Piszę tutaj mój pierwszy post ponieważ coś we mnie pękło i mimo dobrej myśli potrzebuję opinii kogoś kto przechodził lub przechodzi przez podobną sytuację. Mam matkę, z którą były zawsze problemy najczęściej obrywał za nie mój świętej pamięci tata. Moja mama potrafiła się na niego obrażać miesiącami lub tygodniami z wiekiem oczywiście co raz bardziej odpuszczała. Mój tata był bardzo dobrym człowiekiem, który poświęcał swoim dzieciom czas natomiast moja mama pracowała do późnego wieczora więc kontakty z nią ( ja i mój brat) mieliśmy ograniczone. Będąc dzieckiem nie rozumiałam tego, że matka nie ma czasu dla wlasnego dziecka dopiero z czasem odkrywałam czemu to wyglądało wszystko tak a nie inaczej. Będąc nastolatką niechęć do mojej osoby ze strony mamy się bardzo nasiliła. Była zazdrosna o to, że wychodzę na jakieś domówki, spotkania ze znajomymi, na imprezy nawet na ławkę przed blokiem no bo jak to tak powinnam się była uczyć więc zaczęła mnie karać nieodzywaniem się do mnie tak samo jak tatę kiedy byłam mała. W moim domu nie miałam nigdy rozmowy z mamą, moja mama po prostu nie rozmawia ze mną nawet do dzisiaj za to pretensje i pewnego rodzaju wyzwiska były czymś normalnym, prozą codziennego dnia.Nadszedł z czasem taki okres, że na studia wyprowadziłam się do innego miasta i tam może nie czułam się jakoś specjalnie super ale lubiłam wracać do domu dlatego, że moja mama zaczęła trochę zmieniać swoje podejście do mojej osoby. Gdy wracałam na te 2-3 dni to była nagle bardzo miłą osobą, która w końcu zaczęła się interesować mną a nie tym co mnie otacza dookoła chociaż dalej o rozmowie mogłam tylko pomarzyć. W trakcie studiów zmarł mój tata. Moja mama zachęciła mnie, żebym wróciła do domu i skończyła sobie magisterkę tutaj na uniwerku. I zrobiłam tak jak chciała bo stwierdziłam, że po jego śmierci moja osoba doda jej otuchy i sił po stracie jej kochanego męża. No i niestety pomyliłam się i nasze relacje zamiast się poprawić pogorszyly się w taki sposób, że nie odzywamy się do siebie około pół roku dlatego, że ponownie obraziła się na mnie. Ja po tylu latach stwierdziłam, że powinnam mieć swój honor i nie ulegać ciągle matce, że za każdym razem kiedy się na mnie obrazi to czemu ja mam wyciągać rękę "jako ta mądrzejsza". Mam kochającego chłopaka, który jest bardzo podobny do mojego taty mam też gdzie się wynieść bo oboje zarabiamy co też uczynimy w nowym roku. Natomiast moja mama może sobie pozwolić na te a nie inne warunki bytowe ze względu na to , że ja razem z moim bratem wspieramy ją finansowo. Ona też pracuje ale nie zarabia tyle co my. Moje pytanie o wyrażenie tutaj opinii kieruje do osób, które przechodzą podobną sytuację kiedy już nie widzą wyjścia jak tylko i wyłącznie wyprowadzka. Czy wasze rodzicielki zmieniły jakoś swoją postawę czy te relacje jednak bardziej się pogorszył i niestety trzeba będzie zaakceptować, to że tej drugiej osoby nie da się już zmienić. Szczerze to ja się nie potrafię z tym pogodzić, że mam takie a nie inne relacje z własną matką, poniekąd się jej wstydzę to jaka jest z charakteru dla mnie i brata. Nie rozumiem tego jak można kogoś karać za chęć rozmowy. Ilekroć próbowałam z nią rozmawiać to mniej więcej dostawałam odpowiedź typu skończ robić cyrki, co ty wiesz o życiu, skończyłaś już ? Ja nie chcę tego słuchać, proszę odejdź bo miałam ciężki dzień i chcę odpocząć. Niestety zdaję sobie sprawę z tego, że bez rozmowy nie ma żadnej bazy do jakiejkolwiek relacji mimo to łudzę się, że może kiedyś moja mama zechce porozmawiać. Dlatego jestem ciekawa czy u kogoś coś się zmieniło po czasie?
Temat: Brak akceptacji ze strony matki