Mam problem z 19 letnią córką. W zeszłym roku skończyła liceum. Córka co wieczór wychodzi na spotkania ze znajomymi, prawie za każdym razem są to spotkania zakrapiane alkoholem ,wraca ok 4 rano. Nie dawaliśmy jej z mężem pieniędzy , więc prawie zmuszona poszła do pracy, ale przepracowała tylko miesiąc na pół etatu. Już mam dosyć mówienia jej o pracy czy dalszej nauce. Ona się denerwuje i ja, a wieczorem jest to samo, znów wychodzi z domu. w dzień sypia do około 14. już tak jest prawie rok. Wcześniej też tak robiła bo szkołę kończyła zaocznie. Już nie mam siły. Martwię się o to że być może uzależniła się od alkoholu. Mówi, że nic ją nie interesuje. Proszę o wsparcie, bo czuję straszną porażkę i wstyd, a mam jeszcze dwoje młodszych dzieci poradźcie jak mam rozmawiać. Może ktoś miał podobnie?
2 2018-02-14 15:08:26 Ostatnio edytowany przez Bland44 (2018-02-14 15:09:11)
Ja też mam osiemnastolatkę i też imprezowiczkę . W tym roku matura. Imprezy również alkoholowe. Mam również dwoje młodszych dzieci. Rozmowy ze starszą córką nic nie zmieniają, gdyż twierdzi, że wie co robi. Jest dorosła itp. Ale chętnie poczytam rad mam, które uporały się z takim problemem.
Ultimatum - dalsza nauka albo praca.
Nie dawać pieniędzy, nie gotować dla niej, zmienić hasło do wifi, nie prać jej ciuchów. Pozwolić dorosnąć.
Ultimatum - dalsza nauka albo praca.
Nie dawać pieniędzy, nie gotować dla niej, zmienić hasło do wifi, nie prać jej ciuchów. Pozwolić dorosnąć.
Zgadzam się z Cyngli.
Chce być dorosła - niech będzie.
Ale bez zachowania przywilejów bycia dzieckiem na garnuszku rodziców.
5 2018-02-14 20:22:18 Ostatnio edytowany przez tajemnicza75 (2018-02-14 20:23:59)
Jeśli chodzi o dorosłą córkę, zgadzam się z poprzedniczkami. Dorosły człowiek pracuje, dokłada się do życia, albo się wyprowadza i żyje na własny rachunek. Dodałabym jeszcze, ze budzić z rana, a nie pozwalać spać do obiadu.
Możliwe, ze jest uzależniona od alkoholu. Z tym tez już nic nie zrobisz, jest dorosła i może decydować czy się stoczyć czy nie.
Jeśli zaś chodzi o młodszych... cóż wszystko zależy w jakim są wieku. Podobno wychowuje się do 13-go roku życia, a potem zbiera owoce swojego wychowania. Przede wszystkim poświęcać dzieciom czas. Interesować się np. co w szkole, a jak minął dzień itp. Wspierać w troskach, chwalić i doceniać za sukcesy. Spędzać wspólnie czas, umacniać więzi czyli spacerować razem, wyjeżdżać na wycieczki/weekendy, robić wypady rodzinne do kina, grać w planszówki, rozmawiać o zainteresowaniach, obserwować dzieci, aby w porę wyłuskać talenty i je szlifować, pokierować wysyłając na zajęcia dodatkowe, angażować w życie rodzinne, obowiązki domowe. To co mi przyszło na szybko do głowy, ale to powinno się robić od początku. Z biegiem lat jest trudniej wprowadzić w życie.
Teraz już jest za późno na wychowywanie, ale żelazną konsekwencją możesz jeszcze trochę zdziałać. Jak napisały poprzedniczki - wymagać i oczekiwać odpowiedzialności, nie traktować jak dziecka, nie wyręczać, nie pobłażać, pozwalać ponosić konsekwencje.
Pytasz jak rozmawiać - przede wszystkim właśnie ROZMAWIAĆ, czyli nie zrzędzić, nie moralizować, nie prawić kazań, w zamian pytać i słuchać odpowiedzi, dawać wybór, pozwalać na wyrażanie swojego zdania. Jeśli czegoś oczekujesz, to mów z czego to wynika, czyli używaj argumentów. Dziecko musi czuć, że ma wpływ na to, co się z nim dzieje.
