Śmierć małego przyjaciela - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Śmierć małego przyjaciela

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 11 ]

Temat: Śmierć małego przyjaciela

W sobotę wieczorem zauważyłam, że moja świnka jest apatyczna, siedziała w kącie i się nie ruszała, nie jadła. Bardzo się zmartwiłam i tej nocy nic nie spałam... czekałam do rana, a nad ranem poszłam z nią do weterynarza. Nic nie spałam. Na badaniu była wybitnie spokojna, dostała leki, ale lekarz ostrzegł, że jest w ciężkim stanie. Miałam ją dokarmiać na siłę, im więcej, tym lepiej. Po badaniu jeszcze w domu wciągnęła lek ze strzykawki, myślałam, że jej się poprawiło. Co godzinę, dwie, w nocy trzy - karmiłam ją strzykawką na siłę po 1ml karmy. Siłą rzeczy nie spałam, bo chciałam ją karmić, myślałam, że jak jej wmuszę najwięcej jak się da, to się poprawi. Nad ranem znowu poszłam do weterynarza, już się ledwo ruszała, widać było, że jest kiepsko. W domu dotarło do mnie, że to koniec, płakałam bez końca dobre kilka godzin. Weterynarz oprócz leków w zastrzyku kazał jej dać dużo ciepła. Trzymałam ją ciągle na sobie, głaskałam, mówiłam. Było coraz gorzej, sapała, umierała. Płakałam razem z nią. Gdy o 14 wróciła moja matka z pracy, otworzyłam jej drzwi i gdy wróciłam do pokoju pokazać jej świnkę, już nie żyła.

Jest teraz środa o 24, a ja od soboty nie spałam ani minuty. Nie umiem. Jestem zrozpaczona. Miała przyjaciółkę, drugą świnkę, która za nią tęskni. Poszłam odnieść jej ciałko, ciągle nie mogąc uwierzyć, że odeszła po pół roku życia. Czuję się jak kupa gówna. Kilka godzin po  jej śmierci pojechaliśmy do jakiejś pani 50km od domu, kupiliśmy świnkę, która już była oswojona. Czuję się, jakbym zdradziła moją rudzinkę, zastępując ją po kilku godzinach. Uśmiechałam się i płakałam tuląc nową Brysię. Zapłaciłam za nią jakieś chore pieniądze, bo chciałam mieć do kogo się przytulić.

Wieczorem rodzinnie napiliśmy się za rudzinkę wódki, myślałam, że padnę po alkoholu i zasnę, ale nic. Nie chcę liczyć, ile godzin już minęło, ale nie umiem spać. Miałam kiedyś załamanie nerwowe i obecnie mnie łapią stany lękowe. Nie ma opcji żebym zasnęła, a czuję się, jakbym sama umierała. Nie mogę uwierzyć, że moja mała, słodka przytulanka odeszła tak nagle bez powodu. Oddałabym wszystko, żeby znowu tu była. Jak mam sobie z tym poradzić?

Błagam, niech ktoś mi pomoże, bo już nie daję rady...

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Śmierć małego przyjaciela

Zuzka, bardzo Ci współczuję, niestety znam ten ból...
Jedyne co, to można się pocieszać, że JEJ nic już nie boli i nic złego jej nie spotka.
Współczuję, trzymaj się!

3 Ostatnio edytowany przez zuzka.gutkowkska (2018-04-17 23:49:12)

Odp: Śmierć małego przyjaciela
Husky napisał/a:

Zuzka, bardzo Ci współczuję, niestety znam ten ból...
Jedyne co, to można się pocieszać, że JEJ nic już nie boli i nic złego jej nie spotka.
Współczuję, trzymaj się!

Dziękuję, że jeszcze dziś mi odpisałaś.
Mam nadzieję, że czuła, że z nią jestem, kiedy umierała.
Przytulam Brysię i mam nadzieję, że ból  w końcu odejdzie.

Nawet po rozstaniu po wieloletnim związku tak nie bolało... To było tylko niewinne zwierzę, nikomu nic nie zrobiło....

