Mam 27 lat Mój narzeczony ma 30. Jesteśmy ze sobą 8 lat od 7 lat mieszkamy razem .
Rok temu dowiedzieliśmy się ,że narzeczony jest bezpłodny. Podjęliśmy wspólną decyzję o leczeniu. Wszystko było ok. Byliśmy w klinice leczenia bezpłodności Jedynym wyjściem jest in vitro . Narzeczony zamroził plemniki na przyszłość,które udało się wydobyć. Ale na tym się zakończyło.Stroni od dalszego leczenia >
Ostatnio oddaliliśmy się od siebie Przestaliśmy rozmawiać On ucieka z domu . Nie spędzamy razem czasu. Jest w tym duzo mojej winy ponieważ na każda jego propozycje spedzenia razem czas bylam ciagle na nie .Nie dzialo sie to bez przyczyny. Mam fobie o ktorej on doskonale wie,. Starałąm sie jak mogłam ale pewne sytuacje mnie przerastały Ostatnio powiedział ,że coś się u niego wypaliło ,,że wszystko go przerosło Nie wie czy kocha
Powiedział ,że zasługuje na szczęście,którego on nie może mi dać . Uważa ,że nic go nie rusza nie jest o mnie zazdrosny Łatwiej byłoby mu podjąć decyzje gdybym kogoś sobie znalazła. Bo na ta chwile boi się podjąć decyzje której bedzie załował bo moze juz nie byc odwrotu. Nie wiem co mam robic Kocham go nad zycie Nigdy go nie odtąciłam przez jego bezpłodność Byłam przy nim w każdej sytuacji.Nie wiem czy on chce walczyc o nas czy nie bo gdy pytam on mowi ze nie wie .
Ostatnio odezwał sie do mnie dawny znajomy z czasow szkoly Duzo rozmawiamy
Narzeczony mowi ze nie przeszkadza mu to A w kazdej mozliwej sytuacji mi to wypomina
Mowilam mu ze chce walczyc o nas ale sama nie dam rady Nie umiem zyc obok niego wiedzac ze on tego nie chce .Najlepsze w tym wszystkim jest to ze po tych wszystkich slowach zainicjowal sex Po wszystkim zapytalam go co to bylo? skoro nie wie co czuje do mnie to czemu to zrobil Stwierdzil ze to chwila uniesienia pozniej ze cos wiecej
Mowilam mu ze moze psycholog mu pomoze ale on nie chce o tym slyszec
Nie wiem juz co robic i co myslec :-( po 3 tyg od tej sytuacji zaczelismy duzo rozmawiac ale on uwaza ze nic sie nie zmienilo:-( a jak mu powiedzialam ze robi mi nadzieje to stwerdzil ze warto ja miec
Mam 27 lat Mój narzeczony ma 30. Jesteśmy ze sobą 8 lat od 7 lat mieszkamy razem .
Rok temu dowiedzieliśmy się ,że narzeczony jest bezpłodny. Podjęliśmy wspólną decyzję o leczeniu. Wszystko było ok. Byliśmy w klinice leczenia bezpłodności Jedynym wyjściem jest in vitro . Narzeczony zamroził plemniki na przyszłość,które udało się wydobyć. Ale na tym się zakończyło.Stroni od dalszego leczenia >
Ostatnio oddaliliśmy się od siebie Przestaliśmy rozmawiać On ucieka z domu . Nie spędzamy razem czasu. Jest w tym duzo mojej winy ponieważ na każda jego propozycje spedzenia razem czas bylam ciagle na nie .Nie dzialo sie to bez przyczyny. Mam fobie o ktorej on doskonale wie,. Starałąm sie jak mogłam ale pewne sytuacje mnie przerastały Ostatnio powiedział ,że coś się u niego wypaliło ,,że wszystko go przerosło Nie wie czy kocha
Powiedział ,że zasługuje na szczęście,którego on nie może mi dać . Uważa ,że nic go nie rusza nie jest o mnie zazdrosny Łatwiej byłoby mu podjąć decyzje gdybym kogoś sobie znalazła. Bo na ta chwile boi się podjąć decyzje której bedzie załował bo moze juz nie byc odwrotu. Nie wiem co mam robic Kocham go nad zycie Nigdy go nie odtąciłam przez jego bezpłodność Byłam przy nim w każdej sytuacji.Nie wiem czy on chce walczyc o nas czy nie bo gdy pytam on mowi ze nie wie .
