Mam 21 lat, studiuję dziennie i nigdy nie pracowałam. Mam bardzo nadopiekuńczych rodziców. Zawsze robili większość rzeczy za mnie, ciągle krytykowali, mówili że sobie nie poradzę, że nie umiem... albo smiali się, żartowali np. z moich uczuć do kogoś. Nigdy nie miałam żadnych obowiązków. Mam problem aby wyjść gdzieś z domu i wrócić później, mam prawo jazdy od 3 lat i nigdy sama nie jechałam autem więcej niż prosta droga 3km, zawsze ktoś jest obok. Wczoraj spotkałam się z koleżanką po zajęciach i mama wydzwaniala do mnie o godzinie 16 gdzie jestem (mimo że powiedziałam miejsce i z kim, uprzedzilam o spotkaniu), mam wracać, bo już późno i ciemno (mieszkam poza miastem 20 km, jeżdżę busem a z przystanku zawsze mnie odbierają). I ona dzwoni na policję jeśli zaraz nie zadzwonię lub nie wrócę (?). Tak jest zawsze, z tego co wiem, kiedy mnie nie ma w domu jest ogromna awantura, jaka jestem głupia i gdzie ja jestem, co już wymyślam i przeżywanie, kiedy napiszę że już jadę, wszystko się uspokaja. Mam ogromne kompleksy, nie wierzę w siebie, rozstalam się z partnerem, właściwie on odszedł do kogoś innego, miał dość że nie mogłam wychodzić ani normalnie się spotykać, jeździć do niego w weekendy i bać się rodziców i wstydzić że kogoś mam. Nawet komentują to w co się ubieram, dlatego wstydzę się ubrać inaczej niż tak "normalnie", np. założyć spódniczke i zakolanówki bo wiem, że byłby śmiech i negatywne komentarze. Widząc mój problem zaczęłam sama próbować wiele rzeczy zmieniać, pracowac nad sobą, zrobić, załatwić coś sama, być bardziej samodzielna. Dojrzeć. Raczej mi się to udaje, ale są to drobnostki. Bardzo chciałabym się wyprowadzić i żyć samodzielnie, ale jak wspominam że wyprowadzam się po zakończeniu 3 roku studiów, oni myślą że to nie na poważnie, albo komentują że "gdzie niby" "nie poradzę sobie" itd. Mam tego dość, ale z drugiej strony bardzo się wszystkiego boję, boję się, że sobie nie poradzę sama z życiem jednocześnie bardzo chcąc się uwolnić. Boję się iść do pracy bo kiedy chciałam to zawsze była odpowiedź, że po co, jeszcze sie napracuję (mamy dobrą sytuację finansową, nigdy niczego nie brakowało). Pojawiła się szansa pracy od maja następnego roku, otworzyłoby mi to drzwi, ale boję się, że sobie nie poradzę. Nie wiem jak mam się wyprowadzić. Poszukać mieszkania i postawić ich przed faktem dokonanym? Przecież nie ucieknę z domu. Dostaję stypendium, więc mogłabym je odkładać aby mieć na początek samodzielnego życia, do pierwszej wypłaty. Co ja mam w ogóle zrobić? Boję się i nie wiem jak, ale bardzo chcę to zmienić i zacząć żyć. Jestem zniewolonym psychicznie dzieckiem, które chce dojrzeć, ale nie wie jak i się boi. Myśli, że i tak się to nie uda.
Mówiłaś kiedyś rodzicom o swoich odczuciach?
