Witajcie, pisze, bo juz nie mam sily zyc. Jestem (albo bylam?) normalna osoba przed 30stka, ktora ma fajnego faceta, prace marzen i teoretycznie żadnych poważnych problemów, nic co mogloby wykraczac poza "standardowe". Odkad pamiętam, mialam problemy z sercem. Wysoki puls miedzy 90-110 w stanie spoczynku. Nigdy nie zostałam zdiagnozowana jako chora. Tachykardia i tyle, nic groźnego niby. Jednak często potrafię zasłabnąć, nagle serce podskakuje mi do gardła, puls 150 i trudno mi zlapac oddech. Od jakiegoś czasu mam uczucie ciągłego "łupania" w głowie, bolą mnie skronie i Góra głowy, słyszę świsty i czuję jakby takie napięcie. Te szumy i bóle nie dają mi spać, każda próba zmruzenia oka konczy się łapaniem bezdechu, pulsujacymi skroniami i ogolnie fatalnym samopoczuciem. Na szczęście mam wlasna firme i tylko dlatego jeszcze w ogóle pracuje, ale jak tak dalej pojdzie, opadne w końcu z sił, bo ile nocy z rzedu mozna nie spać i znosić dolegliwości? Strasznie pogorszyla mi się jakość życia w ostatnim czasie. Zawsze bylam nerwowa i podatna na stres, ale to co dzieje sie teraz, przechodzi ludzkie pojęcie. Nie umiem się nawet zrelaksować w wolny dzień. Chodzilam kiedyś do psychologa, pomagalo. Ale wtedy emocjonalnie czułam potrzebę, nic mnie nie bolalo, teraz nie czuje, nie mam ochoty rozmawiac, nie mam potrzeby zasiegania rad, grzebania w relacjach itp. Chce po prostu przestac czuc to okropne fizyczne zmęczenie, napięcie i ból myślicie, ze to moze byc nerwica i da się to wyleczyc lekami albo na wlasna reke? Lekow bardzo unikam, mam tendencje do uzaleznien, 2 lata temu odstawilam benzodiazepiny, bo bylo ze mna bardzo zle, mialam halucynacje, robiłam i mowilam rzeczy, ktorych nie pamietalam nazajutrz, ten odwyk trwal kilka miesięcy, wiec zwyczajnie boje sie lekow psychotropowych, ale widzę, ze zaciska mi sie pętla wokół szyi, bo jest ze mna coraz gorzej. Myslalam nawet o obserwacji w psychiatryku, ale nie wiem czy to takie łatwe, od samego chcenia mnie przyjmą...? Miewam takie chwile, ze mowie do siebie "ogarnij sie albo zdechnij" i naprawdę zaczynam mieć dosyć życia, choć uczuciowo i finansowo zapowiada mi się ono świetnie...mam okropne sny, koszmary naszpikowane tak bogatą symboliką, ze strach je nawet opowiadać. Fizycznie jestem okazem zdrowia z wyników badań, a masa dolegliwości niewiadomego pochodzenia rujnuje mi życie
co mam robić? Nie mam czasu ani ochoty na psychologiczne pogawędki. Kupiłam nawet książkę o samodzielnym zwalczaniu stresu... Dopiero 50str przeczytałam, ale już widzę, że będzie to przydatna lektura. Czasem myślę, ze dam radę sama a czasem już wyję z bezsilności... Co robić? Pozdrawiam Was gorąco i sorry za ścianę tekstu, ale nie umiałam w skrócie.
Moim zdaniem powinnaś jednak udac sie do psychologa. Jeśli fizycznie jesteś zdrowa, coś musi tkwic w psychice. Takie życie z ciągłym bólem musi byc okropne. Może jesteś medium Stąd bogata symbolika podczas snu. Ja tam wierze w takie rzeczy.
A według mnie powinnaś migiem iść do lekarza.
Leczenie się na własną rękę to szaleństwo (wiem, bo próbowałam samodzielnie walczyć z moją depresją i nerwicą). Cudowne poradniki nie doprowadzą do niczego dobrego. Dobrze dobrane leki, przyjmowane pod kontrolą specjalisty, nie zrobią Ci krzywdy. Wiem, strasznie się wymądrzam, ale mam za sobą dwie terapie. Obie poprawiły jakość mojego życia.
Dziwne sny miną, gdy zaczniesz brać leki. Sny odzwierciedlają to, co się dzieje w naszym życiu, nasze obawy, wątpliwości. Potrzebujesz teraz spokoju ale i specjalisty. Musisz też zdecydować, co się dla Ciebie liczy, uczciwie powiedzieć sobie, na co poświęcasz najwięcej (być może za dużo) czasu.
Lekarzem nie jestem, ale nerwica jest mi doskonale znana i z tego co piszesz objawy do niej pasują . Jak sama wskazujesz- spotkania z psychologiem pomagały, więc może jednak warto ?? A jeśli jednak opór jest zbyt silny zaczęłabym od psychiatry. Czasy relanium i innych zamulających leków dawno minęły! Najnowszej generacji nie uzależniają, poza tym bierzesz je ściśle wg zaleceń lekarza, a on już będzie wiedział jak je aplikować, żeby było lepiej niż jest.
Na dłuższą metę niestety (??) ale by wyjść z nerwicy na dobre raczej niezbędne jest grzebanie w tym w czym grzebać nie chcemy i wyciąganie tego czego wyciągnąć nie chcemy.. Nie masz na to czasu, ochoty- no cóż, nikt Cię nie zmusi, ale nerwica sama nie minie, może ucichnąć, ale uwierz- wróci.
Puls masz zdecydowanie za wysoki ja miałem 85 i dostałem leki na nadciśnienie. (tzw. beta blokery) Głowa Cie boli pewnie też od nadciśnienia tak samo problemy ze snem. Bierzesz na to twoje serce jakieś leki? I czy bierzesz je regularnie ? Bo znam osoby co biorą raz na jakiś czas i przez to sobie rozhuśtały serducho tak jak twoje . Najlepiej idź do przychodni i niech Ci założą tak zwany holter na całą dobę .
Być może masz nerwicę i przyda Ci się psychiatra aby przepisał jakieś leki na stabilizację nastroju. Teraz jest dużo nowoczesnych leków które nie uzależniają benzodiazepiny to chyba najgorsze co mogłaś brać za bardzo uzależnia. A przy nerwicy to raczej potrzeba coś co będziesz przyjmować regularnie latami a nie po paru dniach odstawisz .
Na stres pomaga też ruch chociażby spacery tyle że to pewnie wiesz .
Tak czy inaczej idź się leczyć bo szkoda aby się tak męczyła i do tego ryzykujesz że Ci po prostu serducho wysiądzie.
Puls masz zdecydowanie za wysoki ja miałem 85 i dostałem leki na nadciśnienie. (tzw. beta blokery)
Jeszcze napisz, że przypisał Ci po pierwszej wizycie na takie tętno.