Cześć.
Mieszkam w Krakowie, mam 24 lata, dobry zawód, dobre zarobki, epizody okołodepresyjne, perfekcjonista, aktywny fizycznie.
Ona - 19 lat, mieszka 200km ode mnie w innym mieście. Idzie do 4 technikum, brak dobrego zawodu, łączy przyszłość z rodzicielstwem.
Jesteśmy ze sobą od 5 miesięcy. Były tygodnie że widzieliśmy się po kilka razy w jednym tygodniu, bywały też takie że ani razu. Zależne od pracy mojej głównie po prostu.
Ona raczej bez kasy, na utrzymaniu rodziców. W związku głównie (głównie to nie znaczy zawsze) ja trzymam inicjatywę, pomysły na spędzanie czasu, kolacje, kino, prezenty, wyjścia na miasto, ze znajomymi itp.
Jesteśmy swoim przeciwieństwem, ja spokojny, nieśmiały, lubiący samotność, ambitny, lubię porządek,
ona wręcz przeciwnie. Lubi wychodzić ze znajomymi co najmniej raz na tydzień.
Zaczęło mi się to nie podobać, bo nie ma wtedy z nią kontaktu, albo jest on utrudniony gdyż odpisuje czasem po 30 minutach, czasem po kilku godzinach.
Rozmawialiśmy o mojej zazdrości o jej kolegów, o tym że mam problem z tym że ja pracuje a ona się bawi beze mnie, kontakt miał się poprawić ale nic się nie zmieniło.
Ostatnio mieliśmy głównie z tego powodu dużo kłótni. Dni milczenia itp. Chciałem się zmienić, chodziłem na drogą psychoterapię, po to aby być dla niej lepszym i nie robić problemów z powodu braku zaufania.
Prawie nigdy nie dała mi powodu aby jej nie ufać. A jak dała to wytłumaczyła się celująco, że nie można było jej nic zarzucić. Ogólnie jest osobą która raczej mówi wszystko prosto z mostu, nie owija w bawełne,
nie kręci, nie kłamię. Więc nie mam powodu też aby nie wierzyć w jej słowa. Po prostu popełniła błąd po alkoholu i zadzwoniła nie tam gdzie trzeba... Przerobiliśmy to już.
Moja zazdrość poważnie szkodzi naszym relacjom, ale nie potrafię jej zwalczyć sam, a obecnie z powodu wydatków nie stać mnie na kontynuacje psychoterapii. Z tym że mimo że o tym rozmawiamy, ona mi nie pomaga, nadal nie kontaktuje się ze mną podczas wyjść ze znajomymi. To nie jest tak że zakazuje jej tego, broń boże, chociaż ona jest zdania że chce ją zamknąć w klatce. Chciałbym żeby po prostu potrafiła poświęcić mi te 10 minut nawet jak jest wśród znajomych i napisać co robi, z kim jest, do kiedy będzie siedzieć. Sama, nie że ja muszę z niej to wyciągać bo tak to nic się nie dowiem. Niestety to chyba jest dla niej za trudne. A to by mnie uspokoiło i nie robiłbym problemów z jej wyjść. Nie lubię jak nie ma z nią kontaktu prawie, siedzi gdzieś nie wiadomo do której, chleje to piwsko i jara faje. Nie lubię nałogów. Jedyny nałóg który lubię to siłownia. Po ostatnich kłótniach i dniach milczenia, znów po trochu wraca wszystko do normy, ale jednak nie do końca wszystko.
Kiedyś stwierdziła że rzuca tę szkołę i to wszystko i przeprowadza się do mnie (dalibyśmy radę, szkołe też by tu znalazła do kontynuacji), oczywiście nie pozwoliłbym na to raczej, ale to wiele dla mnie znaczyło. Wiedziałem że jej na mnie zależy.
