Z góry dziękuję wszystkim, którzy przeczytają moje refleksje. Muszę się nimi podzielić, bo narastają we mnie jak wielka góra, której nie umiem obejść ani przeskoczyć. Podejrzewam, że niewiele osób zrozumie mój stan, ale jakoś dziwnie czuję, że zdrada to coś, z czym muszę się oswoić.
Byłam świadkiem wielu nielojalnych zachowań wśród nowo poznanych ludzi, starych znajomych i obcych, których życie na chwilę zbiegło się z moim. W młodości byłam również, a raczej miałam być kobietą z którą zdrada miała mieć miejsce. Uciekłam, gdy poznałam prawdę o facecie, który do mnie startował - i o jego ciężarnej żonie. Wszystko to mną bardzo wstrząsnęło.
Lata temu, byłam również przez długi czas świadkiem romansu mojej koleżanki z żonatym mężczyzną i pamiętam wiele szczegółów, które obserwowałam z boku, o których słuchałam w zwierzeniach koleżanki. Niby zdrada się wydała, niby zerwali kontakt, ale nie do końca i to jakoś mnie dotyka, mimo, że to w ogóle nie moja sprawa...
A dotyka mnie, bo mój mąż wchodzi w wiek w którym był ów żonaty mężczyzna. Dwa lata temu trafiłam na jego korespondencję z młodszą koleżanką. Niby nic, niby flirt, ale karmił ją tymi samymi słowami, co mnie gdy jeszcze zależało mu, żeby mnie uwieść. Nie chcę nawet w to wnikać, bo właśnie... bo zdrada mnie przeraża. Przeraża mnie to, że tuż po jej wykryciu życie pęka jak szkło. Rozpętała się wtedy awantura. Mąż zerwał kontakt. Niby jest ok, a ja jakoś nie mogę przestać myśleć o romansie koleżanki sprzed lat.
Historia, której byłam anonimowym świadkiem jest banalna, jakich chyba wiele. Koleżanka od romansu skończyła się spotykać z kochankiem kilka lat temu. Wtedy była wolna, bez zobowiązań, nie miała dzieci. Nie wiem dokładnie ile to trwało, ale z pewnością ponad rok. Była młodsza od jego żony około 10 lat i według wyznań zdradzającego męża była "ideałem kobiety". Zapewne chodziło mu głównie o wygląd i charakter, bo nie znali się z życia codziennego. Spotykali się najczęściej w pracy i po, a zmianami tak żonglowali by być zawsze ze sobą. Zresztą wszystko ułatwiały częste, prawie całonocne "wieczorki integracyjne" po których zawsze mogli spędzić upojnych kilka godzin w aucie na tylnym siedzeniu.. Między spotkaniami koleżanka była "chora" - dosłownie i w przenośni. Dni wolne od pracy leżała cały dzień w łóżku rozmyślając o nim lub dbając o swoją urodę by na dzień następny go na nowo olśnić. Oczywiście w tym czasie były jego i jej wyznania w smsach, telefony i godzinne rozmowy o tym jak z żoną nie jest już mu fajnie, a może nigdy nie było, że nie mają takich głębokich rozmów. Typowo.
Zaczęli aranżować spotkania również w jego mieszkaniu. Spotykali się gdy żona była w pracy, a dzieci w szkole. Czas wypełniał im głównie szalony seks i jego tęskne wyznania o tym jak chciałby się budzić codziennie obok niej. Po kilku miesiącach koleżanka właściwie utonęła w romansie. Mówiła tylko o tym i zadurzała się coraz bardziej. Było ewidentne, że powoli zaczyna marzyć o wspólnym życiu.
Na rodzinnych wakacjach kochanek spędzał z rodziną całe dnie i w coraz trudniej było wymykać się na rozmowy z kochanką. Ta była zła, rozgoryczona i stęskniona. By ratować sytuację wysyłał z ukrycia smsy. Mnóstwo sms..o tym jak wcale nie chce tam być z żoną, jak wolałby być nią.. Po powrocie przyszedł biling, a w nim mnóstwo wiadomości do tego samego numeru. Żona zaczęła coś podejrzewać, przyparła męża do muru, a ten się wreszcie przyznał.
Koleżanka dostała telefon. Zapłakany informował, że muszą przystopować, bo żona się dowiedziała. Że on musi naprawić małżeństwo. Pamiętam jak siedząc w kuchni koleżanka płakała i histeryzowała. W pierwszym momencie myślałam, że płacze z powodu wyrzutów sumienia, może ze strachu na myśl o konsekwencjach, a ona płakała, bo nie chciała końca romansu. Tego dnia mieli definitywnie zerwać kontakt. I oczywiście mimo, że takie deklaracje przy żonie padły, kontakt utrzymywali nadal i to w ukryciu. Doszła jeszcze ukryta skrzynka mailowa. Mąż nie miał zamiaru opuszczać żony, jeśli ta tylko mu wybaczy. Sprawę z kochanką chciał zamrozić na czas nieokreślony. Chciał wszystko uspokoić, poczekać, aż opadnie kurz. Chcąc spełnić życzenie żony, którym była rozmowa z kochanką, namówił ją na to.
