Poraniona wieloma beznadziejnymi związkami, wzięłam sobie zwykłego, szarego chłopaczka, który myślał, że Boga za nogi złapał jak się z nim umówiłam. Właził mi do tyłka bez mydła, starał się jak nikt nigdy, żeby ze mną być. Robił wspaniałe niespodzianki, kwiatki, obiadki, kabarety, wakacje, drogie prezenty - co bym nie wymarzyła to miałam. A przez to, że mój ojciec nie przebierał w słowach w stosunku do mnie i znęcał się psychicznie nad całą moją rodziną, również zaczęłam mówić co mi ślina na język przyniesie – nie szanując go za bardzo. Sporadycznie wyśmiewałam jego ubiór, fryzurę, przejęzyczenia, brak znajomości języka angielskiego, mówiłam że dany prezent był nie taki o jakim marzyłam etc… Zawsze jednak żałowałam swoich słów i starałam mu się to wynagradzać. Naprawdę potrafiłam przyjść do niego z płaczem i powiedzieć, że lepszego prezentu nigdy nie dostałam, że jest wspaniałym chłopakiem, że przepraszam go i kocham całym sercem i nie wiem czemu jestem czasem taką suką - jednak słów się nie da odpowiedzieć i widocznie nie dało się już tego ponaprawiać. (Jak sama staram siebie wytłumaczyć, skoro ojciec nigdy nie był ze mnie zadowolony, a jestem wykształconą osobą, która nigdy nie sprawiała kłopotów wychowawczych - po prostu takie nie bycie zadowoloną miałam we krwi). Jednak mimo wszystko, większość czasu było dobrze, nie widzieliśmy świata poza sobą – a przynajmniej tak mi się wydawało…
Doszło do tego, że zaczęliśmy chodzić razem na zakupy i wybierałam mu ciuchy, wymieniliśmy mu całą szafę w kilka miesięcy. Pokazałam mu fryzury, w których będzie mu do twarzy i z szarego chłopaczka stał się naprawdę atrakcyjnym i ponadprzeciętnie wyglądającym facetem, za którym zaczęły oglądać się dziewczyny i to chyba trochę za bardzo dodało mu skrzydeł. Już nie był taki dobry jak przedtem, praktycznie nawet nie pomagał mi w domu jak do niego jeździłam. Często miał pretensje, że jego kumple w pracy uprawiają seks codziennie, a ja chcę tylko co parę dni i jestem nienormalna bo „on ma 23 lata i swoje potrzeby, które powinnam spełniać”. Pomieszkiwaliśmy ze sobą, jednak gdy skończyłam studia, znalazłam pracę w jego miejscowości i przeprowadziłam się tam na stałe.
W Tym czasie, kupił mieszkanie, które mój dziadek za śmieszne pieniądze remontował bo się tym zajmuje, a ja mu je urządzałam (wszystko jego pieniądze). Nowa praca u mnie, mieszkanie, które projektowałam po nocach, praktycznie brak czasu wolnego, bo chcieliśmy odbębnić remont jak najszybciej, aby tam zamieszkać – wiązało się to z kupą stresu, kłótni, nieporozumień i niepotrzebnych słów. Padały z moich ust słowa „jesteś dla nikim” „jesteś zerem” „nie wiem czy cię kocham” – głównie wtedy jak naprawdę byliśmy pokłóceni, nie mogliśmy na siebie patrzeć, a on dopominał się seksu – bo mu się należy - a nie rozumiał, że dla mnie musi być między nami dobrze, żeby o jakimkolwiek seksie mogła być mowa. Oczywiście te wszystkie oblegi były rzucane przeze mnie bezmyślnie bo byłam do takich przyzwyczajona i nie sądziłam, że na nim odbiją takie piętno. Cały remont (który trwał miesiąc), żarliśmy się o wszystko, bo przestał ustępować jak kiedyś, teraz to ja byłam ta, która chciała aby było dobrze - poświęcała się, zagryzała zęby i nie otrzymywała tego samego ( bo ile można, wiem). Wyniosłam się zaraz po tym jak przenieśliśmy się na nowe bo zaczynaliśmy rzucać w siebie przedmiotami. Już wcześniej bywały takie rozstania, lecz zawsze dzwonił w ten sam dzień, przyjeżdżał, płakał i wracaliśmy do siebie. Jednak tym razem tak się nie stało…