Po pierwsze przydałaby się szczera rozmowa, ale jeśli rodzice odzywają się do Ciebie w taki sposób w jaki opisujesz to chyba nie ma większego sensu. Okaleczają Cię na całe życie bardziej czy mniej świadomie. Można być opiekuńczym rodzicem, ale podcinanie skrzydeł dziecku i mówienie, że nic mu się nie uda i do niczego nie dojdzie jest okropieństwem. Dobrze, że masz w sobie chęć i siłę do zmian- bo do nich musi dojść. Nie słuchaj, jeśli ktoś mówi Ci ,że nie dasz sobie rady z dorosłym życiem na własną rękę, to nie prawda. Ja byłam chowana w tzw. złotej klatce, co prawda nikt nigdy nie mówił mi że się do niczego nie nadam, wprost przeciwnie, ale podobnie jak ty byłam chroniona aż zanadto. Nie miałam prawa sobie poradzić w dorosłym, samotnym życiu. Nagle zostałam na świecie sama- dosłownie z dnia na dzień i pierwsze pytanie jakie sobie zadałam to- co ja zrobie SAMA? Kogo spytam o zdanie, o radę, kto pokaże mi drogę? Ku mojemu zdziwieniu poradziłam sobie doskonale, a znajomi i rodzina którzy się temu przyglądali do dziś ocierają oczy ze zdumienia. Wierzę, że ty potrafisz to samo. Zrób tak jak myślisz- odkładaj sobie na mieszkanie, opuść rodzinny dom, zacznij pracować. To się wydaje takie wielkie, złe i trudne, ale dasz radę, naprawdę. Zacznij pracować nad samą sobą, stawiaj sobie wyzwania. Zobacz ile ludzi wokół Ciebie radzi sobie samodzielnie. Nie uciekaj z domu ani nie kłóć się z rodzicami, bo oni za jakiś czas zobaczą swój ogromny błąd. Po prostu weź swoje życie w garść, bo jeśli sama o siebie nie zadbasz to nikt tego nie zrobi.
Kurde blackber! troche po czesci jak bym czytala o swoich problemach. Moi rodzice tez byli bardzo nadopiekunczy - jedyna roznica jest taka, ze moj bunt na to trwal od wielu lat i zaczal sie jakos w wieku 15-lat. Staralam sie szukac jakis prac dorywczych i to mi dalo wiare, zaczelo sie niewinnie dalam korepetycje dla paru dzieciakow i uslyszalam za to dziekuje co dalo wew satysfacje i na przekor uwierzylam, ze jestem cos warta i cos moge.
Niestety rodzice nie sa czesto tego swiadomi. Tez slyszalam pelno komentarzy na moj temat, ze ja jestem gorsza niz ktos tam inny. Wiesz co ? I Ci inni poukladali sobie zycie inaczej niz ja(nie znaczy ze lepiej ode mnie). Uwierzylam w siebie, ze mimo wszystko cos potrafie. Skonczylam studia. Dzis mam prace, jestem szczesliwa i wyprowadzilam sie z domu. Wiem, ze rodzice zrozumieli wiele spraw - potrzebowali czasu, ale dzis juz jest inaczej. Nasz kontakt sie zmienil na lepsze.
Mam pare kolezanek ktore maja podobne problemy mimo ze juz dawno pelnoletnie. Najwazniejsze co moge Ci doradzic mimo ze to jest bardzo trudne! Uwierz w siebie, zrob cos sama i malymi kroczkami zobaczysz, ze cos potrafisz.
Przykro mi z powodu Twojego zwiazku powinnas postarac sie z nimi porozmawiac na ten temat. Nie boj sie sprobowac pracy ! Skoro masz dobra sytuacje finansowa - nie masz nic do stracenia a jedynie zyskania. Pamietaj nawet jesli Ci sie praca nie spodoba(nie to ze sie nie nadajesz) mozesz sprobowac kolejna az wreszcie odnajdziesz to co lubisz i co da Ci satysfakcje.
Wierze ze dasz sobie rade Najwazniesze abys sie z nimi nie klocila i starala sie zostac w dobrych kontaktach - oni tez musza sie postarac Cie zrozumiec. Takze posluchaj tez rady camilla9393 bo dobrze pisze.
Mam 21 lat, studiuję dziennie i nigdy nie pracowałam.
Okej. Fajnie. Super sytuacja.
Mam bardzo nadopiekuńczych rodziców. Zawsze robili większość rzeczy za mnie,
Na przykład wynosili śmieci? Na przykład sprzątali za Ciebie?
ciągle krytykowali, mówili że sobie nie poradzę, że nie umiem... albo smiali się, żartowali np. z moich uczuć do kogoś.
Śmianie się z uczuć należało ignorować. Oni tego nie rozumieli. Za bardzo do siebie bierzesz. Rodzice nie są zbyt mądrzy i ignorowali twoje uczucia.
Nigdy nie miałam żadnych obowiązków.
A chciałabyś mieć? No to trzeba było wziąć obowiązki jakieś...
Mam problem aby wyjść gdzieś z domu i wrócić później, ...
