Witam, po raz kolejny...
Przejdę od razu do konkretów...może ktoś coś mi napisze, co myśli na ten temat..
Poznałam Pana A..przez neta...w listopadzie..ogólnie nie ciągło mnie do pisania z nim...pisałam, tak od niechcenia..Dodać muszę,że był wtedy w Polsce..i następnego dnia wyjeżdzał do Londynu. wiec wrzuciałam na luz...codziennie do mnie pisal, nawet przysłał mi kartkę na święta..wrócił na święta i dla świętego spokoju spotkałam sie z nim...I buuumm...jak go zobaczyłam kopara mi opadla..motyle w brzuchu...i On poczuł to samo...od tego momentu mamy stały kontakt...wysłał mi bukiet róż, na walentynki kolejny...i pisał ze musimy wieczorem w walentynki sie spotkac. Spotkalismy sić...nie dojechał do domu, a najpierw przyjechał sie zobaczyć ze mną..Wczesniej zadzwonil do mamy, by zadzwonila uprzedzajac ze samolot ma opóżnienie;)
...jednak jest ale...nie potrafiłam być sobą...tak mi zależało, ze straciłam język w buzi...:( nie wiem czy się z nim dogadam:(...
Co Wy myslicie o tej sytuacji??