Witam wszystkich, na wstępie dodam, że mam 26 lat, a moja dziewczyna 23. Jesteśmy razem od półtora roku, a mieszkamy ze sobą od pół roku i od tego czasu dziewczyna cały czas naciska na zaręczyny.. Od początku wiedziała, że mam co do niej poważne plany i nie zamierzam czekać kto wie ile, ale mimo to co kilka dni ciągle od tego czasu pojawia się temat pierścionka i dzieci. Po doświadczeniach w mojej rodzinie (wszyscy po rozwodach, nawet rodzice) i przeżytej gehennie wolę najpierw poznać się dobrze i być pewnym w 100%. Tym bardziej, że zdarzają nam się czasem kłótnie, może to kwestia docierania się. Poza tym pragnę też, żeby to była jakaś niespodzianka, a nie oświadczyny pod wpływem nacisków... Padały od niej nawet słowa, że mam ok. pół roku, bo inaczej odchodzi (coś w rodzaju ultimatum). Naprawdę, bardzo mnie to zabolało, bo wie jakie są moje oczekiwania i nie chcę ciągle wysłuchiwać tych wymagań. Czy to normalne? Co robić w takiej sytuacji? Czuję już coraz bardziej narastającą presję, że muszę to zrobić, bo inaczej będzie rozstanie, a przecież nie o to w tym wszystkim chodzi.
Na 100% to możesz być pewien śmierci, ale już nie tego czy jutro wpadniesz pod samochód, czy na starość będziesz błagał o eutanazję. Myślę, że zakładasz, że ten związek się również rozpadnie. Ona to wyczuwa, ale nie rozumie, czemu tak miałoby się stać.
Uważaj to może stać się samospełniającą wróżbą.
Ona nie czuje się pewnie co do przyszłości z tobą. Żeby sobie z tym poradzić, wybrała taki sposób - wejść w narzeczeństwo, potem małżeństwo. Niestety, wybrała też taki sposób, który teraz tobie odbiera pewność, co do przyszłości.
Stawianie ultimatum - strasznie słabo i od samego tego tekstu chciałabym od takiej osoby odejść, bo nie pozwolę, żeby mnie ktoś szantażował. Ale ty masz swoje granice, znasz ją, wiesz lepiej, skąd jej się wzięło to, że tak bardzo nagle potrzebuje zapewnienia, że od niej nie odejdziesz.
Jest stuknieta.
Żaden prawdziwy mężczyzna nie pozwoliłby sobie na taki szantaż. Nie umiesz z nią dojrzałe porozmawiać i wyjaśnić sprawę to tym bardziej nie jesteś gotowy na małżeństwo.
5 2018-05-05 03:23:38 Ostatnio edytowany przez azazelpazuzu (2018-05-05 03:24:26)
Uciekaj chłopie gdzie pieprz rośnie.
I uwierz, lepiej mnie posłuchaj.
Stuknięta baba co myśli, że jak weźmie ślub, to związek się nie rozleci.
Stawianie ultimatum (i to w tak istotnej sprawie) nie jest normalne. Nie rozumiem, co komuś po wymuszonych zaręczynach. Inna sprawa, że zaręczeni możecie być i lat dziesięć.
Nie zaręczaj pod wpływem szantażu. Albo się oświadczasz, bo tego chcesz, albo wcale.
Twoja dziewczyna jest mocno niedojrzała. Powinieneś z nią poważnie porozmawiać.
8 2018-05-06 11:03:27 Ostatnio edytowany przez cataga (2018-05-06 11:04:45)
szantaż to bardzo słabe zagranie, ale ja ją rozumiem. Pełno jest przypadkow kobiet, które zamieszkały przed slubem, pan oczywiście kiedys " myslał poważnie o zaręczynach", i tak im, bez jej nacisków upłynęło 10 lat, a w koncu pan poznał nową kolezankę i szast prast - po 3 miesiącach zaręczyny i slub z nowa panią.
Może ona tego się boi? Słabe jest to, że nie potrafisz zrozumiec jej, nie porozmawialiście, dlaczego tak nalega - może dlatego, ze wie, jak to może wyglądać? A z twojego punktu widzenia, tobie sie nie spieszy, bo co - masz to, co w malżeństwie, wszystkie zalety tego stanu, ale zadnych wynikających z tego obowiązkow. I tak możesz wieeele lat, dopoki... nie poznasz dziewczyny, z ktorą po 3 miesiącach weżmiesz slub .. NO wcale sie nie dziwię dziewczynie.
Inna sprawa, że kobiety często mysla,że slub to automatycznie milosć do grobowej deski, i ''on mój ci jest", a to tylko po prostu prawne uregulowanie różnych kwestii, w tym finansowych. Zawsze mozna sie rozwieść...
szantaż to bardzo słabe zagranie, ale ja ją rozumiem. Pełno jest przypadkow kobiet, które zamieszkały przed slubem, pan oczywiście kiedys " myslał poważnie o zaręczynach", i tak im, bez jej nacisków upłynęło 10 lat, a w koncu pan poznał nową kolezankę i szast prast - po 3 miesiącach zaręczyny i slub z nowa panią.
