wina i lęk - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 22 ]

Temat: wina i lęk

Chciałabym się zwrócić do Was, bo nie radzę sobie już sama ze sobą i obwiniam się ciągle, choć jednocześnie jestem na partnera bardzo zła. Jesteśmy ze sobą siedem lat, ale nie mieszkamy razem. Ja samotnie wychowuję córkę, która jest już nastolatką. Bardzo dobrze zna mojego partnera i w jakiś sposób akceptuje go, choć cała nasza relacja należy do trudnych i burzliwych.

Choć partner chciałby mieszkać z nami, ja nie zdecydowałam się na to i temat ten powraca jak bumerang co jakiś czas, w formie zarzutów w stosunku do mnie. Zarzuty są zawsze takie same, że on już nie może, że mam go w dupie, że nic dla mnie nie znaczy. Dla mnie jest to nie prawdą i zależy mi na partnerze, ale nie wyobrażam sobie z nim mieszkania pod jednym dachem. Córka, gdy o tym wspominam również mówi stanowcze: mamo proszę nie.

I tak oto żyjemy w zawieszeniu, tkwimy w sytuacji bez wyjścia. Spotykamy się w łikendy i te spotkania są czasem udane, a czasem temat rozmów skupia się znowu na problemie: że on nic dla mnie nie znaczy, że jest la mnie nikim, że on chce to skończyć.

A moja decyzja jest tylko i wyłącznie formą obrony przed nim, bo:

Gdy wchodzi do domu, córka ścisza muzykę, ja wyłączam telewizor i przestaję robić wszystkie zaczęte czynności. Uwaga ma być skupiona na nim i ciągle słyszę, że mogłam to zrobić wcześniej, tamto zrobić inaczej. Najlepiej gdybym porzuciła wszelkie inne formy aktywności i plackiem leżała przy nim. Ewentualnie mogę jeszcze gotować.

Często już od progu ma pretensje do córki, o jakieś jak dla mnie pierdoły i czepia się jej, co wkurza mnie bardzo i reaguję wtedy, staję w jej obronie, bardzo moim zdaniem delikatnie, a to wywołuje jego złość i awanturę. Zarzuty, że gdybym się nie wtrącała, to oni załatwili by to między sobą. Powiedziałam niejednokrotnie, że smutno mi, że po paru dniach przychodzi i zamiast uśmiechu, wchodzi od razu z pretensjami.

Nigdy nie chwali, rzadko rozmawia na luzie. W jego obecności czuję ciągłe napięcie, że coś zrobiłam źle, że coś przeoczyłam i zaraz mi to wypomni, zwróci uwagę jak podlotkowi, który wymaga ciągłej kontroli.  Że kocie kupy w kuwecie, że dlaczego jeszcze pranie wisi, że dlaczego pozwalam córce na to bądź na tamto, jak do tego dopuściłam. Potem ostentacyjnie zaczyna np wkładać naczynia do zmywarki, albo jak ostatnio sprzątać łazienkę, gderając w kółko, że on tyle dla nas robi itp. , a ja nic nie zauważam i nie podziękuję.

A ja cicho powiem, że oprócz tych czynności raz na tydzień nie robi nic. Każdy pomysł spędzenia wolnego czasu wychodzi ode mnie, wakacje załatwiam ja i decyduję gdzie pojedziemy, ja proponuję kino, koncert, wieczorne wyjście do miasta, wyjazd za miasto, książkę.Pieniądze za wakacje i przyjemności dzielimy po połowie. Myślę też co ugotować gdy przyjdzie, robię zakupy, opiekuję się córką. Nie wyręcza mnie w niczym i rzadko proszę o pomoc. Nie dokłada się do zakupów, a z uwagi, że nie mieszka nie płaci też rachunków. Gdy poproszę o załatwienie lub zrobienie czegoś zawsze słyszę jedno: Bo ja jestem ci potrzebny tylko do tego i wymaga szczególnych podziękowań i uwagi, że to zrobił.  Gdy jestem zmęczona obowiązkami i tym ciągłym wymyślaniem atrakcji i sposobów spędzania wolnego czasu i zdarzy się, że nic nie wymyślę słyszę: Ale nudy, mogliśmy tyle fajnych rzeczy zrobić, a tak przez twoje nieogarnięcie siedzimy w domu. Gdy pakuję siebie i córkę na wyjazd, lub pod namiot zawsze jest źle: a to za dużo małych tobołków i jak on to ma wsadzić do bagażnika, to na następny raz pilnuję, żeby wszystko było razem w większych torbach - awantura bo mogłam to popakować w mniejsze tobołki, wtedy łatwiej by upchnął. Dodam, że mówi to w wielkiej złości, aż czerwony na twarzy, ciągle gdera o odpowiedzialności, lojalności i o tym, że nic nie robię tylko się całymi dniami obijam. Gdy w nocy oglądam serial krzyczy, żebym poszła spać bo będę niewyspana, gdy w niedzielę śpię dłużej, albo utnę sobie drzemkę po południu, komentuje, że tracę czas. Często czuję oszukana i bezradna, stłamszona. Często mam chęć przytulenia się do niego, ale nie robię tego, bo widzę przed sobą napięty głaz. Twarz zionącą złością i tym jak bardzo jest mną rozczarowany.

No i kontrola - kontrola. Czuję się pod jego ciągłą kontrolą i nigdy swoim postępowaniem nie jestem w stanie go usatysfakcjonować. Sprawić, by poczuł się dla mnie ważny, że go kocham, bo rzeczywiście bez miłości trudno mi byłoby znieść chyba wszystkie te subtelne formy zniewolenia.

A jest ich wiele. W galerii handlowej zarzut, że mam go w dupie i złość, bo się jego zdaniem rozglądam za bardzo, kiedy to on wymaga uwagi. Potrafił mnie zostawić na środku sklepu, bo za szybko idę i patrzę w koło. Zostałam z torbami płacząc i nie wiedząc o co chodzi. Normalnie robiłam zakupy, było mi głupio bo swoim zachowaniem i złością zwraca uwagę innych osób.

