nie ma żadnego problemu wystarczy dobrze się rozejrzeć. Moja ukochana z dnia na dzien stwierdziła (kiedyś się rzuciła na mnie za to że jej mama na kawę mnie zaprosiła jak byłem przejazdem po kilka rzeczy, oczywiście 2 tygodnie focha) ze nie będzie mieszkac. Bo pracy nie ma, bo będzie musiała sprzątać i jej w tym nie pomogę albo inne dziwne powody.. ja sobie sam z tymi rzeczami radę. Zaznaczam żadnej gospodarki nie prowadzę, mieszkam i dojeżdżam do pracy 15min. Nie wiem czy coś ze mną czy co ale mam wrażenie że jej coraz bardziej odbija.. Ma 7 letnia siostrę, świata poza nią nie widzi. Powiedziała mi że jest najważniejsza osoba w jej życiu i nie przyjeżdża do domu żeby się ze mną spotkac tylko z nią. Zawsze poświęcałem się dla njej, trzeba było pomagałem jej we wszystkim, wspierałem, ufałem teraz czuję się jak wrak. Jestem od niej uzależniony tzn od tej jednej jej połowy, Czułej, troskliwej kochanej, dającej wsparce i miłość. A nienawidzę tej zezloszczonej egoistycznej zołzy, której wszystko przeszkadza i która chce żeby wszystko było po jej myśli, przez którą straciłem pewność siebie i wiele innych cech. Chyba też zdrowy nie jestem skoro wytrzymałem tyle lat i nie potrafię powiedzieć to koniec. Nie wiem jak mam z nią rozmawiac.
Po 6 latach związku coraz bardziej nie rozumiem swojej dziewczyny. Ciągle kłótnie tak naprawdę o nic. Mamy po 25 lat. Obecnie mieszka 300 km ode mnie z racji studiów i pracy. Po tych 6 latach mam wrażenie że zniszczyła mnie psychicznie. Gdy jesteśmy razem jest inna Kobieta, kiedy wyjedzie do miasta przez kilka dni jest dobrze potem z miłej dziewczyny robi się diablica. Jest niemila, chamska i wiecznie z niczego robi jakiś problem. Zazwyczaj kiedy wychodzi do pracy rozmawiamy ze sobą przez telefon. Rzucam wszystko w pracy aby z nią porozmawiać, czasem nie mogę i wtedy zaczyna się robić jak wcześniej czyli niemiła. Sam z siebie nie mogę do niej zadzwonić bo ma pretensje że coś robiła i jej przeszkadzam. Po pracy gdy wrócę do domu , szukam sobie jakiegoś zajęcia. Oczywiście ja informuje, wystarczy że przez dłuższy czas nie napisze SMS zbiera się w niej wielką złość (milosc przez SMS jej odpowiada). Najlepiej żebym max co 5 min odpisywał. Wtedy prawie za każdym razem robi się kłótnia po której chce się rozstawać. Jak jest sprzeczka boje się czegokolwiek poruszyć bo to zostaje wykorzystane przeciwko mnie. Każe mi się nie odzywać do siebie, po czym mija kilka dni i wielkie pretensje że nie odezwę się. Kiedy naprawdę mam dość i mówię jej że chce się rozstać zmiana o 180 stopni. Mija znowu kilka dni i znowu jestem wspaniały , cierpliwy i najlepszy na świecie.