Może ona tego się boi? Słabe jest to, że nie potrafisz zrozumiec jej, nie porozmawialiście, dlaczego tak nalega - może dlatego, ze wie, jak to może wyglądać? A z twojego punktu widzenia, tobie sie nie spieszy, bo co - masz to, co w malżeństwie, wszystkie zalety tego stanu, ale zadnych wynikających z tego obowiązkow. I tak możesz wieeele lat, dopoki... nie poznasz dziewczyny, z ktorą po 3 miesiącach weżmiesz slub .. NO wcale sie nie dziwię dziewczynie.Inna sprawa, że kobiety często mysla,że slub to automatycznie milosć do grobowej deski, i ''on mój ci jest", a to tylko po prostu prawne uregulowanie różnych kwestii, w tym finansowych. Zawsze mozna sie rozwieść...
Dziękuję za odpowiedzi. Co do Twojego postu to było wyjaśniane już tyle razy że naprawdę brakuje mi czasem siły. Nie chce mówić jej dokładnie kiedy bo to bez sensu przecież.. Mówiłem że nie chce długo czekać i właściwie mówię to cały czas ale ileż można tłumaczyć. Po drugie nie daje jej absolutnie ŻADNYCH powodów do zazdrości ani nic z tych rzeczy. Nie gadam właściwie z żadnymi koleżankami zupełnie. Ba! Jeżdżę co tydzień do jej rodziców pomagać im w domu ogrodzie itp chociaż nie jest to mój obowiązek. W pracy mam praktycznie samych facetów bo pracuje w firmie IT.
To nie jest kwestia zazdrości.
To jest kwestia tego, że ona nie chce kiedyś zostać z ręką w nocniku jak po kilku latach wspólnego mieszkania nagle sobie pójdziesz.
Może ją instynkt macierzyński też trochę goni, a nie chce wpadki przed ślubem? Może po prostu czuje potrzebą sformalizowania związku?
Ja ją rozumiem. Mieszkanie jest takim momentem, w którym człowiek może się zastać, dobrze jest, po co coś zmieniać. I tak można przez 5, 10, 15 lat, a potem nagle się budzicie, że przespaliście życie.
Było dobrze, ale nic z tego nie ma.
Od początku wiedziała, że mam co do niej poważne plany i nie zamierzam czekać kto wie ile - taak, ty to wiesz, a ona wie, że wielu panow tak mówi i tylko mówi. Nie zamierzasz czekać nie wiadomo ile , to ile, skoro juz poł roku minęło? po roku powiesz to samo i tak do ... Dla Ciebie niedługo to np. 5 lat, dla niej niedlugo to dwa miesiące...
prawdopodobnie ona czuje się jeszcze bardziej niepewnie, niż Ty
Może rodzina na nią naciska. Dla niektórych lepiej brzmi - córka mieszka z narzeczonym, niż z chłopakiem.
Dlaczego po prostu nie siądziecie i nie pogadacie?
Ty podaj orientacyjny czas, w którym chcesz się zaręczyć, pogadajcie jak widzicie ślub w kwestii terminów, tego, co by tam miało się znaleźć itd.
Zawsze to coś.
Ja znam orientacyjny czas oświadczyn
14 2018-05-06 13:20:12 Ostatnio edytowany przez Miłycham (2018-05-06 13:22:51)
Ludzie chcą mieć gwarancję, a zaręczyny to żadna gwarancja. Niektórzy po prostu boją się żyć. To taka ciągła potrzeba, łagodzenia własnego strachu i niepewności.
Ludzie chcą mieć gwarancję, a zaręczyny to żadna gwarancja. Niektórzy po prostu boją się żyć. To taka ciągła potrzeba łagodzenia własnego strachu i niepewności.
Dokładnie, jest wielu ludzi, którzy wolą planować życie, niż żyć. Oglądają przez 5 lat setki mieszkań i żadnego nie kupują, bo im wygodnie u mamusi. Oglądają latami pierścionki zaręczynowe, ale żadnego nie kupią, bo to jeszcze za mało sie znamy, bo może najpierw zamieszkamy razem, bo moze cośtam cośtam. PAry od x lat rozmawiaja o potencjalnym rozmnożeniu się, że chcą, że byłoby fajnie mieć dziecko, ze są gotowi, ale cały czas on kupuje gumki, a ona łyka tabsy. Bo milej jest planować, gdyz nie niesie to za soba żadnego ryzyka, ale co to za życie? Życie to własnie ryzykowanie inaczej nie da się go przeżyć, coś za coś.
Miłycham napisał/a:Ludzie chcą mieć gwarancję, a zaręczyny to żadna gwarancja. Niektórzy po prostu boją się żyć. To taka ciągła potrzeba łagodzenia własnego strachu i niepewności.
Dokładnie, jest wielu ludzi, którzy wolą planować życie, niż żyć. Oglądają przez 5 lat setki mieszkań i żadnego nie kupują, bo im wygodnie u mamusi. Oglądają latami pierścionki zaręczynowe, ale żadnego nie kupią, bo to jeszcze za mało sie znamy, bo może najpierw zamieszkamy razem, bo moze cośtam cośtam. PAry od x lat rozmawiaja o potencjalnym rozmnożeniu się, że chcą, że byłoby fajnie mieć dziecko, ze są gotowi, ale cały czas on kupuje gumki, a ona łyka tabsy. Bo milej jest planować, gdyz nie niesie to za soba żadnego ryzyka, ale co to za życie? Życie to własnie ryzykowanie inaczej nie da się go przeżyć, coś za coś.