Nie raz czułam się strasznie, gdy krzyczał na mnie wśród obcych. Po przyjeździe na wakacje w obcym miejscu, darł się, o to że nie potrafię mu wskazać, gdzie jest wynajęta kwatera, a miałam się przygotować do podróży i pokierować go w razie czego. To było zupełnie obce miejsce i choć miałam adres i mapę nie mogliśmy trafić. Obwiniał mnie za to i awanturował się na ulicy.

Najlepsze jest to, że później on tych rzeczy w ogóle nie pamięta, a były takich przypadków setki. On twierdzi że przesadzam i to nie miało miejsca, że jak zwykle wszystko sobie wymyślam. Jest mi tak bardzo wtedy wstyd i żal, żal że mi serce pęka i wstyd, że patrzy na to moja córka. Nigdy nie przeprasza, nigdy. A takich wybuchów było wiele i po każdym czułam się upokorzona, czułam się jak zbity pies, a on dziesięć minut później tryskał dobrym humorem i żartował, że taką mieliśmy przygodę.

Nie wiem jak nauczyłam się to znosić, chodzić na palcach, nie prowokować. Właściwie jedyne co pozostało to to, że nie mogę przejść obojętnie, gdy zaczyna czepiać się córki.

Gdy dochodzi do jakiejkolwiek rozmowy między nami zawsze wyciąga ten sam argument, że ja traktuję go po prostu strasznie, ze nie mieszkamy razem do tej pory przeze mnie, że co to za związek jest, w którym on nie może mieszkać ze swoją kobietą, a ja czuję się jak w potrzasku, bo zwyczajnie nie wyobrażam sobie, że miałabym znosić to 24 godziny na dobę.

Kolejną rzeczą jest lustracja. Jestem nielojalna, nieodpowiedzialna, niegodna zaufania, ciągle coś kręcę, kombinuję za jego plecami, zdradzam, utrzymuję nie takie kontakty.

Parę lat temu zwierzyłam się swojemu dawnemu koledze, dosłownie w paru zdaniach napisałam, ze jest mi ciężko, nie używałam brzydkich słów na partnera, nie obrażałam go. Kolega opisał: "Zostaw tą gnidę." Nie ciągnęłam dalej rozmowy z nim. To był początek koszmaru, który trwa do tej pory, a przeszukiwanie mojego komputera jest na porządku dziennym. Oczywiście czyta moją korespondencję, a nie mam  wiele na sumieniu. Każda próba nawiązania kontaktu, z kimkolwiek kończy się katastrofą.

Napisał do mnie kolega z podstawówki, ciekawy jak mi się życie ułożyło. Odpisałam krótko i zwięźle, że się rozwiodłam, że mam córkę, że się zajmuję tym i tym, że miło wspominam, że jestem w związku itp. - mega awantura, że mam romans, że go okłamuję, a on jest dla mnie nikim.

Miałam przyjaciółkę, bardzo serdeczną, której mogłam zwierzyć się, porozmawiać, odpocząć w jej towarzystwie. Okazało się, że przeczytał naszą korespondencję. Byłam wściekła i zerwałam z nim kontakt na 3 miesiące. Potem ponownie zaczęliśmy się spotykać. Były rozmowy, były wyjaśnienia, były obietnice i przeżyliśmy kolejny rok. Ograniczyłam do minimum kontakty z przyjaciółką, dziś to martwa relacja, ku jego uciesze. Byliśmy na kolejnych wakacjach, gdzie zostawił mnie i córkę na środku drogi, bo śmiałam odczytać esemes, który przyszedł jak rozmawialiśmy, okazało się że z pracy i że będę musiał porozmawiać przez telefon. Znowu: on jest dla mnie nikim, jakimś gównem, nic dla mnie nie znaczy. Próby tłumaczenia, nic nie dają.

Parę lat temu, a dokładnie 4 zauważyłam, że coraz częściej sięgam po alkohol. Popijałam samotnymi wieczorami, gdy córka szła spać. Trwało to dokładnie rok. Terapia od alkoholu, z mojej własnej niczym nieprzymuszonej woli, terapia antydepresantami na depresję. Od trzech lat w ogóle nie piję. Cieszę się, że tak jest, że nie piję i nie piłam dłużej. Łatwiej mi się przed nim bronić chociaż odrobinę dziś.

Ja nawet przyzwyczaiłam się, że grzebie mi w skrzynce, w telefonie i stwierdziłam, że niech grzebie, bo na prawdę nie mam sobie nic do zarzucenia, niech się awanturuje, piekli, jakoś muszę żyć, jakoś muszę...choć co to za życie jest. Ciągła huśtawka, ciągła niepewność, nic nie da się zaplanować. Bo ja bym chciała, żeby ktoś mnie po prostu przytulił, żeby rozmawiał, rozumiał mnie, żebym się nie bała powiedzieć mu, że czasem coś spieprzę, że mam problemy. Po prost i po ludzku. Uśmiech za uśmiech, proste słowo, prosty gest.

Ale ostatnia sytuacja mnie zupełnie rozwaliła emocjonalnie. Siedzę tu i piszę nie widząc nigdzie ratunku dla siebie. Moją córkę potrącił samochód (dość szybko okazało się, że nic poza potłuczeniem się nie stało) i przeżyłam straszne chwile i tak potwornie się o nią bałam. Zostawiłam cały dom otwarty i tak jak stałam bo wydarzyło się to tuż przed naszym domem, wybiegłam na ulicę. była karetka, policja, szpital. Poprosiłam go przez telefon, żeby przyjechał do domu i zamknął okna, pozamykał balkon. Podczas, gdy ja jechałam karetką z córką, on siedział w moim mieszkaniu i przeczesywał skrzynkę mailową, by znaleźć kolejne dowody mojej winy i tego, że go zdradzam.