7 2018-02-14 22:22:08 Ostatnio edytowany przez Bland44 (2018-02-14 22:22:27)
Też zawsze myślałam, że to jakie jest dziecko zależy od sposobu wychowania, konsekwencji itp.
Zmieniłam zdanie, kiedy moje młodsze dzieci zaczęły dorastać. Wszystkie dzieci wychowywane w taki sam sposób-zasady, konsekwencje ...
A mimo tego córka jest "inna" . Teraz już wiem, że dużo zależy od osobowości dziecka, od jego charakteru (nie wszystkie cechy dają się ułożyć). I nawet specjaliści nie są w stanie pewnych cech zmienić dopóki mieszczą się pewnych ramach (a te psychologowie mają szerokie)
Też zawsze myślałam, że to jakie jest dziecko zależy od sposobu wychowania, konsekwencji itp.
Zmieniłam zdanie, kiedy moje młodsze dzieci zaczęły dorastać. Wszystkie dzieci wychowywane w taki sam sposób-zasady, konsekwencje ...
A mimo tego córka jest "inna" . Teraz już wiem, że dużo zależy od osobowości dziecka, od jego charakteru (nie wszystkie cechy dają się ułożyć). I nawet specjaliści nie są w stanie pewnych cech zmienić dopóki mieszczą się pewnych ramach (a te psychologowie mają szerokie)
Sporo w tym racji, ale też zależy od przypadku. Moja przyjaciółka ma dwie dziewczynki, między nimi jest relatywnie niewielka różnica wieku, a choć stawiane są im takie same wymagania i oczywiście wychowywane są w ten sam sposób, to obydwie są jak ogień i woda. Jedna spokojna, poukładana, pilna i obowiązkowa do bólu, śpiewa, udziela się poza szkołą, chyba nikt nigdy się nie nią nie skarżył. Druga jest żywiołowa, roztrzepana, w tym roku nałapała sporo kiepskich ocen i stale są z nią jakieś problemy, łącznie z tym, że zaczęła rodzicom podkradać pieniądze.
Tym niemniej charakter charakterem, osobowość osobowością, ale sposób podejścia rodziców mimo wszystko też jest bardzo ważny, bo każde dziecko, choćby z racji wspomnianych różnic, wymaga innego podejścia. Z drugiej strony nawet jeśli dziś jest problem, to kiedyś dzieci dorosną, pewnie dojrzeją, a zbudowana z nimi i oparta na zdrowych zasadach relacja zaprocentuje. Jeśli jednak ten proces gdzieś po drodze zostanie zaburzony, to w przyszłości może się okazać, że nie będzie tak, jak to sobie założyliśmy.
Rodzicom się może wydawać, że traktują dzieci tak samo, ale nigdy tak nie jest. Wpływ ma mnóstwo rzeczy, nasze ukryte przekonania, że starszy to, starszy tamto.... Zwłaszcza, że samo "równe traktowanie" jest pułapką, bo każde dziecko ma inne potrzeby i jedno dziecko pod wpływem naszego zachowania może rozkwitnąć, a drugie - pod wpływem dokładnie takich samych zasad - zacznie świrować. Nie ma łatwo Ale myślę, że to co pisze tajemnicza ma ogromnie dużo sensu. Dlaczego? Bo ja myślę, że wielu z nas się wydaje, że no przecież "rozmawiam", a tak naprawdę dorośli traktują każdą rozmowę z dzieckiem (czy to małym, czy z dorosłym) jako okazję do moralizowania, pouczania, pokazywania jedynej właściwej drogi, do strofowania, krytykowania, ośmieszania, wyrażania swoich poglądów... Co nic nie daje, zwłaszcza, gdy dziecko mierzy się z problemem. Nie wkurza was, jak przychodzicie do kogoś z problemem, a ten ktoś najpierw mówi "to proste, jak można mieć z tym problem", potem z poczuciem wyższości zaczyna wysnuwać wszystkie 1500 rozwiązań, a jeszcze na dodatek sypnie garścią morału "porządny człowiek to by sobie tego nie zrobił" albo "jak się człowiek nie uczy, to nic nie osiągnie"? Kto by chciał tego słuchać? Na pewno nie dorosły, a tym bardziej nie nastolatek.