Ostatnio odezwał sie do mnie dawny znajomy z czasow szkoly Duzo rozmawiamy
Narzeczony mowi ze nie przeszkadza mu to A w kazdej mozliwej sytuacji mi to wypomina
Mowilam mu ze chce walczyc o nas ale sama nie dam rady Nie umiem zyc obok niego wiedzac ze on tego nie chce .Najlepsze w tym wszystkim jest to ze po tych wszystkich slowach zainicjowal sex Po wszystkim zapytalam go co to bylo? skoro nie wie co czuje do mnie to czemu to zrobil Stwierdzil ze to chwila uniesienia pozniej ze cos wiecej
Mowilam mu ze moze psycholog mu pomoze ale on nie chce o tym slyszec
Nie wiem juz co robic i co myslec :-( po 3 tyg od tej sytuacji zaczelismy duzo rozmawiac ale on uwaza ze nic sie nie zmienilo:-( a jak mu powiedzialam ze robi mi nadzieje to stwerdzil ze warto ja miec
Nie ma co się dalej oszukiwać, tylko przyjąć do wiadomości, że stałaś się dla niego bezpieczną opcją. Jedyne co trzyma go przy bezpiecznej opcji, jest to, że innej opcji na razie nie ma. Inna opcja sprawiłaby, że dwa razy by się nie zastanowił nad zerwaniem, a z braku opcji nachodzi go refleksja, że jeśli zrezygnuje z was to będzie być może żałował. Boi się samotności.
Twoje rozmowy z dawnym znajomym i reakcje jakie wywołuje to w narzeczonym traktujesz jako dobrą monetę, a w rzeczywistości właśnie trwa ustalanie czyja to wina, że związek się rozpadł. Do tego zmierzacie, ale Twój narzeczony nie jest gotowy na to, aby przyjąć na klatę swój udział w rozpadzie związku, nie jest gotowy na podjęcie decyzji, choć chce jej podjęcia. Zrobi więc wiele, żeby obrzydzić Ci związek z nim, ale nie zrobi nic, żeby go po prostu zakończyć. Odpowiedzialność za wszystko zrzuca na Twoje barki, żeby było, że Twoja wina i Twoja decyzja. Ty rozmawiasz z kolegą, Ty podejmujesz być może decyzję o zerwaniu, więc ciężar jakikolwiek spada z jego bark i koleżkom spokojnie może powiedzieć: bo to zła kobieta była i się puściła Przede wszystkim zaś przed sobą może powiedzieć, że nie zawinił i że zrobił co mógł...
Kończy się związek i tylko Tobie zależy na jego utrzymaniu. Jednocześnie na Ciebie zwala odpowiedzialność i decyzję o zakończeniu związku. Rzuca Ci ochłapy w postaci: warto mieć nadzieję, po to, żebyś była bezpieczną opcją, a nie odchodzącą opcją. Nie ma co, fajny narzeczony...
"Powiedział ,że zasługuje na szczęście,którego on nie może mi dać"
Zauważyłam na tym forum, że to chyba standardowy tekst partnera, który chce odejść. Resztę wyczerpująco opisała Klio.
daria787 napisał/a:Mam 27 lat Mój narzeczony ma 30. Jesteśmy ze sobą 8 lat od 7 lat mieszkamy razem .
