Witam. Opiszę wam pokrótce moją sytuację.
Poznałam go 3 lata temu na wakacjach. Okazało się, że mieszkamy rzut beretem od siebie. Pierwszy rok naprawdę super, bez większych kłótni, można powiedzieć sielanka. Zaczęło się psuć od momentu gdy wrócił jego kumpel z emigracji(pracowali kilka lat razem w UK). Zaczęło się jakieś dziwne znikanie, twierdził, że jeździ pomagać mu w remoncie domu. Potem znikał również na weekendy twierdząc, że mają jedną inwestycję wspólną i muszą się tym zająć. Jak pytałam o co chodzi to zbywał mnie, że powie mi za jakiś czas bo to ma być niespodzianka. Mijały kolejne tygodnie, miesiące i sytuacja się nie zmieniała. Raz czy drugi mu powiedziałam, że chcę razem z nim pojechać i zobaczyć to mieszkanie kumpla i tą inwestycję to powiedział, że to jeszcze nie czas i wkrótce mi wszystko opowie. Zaczęłam być coraz bardziej podejrzliwa, przestałam mu ufać, chciałam sprawdzać telefon, nawet pomyślałam o detektywie. Zaczęły się kłótnie, awantury w których nie raz słyszałam, że powinnam się zacząć leczyć na głowę, że mam jakieś fobie. Koniec końców przypadkiem dowiedziałam się od ''znajomej znajomej'', że ten jego kumpel nie remontuje żadnego mieszkania. Jak mu o tym powiedziałam to wybuchnął, wyzwał mnie od najgorszych, że go sprawdzam i jak mu nie ufam to mam cytuję ''wypier****". Powiedział, że ten remont to właśnie ta inwestycja, że kupili mieszkanie z kumplem pod wynajem albo na sprzedaż. Powiedziałam by mi to pokazał to się wymigał, że już się przede mną nie ma zamiaru tłumaczyć. Dwa miesiące temu się wyprowadziłam od niego, a 2 tygodnie temu odezwał się i prosi by dać mu szansę, że wszystko przemyślał. Nalega na spotkanie, ale na razie się waham. Proszę was o jakieś rady.