Wiecznie ma problem z tym żeby do mnie pojechać , zapiera się rękoma i nogami. Ostatnie święta spędziliśmy osobno bo stwierdziła że chce je z rodziną spędzic. Przykre to dla mnie zwłaszcza że jestem dla niej bliskim człowiekiem z którym wiąże przyszłość.. nie mogę poruszyć tego tematu bo oczywiście nigdy nic takiego nie było. I tak jest ze wszystkim. Męczy mnie to już czasem to już za nic w świecie jej nie rozumiem.. Niedawno ustaliliśmy że będziemy mieszkać u mnie w domu. Dom duży mieszkam w nim ja i mama( tata zmarł), niedaleko większego miasta. Z pracą nie ma żadnego problemu wystarczy dobrze się rozejrzeć. Moja ukochana z dnia na dzien stwierdziła (kiedyś się rzuciła na mnie za to że jej mama na kawę mnie zaprosiła jak byłem przejazdem po kilka rzeczy, oczywiście 2 tygodnie focha) ze nie będzie mieszkac. Bo pracy nie ma, bo będzie musiała sprzątać i jej w tym nie pomogę albo inne dziwne powody.. ja sobie sam z tymi rzeczami radę. Zaznaczam żadnej gospodarki nie prowadzę, mieszkam i dojeżdżam do pracy 15min. Nie wiem czy coś ze mną czy co ale mam wrażenie że jej coraz bardziej odbija.. Ma 7 letnia siostrę, świata poza nią nie widzi. Powiedziała mi że jest najważniejsza osoba w jej życiu i nie przyjeżdża do domu żeby się ze mną spotkac tylko z nią. Zawsze poświęcałem się dla njej, trzeba było pomagałem jej we wszystkim, wspierałem, ufałem teraz czuję się jak wrak. Jestem od niej uzależniony tzn od tej jednej jej połowy, Czułej, troskliwej kochanej, dającej wsparce i miłość. A nienawidzę tej zezloszczonej egoistycznej zołzy, której wszystko przeszkadza i która chce żeby wszystko było po jej myśli, przez którą straciłem pewność siebie i wiele innych cech. Chyba też zdrowy nie jestem skoro wytrzymałem tyle lat i nie potrafię powiedzieć to koniec. Nie wiem jak mam z nią rozmawiac.
Czym dla Ciebie będzie w takim razie walka, a czym odpuszczenie, skoro nie zamierzasz kończyć toksycznego związku?
Nie wiem nawet jak z nią porozmawiac o tym żeby nie było awantury, ppzatym zastanawiam się czy to nie moja wina wszystko. Sądzę po tym że mi ciągle to wmawia a swoich błędów nie widzi. Nie potrafie zerwać z nią kontaktu, bo dużo rzeczy mi ją przypomina. Ale z drugiej strony wiem że to konieczne
Może za dużo "trudnych spraw", ale przyszło mi do głowy, że ta siedmioletnia siostra, poza którą Twoja dziewczyna świata nie widzi, równie dobrze mogła by być... jej córką
Myślę że taka opcja nie wchodzi w grę:) nie zmienia to faktu że ma charakter dziecka...
6 2018-07-18 21:38:18 Ostatnio edytowany przez Klio (2018-07-18 21:38:50)
Nie wiem nawet jak z nią porozmawiac o tym żeby nie było awantury, ppzatym zastanawiam się czy to nie moja wina wszystko. Sądzę po tym że mi ciągle to wmawia a swoich błędów nie widzi.
I to poczucie winy jest wbrew pozorom wygodne zarówno dla niej, jak i dla Ciebie. Dla niej stanowi odskocznię do manipulacji i przykłada wiele wysiłku, aby pielęgnować w Tobie poczucie winy. Ty z kolei sam dbasz o to, by czuć się winnym, bo to poczucie winy stanowi dla Ciebie usprawiedliwienie przed sobą i innymi dla kontynuacji związku, który Cię krzywdzi.
Nie potrafie zerwać z nią kontaktu, bo dużo rzeczy mi ją przypomina. Ale z drugiej strony wiem że to konieczne
Dziecinne tłumaczenie i racjonalizacja stworzona na własne potrzeby po to, by przykry marazm trwał. Skoro rzeczy przypominają, Ty jesteś winny, a w dodatku nie potrafisz (czyt. nie chcesz) zerwać kontaktu, to prosty wynik jest taki, że Twój toksyczny związek z nią będzie trwał. Mówienie o konieczności w tym przypadku jest tylko... mówieniem. Stwarzasz nim jedynie pozory racjonalnego myślenia przed innymi, ale przede wszystkim przed sobą. W rzeczywistości za mówieniem o konieczności nie stoi żadne działanie, które pozwoliłoby na zakończenie toksycznego związku. Ty kończyć nie chcesz. Ty chcesz zmienić ją, wykonać magiczne hokus-pokus i voila wymarzona dziewczyna. Problem polega na tym, że zmienić możesz tylko siebie, a o tym nawet nie myślisz i robić tego nie zamierzasz. Wszystkie wysiłki pójdą więc w gwizdek. Z 6 lat zrobi się ileś tam, dopóki ona nie zostawi Ciebie. Nie miej złudzeń, że będzie miała przy tym jakiekolwiek skrupuły. Obecny brak szacunku do Ciebie to będzie przy tym pikuś.