Rok temu dowiedzieliśmy się ,że narzeczony jest bezpłodny. Podjęliśmy wspólną decyzję o leczeniu. Wszystko było ok. Byliśmy w klinice leczenia bezpłodności Jedynym wyjściem jest in vitro . Narzeczony zamroził plemniki na przyszłość,które udało się wydobyć. Ale na tym się zakończyło.Stroni od dalszego leczenia >
Ostatnio oddaliliśmy się od siebie Przestaliśmy rozmawiać On ucieka z domu . Nie spędzamy razem czasu. Jest w tym duzo mojej winy ponieważ na każda jego propozycje spedzenia razem czas bylam ciagle na nie .Nie dzialo sie to bez przyczyny. Mam fobie o ktorej on doskonale wie,. Starałąm sie jak mogłam ale pewne sytuacje mnie przerastały Ostatnio powiedział ,że coś się u niego wypaliło ,,że wszystko go przerosło Nie wie czy kocha
Powiedział ,że zasługuje na szczęście,którego on nie może mi dać . Uważa ,że nic go nie rusza nie jest o mnie zazdrosny Łatwiej byłoby mu podjąć decyzje gdybym kogoś sobie znalazła. Bo na ta chwile boi się podjąć decyzje której bedzie załował bo moze juz nie byc odwrotu. Nie wiem co mam robic Kocham go nad zycie Nigdy go nie odtąciłam przez jego bezpłodność Byłam przy nim w każdej sytuacji.Nie wiem czy on chce walczyc o nas czy nie bo gdy pytam on mowi ze nie wie .
Ostatnio odezwał sie do mnie dawny znajomy z czasow szkoly Duzo rozmawiamy
Narzeczony mowi ze nie przeszkadza mu to A w kazdej mozliwej sytuacji mi to wypomina
Mowilam mu ze chce walczyc o nas ale sama nie dam rady Nie umiem zyc obok niego wiedzac ze on tego nie chce .Najlepsze w tym wszystkim jest to ze po tych wszystkich slowach zainicjowal sex Po wszystkim zapytalam go co to bylo? skoro nie wie co czuje do mnie to czemu to zrobil Stwierdzil ze to chwila uniesienia pozniej ze cos wiecej
Mowilam mu ze moze psycholog mu pomoze ale on nie chce o tym slyszec
Nie wiem juz co robic i co myslec :-( po 3 tyg od tej sytuacji zaczelismy duzo rozmawiac ale on uwaza ze nic sie nie zmienilo:-( a jak mu powiedzialam ze robi mi nadzieje to stwerdzil ze warto ja miecNie ma co się dalej oszukiwać, tylko przyjąć do wiadomości, że stałaś się dla niego bezpieczną opcją. Jedyne co trzyma go przy bezpiecznej opcji, jest to, że innej opcji na razie nie ma. Inna opcja sprawiłaby, że dwa razy by się nie zastanowił nad zerwaniem, a z braku opcji nachodzi go refleksja, że jeśli zrezygnuje z was to będzie być może żałował. Boi się samotności.
Twoje rozmowy z dawnym znajomym i reakcje jakie wywołuje to w narzeczonym traktujesz jako dobrą monetę, a w rzeczywistości właśnie trwa ustalanie czyja to wina, że związek się rozpadł. Do tego zmierzacie, ale Twój narzeczony nie jest gotowy na to, aby przyjąć na klatę swój udział w rozpadzie związku, nie jest gotowy na podjęcie decyzji, choć chce jej podjęcia. Zrobi więc wiele, żeby obrzydzić Ci związek z nim, ale nie zrobi nic, żeby go po prostu zakończyć. Odpowiedzialność za wszystko zrzuca na Twoje barki, żeby było, że Twoja wina i Twoja decyzja. Ty rozmawiasz z kolegą, Ty podejmujesz być może decyzję o zerwaniu, więc ciężar jakikolwiek spada z jego bark i koleżkom spokojnie może powiedzieć: bo to zła kobieta była i się puściłaPrzede wszystkim zaś przed sobą może powiedzieć, że nie zawinił i że zrobił co mógł...