Ostatnio wystąpiły takie sytuacje które wzbudziły mój niepokój:
- jechałem z pracy i mogłem być najwcześniej u niej o 1 w nocy, nadrabiając drogi do domu aby zajechać do jej miasta, przyjechałem pod dom, wiedziałem że śpi ale miała się obudzić, niestety telefony nic nie zdziałały i musiałem wracać 200km o 1 w nocy bo ona się nie obudziła, straciłem czas i pieniądze. Nie robiłem z tego wielkich problemów, chociaż ja nie usnąłbym tylko czekał na nią, choćbym miał strzelić kawę, chciałbym po prostu zasnąć przy niej, móc się w nią wpatrywać jak zasypia,
- druga sytuacja to jak pogodziliśmy się w miarę po nieporozumieniu i dniach milczenia, przyjechałem do niej do miasta służbowo ale mogłem u niej nocować i wracać na następny dzień, liczyłem na to bo nie widzieliśmy się ze dwa tygodnie, a pisałem jej wiele razy że nie mogę spać w nocy i siedzę do rana, chce w końcu spokojnie przy niej usnąć (nie liczyłem na żaden seks (z nim też były problemy i kłótnie, bo ona ma małe potrzeby a ja duże, połączyło się to z moją zazdrością i kłótnia że zabawia się z kimś innym murowana)). Po kilku godzinach spędzonych na mieście, na moje pytanie (czekałem aż sama zaproponuje ale nic) o spędzenie wieczoru razem i spanie (ja rano do pracy bym uciekał), powiedziała że musi się uczyć bo ma egzamin jutro. Uczyła się już kiedyś przy mnie więc zaskoczyło mnie to. Powiedziałem że nie będę przeszkadzał, będę siedział cicho i wcześnie położymy się spać żeby wstała na egzamin. Jednak to jej nie przekonało. Wyjechałem już autem z jej miasta i po krótkiej rozmowie i moich słowach że zawiodłem się i że wiedziała że mi zależy na jej obecności po dniach milczenia i "rozłąki" stwierdziła że mogę przyjechać. No myślałem że jebne, psem nie jestem którego wyrzuca się za drzwi, a po 5 minutach zaprasza i on merda ogonem. Wkurzyłem się i znów było nie tak między nami,
- trzecia sytuacja jest taka że planowaliśmy żeby ona przyjechała do mnie na miesiąc na wakacje i tu pracowała, mieszkała ze mną. Chciała dokładać się połowe mojego czynszu, poza tym jedzenie i czasem jakieś rozrywki. Był taki plan.
Teraz gdy zbliża się lipiec i zaczęliśmy o tym rozmawiać, stwierdziła że jednak woli u siebie bo więcej zarobi. Znów mnie niemiło zaskoczyła. Bo ja gdy miałem wybór ona vs praca to wybierałem ją (niestety ja mam zobowiązania finansowe, mieszkanie, raty itp itd i muszę coś pracować, ona nie bo jest na utrzymaniu rodziców). Powiedziała że musi jak najwięcej zarobić bo chce "czerpać przyjemność z wydawania pieniędzy" i kupić sobie odzież i obuwie bo jej się rozwalają obecne. I tu mnie zaskoczyła bardzo niemiło.
Ja zawsze stawiałem ją na pierwszym miejscu bo ją kocham. Nie mam problemów z pieniędzmi, ona ma bo uczy się, rozumiem to że chciałaby sobie coś kupić. Proponowałem jej nawet że nie będzie płacić tego czynszu na pół ze mną, ja sam opłacę bo i tak płace tyle od kilkunastu miesięcy więc nie robi mi to różnicy. Nie odniosła się do tego. Tylko że musi dużo zarobić bo rodzicie remont robią i nie chce od nich brać i ich obciążać. Rozumiem to ale nie rozumiem jej zachowania.
Pewnie z wydatkami zarobiła by mniej niż u siebie, ale dlatego jej nawet zaoferowałem nie płacenie czynszu bo mam to gdzieś. Kocham ją i nie obchodzą mnie pieniądze (mimo że jestem ambitny i dążę do jak największych zarobków).
Czy osoba która kocha tak się zachowuje? Ja gdybym miał spędzić miesiąc z osobą którą kocham szczerze, i za którą tęsknię bo nie spędziliśmy dawno ze sobą dłuższego czasu razem, nawet kosztem tych kilku stów, nie zastanawiałbym się.
A już na pewno nie wybrałbym pieniędzy. Nie rozumiem tego. Tak bardzo ją kocham, chce żeby wszystko się naprawiło, a ona mi nie pomaga. Tęsknię za jej obecnością, za przytulaniem, buziakami. Ale ją nic nie rusza, nic co jej piszę...
Proszę Was o jakąś opinie, radę...