Hej, chcialabym gdzies wyrzucic wszystko z siebie. Ogolnoe mysle, ze jestem frajerka, nikim, nic nie znacze. Nic mi nie wychodzi. Mam 30 lat. Lecze sie na nerwice, walcze z przeszloscia i ze slabosciami, ale juz nie moge.
Nigdy nie doswiadczylam bezwarunkowej milosci. Nawet ze strony rodziny. Zero wsparcia, tylko wymagania, przemoc, przemoc w szkole. Wyprowadzka okazala sie wybawieniem. Co z tego jak mam tak duzo emocjonalnych brakow, ktorych nie da sie wypelnic. Za soba mam dlugi przemocowy zwiazek. Właściwie powtorzylam sytuacje z domu. Czulam sie po nim zbrukana i wyniszczona. Czesc znajomych sie odsunela, bo przeciez to ja jestem ta gorsza. Kolejne zwiazki dramat, albo robie za plaster, albo za szmatę. Nie wychodza.
Czuje sie gorsza. Mysle, ze naprawde jestem nudna i chyba zasluguje na swoj los.
Jescze jest praca. W ktorej rowniez doswiadczylam dyskryminacji, bo nie jestem zbyt "wesola". To korpo, a ja nie umiem udawac cool osoby. Nie napawam sie soba.
Nie wiem, co juz robic.