Albo jeszcze inaczej, rozchodzą się po 5, 10 latach bycia razem, ale bez ślubu i konkretnych planow, bo jezcze nie czas, bo on nie jest pewien, albo ona się waha, a po roku czy dwóch on czy ona już jest w nowym związku i w planach jest ślub.
Sądzę, że często ludzie nie chcą się deklarowac, mówią, że nie są gotowi, bo to jest po prostu niewłaściwa osoba, a z kimś innym nie mają takich dylematów.
Oczywiście chodzi o takie dłużsże relacje, z nie, że para jest że sobą 2 miesiące i już ma być ślub albo się roz chodzimy
Przypomnieli mi się znajomi, 3 lata byli para. On się nie mógł zdecydować, a to, że za wcześnie, a to nie jest gortowy itd.
A potem z zaraz poznał swoją przyszła żonę i w przeciągu roku sam się oświadczył i planował wesele.
Albo jeszcze inaczej, rozchodzą się po 5, 10 latach bycia razem, ale bez ślubu i konkretnych planow, bo jezcze nie czas, bo on nie jest pewien, albo ona się waha, a po roku czy dwóch on czy ona już jest w nowym związku i w planach jest ślub.
Sądzę, że często ludzie nie chcą się deklarowac, mówią, że nie są gotowi, bo to jest po prostu niewłaściwa osoba, a z kimś innym nie mają takich dylematów.
Oczywiście chodzi o takie dłużsże relacje, z nie, że para jest że sobą 2 miesiące i już ma być ślub albo się roz chodzimy
Przypomnieli mi się znajomi, 3 lata byli para. On się nie mógł zdecydować, a to, że za wcześnie, a to nie jest gortowy itd.
A potem z zaraz poznał swoją przyszła żonę i w przeciągu roku sam się oświadczył i planował wesele.
A tak też się zdarza, ale tutaj moim zdaniem jest ryzyko. Wydaje mi się, że w takich sytuacjach mózg pracuje inaczej. W takim sensie, ze było się z daną osobą 5-10 lat, ogólnie sporo, tak jak piszesz, rozstajesz się z tą osobą i wiążesz z nową w bardzo szybkim okresie czasu. I wtedy człowiek czuje się, jakby miał ciągłość związku, ale dodatkowo działa zakochanie w nowej osobie. Jakby mózg nierejestrował, ze to nowa osoba, nowy związek, że trzeba na nowo budować, ze za 2 lata może być tak samo dennie, jak z poprzednim partnerem/ partnerką. Ludzie wtedy pod wpływem chwili i tego zgubnego poczucia długiego zwiazku oświadczają się biorą ślub decydują sie na dziecko, a po 2-3 latach wszystko pada. Oczywiscie nie zawsze, ale w moim otoczeniu było tak często.
A moim zdaniem właśnie oni dlatego szybko się potem oświadczaja i pobierają, bo już wiedzą co jest ważne w zwiazku i na dodatek spotykają właściwą osobę.
A z tą pierwszą niby jest wszystko dobrze, ale ani ślubu nie ma, ani jakiś planów na przyszłość, często nawet latami mieszkają osobno itd. To wszystko jest takie niepewne.
Co do ślubu to on niczego nie gwarantuje, ale jak nie weźmiesz ślubu, to też niczego ci to nie zagwarantuje.
Dla mnie ślub to taki krok na przód. Tak sobie gdybym, bo nigdy ślubu nie miałam.
Chłopak oświadczył mi się gdy miałam 22 lata, rok później ślub, z perspektywy czasu myślę, że to było wszystko za szybko..
Myślę, że jeśli Ty czujesz opór przed tymi oświadczynami, to jest ku temu jakiś powód..
Witam wszystkich, na wstępie dodam, że mam 26 lat, a moja dziewczyna 23. Jesteśmy razem od półtora roku, a mieszkamy ze sobą od pół roku i od tego czasu dziewczyna cały czas naciska na zaręczyny.. Od początku wiedziała, że mam co do niej poważne plany i nie zamierzam czekać kto wie ile, ale mimo to co kilka dni ciągle od tego czasu pojawia się temat pierścionka i dzieci. Po doświadczeniach w mojej rodzinie (wszyscy po rozwodach, nawet rodzice) i przeżytej gehennie wolę najpierw poznać się dobrze i być pewnym w 100%. Tym bardziej, że zdarzają nam się czasem kłótnie, może to kwestia docierania się. Poza tym pragnę też, żeby to była jakaś niespodzianka, a nie oświadczyny pod wpływem nacisków... Padały od niej nawet słowa, że mam ok. pół roku, bo inaczej odchodzi (coś w rodzaju ultimatum). Naprawdę, bardzo mnie to zabolało, bo wie jakie są moje oczekiwania i nie chcę ciągle wysłuchiwać tych wymagań. Czy to normalne? Co robić w takiej sytuacji? Czuję już coraz bardziej narastającą presję, że muszę to zrobić, bo inaczej będzie rozstanie, a przecież nie o to w tym wszystkim chodzi.
