Witam, mam 22 lata, zalozyłem ten temat, bo w googlach sie natknałem na to forum gdy szukałem rozwiązania na mój problem - niestety nie znalazłem
W mojej dziewczynie zakochałem się w 2 gimnazjum gdy mielismy po 14-15lat. Znamy się 10 lat, 10lat jestem w niej zakochany, a 5 lat byliśmy razem. Chodziliśmy razem do klasy. Wpakowałem się w friendzone, "przyjaźniłem" się z nią tak jeszcze do 2 liceum (do którego poszedłem dlatego, że ona poszła i chciałem ją dalej widyać), bo w 1 liceum znalazła sobie kolejnego chłopaka, ale ja już nie wytrzymywałem tego bólu i powiedziałem jej, że nie mogę tak patrzeć jak ona ma kogoś innego a ja jestem zakochany i boli mnie to, kazałem jej urwać ze mną kontakt, bo cierpie. Nie urwała, a ja jako że byłem zakochany, to odpisywałem jej dalej, ale w końcu kazałem jej wybrać albo ja albo on. Wtedy z nim zerwała, ze mną jeszcze nie była przez kolejny rok, ale spotykaliśmy się, całowaliśmy się, czułości i w ogóle jak para. W 3 liceum oficjalnie zaczęliśmy być parą. Problem w tym, że przez ten okres kiedy ona była z tym gościem w liceum ja znalazłem sobie odskocznie żeby nie cierpieć w postaci alkoholu, marihuany i amfetaminy. Gdy już zaczęliśmy być razem ja nie potafiłem z tym skończyć dalej w weekendy spotykałem się z kumplami i wciągałem to ścierwo. W końcu się o tym dowiedziała i po 2 latach wciągania wyciągneła mnie z tego (gdyby nie ona może już dawno kipnąłbym na serce), nie wciągam już od dwóch lat, ale za to paliłem dalej, wciągnałem ją w świat marihuany, pokazałem jej co to jest, zaczęliśmy razem palić, w końcu nasze spotkania opierały się tylko na paleniu, przez ostatni rok jeździłem do niej zawsze z jakimś gramem marihuanki i nieświadomie byłem uzależniony i niszczyłem tym nasz związek, oddalaliśmy się od siebie przez to, mi przez to palenie odechciało się czułości, nawet seksu już było u nas mało co, mimo że spotykaliśmy się prawie codziennie to kochaliśmy się może raz na miesiac. W końcu miesiac temu ze mną zerwała, ja postanowiłem iśc do psychoterapeuty pogadać o tym, wtedy uświadomiłem sobie że jednak mam trochę problem z używkami, postanowiłem przestać palić i pić. Takim sposobem nie piję już od miesiąca, nie palę od miesiąca (w prawdzie nie palenie mi przychodzi trudniej bo zapaliłem sobie przez ten miesiąc 2 razy ale w porównaniu do wcześniejszego palenia DZIEŃ W DZIEŃ to jest spora różnica) małymi kroczkami się naprawiam. Wcześniej nieświadomie nas psułem, ona mi mówiła kilka razy żebyśmy się zaczęli spotykać normalnie, ja to olewałem, mówiłem, że jeszcze sobie zapalimy a od jutra już koniec i tak w kołko, a ona mi ulegała. Teraz gdy zerwała miesiąc temu, a ja patrzę na świat trzeźwo od miesiąca bardzo mi się to podoba, zauważyłem, że to ja spieprzyłem (pierwszy raz od roku zobaczyłem, że przesadzałem i że to była moja wina w większości) i jestem dosłownie zafascynowany jaki świat jest fajny gdy się jest normalnym. Problem w tym, że ona nigdy ze mną nie rozmawiała o tym dłużej, nie mowiła że mam problem wprost, tylko czy to mieliśmy mniejszą czy większą sprzeczkę ona sie po prostu obrażała i to był jej sposób a moim zdaniem w związku trzeba rozmawiać, wymieniać się zdaniami, poglądami, rozwiązywać wspólnie problemy. Teraz gdy obudziłem się z letargu ćpunskiego i alkoholowego wiem, że jestem w stanie jej zagwarantować związek bez alkoholu i narkotyków, wiem i chce jej taki zagwarantować, ale ona już mi na to nie pozwala, boi się chyba kolejnego zawodu. Jak jej mam pokazać, że potrafiłbym dać jej związek bez nałogów? Oczywiście nie mówię, że fakt, że nie pije miesiąc i nie pale to już jestem święty i wszystko ok, cały czas z tym walcze, nie codziennie jest łatwo czasami musze się bić z myślami, żeby nie jechać po to piwo, ale wygrywam jak na razie. Myslę że u jej boku i z jej wsparciem byłoby mi jeszcze łatwiej z tym walczyć. A przede wszystkim w końcu to ZROZUMIAŁEM i ZAUWAZYŁEM, że mam problem i nas tym psułem, cały 2017 rok paliliśmy i tym sworzyłem u nas kryzys, krzyczałem na nią gdy nie miałem palenia i gdy spotykalismy się normalnie, byłem smutny i krzyczałem CO ROBIMY NIE MAMY CO ROBIĆ bo nie było palenia ale robiłem to na nieświadomce. Teraz chciałbym być w normalnym związku i zagwarantuje jej taki, ale jak ją do tego przekonać? Wiadome, że nie ma mi wierzyc po moich słowach , że to już koniec bo nie pije i nie pale miesiać, byłaby wtedy po prostu naiwna, ale czynami bym jej to pokazał. Mamy tyle dobrego do nadrobienia, chciałbym nadrobić te wszystkie dni kiedy tylko paliliśmy a ja byłem w jakimś letargu, spędzać z nią miło czas jak na początku, być blisko niej, wiem, że jej ostatnio tego nie dawałem i chce zacząć jej to dawać. Jak myślicie odwalić się od niej spróbować dać jej spokój i uszanować to że już ją tyle skrzywdziłłem? Jak o nią walczyć? Moim usprawidliwieniem jest to, że wszystko to do tej pory robiłem nieświadomie zaślepiony moimi nałogami, dopiero teraz przejrzałem na oczy fakt trochę za późno, ale kurcze poświęciłem na jej zdobycie całe moje nastoletnie życie, 5 lat tkwiłem w friendzone zakochany i świata po za nią nie widziałem i 5 lat z nią byłem, chciałbym wrocic do tego dawnego związku kiedy wystarczyło nam się w siebie wtulić i znikał świat a ona miała to szczęście w oczach gdy na mnie patrzyła.
Mieliśmy zaplanowane całe życie, ona mnie kochała, nadal kocha, ale nie radziła sobie już z moimi nałogami a ja zauwazyłem je dopiero teraz. Najgorsze ze ja wiem, że mogę a ona mi nie wierzy nie dziwie się ale może da się to jakoś jej przetłumaczyć?
Połowę mojego zycia jej poświeciłem, uczyłem się życia u jej boku, a teraz tak po prostu ma to zniknąć?
Liczę na wasze rady i pomoc z góry dzięki i pozdrawiam
edit. Tak jeszcze stwirdziłem, że może przyda Wam się informacja, że wcześniej tez mowiłem sobie, że nie ma prawa być zła o to że palę bo twierdziłem, że to przez nią i przez to ile cierpienia mi dała w liceum zacząłem palić i wciągać. Ale dziś wiem, że nie miałem chyba racji, to był moj wybór, mam swój rozum, ale dziś tym rozumem z tym konczę i chce zacząć od nowa normalny związek jak inni normalni ludzie.