4

Odp: Śmierć małego przyjaciela
zuzka.gutkowkska napisał/a:

Wieczorem rodzinnie napiliśmy się za rudzinkę wódki...

Po tym tekście przychodzi mi do głowy,że to miał być taki łapiący za serce trolling.

5

Odp: Śmierć małego przyjaciela

Nawet nie wiesz jak bardzo Cię rozumiem.Miałam kota, który odszedł .Przeżywałam trzy miesiące.Cierpiałam.Obiecałam sobie....nigdy więcej czworonogów sad Potem wpadłam na pomysł , że bede mieć królika.Biedak uciekł z klatki, schował się w kuchni, gdzie była terakota...z zimna, które ciągnęlo od podłogi nabawił.się zapalenia płuc...odszedł.Płakałam na ziemi przytulona do niego...Pomyślam, z miłości do zwierząt....że kupię sobie
chomika.Taki malutki gryzoń.Okazało się, że Chomisie nie żyją długo.Po paru latach, ...odszedł.Płakałam.Strata zwierzaka jest wyłącznie dla twardzieli..  ..Z czasem ulotni się ból  , ale, to z czasem sad

6

Odp: Śmierć małego przyjaciela

to bardzo smutne stracić takiego przyjaciela. Ja mam świnkę morską i nie wyobrażam sobie jej stracić.

7

Odp: Śmierć małego przyjaciela

To prawda, takie pupile dają nam bezwarunkową miłość i odejscie ich sprawia nam ogromny ból.
Miałam tak z moim pieskiem.
Boksker-suka miała na imię Szirma <3 Wychowywałam się z Nią, czasem wspominam jak rodzice przyniesli ja w koszyku taką malutką w wstążce czerwonej dla mnie na 6 urodziny, Szinulka była z Nami 11 lat dopoki ktos nam jej nie ukradl ;( to byl najgorszy bol bo nie wiemy do dzis co stalo sie z naszą Szinusią ;(
Mam  nadzije, ze poradzisz sobie z tym. absolutnie nie mysl ze zastapilas ja inna swinka, po prostu ta druga moglaby umrzec z tesknoty za tamta i w ten sposob mialabys jeszcze wiecej zmartwien, trzymam kciuki zebys szybko poczuła się lepiej wink
Buziaki, pozdrawiam

8

Odp: Śmierć małego przyjaciela

Nie martw się o tą drugą świnkę, zwierzęta pod tym względem dużo lepiej radzą sobie ze stratą/zmianą. To dlatego, że one nie rozpamiętują tego, co było, ale żyją chwilą. Oczywiście, potrafią cierpieć po stracie, ale to nie trwa dlugo. Myślę, że po kilku dniach Twoja świnka może już nawet być przyzwyczajona do nowej towarzyszki, a o starej nie pamiętać, jakkolwiek dla nas ludzi, okrutnie by to nie brzmiało... Ale taka jest prawda, zwierzeta cierpią przez pewien czas, który nie jest jednak zbyt długi, po czym zaczynają normalnie żyć i cieszyć się życiem.
Ludzie natomiast dłużej pamiętają i dłużej im zabiera żałoba. Ludzie mają również skłonność do użalania sie nad samymi sobą - bo zwykle to wlaśnie powoduje największy ból, przecież zwierzę, które już odeszło, nie cierpi, więc nad nim nie ma powodu się użalać. Żal jest tak na prawdę nad sobą samym. Że zostało się bez przyjeciela, samemu. Że coś się skończyło. To jest ten powód do smutku i żalu. Tutaj może warto sobie uświadomić, że przecież nie jesteśmy tak całkiem sami na tym swiecie. Są ludzie wokół nas, są inne zwierzęta, nie żyjemy w próżni. Strata tego jednego stworzenia bardzo boli, bo to strata przyjaciela, ale to za jakiś czas minie, ból złagodnieje i będzie lepiej. Trzeba tylko sobie dać trochę czasu na odpłakanie i wysmucenie się. A potem brać przykład od swoich zwierzaków - one nie przeżywają problemów i smutków w nieskończoność. Mają na to swój czas, po czym skupiają się na życiu, które jest "tu i teraz". Szukają nowych doświadczeń i nowych relacji, w miejsce zakończonych. Podobnie mogą czynić ludzie, choć oczywiście, u nas ludzi ten czas na "pozbieranie się" jest zwykle znacznie dłuższy.
Ja po stracie moich zwierząt, które bardzo kocham, zamierzam mieć w dalszym ciągu inne zwierzęta. Już przeżyłam stratę psa i wiem, jak to boli, mimo wszystko życie toczy się dalej. Jeden przyjaciel odchodzi, drugi sie w naszym życiu pojawia. Takie są koleje losu. My też kiedyś odejdziemy, śmierć jest częścią życia, czy tego chcemy, czy nie. Lepiej wg mnie jest spróbować to zaakceptować. Choć ten fakt, że wszystko ma w zyciu swój koniec, jest jedną z takich rzeczy, które jest własnie niezwykle trudno zaakceptować. To prawdziwa sztuka. Ja na przykład wciąż z tym mam problemy. Ale staram się dać temu trochę więcej akceptacji, na ile umiem, rozwijać się psychicznie pod tym wzgledem, wciąz próbuję akceptować nieakceptowalne, pewnie do końca życia można się tego uczyć, a i tak człowiek ma z tym problem...

