Cześć Wam, piszę, żeby sobie przypomnieć dlaczego zerwałam z facetem, bo niestety wciąż moje myśli wracają do niego, ale staram się być silna.
Byliśmy ze sobą 10 miesięcy. On 34 lata, ja 28. Od razu zaznaczę, że nigdy żaden facet tak o mnie nie zabiegał i nie troszczył się jak on. Niestety, każdy ma swoje granice. Nasz związek w tym momencie dzielę na "etapy".
1) Pierwsze 3 miesiące. Pił podczas każdego naszego spotkania, jak byłam u niego, otwierał butelkę wina nawet jeśli ja nie chciałam pić. Po 3 miesiącach powiedziałam mu, że mi to przeszkadza i obawiam się, że doprowadzi do naszego rozstania. Przestał pić przy mnie, praktycznie nic.
2) 4-6 miesięcy. Pytając go o alkohol, przyznał, że pije parę razy w tygodniu po 3-4 piwa kiedy się nie widzimy. Zresztą, nie raz jak mieliśmy się zobaczyć rano któregoś dnia to czułam od niego alkohol. Doszło do kolejnej rozmowy. Powiedziałam, że nie wyobrażam sobie życia z kimś takim jak on. Płakał i błagał, żebym mu dała szansę. Dałam sobie tydzień na przemyślenie po czym oświadczyłam mu, że możemy spróbować tylko jeśli nie będzie pił sam. Oczwiście na imprezach w normalnych ilościach mu nie zabronię. Zgodził się, obiecał i był w siódmym niebie.
Później nawet ja ja chciałam sie z nim napić butelki wina to twierdził, że jak to ma być jedna butelka to bez sensu w ogóle zaczynać.
3) 7-10 miesięcy. Starałam się wierzyć, że nie pije sam, ale wciąż gdzieś tam miałam obawy o czym go informowałam. 2 tygodnie temu nie chciał się spotkać, bo mówił, że ma zły humor, problemy w pracy i chce pobyć sam. Ok, zrozumiałam, zobaczyliśmy się na drugi dzień i po dłuższej chwili zapytałam czy pił. Przyznał, że tak, wypił butelkę wina. Poczułam się tak zawiedziona, że nawet nie miałam siły z nim rozmawiać. Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam od niego. Wiedział, że to oznacza koniec. Po tej sytuacji obiecał, że zrobi dla mnie wszystko, pójdzie się leczyć, zaszyć bla bla blaaaa, ale dla mnie nie ma to już żadnego sensu.
Szkoda mi tego związku, był naprawdę udany, ale kwestia alkoholu jest dla mnie na tyle ważna, że nie widziałam z nim przyszłości, w końcy byłoby "widziały gały co brały". Co prawda nigdy nie widziałam go pijanego czy zataczającego się, ale to już raczej wyrobiona tolerancja.
Nie wiem czy mi lepiej po napisaniu tego posta, liczę, że tylko czas może tu pomóc.