Dopóki jesteś z rodzicami to tak niestety będzie. Możesz małymi krokami ich nauczyć że jesteś już dorosła. w przeciwnym wypadku czekasz aż pójdziesz na studia, skończysz 25 lat, zaczniesz pracować i wyjdziesz z domu.
mam prawo jazdy od 3 lat i nigdy sama nie jechałam autem więcej niż prosta droga 3km, zawsze ktoś jest obok.
Dlaczego tak? Dlaczego o to nie zawalczysz? Boisz się?
Wczoraj spotkałam się z koleżanką po zajęciach i mama wydzwaniala do mnie o godzinie 16 gdzie jestem (mimo że powiedziałam miejsce i z kim, uprzedzilam o spotkaniu), mam wracać, bo już późno i ciemno (mieszkam poza miastem 20 km, jeżdżę busem a z przystanku zawsze mnie odbierają).
Patologię rodziców rozumiem. Kluczowe pytanie -- jak Ty się zachowujesz? Pozwalasz na to?
I ona dzwoni na policję jeśli zaraz nie zadzwonię lub nie wrócę (?). Tak jest zawsze, z tego co wiem, kiedy mnie nie ma w domu jest ogromna awantura, jaka jestem głupia i gdzie ja jestem, co już wymyślam i przeżywanie, kiedy napiszę że już jadę, wszystko się uspokaja.
To pisz co pół godziny gdzie jesteś i co robisz...
Mam ogromne kompleksy, nie wierzę w siebie, rozstalam się z partnerem, właściwie on odszedł do kogoś innego, miał dość że nie mogłam wychodzić ani normalnie się spotykać, jeździć do niego w weekendy i bać się rodziców i wstydzić że kogoś mam.
Bo nie podejmujesz kroków aby się wyswobodzić. Musisz wychować rodziców. To trudna praca ale możliwa do zrobienia.
Nawet komentują to w co się ubieram, dlatego wstydzę się ubrać inaczej niż tak "normalnie", np. założyć spódniczke i zakolanówki bo wiem, że byłby śmiech i negatywne komentarze.
Cóż... trzeba było z ubraniami eksperymentować już 4 lata temu. Możeesz zacząć teraz.
Widząc mój problem zaczęłam sama próbować wiele rzeczy zmieniać, pracowac nad sobą, zrobić, załatwić coś sama, być bardziej samodzielna. Dojrzeć. Raczej mi się to udaje, ale są to drobnostki.
Od drobnostek do dużych rzeczy. Tak działaj.
Bardzo chciałabym się wyprowadzić i żyć samodzielnie, ale jak wspominam że wyprowadzam się po zakończeniu 3 roku studiów, oni myślą że to nie na poważnie, albo komentują że "gdzie niby" "nie poradzę sobie" itd.
CZekaj na koniec studiów, praca full etat. Wtedy taka decyzja. I przestań szabelką machać, bo to faktycznie niedojrzałe jest.
Mam tego dość, ale z drugiej strony bardzo się wszystkiego boję, boję się, że sobie nie poradzę sama z życiem jednocześnie bardzo chcąc się uwolnić.
Bo sobie nie poradzisz. NIe radzisz sobie z rodzicami, a co dopiero w samodzielnym życiu.
Boję się iść do pracy bo kiedy chciałam to zawsze była odpowiedź, że po co, jeszcze sie napracuję (mamy dobrą sytuację finansową, nigdy niczego nie brakowało).
Mają rację. Odkładaj kasę na swoje prywatne tajne konto. Uzbieraj 10 lub 20 tysiecy aż będziesz miała 25 lat. Przyda się wtedy kasa jak znalazł.
Pojawiła się szansa pracy od maja następnego roku, otworzyłoby mi to drzwi, ale boję się, że sobie nie poradzę. Nie wiem jak mam się wyprowadzić.
NIE wyprowadzaj się na razie.
Jesteś jak przedszkolaczek, który się zastanawia jak pokonać Bruce Lee....
Na razie nie dasz rady. Na razie musisz się nieco wyswobodzić od rodziców.
Poszukać mieszkania i postawić ich przed faktem dokonanym?
Głupota.
Przecież nie ucieknę z domu.
Nie uciekaj z domu.