Spotkały się we dwie. Żona zadawała oczywiście mnóstwo pytań, ale też opowiadała o tym, jak nigdy by się tego nie spodziewała... Że wszyscy, łącznie z nią uważali jej męża za ideał: wspólne wakacje, wspólne spacery, niedzielne lody i gra w piłkę z dziećmi, uczynny, zaradny, troskliwy, chwalony w pracy i rzetelny, kochający mąż i ojciec, w łóżku ideał. Po spotkaniach z kochanką, po powrotach z pracy, wracał do domu brał prysznic i namiętnie kochał się z żoną. Na wspólnych wakacjach, z których kochance wysyłał smutne smsy, żonie wmawiał, że jest z nią dopiero teraz szczęśliwy, że czuje, że budują wspaniały związek, że zakochuje się w niej na nowo. Gdy sprawa się wydała rozbeczał się jak dziecko, rzucił na kolana i wyznawał, że z kochanką chodziło tylko o seks, że nic nie znaczyła. Wiadomo.. Zaraz po tym zadzwonił do kochanki by przy żonie zakończyć sprawę. W ukryciu próbowali ustalić wspólną wersję, chciał również by kochanka wiedziała, że grał przed żoną. Skasowali wiadomości, zatarli wszystkie możliwe znaki. Nie chciał stracić rodziny. Kochanka zrozumiała, bo przecież od roku była powiernicą jego tajemnic. Nie powiedziała żonie w ilu miejscach w jej własnym mieszkaniu "to" robili. Że kąpała się w jej wannie, że leżała w jej pościeli. Żona wiedziała tylko o tylnym siedzeniu auta. Opowiedziała kochance o wstydzie i upokorzeniu, że ma wrażenie, że wszyscy, którzy mijają ją na ulicy widzą jej upokorzenie. Właściwie to rozmowa przebiegła bardzo spokojnie. Kochanka nawet współczuła żonie, bo wiedziała, że kochanek, gdyby mógł, wybrałby ją. Pamiętała wszystkie godzinne rozmowy, wszystkie zwierzenia i tajemnice.
Po zakończeniu romansu kontakt wcale się nie urwał, mimo, że żona postawiła taki warunek. Romans trwał tylko w stanie zamrożenia. Kochanek się wystraszył, ale wiedział, jak wszystko ukryć by ratować z rodziny to, co się da. Sprawa powoli ucichła. Ucichła na tyle, że pojawiły się okazje do kolejnych spotkań, ale jakoś nie wyszło, to już nie było chyba to. Na życzenie żony kochanek musiał zmienić pracę, zmienić auto. Spełnił i inne warunki. Małżeństwo przetrwało.
Dzisiaj, po latach widuję żonę kochanka na ulicy, na fitnessie, widzę ją w sklepie i zastanawiam się co myśli. Udałam się kiedyś do urzędu, załatwić jedną sprawę, a za biurkiem siedziała żona. Siedziała taka spokojna i wypełniała papiery. Czy ona wie, że po tylu latach kontakt koleżanki z kochankiem nie urwał się? Czy przejmowałaby się, że dzwonią do siebie, odbywają godzinne rozmowy? Co by zrobiła gdyby wiedziała, że dochodzi również do spotkań, flirtów? Zmieniło się tyko to, że nie ma seksu, ale kochanek wciąż mentalnie jest przy kochance. Są zwierzenia, żarty z podtekstem. Gdyby nie to, że koleżanka założyła rodzinę, nie wiem jak by było. I tak to się ciągnie. I zastanawiam się czy żona kochanka po prostu nauczyła się z tym wszystkim żyć, czy się oderwała i stąd w niej ten spokój..
Dlatego czytam to forum, bo bardzo współczułam wtedy tej kobiecie i do dziś nie mogę się pogodzić z zachowaniem koleżanki. Koleżanka o tym wie, o tym co myślę. Zresztą domyśliła się w trakcie romansu, gdy jej wysłuchiwałam. Na końcu, gdy sprawa się wydała, poczułam ulgę. Siedziałam obok gdy łkała i jako jedyna z grona jej znajomych powiedziałam otwarcie, że w głębi serca ona sama wie, że źle postąpiła. Koniec był do przewidzenia. Dlatego cieszę się, że nastąpił wtedy, a nie za kolejne lata.
Nie do końca rozumiem dlaczego tak to mną wstrząsa. Może dlatego, że widzę, że zdrada to coś co nie umiera w nikim nigdy. Pragnę jakoś uwierzyć, że po zdradzie można żyć. A może czuję gdzieś pod skórą, że to wszystko przede mną..