A tak.. pisał do mnie znowu ktoś z przeszłości, a ja odpisałam, znowu jestem nielojalna, niegodna zaufania, podła i nie zwracam na niego uwagi, jest mi potrzebny tylko do zamykania okien. A to jak się czuję jest konsekwencją mojego postępowania i nielojalności.
Umierając ze strachu o dziecko, słuchałam tych wszystkich rzeczy i zastanawiałam się, czy ze mną jest wszystko w porządku,czy ja śnię, w czym zawiniłam, czy rzeczywiście nie umiem kochać, czy może on ma rację, a z drugiej strony ogrom złości na niego. Wina za to, że nic nie czuję, nie czuję podniecenia, gdy się kochamy, jego kiedyś kochany zapach kojarzy mi się z dyscypliną i sprzączką od paska. Z ostem, albo żyletką. Jetem dla niego zła, bu unikam kontaktu fizycznego, nie potrafię się oddać jak kiedyś. Nie umiem powiedzieć kiedy to się stało, gdy straciłam uczucia wyższe i też ciągle krzyczę, byle małostka wytrąca mnie z równowagi, że się stałam najgorszą kobietą na świecie.
Jestem zmęczona, a jednocześnie nie widzę kresu tej sytuacji. Dziś zastanawiałam się do kogo zadzwonić, komu się zwierzyć, ale coraz mniej osób jest wokół mnie. Wstydzę się też przed niektórymi, że opowiadam o tych wszystkich strasznościach, a potem wybaczam mu i wracam do niego. JA chyba nie potrafię skupić tak bardzo uwagi na nim, żeby on to docenił. Czy go kocham? Nie wiem. Ale gdy go nie ma obwiniam się za wszystko, choć na zdrowy rozum wydaje mi się to absurdalne. Totalne pomieszanie.

Jedyne co wiem na pewno to to, że nad życie kocham swoje dziecko i to, że nawet lubię swój zawód. A oprócz tego czuję się bardzo samotna i że moja kobiecość, ten ktoś dobry, kto siedzi we mnie nieopisanie cierpi.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: wina i lęk

Bardzo dobrze, że z nim nie zamieszkałaś.
Jego obecność Cię męczy, do tego ta ciągła kontrola.

Przecież nie jesteś szczęśliwa, więc po co tkwisz w tej relacji?

3

Odp: wina i lęk

Dokładnie, odejdź.. tracisz czas  i najlepsze lata..

4

Odp: wina i lęk

Jestem w pracy, ale sie zalogowalam, bo MUSZE odpisac.

Jestem zbulwersowana!


Zostaw go.



Wez kartke papieru; podziel na 2 czesci: plusy (?) i minusy mojego zwiazku.

Sprawdz rezultat. Bedzie jednoznaczny.
Szanuj sie, nie daj sie takiemu nicponiowi. Pomysl, jaki obraz faceta gotujesz swojej corce. Jaki obraz matki! (Mama chyba  jest durna, bo siedzi z takim cepem).

I na koniec:
Naprawde nie warto za wszelka cene miec faceta, byc w zwiazku.

Odp: wina i lęk

Facet zabiera Ci spokój ducha, wprowadza nerwową atmosferę,  drze się na Ciebie, jak na dziecko,  generalnie to nie wiesz czy Go kochasz, po co z nim jesteś?

6

Odp: wina i lęk

Dobrze ze z nim nie zamieszkałas, to jest tokstyczna relacja, on jest toksyczny, daj sobie z nim spokój i korzystaj z życia bo mamy jedno, ta relacja wcale Cię nie uszczęśliwia więc po co nadal w tym tkwić? Nigdy w życiu nie znioslabym wiecznej kontroli i pretensji. On wcale Cię nie szanuje, myśli że skoro jesteście że sobą to go nie zostawisz i dlatego pozwala sobie na takie traktowanie Ciebie. Zerwij ten toksyczny związek i zacznij życ.!

7

Odp: wina i lęk

Aby zwiazek byl toksyczny, potrzeba DWOJGA.


Ty dobrowolnie przystajesz na tak ohydne traktowanie. Nikt cie nie zmusza do tego zwiazku.
Ja, gdy czytam takie posty, to nie wiem: zalowac kobiety, zloscic sie, czy po prostu powiadziec: TWOJA SPRAWA, BO NA TO SIE GODZISZ.

Pomysl o corce, jaki ona bedzie miala wykrzywiony obraz zwiazku. To na 100% odbije sie negatywnie na jej relacjach.

Napisz prosze, BO MNIE TO NAPRAWDE INTERESUJE, dlaczego ty z nim jestes.
Ja bym z takim facetem bylo a moze tydzien. GORA.

8

Odp: wina i lęk

Nie pojmuję tej relacji.Nie daje ona satysfakcji, a Ty i tak w niej jesteś.Po, co to robisz?Jesteś masochistką? Czy zakompleksionym człowiekiem?Wiesz czego można spodziewać się od związku?

Odp: wina i lęk

Myślałaś kiedyś jakie wzorce pokazujesz córce? Skoro kochasz ją najmocniej na świecie, jak możesz wpuszczać do domu tyrana i dawać się poniżać?
Jesteś słaba, nie ma w Tobie energii i chęci do zmian. Nie ma, bo zabrał to wszystko mały facet, który postanowił Tobą zawładnąć.
Sama widzisz, że zbliżasz się do granic swojej wytrzymałości, pytanie co zrobisz kiedy zostaną przekroczone?

10 Ostatnio edytowany przez bbb29 (2018-06-29 22:24:46)

Odp: wina i lęk
Frances_F napisał/a:

Chciałabym się zwrócić do Was, bo nie radzę sobie już sama ze sobą i obwiniam się ciągle, choć jednocześnie jestem na partnera bardzo zła. Jesteśmy ze sobą siedem lat, ale nie mieszkamy razem. Ja samotnie wychowuję córkę, która jest już nastolatką. Bardzo dobrze zna mojego partnera i w jakiś sposób akceptuje go, choć cała nasza relacja należy do trudnych i burzliwych.