Dziewczyna ma 23 lata i naciska na zareczyny na dzieci, w dzisiejszych czasach? Kiedy większość takie decyzje podejmuje tuż przed 30 stką albo i poźniej? jeszcze ci się czerwona lampka nie zapaliła? Chłopie, albo od razu se la vi albo daj sobie czas min. 2 lata żeby się upewnić czy to aby na pewno jest właściwa kobieta. To jest decyzja na całe życie, odwrotu nie ma. Potem są tylko sądy, podziały majątku, łatki rozwodnika i alimenty. Dobrze to przemyśl. 1,5 roku to jest nic. Pół roku mieszkania razem też. Kolejna kwestia szantaż "bo wielka pani odchodzi" zobacz ile jest warta miłość. Tak mocno kochaja dziś kobiety. Zastanowiłeś się w ogóle nad tym co prezentuje twoja partnerka, czy uczy się/studiuje, jeśli tak co zamierza robić w przyszłości czy pracuje czy jej jedynym zajęciem na co dzień jest malowanie szponów(oczywiście swoich) ? ślub i dziecko w takiej sytuacji to zaj****a sprawa, można dalej malowac szpony i psioczyć na wszystko. Jak masz przyjaciół to wyjdź z nimi na browar i niech ci powiedzą to czego ty nie widzisz, pewne rzeczy wyglądają zupełnie inaczej jak się patrzy na coś z boku.
A mi się wydaje, że ona potrzebuje zapewnienia o Twoich uczuciach, a zaręczyny takim czymś chyba są. Jednak, takie wyproszone, zmanipulowane i zaplanowane przez nią, to raczej kiepsko smakują. Dla mnie zaręczyny to zbędna rzecz, tak samo jak ślub. Może to kwestia mojego doświadczenia, ale jestem zdania, że pierścionek czy papier nie są żadną gwarancją ani miernikiem miłości. Albo się kocha i chce być razem, albo nie. Nic tego nie zmieni. Kiedyś myślałam, że przez "papierek" trudniej jest trzasnąć drzwiami, teraz wiem, że jak jest miłość to drzwiami się po prostu nie trzaska. Uważam również, że branie ślubu przed 30-tką powinno być uznawane za zbrodnię Młodzi ludzie żyją ideałami, które nie istnieją. Z obserwacji widzę, że większość związków, które zaczęły się wcześnie tj. jakieś liceum, studia, rozpada się po ok. 10 latach. Małżeństwa zawierane w młodym wieku, nie rokują dobrze. Niestety, znam to z autopsji.
A najlepszy wiek na rodzenie dzieci to tak do 25 lat. Więc jak ktoś chce mieć dzieci po ślubie?
Znam masę związków zawartych w okolicy 25 lat. Póki co trwają wszystkie.
W moim środowisku nie ma nikogo, kto by brał ślub po 30tce i wszyscy sobie radzą.
A najlepszy wiek na rodzenie dzieci to tak do 25 lat. Więc jak ktoś chce mieć dzieci po ślubie?
najlepszy dla kogo? Ponadto, można rodzić dzieci bez ślubu, czy to już też jest zabronione?
Znam masę związków zawartych w okolicy 25 lat. Póki co trwają wszystkie.
W moim środowisku nie ma nikogo, kto by brał ślub po 30tce i wszyscy sobie radzą.
no to gratuluję. Ja wyraziłam swoje zdanie poparte obserwacjami. Widocznie wszędzie mnie otaczają patologie, w życiu czy tu na forum.
Przerażające jest to, jak wiele z was potrafi patrzeć tylko przez pryzmat siebie i nie umie spojrzeć na sytuację z drugiej strony.
Ciągle tylko ja, ja, ja (kobieta). Bo my kobiety to potrzebujemy zapewnienia, miłości, pewności, że nas nie zostawi itd. A co z mężczyzną? Może facet też potrzebuje wiedzieć, że partnerka to ta jedyna i potrzebuje czasu, by mieć co do tego 100% pewność? Moim zdaniem 2 lata to za mało, by brać ślub, bo czasem haj hormonalny potrafi tyle trwać. Facet to nie zabawka, że ma robić to co ty chcesz.
Znam osobiście przypadek, gdy lekarz chajtnął się po 2 latach z dziewczyną, tydzień po ślubie panna zaczęła świrować, okazało się, że dziewczyna nigdy go nie kochała, a wyszła za niego dla hajsu, gdyż sama pochodziła z biednej wiejskiej rodziny. O wiele trudniej jest udawać miłą i fajną przez 6 lat niż 2 lata. Dlatego osobiście uważam, że nie powinno się przeginać w żadną stronę, nie ma co czekać 10 lat, ale z drugiej strony też nie ma się co śpieszyć i brać ślub po 1,5 roku. IMO 3-6 lat jest jak najbardziej optymalne.
BTW Te dziewczyny, które stają po stronie tamtej bezczelnej szantażystki chyba nie widziały statystyk dotyczących rozwodów. Wniosek jest jeden - ludzie dobierają się byle jak, byle z kim, biorą śluby na szybko a później masa rozwodów. Nie wróżę świetlanej przyszłości związkowi, w którym facet jest przymuszany do zaręczyn po 1,5 roku. Nie tędy droga.