Po 6 latach związku coraz bardziej nie rozumiem swojej dziewczyny. Ciągle kłótnie tak naprawdę o nic. Mamy po 25 lat. Obecnie mieszka 300 km ode mnie z racji studiów i pracy. Po tych 6 latach mam wrażenie że zniszczyła mnie psychicznie. Gdy jesteśmy razem jest inna Kobieta, kiedy wyjedzie do miasta przez kilka dni jest dobrze potem z miłej dziewczyny robi się diablica. Jest niemila, chamska i wiecznie z niczego robi jakiś problem. Zazwyczaj kiedy wychodzi do pracy rozmawiamy ze sobą przez telefon. Rzucam wszystko w pracy aby z nią porozmawiać, czasem nie mogę i wtedy zaczyna się robić jak wcześniej czyli niemiła. Sam z siebie nie mogę do niej zadzwonić bo ma pretensje że coś robiła i jej przeszkadzam. Po pracy gdy wrócę do domu , szukam sobie jakiegoś zajęcia. Oczywiście ja informuje, wystarczy że przez dłuższy czas nie napisze SMS zbiera się w niej wielką złość (milosc przez SMS jej odpowiada). Najlepiej żebym max co 5 min odpisywał. Wtedy prawie za każdym razem robi się kłótnia po której chce się rozstawać. Jak jest sprzeczka boje się czegokolwiek poruszyć bo to zostaje wykorzystane przeciwko mnie. Każe mi się nie odzywać do siebie, po czym mija kilka dni i wielkie pretensje że nie odezwę się. Kiedy naprawdę mam dość i mówię jej że chce się rozstać zmiana o 180 stopni. Mija znowu kilka dni i znowu jestem wspaniały , cierpliwy i najlepszy na świecie.
Wiecznie ma problem z tym żeby do mnie pojechać , zapiera się rękoma i nogami. Ostatnie święta spędziliśmy osobno bo stwierdziła że chce je z rodziną spędzic. Przykre to dla mnie zwłaszcza że jestem dla niej bliskim człowiekiem z którym wiąże przyszłość.. nie mogę poruszyć tego tematu bo oczywiście nigdy nic takiego nie było. I tak jest ze wszystkim. Męczy mnie to już czasem to już za nic w świecie jej nie rozumiem.. Niedawno ustaliliśmy że będziemy mieszkać u mnie w domu. Dom duży mieszkam w nim ja i mama( tata zmarł), niedaleko większego miasta. Z pracą nie ma żadnego problemu wystarczy dobrze się rozejrzeć. Moja ukochana z dnia na dzien stwierdziła (kiedyś się rzuciła na mnie za to że jej mama na kawę mnie zaprosiła jak byłem przejazdem po kilka rzeczy, oczywiście 2 tygodnie focha) ze nie będzie mieszkac. Bo pracy nie ma, bo będzie musiała sprzątać i jej w tym nie pomogę albo inne dziwne powody.. ja sobie sam z tymi rzeczami radę. Zaznaczam żadnej gospodarki nie prowadzę, mieszkam i dojeżdżam do pracy 15min. Nie wiem czy coś ze mną czy co ale mam wrażenie że jej coraz bardziej odbija.. Ma 7 letnia siostrę, świata poza nią nie widzi. Powiedziała mi że jest najważniejsza osoba w jej życiu i nie przyjeżdża do domu żeby się ze mną spotkac tylko z nią. Zawsze poświęcałem się dla njej, trzeba było pomagałem jej we wszystkim, wspierałem, ufałem teraz czuję się jak wrak. Jestem od niej uzależniony tzn od tej jednej jej połowy, Czułej, troskliwej kochanej, dającej wsparce i miłość. A nienawidzę tej zezloszczonej egoistycznej zołzy, której wszystko przeszkadza i która chce żeby wszystko było po jej myśli, przez którą straciłem pewność siebie i wiele innych cech. Chyba też zdrowy nie jestem skoro wytrzymałem tyle lat i nie potrafię powiedzieć to koniec. Nie wiem jak mam z nią rozmawiac.