Pewnego dnia pożaliłam się jego kuzynowi, że dzwonię do O. z płaczem a on nie wzruszony… na co on mi, bo on od miesiąca pisał na facebooku z jakąś laską i dzień po Twojej wyprowadzce pokazywał mi jej zdjęcia, mówił że ona go docenia, jest wpatrzona jak w obrazek - a ode mnie tego nie miał. Wszystko runęło mi na głowę bo to on zawsze był wpatrzony we mnie. Ignorował moje telefony 2 miesiące, to dałam mu spokój. Ta jego dziunia nie oszczędzała mnie wrzucając na Instagram co chwilę jakieś zdjęcia z jego miejscowości, z „naszych miejsc”, spała u niego, chodzili na imprezy z jego znajomymi (na co nawet ja go nie mogłam namówić), po prostu wrzucała wszystko co robili razem. Nie wiem, może żeby mi coś udowodnić, bo jego na tych zdjęciach nie było, tylko hasztagi sugerowały co robi i z kim.
Prosiłam tylko, żeby ją jakoś opanował bo mi przykro jak to widzę i nie umiem normalnie funkcjonować, pracować, ciągle leżę w łóżku i wyję (nie prosiłam o powrót bo zasługiwałam na rozstanie, lecz tylko na rozstanie, a nie na to, aby ktoś o mnie zapomniał w tydzień i bzykał inną) na co odpisywał mi tylko, że to nie tak jak wygląda i mam się opanować (on nie dodawał nic na żadne społecznościówki ale czasem skomentował jej zdjęcie no i jej tego nie zabronił – inaczej, niby zabronił ale itak dodawała…). Po tych 2 miesiącach, to on zaczął do mnie dzwonić z płaczem, że wie jak to wyglądało, ale że to nie było tak. Mówił, że zaczął się z nią spotykać, żeby o mnie nie myśleć, bo jak był sam to wpadał w histerię i nie radził sobie sam ze sobą. Że on jej nie traktuje poważnie, a to, że robią coś razem to, po to by nie musiał kolejny raz siedzieć w domu sam i myśleć o mnie. Mówił, że ciągle za mną łka nocami, że ciągle dzwoni do mamy bo nie wie co ma ze sobą zrobić, że wie, że to wszystko spieprzył, że chciałby to naprawić - ale ja ostro i stanowczo obstawałam przy tym, że jak mnie zdradził pisząc z nią po kryjomu i spał z nią po tygodniu od rozstania, to nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Ale po kolejnych 2 m-cach, zaczął do mnie przyjeżdżać do pracy na hotel, siedział całe noce i płakał, przepraszał, mówił, że do końca życia będzie żałował tego co zrobił, ze oddałby wszystko co ma, żeby przyjść do domu i dostać ode mnie ochrzan za niezmyte gary. Wiedział, że nigdzie nie jadę na majówkę i było mi z tego powodu przykro, bo wszystkie koleżanki gdzieś jechały, więc przyjechał spakowany i zabrał mnie niezobowiązująco na 2 dni nad morze… I tak jakoś to wszystko wróciło, poczułam się wyjątkowo, że to jednak mnie wybrał, że jednak nie jestem taka beznadziejna jak mówił mi ojciec. Jak się od niego wyniosłam to wróciłam do rodziców, umieścili mnie w salonie i notorycznie pytali kiedy się wyniosę bo "nie jestem u siebie"… Więc jak wróciliśmy do siebie i po tygodniu się oświadczył, to nawet się nie zastanawiałam.
Pobraliśmy się po 2 miesiącach. Teraz minęło pół roku od powrotu i 2 m-ce od ślubu.
