Hej, szukam porady, niewiem co mam zrobic.
Opisze po krotce moj problem. Jestem z facetem od 12 lat, od 9 mieszkamy za granica. Mamy ja 36, on 40 lat. Kiedy przyjechalismy tutaj nie mielismy wiele, ja mowilam srednio po angielsku, moj facet podstawy. Ja znalazlam prace w zawodzie I przez 9 lat awansowalam, robilam rozne kursy, szkolenia, staralam sie w pracy, zmienialam pracodawce itp. Ogolnie, jestem innym czlowiekiem niz 9 lat temu. Pracuej w zawodzie, pracodawcy sami sie do mnie zglaszaja z ofertami, moge wybierac, lubie swoja prace I to bardzo itp. Jestem na takim etapie zawodowym, ze nic mi nie brakuje, planuje dalej sie rozwijac, swietnie zarabiam. Moj facet natomiast stoi w miejscu. Jak zaczaj 9 lat temu jako kierowca, tak dalej robi to samo. Pracowal w roznych miejscach, ogolnie nie cierpi tej pracy, ciagle narzeka, ale nie zmienia jej.Jego angielski jest moze troche lepszy niz 9 lat temu. Od lat cisne go zeby poszedl na lekcje, zeby zmienil zawod. Wymyslilam mu kurs na ktory moglby isc I od razu mialabym dla niego prace w mojej firmie, ale musalby nauczyc sie angielskiego. Na poczatku zeszlego roku ustalilismy, ze sie wezmie za to, minelo 7 miesiecy I nic sie nie zdazylo. Do tego dochodzi jego totalny marazm. Po pracy siada z kolegami I graja w playstation, pala trawe I pija piwo. Tak mija mu wiekszosc dni. Trawa od jakiegos czasu jest praktycznie codziennie. Od pewnego czasu zaczelam sie temu przygladac jak widz w teatrze, patrzec z boku, mialam dosc…
Dodam jeszcze ze on jest typem niezaradnym I zawsze byl. To ja ogarniam wiekszosc rzeczy. Ja znalazlam dom, ktory kupilismy, ja zalatwilam kredyt I wszystkie formalnosci, on wplacil swoja czesc (pieniadze mial od rodzicow) I podpisal papiery. Rachunki, organizowanie czegokolwiek jest na mojej glowie. Cokolwiek trzeba zalawic urzedowo, ja musze to robic, bo on sie boi ze sie nie dogada.
Od jakiegos czasu w seksie tez byla porazka, praktycznie ja musialam sie natrudzic zeby sie pokochac. Wiele razy mowilam mu ze moim zdaniem problemem jest ilosc piwa I trawy I dlatego nie dziala to tak jak powinno.
Do tego ciagly brak kasy u niego, bo praca ktora ma teraz jest malo platna, ja I tak place za wiecej niz on jesli chodzi o nasze wydatki.
To jeszcze nie wszystko, moj chlpak jest strasznie nerwowy I wybuchowy. Potrafi wrzeszczec o nic, raz w zeszlym roku wpadl w szal, bo przestawialm jakies jego rzeczy w inne miejsce jak sprzatalam. Wrzeszczal tak ze cala ulica slyszala. Potrafi warknac na mnie przy ludziach, znajomi zwracali na to uwage.
Mamy rowniez problem z zajsciem w ciaze, robilismy in vitro 3 razy I raz udalo sie nam zajsc, ale poronilam. I tu zmierzam do tego, ze wtedy pierwszy raz od poczatku naszego zwiazku to ja potrzebowalam jego pomocy zeby przez to poronienie przejsc, ale on sie obrazil bo powiedzialam cos niemilego I przez te kilka krytycznych dni sie do mnie nie odzywal I siedzial obrazony w innym pokoju. Nie jestem w stanie mu tego wybaczyc. Wiem, ze bylam nie mila, ale bylam w takim stresie ze uwazam ze mialam prawo ,a on powiniem byl machnac reka na to ze jestem nie mila I byc przy mnie.
Z pozytywnych cech, ogarnia jakies prace okolo domowe, potrafi remont zrobic, jest wierny, lojalny I nigdy nie klamie. Umie gotowac, kiedy jest w dobrym humorze, spedzamy naprawde milo czas. Mamy kilka wspolnych zainteresowan. On jest bardzo oczytany I inteligentny. Wiem, ze kocha mnie bardzo. Ale czuje tez ze jest niejako uwieszony na mnie w sprawach zyciowych.
Kilka miesiecy temu poznalam kogos. Fajny, ogarniety facet. Zupelnie inna bajka niz moj chlopak. Zakochalam sie, zauroczylam, sama niewiem. Ciagnie mnie do niego, moje zycie z nim byloby zuplenie inne. On bierze z zycia, tak jak ja a nie czeka co mu los laskawie przyniesie, jak moj chlopak. Ogolnie to jest znajomosc platoniczna, ale nie powiem dalo mi do myslenia, ze taki fajny, przystojny facet jest mna tak zainteresowany.
Dwa tygodnie temu postanowilam postawic sprawe na ostrzu noza, napewno wzmocniona ta nowa przyjaznia, powiedzialam mojemu chlopakowi ze sie wyprowadzam do kolezanki. Mialam juz wszystko zalatwione. Wyrzucialm wszystko co mi lezalo na sercu a o czym napsalam powyzej – glownie brak ambicji, marazm, trawa, piwo, olanie angielskiego I tego kursu ktory mial zrobic.
Spodziewalam sie awantury, wrzaskow. Nic takiego sie nie zdazylo, prosil zebym nie odchodzila, ze sie zmieni, ze mial depresje, ze go praca i zycie dobijalo itp. Nie wyprowadzialm sie. Od dwoch tygodni bardzo sie zmienil, przestal palic, zaczal lekcje ang., zrobil sie mily do rany przyloz, zabral sie za kilka innych rzeczy ktore lezaly od miesiecy. Zaczal sie starac w seksie.
I teraz jestem w totalnej kropce, bo sama niewiem co ja do niego czuje, czy jest sens wierzyc ze ta zmiana jest trwala? Bo wiem ze jesli bym nie postawila sprawy na ostrzu noza to nic by sie nie wydarzylo. Raz mam wrazenie ze laczy nas tylko przyzwyczajenie, innym razem ze jednak go kocham. Jak to sprawdzic? Rozstac sie na jakis czas i zobaczyc co sie czuje? Boje sie ze strace tamtego nowego faceta, ktory bardzo mi sie podoba, zostane z aktualnym, a za miesiac czy dwa bedzie tak jak bylo. Czy ktos kto przez 12 lat jest niezaradny, moze sie zmienic pod grozba odjescia? Mam takie wrazenie czasem ze za bardzo odroslismy od siebie, ze jestem na innym juz etapie zycia i potrzebuje innego partnera.
Co sadzicie o tym?