Nie wiem jak Ty z nią wytrzymałeś te 6 lat, przecież wg mnie to jest toksyczny związek. Ona ma jakieś nieuzasadnione i pretensje i zawirowania. Czy tak ogólnie to z nią jest wszystko ok? mam na myśli zdrowie psychiczne. Przepraszam, ale tak to wygląda z Twojego postu. Ja bym się wolała zastanowić,czy warto dalej ciągnąć ten chory związek.Wykończysz się człowieku i psychicznie i fizycznie,chyba tego nie chcesz. Warto nad tym pomyśleć,bo lepiej przecierpieć rozstanie, niż męczyć się tak dalej.
Witam po raz kolejny,trochę czasu minęło wstyd się przyznać ale po pewnym czasie znowu wróciliśmy do siebie.Tylko ze teraz sprawy nabrały większego obrotu bo jakiś czas temu zaręczyliśmy się. Było w porządku do ostatniego tygodnia. Pojechałem do niej na weekend spędziliśmy go razem. W ostatnią środę od rana wstąpiła w nią zołza jakaś nawet mi brzydko w SMS odpisywała. Od poniedziałku zaczęło jej wszystko dosłownie przeszkadzać w pracy i w mieszkaniu gdzie mieszka. Po południu normalna rozmawialiśmy przez telefon. Wieczorem poinformowała mnie ze ślubu nie będzie(zdążyliśmy ustalić datę na jesień, wybraliśmy restauracje) bo ona nie może z nikim mieszkać bo nie będzie się dostosowywać do kogoś i cierpieć kosztem siebie. Dzisiaj chciałem z nią porozmawiać przyjechać, nie ma mowy nie chce rozmawiać i mnie znać. Nie ukrywam ze mądry nie jestem skoro pozwoliłem sobie żebyśmy do siebie wrócili jak wiedziałem ze coś podobnego może się wydarzyć w przyszłości, ale dzisiaj nie wytrzymałem wygarnąłem jej wszystko i podziękowałem.
cześć:) przeczytam w międzyczasie temat od początku, w związku z ostatnim postem krótkie pytanie
Wieczorem poinformowała mnie ze ślubu nie będzie(zdążyliśmy ustalić datę na jesień, wybraliśmy restauracje) bo ona nie może z nikim mieszkać bo nie będzie się dostosowywać do kogoś i cierpieć kosztem siebie. Dzisiaj chciałem z nią porozmawiać przyjechać, nie ma mowy nie chce rozmawiać i mnie znać. Nie ukrywam ze mądry nie jestem skoro pozwoliłem sobie żebyśmy do siebie wrócili jak wiedziałem ze coś podobnego może się wydarzyć w przyszłości, ale dzisiaj nie wytrzymałem wygarnąłem jej wszystko i podziękowałem.
czy dziewczyna sprecyzowała, jakie dokładnie ma obawy w związku ze wspólnym mieszkaniem? czy sądzisz, że może to mieć związek z Twoim zachowaniem?