BTW2 Zapomniałbym - a gdzie się podziały drogie panie oskarżenia pod adresem szantażystki, że ona nie ufa partnerowi? Że zakłada, że pewnie odejdzie? Biorąc pod uwagę fakt, jak wiele z was uważa za oburzające proponowanie dziewczynie intercyzy uważając to za karygodny brak zaufania, konsekwencja nakazywałaby zrugać ostro tę panią. Jak facet chce się zabezpieczyć intercyzą - oskarżacie go o nikczemne zachowanie i brak zaufania, ale jak kobieta nie ufa facetowi i chce się zabezpieczyć zaręczynami/ślubem - doskonale rozumiecie dziewczynę i się z nią zgadzacie. Strasznie przykre.
Ja tam potrafię sobie wyobrazić motywy tej dziewczyny (co jej "odbiło" że nagle szantażem rzuca) ale to nie znaczy, że ja to popieram czy uważam, za dobre. I mam wrażenie, że tylko dwie osoby - cataga i LadyLoka są jawnie po stronie dziewczyny - przynajmniej w tym, że są w stanie zrozumieć jej niepewność (co nie znaczy, że się zachowanie chwali...)
Więc nie wiem, skąd te "tak wiele patrzy tylko przez pryzmat siebie.
Ja bym się wstrzymała przed ślubem z taką osobą, bo mam awersję na szantaż i żadne wyjaśnienia o tym, że ona się czuje niepewnie i że zegar i że "faceci często..." nic mi nie robią. Chcesz z kimś spędzić resztę życia, to przynajmniej miej tyle w sobie dorosłości, żeby powiedzieć o swoich obawach, o presji, o marzeniu, a nie uciekać się do szantażu.
26 2018-05-06 20:19:56 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2018-05-06 20:22:53)
Najlepszy wiek dla matki i dla dziecka. Mniej ryzyka chorób. Trzeba się wczytać w temat.
Ja nie pochwalam jej zachowania. Ale potrafię je zrozumieć. Przez porzucenia, których doświadczyłam też mam potrzebę ciągłego szukania potwierdzeń miłości mojego partnera a zaręczyny są jedną z nich. Tyle, że ja swoje traumy przepracowałam z terapeutą i nauczyłam się nad nimi panować.
Ale dlatego rozumiem dziewczynę. Trochę, bo ja bym się nigdy do szantażu nie posunęła.
A z drugiej strony jestem jawną wyznawczynią poglądu, że 2 lata bycia razem są wystarczającym czasem na podjęcie decyzji czy się chce z daną osobą wziąć ślub czy nie. Brak deklaracji i rozmów na ten temat po tym czasie są marnowaniem czasu drugiej osobym i tutaj mówię o brakach chęci z obu stron.
Ślub dużo ułatwia formalnie. I nawet jeśli ktoś nie chce nosić obrączki i zostanie przy swoim nazwisku to jednak w życiu to mniej papierologii np w szpitalach.
Edit. Zeby nie bylo. Nie uwazam ze po tych 2 latach zwiazku trzeba od razu brac slub jak jedna strona do tefo nie dojrzala. Ale o tym mozna porozmawiac. Okreslic priorytety. Powiedziec sobie ze sie to zycie chce ze soba spedzic.
Ja nie pochwalam jej zachowania. Ale potrafię je zrozumieć. Przez porzucenia, których doświadczyłam też mam potrzebę ciągłego szukania potwierdzeń miłości mojego partnera a zaręczyny są jedną z nich. Tyle, że ja swoje traumy przepracowałam z terapeutą i nauczyłam się nad nimi panować.
Ale dlatego rozumiem dziewczynę. Trochę, bo ja bym się nigdy do szantażu nie posunęła.
Loka, chyba nie do końca to przepracowałaś skoro nadal masz potrzebę zapewnień i potwierdzeń miłości.
Najpierw zaręczyny, potem nacisk na ślub, potem dziecko, jedno, drugie i co dalej? Jakich zapewnień i potwierdzeń będziesz potrzebować?
A z drugiej strony jestem jawną wyznawczynią poglądu, że 2 lata bycia razem są wystarczającym czasem na podjęcie decyzji czy się chce z daną osobą wziąć ślub czy nie. Brak deklaracji i rozmów na ten temat po tym czasie są marnowaniem czasu drugiej osobym i tutaj mówię o brakach chęci z obu stron.
Nie ma reguły. Jedni po pół roku znajomości decydują się na bycie ze sobą do grobowej deski, innym potrzeba 7 lat. Dwa lata to ani długo ani krótko. A dlaczego nie wystarczy deklaracja o miłości i że chce być się razem "jutro"? Pierścionek naprawdę niczego nie zmienia. Ślub również, to tylko iluzja.
Ślub dużo ułatwia formalnie. I nawet jeśli ktoś nie chce nosić obrączki i zostanie przy swoim nazwisku to jednak w życiu to mniej papierologii np w szpitalach.
W szpitalu za każdym razem wypełniasz kartę i podajesz imię i nazwisko osoby, którą mają prawo powiadomić o Twoim stanie. Mąż czy nie mąż, żadna różnica.