Dostaję stypendium, więc mogłabym je odkładać aby mieć na początek samodzielnego życia, do pierwszej wypłaty.
Acha... akurat... do pierwszej wypłaty... Musisz mieć pieniędzy na rok czasu... Na mieszkanie tysiąc zł... plus na życie powiedzmy 1500, razem 2500 razy 12 miesięcy = 30 tys zł. Jak tyle odłożysz, to wtedy uznam że jesteś samodzielna.
Co ja mam w ogóle zrobić?
Uczyć się i nie przegrywać. Małymi krokami wywalczać wolność.
Poniekąd to twoja wina, że nie jeździsz autem, twoja wina, że ulegasz i lecisz do domu tak wcześnie.
Twoja wina że kulisz uszy po sobie zamiast mówić.
Boję się i nie wiem jak, ale bardzo chcę to zmienić i zacząć żyć.
Skończ studia, idź do pracy, uzbieraj kasę, odejdź z domu.
Jestem zniewolonym psychicznie dzieckiem, które chce dojrzeć, ale nie wie jak i się boi. Myśli, że i tak się to nie uda.
Bo możesz dojrzeć przy rodzicach. Ale nie chcesz. Chcesz nie mieć trudności z rodzicami, tylko uciec z domu. To niedojrzałe podejście.
Boje się, boje się i boje się... to głównie wyczytałam.
Strasz spętał Ci nogi. Czas się go pozbyć. Zacznij od NIE skupiania się na strachu i lęku. Boisz się, trudno... każdy się czasem czegoś boi, ale po co nad tym rozprawiać. Rodzice ubezwłasnowolnili Cię, ale nie jesteś chora psychicznie i możesz to zmienić. Pytanie czy chcesz?
Jeśli bardzo chcesz, tak bardzo, że aż Ci dech zapiera i jeśli już się cieszysz z tego wyswobodzenia, to dasz radę. Jeśli tego chcenia nie czujesz.... to niewiele zdziałasz. Najważniejsze to zapragnąć z całego serca, potem nabrać pewności siebie, usamodzielnić się i zacząć żyć po swojemu.
P Można być opiekuńczym rodzicem, ale podcinanie skrzydeł dziecku i mówienie, że nic mu się nie uda i do niczego nie dojdzie jest okropieństwem.
Nie jest całkiem tak jak piszesz. Na swoim przykładzie wyjaśniam (już kiedyś w którymś wątku o tym pisałam).
Moja mama mnie zniechęcała do studiów. Zawsze byłam słaba w nauce, więc mówiła, ze sobie nie poradzę, a że byliśmy biedni, to nie ma kasy. A gdzie znajdę pracę na tyle dobrą, że opłacę czesne, a jeśli nie znajdę... to co wtedy? A jeśli mnie oszukają i wykorzystają i nie będę mieć ani pracy ani szkoły? W rezultacie nie podeszłam nawet do matury, bo po co mi ona skoro nie pójdę studiować.
Zapytałam kiedyś mamę dlaczego mi to zrobiła, a ona w ogóle nie rozumiała o co mi chodzi. Przecież chciała mnie tylko chronić przed innymi ludźmi, ostrzec przed rozczarowaniem, chciała dla mnie dobrze. Wg niej bezpieczniej było zostać w domu, pod okiem mamusi i klepać wspólnie biedę, niż zaryzykować lepszą przyszłość.
Jak widać na załączonym obrazku, to nie musi być okrucieństwo, tylko głupia nadopiekuńczość i brak logicznego myślenia. Podejrzewam, że rodzice autorki myślą właśnie w ten sposób. Chcą ją chronić/bronić i pilnować, naiwnie i bezmyślnie.
Tak więc nie ma się co obruszać na "starych", tylko samemu pomyśleć logicznie (nie powielać głupiego toku myślenia) i zacząć ich ustawiać. Małymi kroczkami, aby zrozumieli, że kiedyś ich zabraknie i wtedy dopiero nie da sobie rady, bo rodzice jej nie nauczyli samodzielności.
A przede wszystkim rozmawiać z nimi i argumentować, z pewnością siebie oraz przekonaniem, ze mamy rację i bez lęku. Innego sposobu nie ma.
To już któreś z kolei Twoje konto, gdzie zakładasz podobne wątki opisujące ten sam problem - temat zamykam. Pozdrawiam, Cslady