Choć partner chciałby mieszkać z nami, ja nie zdecydowałam się na to i temat ten powraca jak bumerang co jakiś czas, w formie zarzutów w stosunku do mnie. Zarzuty są zawsze takie same, że on już nie może, że mam go w dupie, że nic dla mnie nie znaczy. Dla mnie jest to nie prawdą i zależy mi na partnerze, ale nie wyobrażam sobie z nim mieszkania pod jednym dachem. Córka, gdy o tym wspominam również mówi stanowcze: mamo proszę nie.

I tak oto żyjemy w zawieszeniu, tkwimy w sytuacji bez wyjścia. Spotykamy się w łikendy i te spotkania są czasem udane, a czasem temat rozmów skupia się znowu na problemie: że on nic dla mnie nie znaczy, że jest la mnie nikim, że on chce to skończyć.

A moja decyzja jest tylko i wyłącznie formą obrony przed nim, bo:

Gdy wchodzi do domu, córka ścisza muzykę, ja wyłączam telewizor i przestaję robić wszystkie zaczęte czynności. Uwaga ma być skupiona na nim i ciągle słyszę, że mogłam to zrobić wcześniej, tamto zrobić inaczej. Najlepiej gdybym porzuciła wszelkie inne formy aktywności i plackiem leżała przy nim. Ewentualnie mogę jeszcze gotować.

Często już od progu ma pretensje do córki, o jakieś jak dla mnie pierdoły i czepia się jej, co wkurza mnie bardzo i reaguję wtedy, staję w jej obronie, bardzo moim zdaniem delikatnie, a to wywołuje jego złość i awanturę. Zarzuty, że gdybym się nie wtrącała, to oni załatwili by to między sobą. Powiedziałam niejednokrotnie, że smutno mi, że po paru dniach przychodzi i zamiast uśmiechu, wchodzi od razu z pretensjami.

Nigdy nie chwali, rzadko rozmawia na luzie. W jego obecności czuję ciągłe napięcie, że coś zrobiłam źle , że coś przeoczyłam i zaraz mi to wypomni, zwróci uwagę jak podlotkowi, który wymaga ciągłej kontroli.  Że kocie kupy w kuwecie, że dlaczego jeszcze pranie wisi, że dlaczego pozwalam córce na to bądź na tamto, jak do tego dopuściłam. Potem ostentacyjnie zaczyna np wkładać naczynia do zmywarki, albo jak ostatnio sprzątać łazienkę, gderając w kółko, że on tyle dla nas robi itp. , a ja nic nie zauważam i nie podziękuję.

A ja cicho powiem, że oprócz tych czynności raz na tydzień nie robi nic. Każdy pomysł spędzenia wolnego czasu wychodzi ode mnie, wakacje załatwiam ja i decyduję gdzie pojedziemy, ja proponuję kino, koncert, wieczorne wyjście do miasta, wyjazd za miasto, książkę.Pieniądze za wakacje i przyjemności dzielimy po połowie. Myślę też co ugotować gdy przyjdzie, robię zakupy, opiekuję się córką. Nie wyręcza mnie w niczym i rzadko proszę o pomoc. Nie dokłada się do zakupów , a z uwagi, że nie mieszka nie płaci też rachunków. Gdy poproszę o załatwienie lub zrobienie czegoś zawsze słyszę jedno: Bo ja jestem ci potrzebny tylko do tego i wymaga szczególnych podziękowań i uwagi, że to zrobił. Gdy jestem zmęczona obowiązkami i tym ciągłym wymyślaniem atrakcji i sposobów spędzania wolnego czasu i zdarzy się, że nic nie wymyślę słyszę: Ale nudy, mogliśmy tyle fajnych rzeczy zrobić, a tak przez twoje nieogarnięcie siedzimy w domu. Gdy pakuję siebie i córkę na wyjazd, lub pod namiot zawsze jest źle: a to za dużo małych tobołków i jak on to ma wsadzić do bagażnika, to na następny raz pilnuję, żeby wszystko było razem w większych torbach - awantura bo mogłam to popakować w mniejsze tobołki, wtedy łatwiej by upchnął. Dodam, że mówi to w wielkiej złości, aż czerwony na twarzy, ciągle gdera o odpowiedzialności, lojalności i o tym, że nic nie robię tylko się całymi dniami obijam. Gdy w nocy oglądam serial krzyczy, żebym poszła spać bo będę niewyspana, gdy w niedzielę śpię dłużej, albo utnę sobie drzemkę po południu, komentuje, że tracę czas. Często czuję oszukana i bezradna, stłamszona. Często mam chęć przytulenia się do niego, ale nie robię tego, bo widzę przed sobą napięty głaz. Twarz zionącą złością i tym jak bardzo jest mną rozczarowany.

No i kontrola - kontrola. Czuję się pod jego ciągłą kontrolą i nigdy swoim postępowaniem nie jestem w stanie go usatysfakcjonować. Sprawić, by poczuł się dla mnie ważny, że go kocham, bo rzeczywiście bez miłości trudno mi byłoby znieść chyba wszystkie te subtelne formy zniewolenia.

A jest ich wiele. W galerii handlowej zarzut, że mam go w dupie i złość, bo się jego zdaniem rozglądam za bardzo, kiedy to on wymaga uwagi. Potrafił mnie zostawić na środku sklepu, bo za szybko idę i patrzę w koło. Zostałam z torbami płacząc i nie wiedząc o co chodzi. Normalnie robiłam zakupy, było mi głupio bo swoim zachowaniem i złością zwraca uwagę innych osób.

Nie raz czułam się strasznie, gdy krzyczał na mnie wśród obcych. Po przyjeździe na wakacje w obcym miejscu, darł się, o to że nie potrafię mu wskazać, gdzie jest wynajęta kwatera, a miałam się przygotować do podróży i pokierować go w razie czego. To było zupełnie obce miejsce i choć miałam adres i mapę nie mogliśmy trafić. Obwiniał mnie za to i awanturował się na ulicy.

