Mam mieszane uczucia. 2-3 tygodnie temu po 5 miesiącach związku rozstał się ze mną chłopak, oboje mamy po 18 lat. Nie był to mój pierwszy chłopak, ale najbardziej boli, bo kompletnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Wyjechał na kilka dni, wrócił i powiedział że nie jest w stanie ze mną być. Chyba ten wyjazd dał mu do myślenia, że nie jestem dla Niego. Szkoda, że ja poświęciłam się w 100% tej relacji by też naprawić błędy z poprzedniego związku. Powód rozstania: niedopasowanie charakterów.
W pełni rozumiem, to się zdarza ale boli potwornie, bo nawet nie widziałam, że aż tak się "męczył" jak to powiedział.
Problem jest taki, że mi mimo wszystko nadal bardzo zależy. Widziałam jego wady, wiem że nie jest bez wad, ale ja chciałam dalej tworzyć tą relację. On jest bardzo przyjacielski i wrażliwy i nie chce się odciąć w pełni, a chyba próbuje ze mnie zrobić koleżankę. Jedna szkoła -> przychodzi na przerwach, piszemy czasem ze sobą... Próbuję się sama odciąć, ale za każdym razem jak zostaję sama zaczynam czuć pustkę i na przykład piszę do Niego.
Czy lepsze byłoby jednak zakończenie tej relacji? Zastanawiam się czy może jakbym zaczęła się od niego odsuwać, to może sam za mną zatęskni i wróci. Ale z drugiej strony obawiam się, że tak go stracę, bo przyzwyczai się do życia beze mnie.... Nie wyobrażam sobie nie wiedzieć co u Niego, ale takie stanie naprzeciwko siebie jak dalecy znajomi bardzo kłuje i też nie pomaga. Do tego kiedy go nie widzę jestem w stanie zobojętnienia, a kiedy chociaż chwilę z Nim porozmawiam dostaję dawkę energii i lepiej funkcjonuję.
Kompletnie nie wiem jak sobie poradzić z tą sytuację. Czy możecie mi coś doradzić na przykład z własnego doświadczenia ? Byłabym wdzięczna za wszelkie rady :-)