Autorko? Masz dość mówienia o pracy i nauce? To nie mówi. Zachowujesz się jak szalona osoba - robisz to samo (ciągle mówisz i mówisz) i oczekujesz, że za którymś razem przyniesie to inny efekt niż do tej pory. Tak nie będzie. Ty mówisz, ona ignoruje. Ot, i tyle.
Rozumiem, że czujesz porażkę, wstyd, martwisz się i boisz. Co z tym możesz zrobić? Potraktować dorosłą osobę jak dorosłą. Skoro mieszka pod twoim dachem, to ma się stosować do twoich zasad. Masz prawo wymagać od niej takich rzeczy, jakich byś wymagała od każdego lokatora w domu. Oczywiście, zmiana zasad może spowodować bunt. No cóż, ona jest DOROSŁA. Warto, żebyś to zrozumiała. Już jej nie wychowasz, ten pociąg już dawno odjechał.
Możesz jej powiedzieć o swoim zmęczeniu, zmartwieniu, trosce. Ale nie po to, by wywołać poczucie winy - po to, żeby jej wyjaśnić, czego od niej oczekujesz. Jesteś zmęczona kłótniami. Co możesz zrobić, żeby przestać się kłócić? Nie, nie co ONA ma zrobić. Co TY możesz zrobić. Twoje zachowanie to JEDYNA rzecz, na którą masz wpływ.
Rodzicom się może wydawać, że traktują dzieci tak samo, ale nigdy tak nie jest. Wpływ ma mnóstwo rzeczy, nasze ukryte przekonania, że starszy to, starszy tamto.... Zwłaszcza, że samo "równe traktowanie" jest pułapką, bo każde dziecko ma inne potrzeby i jedno dziecko pod wpływem naszego zachowania może rozkwitnąć, a drugie - pod wpływem dokładnie takich samych zasad - zacznie świrować.
Generalnie należy obserwować i być elastycznym, a kiedy zauważymy, że coś nie chce działać tak, jak to sobie założyliśmy, to szukać innego sposobu na dotarcie do dziecka. Wychowanie to ciągła praca, także nad sobą.
Zgadzam się z Monoceros. Rodzicom się wydaje, ze wychowują (traktują) dzieci tak samo, ale tak nie jest. Przy pierwszym dziecku popelnia się więcej blędow wychowawczych, przy następnych człowiek trochę uczy się na swoich błędach. Inaczej tez rodzice podchodzą do wychowania chlopcow, inaczej dziewczynek (potem wychodzą rozne "kwiatki).
Z własnego doświadczenia powiem, ze bylam zupełnie inaczej wychowywana niż moja siostra, o czym rozmawiałam nawet z tatą jakiś czas temu - tak samo teraz czuje jako mama, ze do starszej corki miałam inne podejście niż do młodszej - to niestety rodzi np. rywalizację (np. o uwagę rodzicow).
Wiec sprawa nie jest tak prosta, jak mogloby się wydawac.
Rodzicom się może wydawać, że traktują dzieci tak samo, ale nigdy tak nie jest. Wpływ ma mnóstwo rzeczy, nasze ukryte przekonania, że starszy to, starszy tamto.... Zwłaszcza, że samo "równe traktowanie" jest pułapką, bo każde dziecko ma inne potrzeby i jedno dziecko pod wpływem naszego zachowania może rozkwitnąć, a drugie - pod wpływem dokładnie takich samych zasad - zacznie świrować. Nie ma łatwo
Właśnie. Moja mama mówiła, ze starała się wychowywać każde dziecko jednakowo, a teraz jedno zarzuca jej brak czułości w dzieciństwie, a drugie zbytnie czułości... i weź tu dogodź . Problem polegał na tym, aby czujnie wyłapać, które dziecię potrzebuje więcej uwagi, a które więcej wolności. Mama tego nie wyłapała w porę, bo skupiała się głównie na zaspokojeniu podstawowych potrzeb dziecka, takich jak ubranie, umycie, najedzenie... . Reszta była mimo chodem: miedzy jedna praca a drugą, miedzy jedna kłótnią z ojcem a drugą.