9

Odp: Śmierć małego przyjaciela

Jeśli dalej nie będziesz mogła spać, to wybierz się do lekarza rodzinnego, niech Ci przepisze coś na uspokojenie.

Gdy mój szwagier musiał uśpić swojego ukochanego psa, to 3 dni i noce nie spał, zaczęły się halucynacje. Na pogotowiu dostał relanium, spał 16 godzin. Po wyspaniu się było ok. Po prostu duża ilość stresu plus żal zablokowała organizm.

Będzie dobrze.

10 Ostatnio edytowany przez gojka102 (2018-04-25 08:53:26)

Odp: Śmierć małego przyjaciela
Maartusia009 napisał/a:

To prawda, takie pupile dają nam bezwarunkową miłość i odejscie ich sprawia nam ogromny ból.
Miałam tak z moim pieskiem.
Boksker-suka miała na imię Szirma <3 Wychowywałam się z Nią, czasem wspominam jak rodzice przyniesli ja w koszyku taką malutką w wstążce czerwonej dla mnie na 6 urodziny, Szinulka była z Nami 11 lat dopoki ktos nam jej nie ukradl ;( to byl najgorszy bol bo nie wiemy do dzis co stalo sie z naszą Szinusią ;(
Mam  nadzije, ze poradzisz sobie z tym. absolutnie nie mysl ze zastapilas ja inna swinka, po prostu ta druga moglaby umrzec z tesknoty za tamta i w ten sposob mialabys jeszcze wiecej zmartwien, trzymam kciuki zebys szybko poczuła się lepiej wink
Buziaki, pozdrawiam

Sorry,ale nie wierzę,że ktoś ukradł 11 boksia.To już prawdziwy emeryt,niejednokrotnie mający problemy ze stawami(wiem cos o tym bo miałam bokserkę).Po co złodziejowi stary pies?

Summertime napisał/a:

Nawet nie wiesz jak bardzo Cię rozumiem.Miałam kota, który odszedł .Przeżywałam trzy miesiące.Cierpiałam.Obiecałam sobie....nigdy więcej czworonogów sad Potem wpadłam na pomysł , że bede mieć królika.Biedak uciekł z klatki, schował się w kuchni, gdzie była terakota...z zimna, które ciągnęlo od podłogi nabawił.się zapalenia płuc...odszedł.Płakałam na ziemi przytulona do niego...Pomyślam, z miłości do zwierząt....że kupię sobie
chomika.Taki malutki gryzoń.Okazało się, że Chomisie nie żyją długo.Po paru latach, ...odszedł.Płakałam.Strata zwierzaka jest wyłącznie dla twardzieli..

To adoptuj psa.Psy,zwłaszcza małe żyją kilkanaście lat.
Przeżyłam śmierć wielu moich psiaków.Nie oznacza to,że gdy umrze mój obecny psiak nie wezmę kolejnego.Wezmę,z pewnością.Śmierć jest konsekwencją narodzin.Warto pamiętać o tym i dać swojemu pupilowi najlepszy dom i najlepsze życie.