Kończy się związek i tylko Tobie zależy na jego utrzymaniu. Jednocześnie na Ciebie zwala odpowiedzialność i decyzję o zakończeniu związku. Rzuca Ci ochłapy w postaci: warto mieć nadzieję, po to, żebyś była bezpieczną opcją, a nie odchodzącą opcją. Nie ma co, fajny narzeczony...
Klio, możesz mieć jak najbardziej rację. Dużo na to wskazuje
Myślę sobie tylko jeszcze o tym, czy informacja o bezpłodności narzeczonego autorki nie nacisnęła u niego jakogoś guzika bezwartościowości. Przecież mógł uznać, że jego "wada" dyskwalifikuje go jako partnera i prędzej czy później stanie się ona podstawą jego odrzucenia, więc wyprzedza przewidywany przez niego ruch narzeczonej.
Autorko, na twoim miejscu dążyłaby do poważnej rozmowy z partnerem na temat waszego związku, jak każde z was widzi waszą wspólną przyszłość, czego się obawiacie, czego oczekujecie. Najwyższy czas na taką "konfrontację".
5 2017-10-25 11:28:14 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-10-25 11:32:39)
Ja nie sądzę, by robił to po to, by zerwać zwiazek rękami autorki.
Ale prawdą jest, ze wrzucił jej coś na barki- Ona ma się zmagać z czymś, z czym on powinien- swoja pewnoscia siebie w aspekcie bezpłodnosci, czy niepewnosci, ze pojawił się ktoś na horyzoncie autorki.
Niejasna jest dla mnie sprawa z tą fobią- to coś tak uciązliwego, ze zaburza waszą relację akurat teraz?
Być może sensowna byłaby szczera rozmowa z odkryciem wszystkich kart przez Ciebie- czyli potwierdzenie że go kochasz, nawet jak nie będziecie mieć dzieci- czy tak jest właśnie? A moze jednak sobie tego nie wyobrazasz i zakładasz, że invitro MUSI przynieść dziecko?
A później oddalenie na jakiś czas by poradził sobie z emocjami i został jako stabilny facet lub odszedł by nie mieszać Ci w głowie.
Myślałaś nad opcją, że ma kogoś innego, ale nie chce Cię zranić, więc wybrał sprytną opcję(jak moja przedmówczyni określia) obrzydzenia Ci związku z nim, żebyś to Ty podjęła decyzję?
Ostatnio powiedział ,że coś się u niego wypaliło ,,że wszystko go przerosło Nie wie czy kocha
Powiedział ,że zasługuje na szczęście,którego on nie może mi dać . Uważa ,że nic go nie rusza nie jest o mnie zazdrosny Łatwiej byłoby mu podjąć decyzje gdybym kogoś sobie znalazła.
Nie chcę Cię dobijać, ale to jest standardowa formułka, gdy jeden z partnerów chce się wymiksować, bo już kogoś sobie znalazł.
Oczywiście nie ma nic gorszego jak życie z poczuciem winy i odpowiedzialności za rozstanie z powodu własnej zdrady czy romansu,
nie mówiąc już nawet jak o tym fakcie poinformować partnera, dlatego w takich sytuacjach próbuje się to zrzucić na drugą osobę
pół żartem pół serio albo i całkiem poważnie proponując "znalezienie sobie kogoś" lub wyszukując w czeluściach pamięci zdarzenia,
o których już nawet historia nie pamięta, ale mogą posłużyć za argument tłumaczący zanik uczucia i w konsekwencji chęć odejścia.
Każdy zdradzacz prędzej czy później będzie próbował wejść w rolę ofiary. Ci sprytniejsi jeszcze zanim wszystko się wyda.
Niekiedy są to wygórowane oczekiwania względem partnera, niekiedy symulowanie jakiejś choroby np. depresji czy innych,
niekiedy prowokowanie spięć i kłótni, niekiedy bycie zwyczajnym chu*em i sku*wysynem, a niekiedy jeszcze co innego.
