Z Kamilem byłam przez 3 lata, od początku liceum. Wcześniej byliśmy przyjaciółmi, mieliśmy wspólne pasje i wydawało mi się, że znam go doskonale. Na początku było ok, ale po jakimś roku atmosfera zaczęła się psuć. Kamil miał problemy, nie chciał pomocy ode mnie ani od nikogo z zewnątrz. Jako, że go kochałam i jako jedyna wiedziałam o wszystkim próbowałam mu pomóc. Poświęciłam mu cały swój czas i uwagę, rozmawiałam z nim o każdej porze dnia i nocy, jeśi mnie potrzebował, wielokrotnie zmieniałąm dla niego plany. Byłam przekonana, że to ten jedyny i że jeśi ja będę mieć problem on będzie przy mnie.
Wtedy wszystko zaczęło się psuć. Kamil wytykał mi wszystkie błędy i krytykował mój wygląd. Wiedział, co chciałabym zmienić i na jakim punkcie mam kompleksy i kpił z tego. Tłumaczył, że to dla mojego dobra i że robi to, żebym pracowała nad sobą i była lepsza.
Powoli traciłam wszystkich przyjaciół. Nie winię ich, bo strasznie ich zaniedbywałam w tamtym czasie. Byo mi z tego powodu smutno, a Kamil próbował mnie pocieszać mówiąc, że on i tak nie lubił moich znajomych, starając się pokazać mi ich wady i ciesząc się, że teraz będziemy mieć więcej czasu dla siebie.
Najbardziej dziwiło mnie to, że nasze otoczenie uważało, że jestem za niego odpowiedzialna. Musiałam pilnować, żeby płacił skłądki, miał bilet miesięczny. Jego wychowawczyni mówiła mi o każdej jego jedynce którą musi poprawić. Znajomi donosili mi o jego zachowaniu jak wychodził na imprezy i upijał sie. Czułam się za niego odpowiedzialna.
Wtedy zauważyłam, że ten związek nie jest normalny. Nigdzie razem nie wychodziliśmy, nie byliśmy na żadnej randce, Kamil w żaden sposób nie okazywał, że jest mną zainteresowany. No, może poza zazdrością. Wściekał się za każdym razem, kiedy rozmawiałam z jakimkolwiek facetem.
Próbowałam z nim rozmawiać, wytłumaczyć mu, że jestem zmęczona i że musimy popracować nad naszą relacją, albo go zostawię. Przy następnym spotkaniu zauważyłam, że Kamil ma na rękach ślady po cięciu się. Twierdził, że ból fizyczny mu pomaga, a winą za cięcie się obarczył mnie. Mówił, że nie wytrzyma jeśli go zostawię I zrobi sobie krzywdę. Zdarzało mu się również szarpać mnie, kiedy nie chciałam z nim iść albo kiedy nie chciałam z nim rozmawiać.
Później było tylko gorzej.
Parę razy zdarzało mu się iść na imprezę i nie dawać znaku życia. Potem tylko koleżanki mi mówiły, że Kamil na imprezie mnie zdradził. Samm zainteresowany czasem się przyznawał, by później zaprzeczyć, czasami mówił, że nic się nie stało, a czasami próbował odwrócić kota ogonem, oskarżać mnie o niewierność albo obarczać winą za to, że on musiał się upić, żeby zapomnieć o problemach.
Po każdej poważniejszej kłótni chodził z liną do lasu i mówił mi, że się powiesi. Kończyło się na tym, że musiałam iść, przepraszać go, zabierać mu line i odprowadzać do domu.
Wszystko to odbiło się na mojej psychice. Przestałam jeść, wychodziłam z domu tylko do szkoły, często chorowałam, albo nie byłam w stanie wstać z łóżka po nieprzespanej nocy.
W końcu powiedziałam o wszystkim rodzicom. Wysłali mnie do psychiatry, który zdiagnozował u mnie ciężką depresję i anoreksję. Zerwałam kontakt z Kamilem i powoli zaczynałam wracać do zdrowia. Nie było to łatwe, szczególnie, że chodziliśmy do tej samej szkoły i mieiśmy wspólnych znajomych. Zmieniłam numer telefonu i podałąm go tylko kilku osobom.
Pomimo tego wszystkiego udało mi się dobrze zdać mature i dostać się na wymarzone, dość ciężkie studia. Mam tu znajomych, jestem jednym z najlepszych studentów z mojego rocznika i studiuję to, co mnie interesuje. Wydawać by się mogło, że wszystko jest wspaniale.
Czasami tęskniłam za Kamilem, za takim jaki był, kiedy jeszcze się przyjaźniliśmy.
A ostatnio Kamil nawiązał ze mną kontakt. Dostał numer od mojej koleżanki, której powiedział, że zmienił się i chciał mnie przeprosić.
Mnie również mówił, że się zmienił. Pomyślałam, że mogę z nim porozmawiać, ze względu na naszą dawną przyjaźń i jeśli coś będzie nie tak, to mogę go zablokować.
Wydawało mi się, że naprawdę się zmienił. Poprosił mnie o kolejną szansę, żebyśmy wrócili do siebie, ale nie mogłam się na to zgodzić. Jedyne, na co mogłam pozwolić to żeby miał ze mną kontakt jako znajomy. Kamil stwierdził, że dalej mnie kocha i będzie o mnie walczył.
Któregoś dnia umówiliśmy się na rozmowę na skype. Chwilę przed ustaloną godziną Kamil wysłał mi wiadomość, że musi iść na chwilę do sklepu i zaraz wróci. Tamtego dnia już nie napisał ani nie pojawił się online. Następnego dnia próbował ze mną rozmawiać. Tłumaczył, że wyszedł na piwo z kolegami, ale do nieczego nie doszło. Na dowód wysłał zdjęcie, które sobie wtedy zrobił, a które ma dowodzić jego niewinności. Na zdjęciu Kamil stoi z kolegami przy stoliku i obejmuje od tyłu dziewczynę. Nie miałam już nawet siły się z nim kłócić. Powiedziałam mu, że nie chcę mieć z nim kontaktu. Zanim go zablokowałam zdążył mi napisać, że musiał iść odreagować, bo boli go, że jestem taka zimna i że powinnam kochać go bezwarunkowo i mu tę miłość okazywać.
Tearz wszystko wróciło. Znów czuję się najgorsza, jakbym była odpowiedzialna za całe zło na tym świecie. Kiedy myślę o tym na spokojnie to chcę po prostu o nim zapomnieć i żyć dalej. Ale jakaś część mnie chciałaby dać mu jeszcze jedną szansę, bo chyba wciąż go kocham (albo to syndrome Sztokholmski). Co robić i do kogo zwrócić się o pomoc?