Jak zaczęliśmy razem być, był studentem mieszkającym u mamy - ja mu pomogłam z pracą, z mieszkaniem, zaczął przy mnie wyglądać jak super facet i to wszystko, tą całą ciężką pracę sprzątnęła mi jakaś dziunia sprzed nosa… Jak może mówić, że ciągle mnie kochał i płakał za mną, że nic dla niego nie znaczyła jak pieprzył ją przez ten cały czas, przedstawił ją swoim znajomym, chodził z nią po swoim rodzinnym mieście, spała w łóżku, i chodziła po mieszkaniu, które chwilę temu kupione było dla nas…. W odpowiedzi na to mówił, że nie wie jak mógł być tak głupi, jego najczęstszy argument brzmi „NIE MYŚLAŁEM wtedy o niczym, wszystko było mi obojętne” , że robił to by zapomnieć i odreagować, że w ogóle tej dziewczyny nie szanował, że mam wierzyć, że nie chciałabym tak przedmiotowego seksu, że Ci znajomi wiedzieli, że to nie na poważnie, że myślał, że już mnie nie interesuje i nie wiedział, że zapraszając ją do domu wyrządza mi taką krzywdę... bla bla bla. Teraz pieprzy się przez to nasze małżeństwo, bo ciągle kłębi mi się to wszystko w głowie, te fakty do siebie nie pasują po prostu… A on nie za bardzo chce do nich wracać i po raz setny je opowiadać i tłumaczyć... Nie sądził sam, że będziemy dalej razem, dlatego ją zapraszał do domu, bo przecież jak dzwonił do mnie, to ciągle mu odmawiałam, mówiąc, że nie będziemy już razem po tym co zrobił… Więc nie miał nic do stracenia. Ponoć po każdym seksie było mu źle… tak źle że robił to kilka razy??? A na jej Instagram miał ponoć wywalone, bo nie było tam jego twarzy, nikt go z nią nie utożsamiał, więc miał w dupie co ona wrzuca i opowiada innym, bo dawał jej do zrozumienia, że to nie jest nic poważnego. Po prostu zawsze była chętna przyjechać i zająć czas, bo była za nim taka głupia… A jak miał co robić, nawet jej nie odpisywał. Co prawda teraz jest lepiej, bo sam zrozumiał, że codzienny seks nie jest potrzebny, że wystarczy rzadziej, ale z miłości, z kimś kogo się kocha… Już na to wcale nie naciska, strasznie się stara odbudować moje zaufanie, na każdy mój lament o nią mnie uspokaja mówi, że to nie tak że o tym nie myśli, że często patrzy na mnie jak śpię i nie może uwierzyć jak mnie skrzywdził, że będzie go to trapić do końca jego dni…
W głowie cały czas kołatają mi się myśli, że przekreślił całe nasze 2 lata, mój wysiłek i poświęcenia dla niego… Byłam przy nim przy dobrych chwilach i tych złych… jak się nie dostał do wojska walczyliśmy, jeździliśmy po lekarzach aby dostał zdolność do służby, przeprowadziłam się 100 km od domu do miejsca gdzie jestem SAMA gdy go nie ma, żeby mógł spełniać marzenia o wojsku – byłam naprawdę dobrą dziewczyną z wielkim sercem i zaufaniem do innych ludzi, jego rodzice mnie uwielbiali, bo zawsze robiłam wszystko inaczej i głębiej niż inni… np. jak pożyczałam książki od jego mamy zostawiałam w nich miłe karteczki, jemu liściki do śniadań i w ogóle…pisałam do niego listy miłosne, na które odpisywał mi rok… Nie o to chodzi aby się wybielać…czasem miałam niewyparzony język i okazywałam za dużo niezadowolenia z tego co się dookoła dzieje więc może to jest przyczyna… Poświęcił to co budowaliśmy 2 lata dla seksu z jakąś dziunią bez matury… Mam napady, w różnych miejscach, coś mi się skojarzy i zaczynam płakać, czasem w domu rzucam się na niego w amoku z pięściami, przeważnie wtedy gdy zamiast uspokajać mnie mówi, że jakbym była