Najlepsze jest to, że później on tych rzeczy w ogóle nie pamięta, a były takich przypadków setki. On twierdzi że przesadzam i to nie miało miejsca, że jak zwykle wszystko sobie wymyślam. Jest mi tak bardzo wtedy wstyd i żal, żal że mi serce pęka i wstyd, że patrzy na to moja córka. Nigdy nie przeprasza, nigdy. A takich wybuchów było wiele i po każdym czułam się upokorzona, czułam się jak zbity pies, a on dziesięć minut później tryskał dobrym humorem i żartował, że taką mieliśmy przygodę.

Nie wiem jak nauczyłam się to znosić, chodzić na palcach, nie prowokować. Właściwie jedyne co pozostało to to, że nie mogę przejść obojętnie, gdy zaczyna czepiać się córki.

Gdy dochodzi do jakiejkolwiek rozmowy między nami zawsze wyciąga ten sam argument, że ja traktuję go po prostu strasznie, ze nie mieszkamy razem do tej pory przeze mnie, że co to za związek jest, w którym on nie może mieszkać ze swoją kobietą, a ja czuję się jak w potrzasku, bo zwyczajnie nie wyobrażam sobie, że miałabym znosić to 24 godziny na dobę.

Kolejną rzeczą jest lustracja. Jestem nielojalna, nieodpowiedzialna, niegodna zaufania, ciągle coś kręcę, kombinuję za jego plecami, zdradzam, utrzymuję nie takie kontakty.

Parę lat temu zwierzyłam się swojemu dawnemu koledze, dosłownie w paru zdaniach napisałam, ze jest mi ciężko, nie używałam brzydkich słów na partnera, nie obrażałam go. Kolega opisał: "Zostaw tą gnidę." Nie ciągnęłam dalej rozmowy z nim. To był początek koszmaru, który trwa do tej pory, a przeszukiwanie mojego komputera jest na porządku dziennym. Oczywiście czyta moją korespondencję, a nie mam  wiele na sumieniu. Każda próba nawiązania kontaktu, z kimkolwiek kończy się katastrofą.

Napisał do mnie kolega z podstawówki, ciekawy jak mi się życie ułożyło. Odpisałam krótko i zwięźle, że się rozwiodłam, że mam córkę, że się zajmuję tym i tym, że miło wspominam, że jestem w związku itp. - mega awantura, że mam romans, że go okłamuję, a on jest dla mnie nikim.

Miałam przyjaciółkę, bardzo serdeczną, której mogłam zwierzyć się, porozmawiać, odpocząć w jej towarzystwie. Okazało się, że przeczytał naszą korespondencję. Byłam wściekła i zerwałam z nim kontakt na 3 miesiące. Potem ponownie zaczęliśmy się spotykać. Były rozmowy, były wyjaśnienia, były obietnice i przeżyliśmy kolejny rok. Ograniczyłam do minimum kontakty z przyjaciółką, dziś to martwa relacja, ku jego uciesze. Byliśmy na kolejnych wakacjach, gdzie zostawił mnie i córkę na środku drogi, bo śmiałam odczytać esemes, który przyszedł jak rozmawialiśmy, okazało się że z pracy i że będę musiał porozmawiać przez telefon. Znowu: on jest dla mnie nikim, jakimś gównem, nic dla mnie nie znaczy. Próby tłumaczenia, nic nie dają.

Parę lat temu, a dokładnie 4 zauważyłam, że coraz częściej sięgam po alkohol. Popijałam samotnymi wieczorami, gdy córka szła spać. Trwało to dokładnie rok. Terapia od alkoholu, z mojej własnej niczym nieprzymuszonej woli, terapia antydepresantami na depresję. Od trzech lat w ogóle nie piję. Cieszę się, że tak jest, że nie piję i nie piłam dłużej. Łatwiej mi się przed nim bronić chociaż odrobinę dziś.

Ja nawet przyzwyczaiłam się, że grzebie mi w skrzynce, w telefonie i stwierdziłam, że niech grzebie, bo na prawdę nie mam sobie nic do zarzucenia, niech się awanturuje, piekli, jakoś muszę żyć, jakoś muszę...choć co to za życie jest. Ciągła huśtawka, ciągła niepewność, nic nie da się zaplanować. Bo ja bym chciała, żeby ktoś mnie po prostu przytulił, żeby rozmawiał, rozumiał mnie, żebym się nie bała powiedzieć mu, że czasem coś spieprzę, że mam problemy. Po prost i po ludzku. Uśmiech za uśmiech, proste słowo, prosty gest.

Ale ostatnia sytuacja mnie zupełnie rozwaliła emocjonalnie. Siedzę tu i piszę nie widząc nigdzie ratunku dla siebie. Moją córkę potrącił samochód (dość szybko okazało się, że nic poza potłuczeniem się nie stało) i przeżyłam straszne chwile i tak potwornie się o nią bałam. Zostawiłam cały dom otwarty i tak jak stałam bo wydarzyło się to tuż przed naszym domem, wybiegłam na ulicę. była karetka, policja, szpital. Poprosiłam go przez telefon, żeby przyjechał do domu i zamknął okna, pozamykał balkon. Podczas, gdy ja jechałam karetką z córką, on siedział w moim mieszkaniu i przeczesywał skrzynkę mailową, by znaleźć kolejne dowody mojej winy i tego, że go zdradzam.

