acznę od początku, tak chyba będzie najlepiej (postaram się, żeby ten post był maksymalnie treściwy). Otóż: od ponad 3 lat jestem z obecnym chłopakiem. Poznaliśmy się w październiku 2014 roku na studiach, od stycznia 2015 roku jesteśmy razem. Po kilku miesiącach wprowadził się do mojego mieszkania (wynajął w nim jeden pokój, w drugim mieszkałam ja, w trzecim obca osoba, później jego kolega od podstawówki). Od samego początku był bardzo zazdrosny, spędzaliśmy razem 100% czasu (uczelnia, mieszkanie, zakupy). On zawsze miał dużo kolegów, koleżanek , ja 2-3 znajome na studiach, które i tak mu się nie podobały. Wkrótce zostałam sama, on jakoś specjalnie też nie wychodził. Średnio 9-10 godzin dziennie grał w LOLa (gra komputerowa) ze współlokatorem (jego kolegą) w moim pokoju. Ogólnie w swoim praktycznie nie przebywał. Już po pół roku zdarzyło mu się nazwać mnie w kłótni szmatą, suką, dziwką... Później doszło popychanie, podstawianie nóg (popychanie tak, żebym się przewróciła na trawę obok mojego bloku), wpychanie się przed wejście w drzwiach, chodzenie krok w krok, ujawnianie w miejscach publicznych moich brudów z przeszłości. Ogólnie jestem po pobycie w klinice psychiatrycznej (anoreksja) oraz po próbie samobójczej w wieku 16 lat. Oboje w tej chwili mamy po 23 lata. Według niego, to co przeżyłam jest niczym więc wyśmiewał się z tego wielokrotnie. Po ponad roku związku, nie wytrzymałam. Zerwałam z nim, pomimo nerwicy (pierwszy napad miałam u niego w domu rodzinnym po kilku mies związku). Zerwałam z nim na początku czerwca, a w październiku zaczęły się studia i napisałam pierwsza. Szybko do siebie wróciliśmy, bo miałam nadzieję, ze zrozumiał i się zmieni. Niestety wyzwiska, dziura w drzwiach i popychanie nie skończyły się na dobre... Teraz nazywanie mnie szmatą, poniżanie słowne, dzieją już spontanicznie, chociaż tydzień temu podczas kłótni wydawało mi się, że chciał zepchnąć mnie ze schodów w swoich bloku (od czerwca 2016 nie mieszkamy razem), on mówi że nie zrobiłby tego na poważnie i mi się wydawało, po prostu mnie wypchnął, bo myślał, ze będę chciała wejść z powrotem do jego stancji. Nadal ciągle mnie wszędzie podwozi, widujemy się praktycznie codziennie, jest zazdrosny, ale dopóki się z nim zgadzam i wszystko jest po jego myśli, nie podnosi na mnie ręki ani nie wyzywa... Wiem, że jestem od niego uzależniona, ale zastanawiam się, czy bycie z takim człowiekiem ma przyszłość.. Czy wam samym albo komuś, kogo znacie udało się pokonać tego rodzaju kryzys, czy raczej należy uciekać gdzie pieprz rośnie... Istotnie w tym wszystkim jest też to, że jestem jego pierwszą dziewczyną... być może ma prawo nie wiedzieć jak się zachować.. Nie widzi nic złego w nazywaniu kobiety szmatą, jeżeli tu cytat "nie zachowuje się jak kobieta" czytaj: podnosi głos, krytykuje jego rodzinę albo jego, pisze z kimś innym niż on. Wszyscy mówią mi, że powinnam dać sobie spokój, ale nie wiem czy to miłość czy uzależnienie, czy strach przed samotnością... Potrafi być bardzo miły i kochany, ale czasami wbija takie szpile, że człowiekowi się odechciewa walczyć o ten związek.. Musze w tym momencie wyrzucić z siebie jeszcze jedną istotną kwestię.. Jego ojciec ma własną firmę, na początku byłam zachwycona, że w sklepie kupował mi wszystko, co chciałam.. na urodziny, imieniny, święta nie dostawałam prezentów tylko na przykład po 100 zł.. Ale odkąd po drugim roku studiów zaczęłam pracować, zobaczyłam jakie to wszystko jest złudne i jak wiele daje praca, niezależność. On natomiast ma alergię na samo wspomnienie o pracy, uważa, że przejmie firmę po ojcu, a pracować nie będzie bo i tak do końca życia ojciec będzie wysyłał mu pieniądze, bo go kocha. Jego rodzice miesiac temu się rozwiedli, bez orzekania o winie, ale po pobycie u nich, mogę stwierdzić, że to jak jego ojciec traktował jego matkę było niedopuszczalne.. zostawianie ją samą w sylwestra, wracanie do domu dzień w dzień o 3-5 rano niby od kolegów, teraz okazało się ze spotyka się z o 22 lata młodszą (prawie w nasyzm wieku) kobietą. On twierdzi, że winę w większości i tak ponosi jego matka.. Ogólnie, łatwo zauważyć, że podchodzi do kobiet z pogardą, przy bliższym poznaniu. Sprawia wrażenie człowieka rozgadanego, rozhamowanego, odważnego, mega pewnego siebie, dlatego zawsze otacza się gronem znajomych.. Raz powiedział do mnie "szamto" przy rodzicach, zero rekacji.. Ciotka, która próbowała mi pomóc skończyć tą relację w marcu 2016 roku, dostała od niego wiadomość na fb z wulgaryzmami, na rodzicach nie zrobiło to wrażenia.. Nie wiem czy to ze mną jest coś nie tak czy z nim.. Przepraszam, musiałam się wygadać ;(
Temat: Czy z tego może wyniknąć jeszcze coś dobrego? Proszę o pomoc.
Zobacz podobne tematy :
Odp: Czy z tego może wyniknąć jeszcze coś dobrego? Proszę o pomoc.
to nie jest kryzys tylko przemoc psychiczna, fizyczna, ekonomiczna
UCIEKAJ