11

Odp: Śmierć małego przyjaciela
zuzka.gutkowkska napisał/a:

W sobotę wieczorem zauważyłam, że moja świnka jest apatyczna, siedziała w kącie i się nie ruszała, nie jadła. Bardzo się zmartwiłam i tej nocy nic nie spałam... czekałam do rana, a nad ranem poszłam z nią do weterynarza. Nic nie spałam. Na badaniu była wybitnie spokojna, dostała leki, ale lekarz ostrzegł, że jest w ciężkim stanie. Miałam ją dokarmiać na siłę, im więcej, tym lepiej. Po badaniu jeszcze w domu wciągnęła lek ze strzykawki, myślałam, że jej się poprawiło. Co godzinę, dwie, w nocy trzy - karmiłam ją strzykawką na siłę po 1ml karmy. Siłą rzeczy nie spałam, bo chciałam ją karmić, myślałam, że jak jej wmuszę najwięcej jak się da, to się poprawi. Nad ranem znowu poszłam do weterynarza, już się ledwo ruszała, widać było, że jest kiepsko. W domu dotarło do mnie, że to koniec, płakałam bez końca dobre kilka godzin. Weterynarz oprócz leków w zastrzyku kazał jej dać dużo ciepła. Trzymałam ją ciągle na sobie, głaskałam, mówiłam. Było coraz gorzej, sapała, umierała. Płakałam razem z nią. Gdy o 14 wróciła moja matka z pracy, otworzyłam jej drzwi i gdy wróciłam do pokoju pokazać jej świnkę, już nie żyła.

Jest teraz środa o 24, a ja od soboty nie spałam ani minuty. Nie umiem. Jestem zrozpaczona. Miała przyjaciółkę, drugą świnkę, która za nią tęskni. Poszłam odnieść jej ciałko, ciągle nie mogąc uwierzyć, że odeszła po pół roku życia. Czuję się jak kupa gówna. Kilka godzin po  jej śmierci pojechaliśmy do jakiejś pani 50km od domu, kupiliśmy świnkę, która już była oswojona. Czuję się, jakbym zdradziła moją rudzinkę, zastępując ją po kilku godzinach. Uśmiechałam się i płakałam tuląc nową Brysię. Zapłaciłam za nią jakieś chore pieniądze, bo chciałam mieć do kogo się przytulić.

Wieczorem rodzinnie napiliśmy się za rudzinkę wódki, myślałam, że padnę po alkoholu i zasnę, ale nic. Nie chcę liczyć, ile godzin już minęło, ale nie umiem spać. Miałam kiedyś załamanie nerwowe i obecnie mnie łapią stany lękowe. Nie ma opcji żebym zasnęła, a czuję się, jakbym sama umierała. Nie mogę uwierzyć, że moja mała, słodka przytulanka odeszła tak nagle bez powodu. Oddałabym wszystko, żeby znowu tu była. Jak mam sobie z tym poradzić?

Błagam, niech ktoś mi pomoże, bo już nie daję rady...

Kochana,to musi samo przejść,na to raczej lekarstwa nie ma, nawet chyba go nie wynaleźli.Wiem, że to trudno nagle zapomnieć - nie da się, ale to co się stało ,już nie wróci.Wiesz moja córka miała papużkę o imieniu Dwidel, malutka, piękna,kolorowa, była wypuszczana z klatki,fruwała po mieszkaniu,a któregoś dnia nieoczekiwanie usiadła córce w zagłębieniu dłoni,popatrzała mądrymi oczkami na nią,ułożyła się w dłoni i zmarła.Wszyscy domownicy rozpaczali,długo nie mogli o niej zapomnieć, ale jak wiemy czas leczy rany,będzie trudno,ale i Ty z każdym dniem będziesz cierpiała mniej. Takie jest życie,nawet ci najmniejsi przyjaciele kiedyś odchodzą.

Posty [ 11 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Śmierć małego przyjaciela

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024