Poza tym jak równo traktować skoro jedno jest -załóżmy- uzdolnione muzycznie, drugie plastycznie a trzecie stale szuka drogi. Z jednym jeździć na naukę gry na instrumencie, z drugim na zajęcia plastyczne, a z trzecim wszędzie po trochu. Wariatkowo
Równe traktowanie to jedno, ale poznanie charakterów swojego dziecka to drugie.
Tym niemniej charakter charakterem, osobowość osobowością, ale sposób podejścia rodziców mimo wszystko też jest bardzo ważny, bo każde dziecko, choćby z racji wspomnianych różnic, wymaga innego podejścia. Z drugiej strony nawet jeśli dziś jest problem, to kiedyś dzieci dorosną, pewnie dojrzeją, a zbudowana z nimi i oparta na zdrowych zasadach relacja zaprocentuje. Jeśli jednak ten proces gdzieś po drodze zostanie zaburzony, to w przyszłości może się okazać, że nie będzie tak, jak to sobie założyliśmy.
Dokładnie!
Nawet jeśli w okresie nastoletnim będą jakieś bunty, a od urodzenia budowana była więź, to w dorosłym życiu taki człowiek przyzna się do winy, spokornieje i relacje zaczną procentować.
Chyba koniec ze spaniem do 14 A tak serio, przygotuj się do poważnej rozmowy z córką. Czas przestać niańczyć i moralizować. Wiem , że trudno się patrzy na życie dziecka gdy wygląda ono nie tak jak zakładaliśmy i je uczyliśmy - córka sama dokonuje wyborów. Jeśli wybiera życie dorosłego imprezowicza - czas żeby wynajęła sobie gdzieś pokój/mieszkanie i poszła do pracy. Nie myśl, że będziesz okrutna "wyrzucając ją", nie wyrzucisz a pomożesz, ona musi się usamodzielnić i zacząć zachowywać odpowiedzialnie. Daj jej konkretny czas na decyzję i konsekwentnie ją wyegzekwuj.
Chyba koniec ze spaniem do 14
A tak serio, przygotuj się do poważnej rozmowy z córką. Czas przestać niańczyć i moralizować. Wiem , że trudno się patrzy na życie dziecka gdy wygląda ono nie tak jak zakładaliśmy i je uczyliśmy - córka sama dokonuje wyborów. Jeśli wybiera życie dorosłego imprezowicza - czas żeby wynajęła sobie gdzieś pokój/mieszkanie i poszła do pracy. Nie myśl, że będziesz okrutna "wyrzucając ją", nie wyrzucisz a pomożesz, ona musi się usamodzielnić i zacząć zachowywać odpowiedzialnie. Daj jej konkretny czas na decyzję i konsekwentnie ją wyegzekwuj.
Słusznie mówi. Pewnie usłyszysz takie teksty o sobie, jaka jesteś okropna, nieczuła, wyrzucasz dziecko z domu. Ale nie masz już obowiązku jej utrzymywać. No i być może to ją nauczy samodzielności i odpowiedzialności, a choćby i pokory. Myślisz, że dając jej tak żyć, wyświadczasz jej przysługę? Czy gdybyś tak traktowała ją przez następne 5 lat, to by ci za to podziękowała? Ja tam trochę wyrzucam matce, że mnie bardziej nie wypychała z domu - zmarnowałam czas, który mogłam poświęcić na budowanie siebie albo chociaż doświadczenia do CV.
Dziękuję Wam wszystkim za pomoc, Teraz czeka mnie postawienie córce granic. Dziękuję jeszcze raz .
Dziękuję Wam wszystkim za pomoc, Teraz czeka mnie postawienie córce granic. Dziękuję jeszcze raz .
Życzę Ci, abyś wytrwała . Dla uzdrowienia Waszej relacji i Jej podejścia do życia. Ne musi od razu się wyprowadzać, ale niech na początek przejmie obowiązki domowe i pomóż Jej znaleźć pracę.