Klasyka gatunku, to "uczucie się wypaliło" albo właśnie "zasługujesz na kogoś lepszego" i żebyś go sobie znalazła.
daria787 napisał/a:Ostatnio powiedział ,że coś się u niego wypaliło ,,że wszystko go przerosło Nie wie czy kocha
Powiedział ,że zasługuje na szczęście,którego on nie może mi dać . Uważa ,że nic go nie rusza nie jest o mnie zazdrosny Łatwiej byłoby mu podjąć decyzje gdybym kogoś sobie znalazła.Nie chcę Cię dobijać, ale to jest standardowa formułka, gdy jeden z partnerów chce się wymiksować, bo już kogoś sobie znalazł.
Oczywiście nie ma nic gorszego jak życie z poczuciem winy i odpowiedzialności za rozstanie z powodu własnej zdrady czy romansu,
nie mówiąc już nawet jak o tym fakcie poinformować partnera, dlatego w takich sytuacjach próbuje się to zrzucić na drugą osobę
pół żartem pół serio albo i całkiem poważnie proponując "znalezienie sobie kogoś" lub wyszukując w czeluściach pamięci zdarzenia,
o których już nawet historia nie pamięta, ale mogą posłużyć za argument tłumaczący zanik uczucia i w konsekwencji chęć odejścia.
Każdy zdradzacz prędzej czy później będzie próbował wejść w rolę ofiary. Ci sprytniejsi jeszcze zanim wszystko się wyda.
Niekiedy są to wygórowane oczekiwania względem partnera, niekiedy symulowanie jakiejś choroby np. depresji czy innych,
niekiedy prowokowanie spięć i kłótni, niekiedy bycie zwyczajnym chu*em i sku*wysynem, a niekiedy jeszcze co innego.
Klasyka gatunku, to "uczucie się wypaliło" albo właśnie "zasługujesz na kogoś lepszego" i żebyś go sobie znalazła.
Często masz rację Anderstud, ale mógłbyś też dopuścić do siebie myśl, ze czasem ludzie chcą się wymiksować z układu z innego powodu niż to, że sobie kogoś znaleźli..
I warto znaleźć przyczynę, a nie tylko skutek.
Szkoda, że nikt nie pomyślał o tym facecie, co on musi czuć, a grono szanownych pań już go oceniło. Jakbym ja dowiedział się, że jestem niepłodny, to by mi się chyba świat zawalił. Już nie wspomnę o tym, że w świetle kościoła ślubu nigdy nie dostanie, a nawet jak to ukryją, to Autorka postu będzie mogła zawsze to małżeństwo unieważnić. In vitro. Spoko, jestem jak najbardziej za, ale spójrzcie też, co się dzieje w naszym kochanym kraju, jeżeli idzie o tą metodę. To wszystko może przytłoczyć, mnie by przytłoczyło. I tak, chyba zrobiłbym wszystko, żeby narzeczona mnie w tym momencie zostawiła. Co z tego, że go kochasz? Do końca życia będzie istniała ta niepłodność w Waszej świadomości. A jak nie daj Boże pojawi się kryzys w małżeństwie, to już w ogóle widzę to wypominanie...
Często masz rację Anderstud, ale mógłbyś też dopuścić do siebie myśl, ze czasem ludzie chcą się wymiksować z układu z innego powodu
Ależ dopuszczam, tylko jeśli takie powody istnieją, to się o nich mówi wprost, a nie cuduje i wymyśla, żeby sobie znalazła innego, bo jemu się wypaliło.
Co to za powód jest. Po tylu latach w każdym jednym związku coś się wypala, wtedy się siada i o tym gada, szukając rozwiązania problemu,
a nie "zasługujesz na kogoś lepszego" cześć pa i do widzenia. 7-8 rok związku, to jest podręcznikowy czas, kiedy pojawia się jakiś kryzys
i zwykle tak się dzieje, że wtedy przychodzą ludziom do łbów różne dziwne pomysły, niestety bardzo często jest to np. tylko kochanka na boku,
a kiedy indziej romans, zakochanie, motylki i cała reszta tych bzdur, dla których ludzie zostawiają rodziny, a co dopiero "jakąś tam" narzeczoną.
