Witam,
zacznę od tego, że mieszkam za granicą prawie 2 lata, wyjechałam z chłopakiem i w nadzieji dorobienia się czegoś; w tym roku wiele się wydarzyło, chyba za wiele i mam wrażenie, że wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że to nie dla mnie...
W tym roku tyle się wydarzyło - okradziono mnie, musiałam latać do PL dwa razy - wyrabiać i odbierać dokumenty, kupa stresu i dodatkowych pieniędzy
Od stycznia aż do marca było mało pracy musiałam wejść na debet i rodzina pomogła mi trochę wygrzebać się, w międzyczasie rozstałam się z chłopakiem - coraz więcej różnic i sytuacji, w których byłam sama, na dodatek pisał z kimś i ma nową partnerkę obecnie... po raz nty przeprowadzałam się - obecnie mieszkam u znajomego koleżanki, wynajmuję pokój; od dłuższego czasu leczę się na depresję i nerwicę teraz jest już lepiej bo mam terapię i leki; Na dodatek obecna praca jest ciężka skręciłam staw skokowy i jestem na zwolnieniu a wiadomo, że mniej płacą a czeka mnie jeszcze wizyta u fizjoterapeuty i do tego płatna bo to nie jest z ubezpieczenia
Cały czas od roku szukam lepszej, ambitniejszej pracy - doświadczenie mam, prawko, auto, język ang perfekt w mowie i piśmie ale nie mam znajomości, a nawet jak coś jest z polecenia to nikt się nie odzywa.
Rodzina cały czas przekonuje mnie aby wracać a ja mimo rozstania z chłopakiem, tylu problemów, również finansowych i ze zdrowiem nadal chcę walczyć - liczę, że coś się zmieni ale tracę nadzieję... nie chcę się przyznać, że nie tego oczekiwałam, że mi nie wychodzi, że znajomi w parach mają cele i plany - kupują mieszkania tutaj lub w PL, wspierają się a ja czuję, że choćbym nie wiem jak się starała głową muru nie przebije - nie dorobię się niczego, jest mi ciężej bo jestem sama; nawet głupia pomoc przy aucie czy przeprowadzka - zawsze był chłopak a teraz za wszystko muszę płacić, na znajomych tutaj nie mam co liczyć bo każdy ma swoje życie...
Jestem zła na siebie i myślę co ja robię źle, że tak to się układa wszystko niefortunnie i zaczynam myśleć o powrocie - jestem zmęczona tą ciągłą walką, przecież żeby być w miarę niezależną trzeba mieć pieniądze... boję się powrotu do PL bo uznaję to za swojego rodzaju porażkę...
Co myślicie o moich przemyśleniach, może ktoś wesprze, zrozumie, doradzi?