A tak.. pisał do mnie znowu ktoś z przeszłości, a ja odpisałam, znowu jestem nielojalna, niegodna zaufania, podła i nie zwracam na niego uwagi, jest mi potrzebny tylko do zamykania okien. A to jak się czuję jest konsekwencją mojego postępowania i nielojalności.
Umierając ze strachu o dziecko, słuchałam tych wszystkich rzeczy i zastanawiałam się, czy ze mną jest wszystko w porządku,czy ja śnię, w czym zawiniłam, czy rzeczywiście nie umiem kochać, czy może on ma rację, a z drugiej strony ogrom złości na niego. Wina za to, że nic nie czuję, nie czuję podniecenia, gdy się kochamy, jego kiedyś kochany zapach kojarzy mi się z dyscypliną i sprzączką od paska. Z ostem, albo żyletką. Jetem dla niego zła, bu unikam kontaktu fizycznego, nie potrafię się oddać jak kiedyś. Nie umiem powiedzieć kiedy to się stało, gdy straciłam uczucia wyższe i też ciągle krzyczę, byle małostka wytrąca mnie z równowagi, że się stałam najgorszą kobietą na świecie.
Jestem zmęczona, a jednocześnie nie widzę kresu tej sytuacji. Dziś zastanawiałam się do kogo zadzwonić, komu się zwierzyć, ale coraz mniej osób jest wokół mnie. Wstydzę się też przed niektórymi, że opowiadam o tych wszystkich strasznościach, a potem wybaczam mu i wracam do niego. JA chyba nie potrafię skupić tak bardzo uwagi na nim, żeby on to docenił. Czy go kocham? Nie wiem. Ale gdy go nie ma obwiniam się za wszystko, choć na zdrowy rozum wydaje mi się to absurdalne. Totalne pomieszanie.

Jedyne co wiem na pewno to to, że nad życie kocham swoje dziecko i to, że nawet lubię swój zawód. A oprócz tego czuję się bardzo samotna i że moja kobiecość, ten ktoś dobry, kto siedzi we mnie nieopisanie cierpi.


JEDYNE sensowne słowa w tym poście wypowiedział kolega " Zostaw tę gnidę".
Chociaż i tak tego nie zrobisz i stracisz kolejne 7 lat, albo 77 wink jestem tego pewna, bo w tym związku nie ma ŻADNYCH PLUSÓW, a nadal w nim tkwisz. Jeszcze czepia się dziecka i serio Ty nadal chcesz z nim być? Dla mnie NIEPOJĘTE... Piękne wzorce dajesz swojej córce.

11

Odp: wina i lęk

Łobuz kocha najbardziej + może moj misio się zmieni.

Nałóż jeszcze worek pokutny i biczuj  sie regularnie. Taki sam efekt.

Jakim w ogóle prawem tak tutaj na niego nadajesz ? Ty podejmiesz od x LAT codzienną decyzję o tym, ze na takie traktowanie jak szmatę jest przyzwolenie. Nie jestescie niczym związani. Ani ślubem, kredytem, dzieckiem. Od x LAT codziennie wybierasz bycie ponizana. To z Tobą jest coś bardzo nie tak.

12

Odp: wina i lęk

Masz do czynienia z klasycznym psychofagiem, a w takim przypadku jedynym rozsądnym kierunkiem działania jest... ewakuacja!! Co ja mówię; Wiej dziewczyno gdzie pipeprz rosnie! Ani się nie ogladaj za siebie. Dziękuj też Bogu, że cię nie pozbawił resztek instynktu samozachowawczego i nie dałaś się omotać do końca, z wspólnym zamieszkaniem włącznie.
Psychofag powoduje, że przestajemy w siebie wierzyć, boimy się jego reakcji i kazda godzina naszego życia,  to kombinowanie, jak go nie sprowokować, jak zadowolić, jak w ten sposob zapewnić sobie choć chwilę spokoju, bez jego krytykanctwa, wiecznego niezadowolenia i wybuchów niekontrolowanej złosci. Jeżeli myslisz, że da się z takim gagatkiem "coś zrobić ", jakoś go zmienić, to jesteś na najlepszej drodze do zagłady, oczywiście własnej.

Na początek polecam blog "Moje dwie głowy". Poczytaj, przemysl kilka rzeczy i pisz, do czego doszłaś. Nie jestes sama, pomożemy jak umiemy:) Uszy do góry smile

13 Ostatnio edytowany przez Ola_la (2018-07-10 13:52:06)

Odp: wina i lęk

napisze krotko jak twój kolega <zostaw tą gnide>
szkoda mi twojej córki, tak bardzo przypominasz mi moja matke, tez mysli tylko o sobie

14

Odp: wina i lęk

Biedna Twoja córka i biedna Ty. Co Ci ten mężczyzna daje dobrego, jakie potrzeby spełnia, że znosisz to 7 lat i nie masz siły uwolnić się z tego koszmaru ? Faktycznie, to jakiś psychofag. Ale przecież to nie mąż ktorego trudno się pozbyć, ktory jest ojcem, z ktorym trzeba się sadzić, rozwodzić, udawadniać winę itd.? Przecież wystarczy go pogonić ze swojego życia, to dlaczego tego nie robisz.?

15 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2018-08-18 15:37:55)

Odp: wina i lęk

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi, choć niektóre przyprawiają mnie o zawrót głowy. Dziękuję Salomonka za rzeczowa i mądrą odpowiedź, link do bloga, bardzo fajny i dziękuję Ci.

Nawiązując do słów co poniektórych, bez wątpienia jest ze mną coś nie tak, choć jestem w punkcie w którym wiem gdzie popełniam błąd. Gdy brałam kiedyś kiedyś rozwód, obiecywałam sobie, że jeśli się z kimś zwiążę w przyszłości to będę po stokroć uważała i wybiorę osobnika o odmiennych cechach osobowości, że będę siebie chronić i chronić swoją córkę. Gdy spotkałam P. był dla mnie takim wzorcem i zupełnie nie brałam pod uwagę, że rzeczywiście w wielu kwestiach różni się od mojego byłego męża, ale z biegiem czasu okazało się, że posiada jedną wspólną cechę z nim - jest tyranem, a do tego gorzej, chorobliwie zazdrosnym tyranem sad.