Myślę że nie chodzi o moje zachowanie, mieszkaliśmy kiedyś razem, to nie było problemów kazdy miał swoje obowiązki. Ona lubi jak jest wszystko po jej myśli. Jeżeli rzucę jakiś pomysł nie zawsze się musi jej spodobać. Odkąd pamiętam nasze kłótnie były o byle pierdole. Kiedyś pojechałem na lotnisko po kolegę z dziewczyną, chciałem ją zabrać. Nie chciała za godzinę skwitowała to tak"koniec miłości" i znowu kłótnie. Albo rozmawiamy przez telefon lub Skype wszystko dobrze Się klei, do spania powie że powinny się rozstać. Mam wrażenie że większość kłótni spowodowana jest innymi ludźmi. Ciągle mówi że ktoś ją w pracy wkurza albo karze coś robić. Albo współlokatorzy jak rozmawiają głośno przez telefon, gotują o takiej porze jak trzeba lub że nie sprzątają na czas. Oczywiście mam takie szczęście i wrażenie że na mnie ta złość rozładowuje. Dawno temu powiedziała że nie chciała by się obudzić. Nie wiem jak mam jej pomóc czy nawet sobie. Jeszcze trochę czasu i jedno drugie wykończy.
11 2019-10-11 11:54:10 Ostatnio edytowany przez mir24 (2019-10-11 11:55:24)
Witajcie.
W ostatnim czasie znowu zawirowania w moim życiu nastąpiły. Znowu wynikła wielka kłótnia tak naprawdę o nic. Cały tydzień chodziła naburmuszona i nie wiadomo o co jej chodziło. W sobotę apogeum nastąpiło. Zadzwoniłem do niej na chwilę i co? Oczywiście źle że dzwonię o tej porze. Potem się zaczęły żale pretensje tak naprawdę nie wiem o co.. standardowe gadanie. Nie wytrzymałem powiedziałem że to koniec. Mam nadzieję że przetrwam.
Na serio nie widzisz co robisz?
Ona traktuje Cię jak mopa do podłogi a Ty nawet słówkiem nie piśniesz.
W końcu odważyłeś się i zerwałeś. Ale wystarczyło, że kiwnie palcem i znowu robisz wszystko czego ona chce.
Teraz znowu zerwałeś. Mogę dać sobie uciąć obie ręce, że w końcu się do Ciebie odezwie i znowu będzie miła, kochana i inne na na na na...
A teraz do sedna. Wiesz dlaczego tak jest?
Bo ona nie ma do Ciebie w ogóle szacunku. W jej oczach jesteś totalnym zerem.
A dlaczego tak jest?
A no dlatego, że nie jesteś konsekwentny w tym co mówisz a co robisz.
Jakbyś od razu powiedział, że albo się zmieniasz albo nara to byłoby inaczej. Tylko sęk w tym, że naprawdę trzebaby było z nią uciąć kontakt.
A takie "to koniec" a za tydzień piszecie jak gdyby nigdy nic to wiesz... Ona wie, że Ty tylko tak piszesz bo boisz się to zrobić.
Rada?
Zablokuj ją, wyrzuć wszystkie rzeczy i NIGDY nie spotykam się z nią.
Jak wrócisz do niej, to uwierz, że to dopiero początek.
Ona zrobi Ci z życia i psychiki totalny śmietnik.
Jak chcesz tego to bierzcie ślub, dziecko i przeczytasz sobie mój post za kilka lat.
Odcinam się od niej. Sam sobie jestem winny tego straconego czasu. Z ziemi i nieba było widać ze coś jest nie tak. Ale myślałem sobie ze dam rade. W ostatnim czasie miała więcej negatywnych dni niż tych pozytywnych. Wszystko ja złościło. Nie raz słyszałem ze nie chciała by się obudzić bo wszystko jest bez sensu. Kilka razy usłyszałem od niej, ze z nią jest coś nie tak, ze może ma depresje. Powtarzałem jej ze damy rade ze wszystkim (przez kilka dni było ok, potem kumulacja) wspierałem ja we wszystkim pomagałem w czym mogłem bo widziałem ze będzie jej lepiej na duchu. Tak samo z mieszkaniem po ślubie raz ze w domu u mnie a raz ze gdzieś indziej. Albo ostatnio wpadła na pomysł ze będzie się zwalniać z pracy bo każdy ja denerwuje. W tym roku to już jej 3 praca. Nie będę się rozpisywał czemu aż tyle ale w każdej chodziło o ludzi. Zycie na odległość nie jest dobre ale jeszcze miesiąc, dwa i miała wrócić. Chciałbym jej pomoc ale nie potrafię zrozumieć jej toku myślenia. Ze skrajności w skrajność.