Edit. Zeby nie bylo. Nie uwazam ze po tych 2 latach zwiazku trzeba od razu brac slub jak jedna strona do tefo nie dojrzala. Ale o tym mozna porozmawiac. Okreslic priorytety. Powiedziec sobie ze sie to zycie chce ze soba spedzic.
Mogę się zgodzić z dwoma ostatnimi zdaniami. Trzeba rozmawiać, określić priorytety i powiedzieć sobie że chce się ze sobą spędzić życie, ale do tego nie są potrzebne papiery tylko miłość.
28 2018-05-07 11:57:00 Ostatnio edytowany przez Ola_la (2018-05-07 11:57:17)
Po częsci rozumiem dziewczyne, bo jak to na zaręczyny nie jesteś gotowy ani pewny czy ich chcesz, ale już wspólne mieszkanie owszem, ale bez zobowiązań. Co to ma być zabawa w dom? Szantażu z jej strony nie rozumiem, ale bardziej nie wiem o co tobie chodzi. To chcesz z nia być czy nie?
W tym chodzi o kontrolę. Dziewczyna chce osiągnąć taki stan, gdzie jej słowo bedzie miało siłę sprawczą.
Autor powiedział, że nie jest tego związku pewny w 100%. Dziewczyna to czuje i się niepokoi. To ciekawe po co wspólne mieszkanie? Kto wyszedł z taka inicjatywą?
Lady Loka napisał/a:Ja nie pochwalam jej zachowania. Ale potrafię je zrozumieć. Przez porzucenia, których doświadczyłam też mam potrzebę ciągłego szukania potwierdzeń miłości mojego partnera a zaręczyny są jedną z nich. Tyle, że ja swoje traumy przepracowałam z terapeutą i nauczyłam się nad nimi panować.
Ale dlatego rozumiem dziewczynę. Trochę, bo ja bym się nigdy do szantażu nie posunęła.Loka, chyba nie do końca to przepracowałaś skoro nadal masz potrzebę zapewnień i potwierdzeń miłości.
Najpierw zaręczyny, potem nacisk na ślub, potem dziecko, jedno, drugie i co dalej? Jakich zapewnień i potwierdzeń będziesz potrzebować?
Owieczko wybacz, ale w którym momencie ja napisałam, że wymagam potwierdzeń i zapewnień od mojego faceta?
Ja na niego nie naciskam ani na zaręczyny ani na ślub ani na dzieci.
Napisałam, że mam taką potrzebę i napisałam, że nauczyłam się nad tym panować. Więc nie zrzucam tego na mojego partnera tylko jak przychodzi mi taka myśl do głowy to sama ze sobą dyskutuję skąd ona jest i co ja mogę z nią teraz zrobić jak już przyszła.
Witam wszystkich, na wstępie dodam, że mam 26 lat, a moja dziewczyna 23. Jesteśmy razem od półtora roku, a mieszkamy ze sobą od pół roku i od tego czasu dziewczyna cały czas naciska na zaręczyny.. Od początku wiedziała, że mam co do niej poważne plany i nie zamierzam czekać kto wie ile, ale mimo to co kilka dni ciągle od tego czasu pojawia się temat pierścionka i dzieci. Po doświadczeniach w mojej rodzinie (wszyscy po rozwodach, nawet rodzice) i przeżytej gehennie wolę najpierw poznać się dobrze i być pewnym w 100%. Tym bardziej, że zdarzają nam się czasem kłótnie, może to kwestia docierania się. Poza tym pragnę też, żeby to była jakaś niespodzianka, a nie oświadczyny pod wpływem nacisków... Padały od niej nawet słowa, że mam ok. pół roku, bo inaczej odchodzi (coś w rodzaju ultimatum). Naprawdę, bardzo mnie to zabolało, bo wie jakie są moje oczekiwania i nie chcę ciągle wysłuchiwać tych wymagań. Czy to normalne? Co robić w takiej sytuacji? Czuję już coraz bardziej narastającą presję, że muszę to zrobić, bo inaczej będzie rozstanie, a przecież nie o to w tym wszystkim chodzi.
Czy to normalne? powiedziałabynm,że raczej dziwne zachowanie tej Twojej dziewczyny, a czy Ty ją dobrze poznałeś? może coś z nią jest nie tak,niby mieszkacie ze sobą,ale cóż to jest te pół roku, nawet to,że znacie się półtora roku,też nic nie znaczy,ludzie poznają się czasami całe życie i też nie znają się dosyć dobrze. Tak szczerze powiedziawszy,bałabym się wiązać z taką osobą,która stawia ultimatum,.... jak nie,to odejdę.... a jak jej coś potem nie będzie odpowiadało,to też będzie Ciebie straszyła odejściem? Przemyśl to,czy warto to ciągnąć?
To nieistotne, czy 2 lata czy 5 lat związku to czas na oświadczyny. Ważne jest czy ktos się czuje gotowy, pewny, że tego chce. Dla autora jest za wcześnie. Nie rozumem, jakim zapewnieniem byłoby dla tej dziewczyny wymuszenie na nim tych zaręczyn. W jaki sposób miałoby to sprawć, że ona czułaby się pewniej w związku? Czułaby, że on ją kocha i myśli poważnie, bo udało jej się ZMUSIĆ go do oświadczyn? nie widzę tego.