lepsza to by się nie stało… Jak łapie mnie za tyłek to mam przed oczami obraz, że niedawno łapał tak za tyłek ją i mnie to brzydzi… jak się kochamy to widzę jak robi to z nią w ten sam sposób i znowu obrzydzenie i niechęć zbliżeń… On przeprasza, mówi, że będzie mi to wynagradzał do końca życia… Ale tylko w połowie przypadków… Kolejne pół polega na tym, że robi mi wyrzuty i pretensje, że go zamęczam, że go wykończę, że jak wróciłam to mam o tym nie gadać, że to moja wina była bo byłam dla niego zła a on chciał w końcu być dla kogoś kimś…
Często, żebym się uspokoiła, mówi mi, że powinnam się też zastanowić nad sobą i powodem tego co zrobił. Że on słysząc że jest nikim, zerem, że wiecznie źle coś robi, chociaż wziął nawet dla nas mieszkanie na kredyt i pozwolił mi je urządzić po swojemu, już nie mógł znieść wiecznych pretensji i niezadowolenia. Napatoczyła się dziewczyna, która mówiła, że chciałaby żeby ją tak ktoś kochał i chwaliła to, co ja krytykowałam i po prostu poczuł potrzebę poczucia się facetem i poprawienia swojej samooceny… Chciał się poczuć kimś, a nie nikim i przez chwilę ona mu dała tą złudną nadzieję. Mnie boli, że nawet tego nie ukrywał, że pozwolił mi na to patrzeć co oni razem robią… ale ponoć sypiał z nią jak z dziwką i ciągle miała pretensje jak mówił o mnie… a on wtedy odwracał się na pięcie, a ona za nim biegła jak niegdyś on za mną…ALE CO Z TEGO… gdzie ta wielka miłość… czyny nie wskazywały, że tak za mną płakał…a przynajmniej nie w momentach kopulacji z tą głupią dzi*wką… Która w dodatku jak do niego pisała wiedziała, że ze mną mieszka… jednak dalej pozwoliła sobie pisać skoro odpisywał… Co lepsze, jak do mnie wrócił obrzuciła mnie obelgami i wyśmiała, że życzy mi powodzenia aby mnie nie zdradzał znów. Ja dla odgryzienia napisałam, że zapraszam na wesele, znowu mnie wyśmiała i napisała, że nie przyjdzie bo jeszcze wyglądałaby lepiej ode mnie... Jakim kurwa prawem… obraża mnie jakbym to ja odebrała go jej i normalnie szczyci się tym, co zrobiła… paskudna persona…
2 pytania:
1. To była zdrada czy nie? Poznał ją jak byliśmy razem a skończyło się seksie po rozstaniu… Może jakby nie ona miałby większe chęci na naprawę? On tłumaczy, że nie byliśmy razem i mógł robić co chciał… Z tym, że rozstawaliśmy się wcześniej z 3 razy na kilka dni i jakoś nikt nigdy wtedy z nikim nie spał… Mówi, że jak byliśmy razem pisał z nią jak z koleżanką i wręcz radził się jej jak byliśmy pokłóceni co ma robić aby było lepiej – jakoś ciężko mi w to uwierzyć… Jak się z nią spotkał 1 raz 2 tyg. po rozstaniu to nie zakładał, że to się tak skończy, traktował jak koleżankę, ale na 2 spotkaniu dobrała mu się do spodni i tak jakoś wyszło…
2. Czy faktycznie jest tak jak mówi i nie powinnam mieć do niego pretensji bo przyczyniłam się do tego co zrobił swoim niezadowoleniem i obrazami? Jak mi nie przejdzie, wykończę nas oboje moimi lamentami co 2 dni…
Ps. Po co za niego wyszłam? dobre pytanie, może po to żeby się poczuć lepiej tak jak on, gdy poszedł do innej... Na początku się tak nie czułam, byłam szczęśliwa z tego powrotu…
Kocham go, jest dobrym człowiekiem, jest mężem, jakiego chciałaby niejedna z was, we wszystkim pomaga, sprząta, prasuje, wyręcza mnie, zabiera na randki... ale boję się, że nigdy mi nie przejdzie i nigdy nie będzie tak samo... że odejdzie dręczony pytaniami i atakowany o to co zrobił…