Ja wiem że na tym forum panuje ogólna tendencja do komplikowania prostych spraw i doszukiwania się drugiego dna w banalnych historyjkach,
ale jak uczy historia oraz tysiące wątków praktycznie w kółko o tym samym - kiedy nie wiadomo o co chodzi, to najczęściej chodzi o boczniaka.
Ile czytaliście tematów, gdzie ludzie po iluś tam latach się rozchodzą nie podając żadnej konkretnej przyczyny i na koniec nie pojawia się nagle,
wyskakując jak królik z kapelusza nowy obiekt westchnień obecnego czy już byłego partnera, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to,
że ta znajomość trwa znacznie dłużej niż mogłoby się wydawać? Ja takiego wątku nie pamiętam. Zawsze gdzieś w tle majaczy tajemnicza postać,
której obecność w mniejszym lub większym stopniu przyspiesza podjęcie decyzji o odejściu, a niekiedy jest głównym i jedynym motywem
w całej masie nieistotnych dupereli, którymi zazwyczaj jest zasypywana osoba porzucana, żeby lepiej się poczuła i nie cierpiała za bardzo.
Tutaj takim wątkiem pobocznym jest bezpłodność faceta. Przez jakiś tam czas nie wydawał się szczególnie przejęty, aż tu nagle bach i odchodzi.
Bo się wypalił. Jak dla mnie mocno to wszystko naciągane.
Dziękuje wan za liczne odp Ja już sie pogubiłam Bo on mówi o rozstaniu a za chwilę mówi ,że MY coś zrobimy za msc np zawiezie mnie tu i tam Mowie mu o wyprowadzce on mi rzuca ze da mi kase i nie zostawi mnie samej Za chwile ,że jak chce zostać to ok, ze w sobote pójdziemy na impreze WTF o co chodzi .
Z jedej strony mnie nie chce a zdrugiej chce Mówi , że podczas sexu "coś" poczuł , ze go podniecam Dla niego dalej jestesmy w zwiazku
W takiej sytuacji warto zatem spróbować wszystkiego, tak aby wyjść nieco z lasu domysłów i pomysłów. Spr. czy Anderstud się nie myli. Jeżeli tu nic nie ma, to spróbuj jeszcze rady Summerki. Jeżeli i tu nic nie wskórasz to patrz na mój pierwszy post tutaj.
Dziękuje wan za liczne odp Ja już sie pogubiłam Bo on mówi o rozstaniu a za chwilę mówi ,że MY coś zrobimy za msc np zawiezie mnie tu i tam Mowie mu o wyprowadzce on mi rzuca ze da mi kase i nie zostawi mnie samej Za chwile ,że jak chce zostać to ok, ze w sobote pójdziemy na impreze WTF o co chodzi .
Z jedej strony mnie nie chce a zdrugiej chce Mówi , że podczas sexu "coś" poczuł , ze go podniecam Dla niego dalej jestesmy w zwiazku
Dlaczego ciągleeeeee patrzysz na to co On mówi. Spójrz na Siebie! Co chcesz? Być z Nim, czy nie. Zaufaj mi w takich sytuacjach jeśli nie będziesz wiedziałą czego Ty chcesz dasz się wykorzystać - o ile teraz tak nie jest.
Proste: chcesz być z Nim - pogadaj i ustal warunki. Nie chcesz być z Nim - odejdź.
Ja go kocham nad życie i nie wyobrażam sobie życia bez niego Ciężko mi go zrozumieć bo jest straszny bałagan w tym co on mówi Stwierdził ,że chce żebym się wyprowadziła ale nie zabierała wszystkich swoich rzeczy ,że potrzebuje spokoju Nie czuje tego co ja i się nie zmusi ,że to siedzi w jego głowie . Ale czy na prawde przez takie pierdoły przestaje się kochać? Zabrakło rozmów Spędzenia czasu inaczej niż w domu Ja mu mowie ,że tego chce ale on mowi ,że on juz nie Czy jakby na prawde mnie nie kochał to byłabym z nim w tym miejscu co teraz? Czy chciałby jeszcze się ze mną kochc gdybym byla mu tak obojętna?