Co innego, gdy facet się oświadcza, bo chce - wtedy to coś znaczy, wtedy można traktować to jako zapewnienie, swojego rodzaju obietnicę. Ale co to za obietnica wymuszona szantażem?
Zgadzam się też z Kocurem - co to za miłość, skoro ona grozi odejściem? Tak łatwo by jej przyszło odejść? W takim razie to żadna miłość. Gdyby mi ktoś groził w ten sposób, to raczej wzmacniałoby to moje wątpliwości co do tego związku i wręcz odpychało mnie od szantażysty. To wygląda tak, że ona szantażuje go, bo chce aby on walczył o ten związek, ale efekt jej szantażu jest odwrotny od zamierzonego: bo skoro tak łatwo byłoby jej odejsć, to o co tu walczyć, miotać się i na siłę zatrzymywać oświadczynami?
Dziewczyna ma 23 lata - jest bardzo młoda, a już zupełnie sfiksowała na punkcie zaręczyn i ślubu. Też sie zastanawiam, czy ona ma jakieś inne zajęcia, jakieś plany życiowe niezwiązane z partnerem? Jakieś swoje ambicje poza zostaniem czyjąś żoną?
Dziękuję wszystkim za odpowiedzi. Dokładnie jak pisze Iceni. Nie mam problemu z tym żeby się oświadczyć to nie o to nawet chodzi. Tylko nie chce żeby to było pod wpływem jakichs nacisków stawiania ultimatum itp bo nie o to w miłości chodzi. Już wiele wiele razy szedłem w tym związku na ustępstwa i po prostu nie chce żeby takie ważne rzeczy były na mnie wymuszane szantazem bo co będzie dalej gdy pojawia się dzieci itd? Jakich dowodów na miłość musiałbym wtedy szukać i na jakie ustępstwa znowu iść pod wpływem szantażu? Chcę tylko dać jej do zrozumienia że nie chce bez przerwy o tym rozmawiać i nie dostawać jakichś głupich ultimatum. Ale moje tłumaczenia nie pomagają na długo. Tym bardziej że nie spieszy nam się do niczego tak strasznie do 30 jeszcze sporo czasu a związek też nie jest jakiś strasznie długi.
35 2018-05-07 13:31:45 Ostatnio edytowany przez Pokręcona Owieczka (2018-05-07 13:33:27)
Owieczko wybacz, ale w którym momencie ja napisałam, że wymagam potwierdzeń i zapewnień od mojego faceta?
Ja na niego nie naciskam ani na zaręczyny ani na ślub ani na dzieci.Napisałam, że mam taką potrzebę i napisałam, że nauczyłam się nad tym panować. Więc nie zrzucam tego na mojego partnera tylko jak przychodzi mi taka myśl do głowy to sama ze sobą dyskutuję skąd ona jest i co ja mogę z nią teraz zrobić jak już przyszła.
Tak odebrałam Twoją, zacytowaną przeze mnie, odpowiedź:
... Przez porzucenia, których doświadczyłam też mam potrzebę ciągłego szukania potwierdzeń miłości mojego partnera a zaręczyny są jedną z nich.
Nie chciałam Cię urazić.
Edit: nie pisałam że wymagasz tego od niego, tylko potrzebujesz, czyli dokładnie to, co w zacytowanym fragmencie.
36 2018-05-07 14:30:54 Ostatnio edytowany przez cataga (2018-05-07 14:51:08)
jestem w stanie zrozumiec dziewczynę, owszem, ale juz napisałam, że taki szantaż to słabe zagranie. Nie popieram, ale jestem w stanie ją zrozumieć. Pan, jak juz napisałam, ma wszelkie korzyści z mieszkania z dziewczyną, a ona ma minusy związku - bez papierka - bo ona pewnie mysli, że papierek coś jej zagwarantuje, a to wcale tak do końca nie jest.
Pan niedojrzały, bo on nie chce, ale boi sie o tym powiedziec partnerce, bo wie, ż e będą jazdy - a skoro ona taka niepewna, to cos ten związek chwieje się w posadach. Słabe to bardzo, i to z obu stron tego " związku" ....
PAN PISZE, ŻE JUŻ POSZEDŁ NA AŻ WIELE USTEPSTW, HMM. MOŻE NAUCZYŁ SIĘ SPUSZCZAĆ KLAPĘ W SEDESIE ( SARKAZM)
Na jakie więc ustepstwa? Skoro poszedł na tak wiele ustepstw, może więc tez czuje, że ta dziewczyna nie dla niego i dlatego odwleka zaręczyny, bo nie chce rozstania, co byloby uczciwe wobec siebie i jej ? A może poszedł na tak wiele ustepstw, ze teraz ona czuje, że może mu wejsć na głowę? Może dla pana nie tak długi związek oznacza 5 lat, a dla niej to już pora , by pomysleć o legalizacji, bo chciałaby w możliwie młodym wieku zostac mamą? Pół roku mieszkania razem, półtora roku związku - to tak akurat, by juz wiedziec, czy to ta osoba. Pan nadal nie wie, ale korzysta z wszelkich zalet małżenstwa bez ponoszenia skutkow. A jak zdarzy się ciaża? A może pan wie, ze to nie ta, no ale po co zrywac, póki się lepszy model nie trafi, co, a pouzywać mozna...
