Witam... blagam Was wszystkich o pomoc...
Zaczne od tego, ze jestem facetem, nie rejestruje sie zwykle na forach, ale jestem zdesperowany, robie to chyba pierwszy raz od nie wiem kiedy... I pewnie w zlym dziale pisze, jesli tak - prosze o przeniesienie, nie kasujcie tego co napisze...
pomozcie mi... wiem ze duzo czytania...
Jestem z dziewczyna od 3 lat... Wszystko bylo cudownie, wiadomo, jakies sprzeczki zawsze byly, jak w kazdym zwiazku, ale kocham ja calym swoim sercem i nigdy nie przestane, jestem w stanie zrobic dla niej wszystko, ... ale wszystko zaczelo sie psuc... Od praktycznie roku zaczela brac tabletki. po 2-3 miesiacach zaczelismy sie czesciej klocic.
Ona miala problemy z tabletkami, krwawila czasem caly miesiac, wiec chodzila do tego "ginekologa" i on losowo wciskal jej jakies inne tabletki, pozniej znow nowe, bo bylo to samo, pozniej znow nowe... itd.
W miedzyczasie zaczynalo sie robic goraco, coraz bardziej wybuchowa zaczela sie robic...
W koncu jak dobrze pamietam bierze cerazette, nie jestem pewien, w kazdym razie nie ma tygodnia przerwy, dzien w dzien je bierze. Zrobila sie zimna, nie slucha mnie kompletnie, wszystko co mowie, o co prosze, nie dociera. Zaczela sie obrazac o byle co, jest wybuchowa, przestala mnie w ogole szanowac, slysze od niej czasem slowa, ktora mnie zabijaja. Uwaza ze to co mowi, jest najlepsze, prawdziwe, ze wszystko co ja mowie, jest NIC nie warte, nigdy nie mam racji, mam DZIWNE podejscie do zycia - czyli zle. Nie slucha mojego zdania, mowi ze jej nie wspieram. Kiedy ja powiem, ze jest zimna, ze nie widzi moich problemow, ze tez nie czuje wsparcia - jest cos w tym stylu: "Tak, ja Cie nie wspieram? Pewnie, ciesze sie ze dostrzegasz moje starania. Dziekuje Ci bardzo!" Czyli czego nie zrobie, wszystko to moja wina. Staram sie byc spokojny, wyrozumialy, NIE MOGE JEJ STRACIC! Co mam zrobic... Czy to jest mozliwe, ze to wina tabletek? Czy ja juz jestem nienormalny?? Kiedys mnie sluchala, byla moja partnerka, przyjaciolka... Teraz czuje ze ja trace, sam zaczynam juz wariowac... Ja nie radze sobie z tym juz... chcialem zeby przestala, ale nawet to, ze chce zeby przestala, bo przez to jest wubuchowa, zimna - jest juz ZARZUTEM, ze robi cos zle, czyli kolejny powod do klotni...
Blagam o pomoc, moze zrobilem duzo bledow, moze Was to smieszy, ale jestem zdesperowany i szczery, staram sie przelac choc mala czesc tego, przez co przechodze. Moglbym pisac jeszcze duzo w tym temacie, ale boje sie ze nikt tego nie odczyta, a zalezy mi...
Tytuł został zmieniony na bardziej pasujący do treści posta