Tak nie było od razu i ładowałam się w to po kawałku, po trosze i z biegiem czasu. Oczywiście, że ma też dobre cechy, które stanowią kamuflaż w sytuacjach podbramkowych i gdy widzi, że już nie daję rady psychicznie, nagle powraca dobry, uśmiechnięty i tryskający tym rodzajem poczucia humoru, który uwielbiam. Nie pamiętam ile razy dałam się na to nabrać. Nabierałam się też na jego elaboraty na temat kobiecej niezależności i o tym jak on ceni takie kobiety. Szkopuł w tym, że jak tylko wyciągam ręce po tą niezależność, jak tylko wychylam się do tego by być szczęśliwa, on to próbuje zniszczyć, następuje obraza majestatu, ciche dni, wymówki, pretensje, docinki, zauważanie wiecznie to czego nie zrobiłam, z pominięciem tego co mi się udało. Udało się bez jego ingerencji, zrobiłam coś sama - to dla niego najgorsze do zniesienia.

Moja decyzja o wspólnym nie mieszkaniu, podyktowana była twardymi przemyśleniami, ponieważ na początku naszego związku, kiedy jeszcze nie zdawałam sobie z tego wszystkiego sprawy, to ja drążyłam temat wspólnego zamieszkania, co jest mi do teraz wypominane. Pewnego dnia doszłam do wniosku, że owszem może ten związek i jest możliwy, ale na innych zasadach niż wspólne zamieszkanie. I może to kogoś zdziwić, ale wyjaśnię, że kierowałam się też w tkwieniu w tym związku dobrem córki, bo pomimo, że ona nie chce żeby z nami mieszkał, to go chyba lubi i tutaj miałam kolejny problem.

To było dziwne, ale często gdy między mną a nim było źle, gdy mi wulgaryzm bez przerwy dla mojej córki był jak ojciec, kumpel, partner do zabawy. Nie wiem czy to była jakaś manipulacja mną? Były momenty, że wręcz czułam się zazdrosna uwagą jaką jej poświęcał, gdy mnie w tym samym czasie odpychał i się nie odzywał. Gdy parokrotnie zrywałam relację, córka wypytywała gdzie jest P., dlaczego nie przyjdzie, co się stało, co u niego itp. Myliło mnie to i myślałam sobie, że to może ze mną coś jest nie tak.

A potem sytuacja ulegała zmianie, gdy tylko ustawały ciche dni i wojny między mną a nim, zaczynał się do niej wulgaryzm o jakieś pierdoły typu, że trzyma łokieć na stole podczas siedzenia.
Któregoś razu nie wytrzymałam, powiedziałam mu, że nie jesteśmy w restauracji, albo na kolacji u królowej i to jest nasz dom i przy posiłku jak dla mnie, może sobie leżeć jeśli chce. Ja chcę po prostu, żeby było miło. Mega awantura sad

To jest dziwne, że nie mieszkamy razem, a czuję się przez niego tak oplątana emocjonalnie. Pomieszały mi się wszystkie uczucia i mam w głowie totalny chaos, resztki sił do działania jakiegoś. Wszystkie moje myśli od tak dawna skierowane były na niego i czuję się jakbym była połączona z nim jakimś emocjonalnym sznurem nawet na odległość o czym przekonałam się w ostatnim czasie, bo mega awantura trwa od wypadku mojej córki i jego szukania w mojej poczcie. Sprawa wyglądała tak, że usłyszałam, że ma problemy finansowe i w tym roku nie wybiera się na urlop, stwierdził, żebyśmy z córką razem gdzieś pojechały. Pomyślałam, że to dobry pomysł, że odpoczniemy od siebie, a ja w końcu spędzę czas z dzieckiem w spokoju. Wykupiłam więc wczasy na dwa tygodnie za granicą dla nas obu i wcześniej pytałam, czy może jednak zmieni zdanie i z nami nie pojedzie. Usłyszałam, że nie, bo nie może. I przeżyłam wielki bum, bo gdy zbliżył się termin naszego wyjazdu myślałam, że wyskoczy ze skóry - mega wściekłość. No i , że jestem świnią i egoistką, że on by bez nas nigdy nie pojechał, dzwonił do mojej matki się żalić, nie odzywał się, nie pożegnał. Moje mama powiedziała mu, że sama namawiała mnie na ten wyjazd. Gdy byłyśmy na miejscu wydzwaniał co chwile i esemesował z pretensjami, że go olewam, że nie dzwonię wtedy gdy on chce. Robił wszystko, żeby wulgaryzm ten czas. Był daleko, a ja się czułam jakby stał obok nas. Wróciłam i myślałam, ze mu przejdzie, ale on brnie w to dalej, mówi o jakichś zdradach, które są jego tylko i wyłącznie fantazją dramat.Drze się bez przerwy, rzuca mi w twarz kluczami od mieszkania. W takich stanach wściekłości to ja się po prostu go boję, Ogromny stres dla mnie, ale powiedziałam mu, że ja tym razem nie mam siły już nawet na wyjaśnienia i wcale nie chcę walczyć o nas bo po prostu nie mam energii, nie chcę i mogę być nawet jak mówi świnią. Mogę być kim chce, bo ja mam dość.

Trzaśnięcie drzwiami i milczenie, a ja chcę już normalności i nie ma tu mowy o żadnej miłości, to jest toksyna i przemoc i jedyne co potrzebuję to nabrać siły do tego, by po prostu zacząć żyć i już bez niego. Boję się deprechy jak ognia, boję się że będzie mnie nawiedzał i że się znów ujawni i ciągle chce mi się spać. Pomożecie słowem?

16

Odp: wina i lęk

Bardzo dobrze, że nie mieszkacie razem, nie łączy Was nic zawodowo ani dziecko. Zerwij z nim i nie pozwól sobą manipulować po zerwaniu. Zresztą wiesz, jak będzie: miesiąc miodowy i co dalej to też wiesz. Także najlepiej zablokować go gdzie się da po zerwaniu, żadne skrupuły, że zraniony etc.
To co z córką i z Tobą to typowe zachowanie, ciekawe, bo zwykle to się odbywa na zasadzie łańcuszka była partnerka - aktualna - kochanka, która wkrótce będzie aktualną, a tutaj jest w relacji opiekun-podopieczna. No ale dla takich ludzi nie ma znaczenia za bardzo forma relacji, liczy się raczej żerowanie na emocjach "bliskich" osób.
Również dla dobra córki zerwij. Bo raz, że patrzy na zły wzorzec, a dwa sama widzisz jak również na niej odbija się jego charakter. Ona również podczas tych wspólnych weekendów się stresuje i wakacje podejrzewam też miała zepsute?
To że szukałaś partnera innego niż były mąż i ten wydawał Ci się doskonałym przeciwieństwem jest naturalne. Taka osoba zazwyczaj wyłapuje, co się nie podobało w eks, żeby utrafić w target i łatwiej przywiązać do siebie. A jaki jest naprawdę, to wychodzi później.
Jeszcze raz powtórzę: bardzo fajnie, że nie dałaś się namówić na wspólne mieszkanie. Spokojnie dasz radę, tylko się odpowiednio nastaw do sytuacji.