Ja go kocham nad życie i nie wyobrażam sobie życia bez niego Ciężko mi go zrozumieć bo jest straszny bałagan w tym co on mówi Stwierdził ,że chce żebym się wyprowadziła ale nie zabierała wszystkich swoich rzeczy ,że potrzebuje spokoju Nie czuje tego co ja i się nie zmusi ,że to siedzi w jego głowie . Ale czy na prawde przez takie pierdoły przestaje się kochać? Zabrakło rozmów Spędzenia czasu inaczej niż w domu Ja mu mowie ,że tego chce ale on mowi ,że on juz nie Czy jakby na prawde mnie nie kochał to byłabym z nim w tym miejscu co teraz? Czy chciałby jeszcze się ze mną kochc gdybym byla mu tak obojętna?
„Wyprowadź się, ale nie zabieraj wszystkiego”... Co jeśli miałoby się okazać, że samotność go przyciśnie i nie znajdzie sobie kogoś nowego w odpowiednio krótkim czasie? Łaskawca Tak się traktuje bezpieczne opcje. Najczęściej bezpieczne opcje „kochają nad życie” i godzą się z faktem bycia opcją, byleby jakąś opcją być dla kogoś. Daria otrząśnij się i nie zgadzaj się na wciśnięcie Cię w ramy bezpiecznej opcji. Godząc się tworzysz dla niego komfort, którego jednocześnie pozbawiasz siebie. On teraz odpłynął w kierunku rozstania, ale potrzebuje miękkiego lądowania w tym rozstaniu. Ty traktujesz to jako znaki, że jemu zależy jeszcze i chwytasz się nadziei, a tymczasem to wszystko jest tylko jego wygodnictwem. Oczywiście, że chciałby się z tobą kochać, jednocześnie nie chcąc już z Tobą być. Ma popęd, naturalne potrzeby. O wiele przyjemniej jest zaspokoić je z Tobą i szukać kogoś nowego w tym samym czasie niż skazywać się na Rąsię Rączkowską. On już nie ma Ci nic do zaoferowania, a Ty chcesz dać 100%... To już jest koniec i dla własnego dobra nie przeciągaj tego i nie łódź się.
"Czy chciałby jeszcze się ze mną kochc gdybym byla mu tak obojętna?"
TAK.
On cię teraz już tylko bzyka. Już bez miłości. Nie wierzę, że tego nie czujesz?
To co on robi jest eweidentną próbą zrzucenia na ciebie odpowiedzialności za rozstanie.
On cię wypycha z tego związku, tak, żebyś to ty powiedziała "wiesz co, to dalej nie ma sensu, mam dość, odchodzę" i dzięki temu będzie miał czyste sumienie, że niby cię nie skrzywdził.
Miałam takiego jednego w swojej historii, mówił dokładnie to co twój
nie wierze to nie jest on to nie w jego stylu Inne zwiazki konczył od razu bez zająknięcia :-(
18 2017-10-28 12:17:32 Ostatnio edytowany przez sosenek (2017-10-28 12:18:16)
więc pora przejrzeć na oczy.
jesteście razem 8 lat. to, że 9 lat temu (będąc gówniakiem- 21 lat) potrafił powiedzieć jakiejś swojej randomowej ex "wiesz maleńka, to jednak nie to, żegnaj" to nie oznacza, że 9 lat później, będzie mu równie prosto zakończyć 8letni związek, ludzie się zmieniają.
Nie patrz na to czy ktos Ci mowi kocha czy nie kocha bo dla wielu to slowa jest tylko zwyklym slowem. Ile tutaj bylo postow ze jeszcze tydzien temu mowil ze kocha a dzis odszedl bez slowa. Do dupy bym nakopal takim baranom i babskom bez serca. Po cholera bylo sie pakowac w zwiazek skoro byla to tylko dla nich rozrywka. A ty sama podejmij decyzje ale zycie na niepewnym gruncie to nie zycie.
nie wierze to nie jest on to nie w jego stylu Inne zwiazki konczył od razu bez zająknięcia :-(
Moze dlatego ze jak narazie jestes jedyna a jak nowa sie pokaze to idziesz do kosza.