Brak komunikacji nie wrózy za ciekawie....
Dziękuję wszystkim za odpowiedzi. Dokładnie jak pisze Iceni. Nie mam problemu z tym żeby się oświadczyć to nie o to nawet chodzi. Tylko nie chce żeby to było pod wpływem jakichs nacisków stawiania ultimatum itp bo nie o to w miłości chodzi. Już wiele wiele razy szedłem w tym związku na ustępstwa i po prostu nie chce żeby takie ważne rzeczy były na mnie wymuszane szantazem bo co będzie dalej gdy pojawia się dzieci itd? Jakich dowodów na miłość musiałbym wtedy szukać i na jakie ustępstwa znowu iść pod wpływem szantażu? Chcę tylko dać jej do zrozumienia że nie chce bez przerwy o tym rozmawiać i nie dostawać jakichś głupich ultimatum. Ale moje tłumaczenia nie pomagają na długo. Tym bardziej że nie spieszy nam się do niczego tak strasznie do 30 jeszcze sporo czasu a związek też nie jest jakiś strasznie długi.
Oj, to brzmi nieciekawie. Mi się włącza alarm. Prosta droga do bycia nieszczęśliwym - jeśli czujesz, że idziesz ciągle na ustępstwa, i nie robisz tego z przekonania, i nie robisz tego z radością, tylko teraz masz potrzebę wypominać te ustępstwa, i jest ci z nimi źle i boisz się wejścia na głowę... to znaczy, że źle u was z komunikacją. Serio, prosta droga do unieszczęśliwienia siebie, a przez to całej rodziny. Masz rację, zastanawiając się, jakich ustępstw może od Ciebie dziewczyna oczekiwać w przyszłości i jak bardzo jesteś w stanie swoje potrzeby, uczucia i myśli zepchnąć na dalszy plan, żeby jej było dobrze i żeby ona czuła się dobrze.
Polecam taki tekst "Gdy ludzie dobrze ze sobą żyją, naczynia same się zmywają". Mam wrażenie, że możesz mieć takie podejście jak wiele osób, w tym ja, które jest niezdrowe: jeśli ja się nie poświęcę i nie będę rezygnować z siebie, swoich potrzeb, myśli i uczuć, to mnie nikt nie pokocha i nie zechce, to ode mnie odejdzie. Czy może tak być, że z tego strachu przed byciem samemu po prostu ulegasz jej wymaganiom?
A z twojego punktu widzenia, tobie sie nie spieszy, bo co - masz to, co w malżeństwie, wszystkie zalety tego stanu, ale zadnych wynikających z tego obowiązkow.
Pan, jak juz napisałam, ma wszelkie korzyści z mieszkania z dziewczyną, a ona ma minusy związku - bez papierka - bo ona pewnie mysli, że papierek coś jej zagwarantuje, a to wcale tak do końca nie jest.
Pan nadal nie wie, ale korzysta z wszelkich zalet małżenstwa bez ponoszenia skutkow.
A ja, przyznam, zupełnie nie wiem, jakie Autor ma korzyści wynikające ze wspólnego zamieszkania, których ona nie ma?
Tak uparcie to powtarzasz, że aż zdecydowałam się zapytać .
Autorze, zaręczyny, ślub, zakładanie rodziny to są zbyt poważne sprawy, aby decydować o nich pod wpływem nacisków, nawet jeśli się kocha. Owszem, można, ale po pierwsze to jest jej i Twoje życie i każde z Was będzie na to gotowe we właściwym dla siebie momencie, niekoniecznie tym samym, a po drugie - wcześniej czy później obróci się to przeciwko Wam obojgu. Z czasem ani Tobie, ani jej tak naprawdę nie będzie z tym dobrze, bo wciąż będzie się zastanawiać czy aby na pewno jesteś z nią, bo sam tego chcesz. Ot, taka przekora losu.
Osobiście tego parcia na zaręczyny, zwłaszcza w tym wieku, kompletnie nie ogarniam, ale wiem, że czasem dziewczyny same wzajemnie się nakręcają - chwaląc statusem narzeczonej, porównując pierścionki. Głupie i niedojrzałe to argumenty, ale... nawet tu, na forum, regularnie coś się na ten temat pojawia. Dlatego zastanów się może czy ona sama też przypadkiem nie ulega jakiejś zewnętrznej presji?
Kobiety wcale nie są skompliowane. Jeśli razem zamieszkaliście to kolejnym krokiem są zareczyny. Nie wiąże się to z natychmiastowym ślubne ale ten pierścionek dla was facetów nie znaczy tyle co dla kobiet dla nas to jest deklaracja i oczywiście czas zareczyny tez nie może trwać wiecznie ale w tych czasach na pewno będziesz miał czas na zastanowienie się. Dla kobiety to że nie robisz tego oznacza że nie myślisz o niej poważnie tymbardziej po tym że razem zamieszkaliście.
A nie możesz z nie pogadać określić się że zaręczyny owszem ale za 2 lata / za rok? Jak będzie wiedzieć na czym stoi to może trochę presja zaleje. Dodatkowo musisz zapewnić że ja kochasz itp itd.
Z drugiej strony może ona nie czuje że jest "tą jedyną " a pierscionek by ją w tym utwierdził.
Temat z 2018 roku....