17

Odp: wina i lęk

Hej! Pozdrawiam Was wszystkich i dziękuję za odpowiedź. Siedzę sama w domu i wciąż myślę i czytam. Żal mi siebie i wakacji, które miały być udane, a skończyły się odkryciem w jakiej klatce żyję i przekonaniem, że niezależnie jak będę daleko jego macki i tak tkwią we mnie. Jak się z tego wyplątać i znowu być szczęśliwą. Pocieszyłaś mnie cb, ale wciąż odczuwam nieustanny smutek przypominający o depresji, którą przeżywałam 4 lata temu próbując leczyć się alkoholem. Tym razem nie mam zamiaru tego zrobić i wiem gdzie jest lekarz i psycholog też. W każdym razie tak się kończą związki z narcyzem i wiara w to, że gdy ja sama się ogarnę, on pójdzie być może za mną, bo może jednak kocha, wszak ciągle krzyczał, że to ze mną jest coś nie tak i że go nie kocham, że nie poświęcam mu uwagi, że nie patrzę 24h na dobę tylko w niego. Smutek i wielki żal. Ta pokazówka z rzucaniem mi w twarz kluczami też miała na celu pokazanie mi jak ma mnie już dość, tylko że coś się zmieniło, bo dawniej pewnie przepraszałabym za swoje straszne zachowanie, a dziś ja też mam już dość. sad

18

Odp: wina i lęk

po co ci facet który Cię krytykuje, ocenia i kontroluję....weź przeczytaj co napisałaś tak z boku a zobaczysz ile w Twoim poście jest smutku, żalu, zawodu...chcesz tak żyć?

19

Odp: wina i lęk

Sęk w tym, że dostrzegam ten smutek i właśnie zastanawiam się jak to przerwać, jak odpuścić z poczuciem winy która tkwi we mnie i na zdrowy rozum widzę, że jest irracjonalna. Czuję się totalnie zgnojona, zarniona po 100 kroć a on odwraca kota ogonem i robi z siebie ofiarę. Próbuję się jakoś trzymać, gdy ktoś wciąż ciosał mi na głowie kołki i wciąż wymagał 100 procentowej uwagi. Za nic nigdy mnie nie przeprosił, awantury które urządzał w jego mniemaniu nie miały miejsca lub wyolbrzymiam, gdy chodziłam cztery lata temu z siniakami do psychiatry, to jak usłyszałam ostatnio dlatego, że chciał mnie tylko przytrzymać, gdy dostałam wówczas z pięści twarz - on tego nie pamięta. Gy zaczęłam się leczyć u psychologa, była taka afera jakich mało. Gdy chciałam przestać pić, afera. Myślałam, że jak stanę na nogi to coś się polepszy, ale ilekroć widzi, że coś mi się udało to staje się jeszcze gorszy.

Cholera, ja już dawno zastanawiam się na zakończeniem tego koszmaru, ale za każdym razem daję się na coś nabrać. A to sama tęsknię i wybaczam, bo przychodzi zbity jak pies i zaczyna się litania jaki jest biedny, skrzywdzony przez swoją rodzinę, jak musi ciężko pracować, jak wszyscy bliscy go olewają, że stąd ta zazdrość bo była żona go zdradziła i teraz on nie ufa i to dlatego jest taki. Psychologów, psychoterapię jaką mu proponowałam wyśmiewa, bo przecież nic mu nie jest. Szlag mnie jasny strzeli. A ja czuję się wyssana jak przez wampira i łapię się na tym, że zaraz zwariuję.

20 Ostatnio edytowany przez Frances_F (2018-08-19 16:52:33)

Odp: wina i lęk

Przeszukuje mi pocztę i maile i telefon, bo jego żona go X lat temu go zdradziła, a ja za każdym razem czuję się jakby ktoś mnie gwałcił mentalnie. A ja zastanawiam się dziś, czy faktycznie go zdradziła, czy może spojrzała na kogoś na zakupach w galerii handlowej, lub na spacerze, a może zdradziła go bo tak jak ja już nie radziła sobie zwyczajnie i tak jak ja myślała, że zwariuje. A do tego mam nic nikomu nie mówić o naszej relacji, dosłownie nikomu. Kontrola każdej mojej relacji z innymi ludźmi. I mam nie mówić nic o nim swojej matce, przyjaciółce, a nawet psychologowi. Uważa to jak powiedział za nielojalność moją i oczernianie go. Nic nie daje sobie wytłumaczyć, nie mam u niego żadnej taryfy ulgowej. bosszze dopomóż

21

Odp: wina i lęk

Frances, zerknij tutaj https://www.netkobiety.pl/t108738.html

i zobacz, jest was/nas więcej, żywicielek pasożytów karmiących się strachem, bólem i ponizaniem osoby, wokół której wcześniej zrobili wszystko, żeby ich pokochała.

uda Ci się. miałaś prawo wpaść w tę pętlę kar i nagród. miałaś prawo długo mieć nadzieję. i teraz masz prawo powiedziec dość i wylizac wszystkie rany i zacząć żyć na nowo, już uważniej.

22

Odp: wina i lęk

Dziękuję Atelka za słowa wsparcia i linka do wątku. A już myślałam, że jestem tu samiutka jak palec prawie smile. Pozdrawiam ciepło.

Posty [ 22 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024