Po cholera bylo sie pakowac w zwiazek skoro byla to tylko dla nich rozrywka.
No wiesz, chyba trzeba wejść w związek by się przekonać czy to ten na całe życie, czy może jednak wam nie po drodze razem?
Każdy ma prawo odejść. Nikt nie jest czyjąś własnością i nigdy nie można być kogoś w 100% pewnym (nawet siebie samego).
Kwestia tego, żeby odejść z klasą (to nie oznacza, że bez bólu).
Niestety partner autorki widocznie nie potrafi, albo nie chce tego zakończyć godnie.
Szary80 napisał/a:Po cholera bylo sie pakowac w zwiazek skoro byla to tylko dla nich rozrywka.
No wiesz, chyba trzeba wejść w związek by się przekonać czy to ten na całe życie, czy może jednak wam nie po drodze razem?
Każdy ma prawo odejść. Nikt nie jest czyjąś własnością i nigdy nie można być kogoś w 100% pewnym (nawet siebie samego).
Kwestia tego, żeby odejść z klasą (to nie oznacza, że bez bólu).
Niestety partner autorki widocznie nie potrafi, albo nie chce tego zakończyć godnie.
Dla mnie zwiazek po ponad roku to cos waznego. Rozumiem pare miesiecy kiedy ludzie sie docieraja. Skoro ktos komus mowi ze go kocha to niech jest tego pewny a nie tydzien pozniej ucieka z podkulonym ogonem.
Dla mnie zwiazek po ponad roku to cos waznego. Rozumiem pare miesiecy kiedy ludzie sie docieraja. Skoro ktos komus mowi ze go kocha to niech jest tego pewny a nie tydzien pozniej ucieka z podkulonym ogonem.
jasne, nie powinno się kogoś okłamywać. ale nie bądźmy naiwni, everybody lies.
tym bardziej miłość nie znika z dnia na dzień, czasem ludzie powoli się odkochują, ale nie zrywają bo liczą, że uczucie wróci po kryzysie. i słusznie, czasem wraca.
nie idealizuj tak miłości i związków, często to wcale nie jak Disney gdzie historia miłości bohaterów jest piękna i szlachetna.
Szary80 napisał/a:Dla mnie zwiazek po ponad roku to cos waznego. Rozumiem pare miesiecy kiedy ludzie sie docieraja. Skoro ktos komus mowi ze go kocha to niech jest tego pewny a nie tydzien pozniej ucieka z podkulonym ogonem.
jasne, nie powinno się kogoś okłamywać. ale nie bądźmy naiwni, everybody lies.
tym bardziej miłość nie znika z dnia na dzień, czasem ludzie powoli się odkochują, ale nie zrywają bo liczą, że uczucie wróci po kryzysie. i słusznie, czasem wraca.
nie idealizuj tak miłości i związków, często to wcale nie jak Disney gdzie historia miłości bohaterów jest piękna i szlachetna.
Od jakiegoś czasu tez to zaczynam rozumiec.
W okresie zmagania się z bezpłodnością mogą pojawiać się myśli ucieczkowe i próby zaprzeczenia smutkowi czy rozczarowaniu.
Możliwe, że mówiąc Ci, że zasługujesz na szczęście, którego on nie może mi dać, miał na myśli swoją bezwartościowość, jako mężczyzny. Wie, bowiem, że pewne oczekiwania, wobec niego są zwyczajnie niemożliwe do osiągnięcia.
Każdy przeżywa taką wiadomość na swój sposób. W przypadku mężczyzny - często podważa jego poczucie męskości.
Twój narzeczony powinien wiedzieć, że jesteś z nim i przy nim, bez względu na wszystko, a wasz związek, choć przeżywa teraz kryzys, jest mocny i stabilny.