Nie wiem od czego zacząć. Generalnie zawsze byłam przeciwna publicznemu praniu brudów, wyżalaniu się na forach i proszeniu o rady (szczególnie te dotyczące związków) obcych ludzi, ale tym razem chyba jednak potrzebuję zewnętrznego spojrzenia na sprawę, takiej chłodnej oceny od zupełnie obcej osoby. Nie chciałabym mieszać w to znajomych bo po pierwsze tak naprawdę do nikogo nie mam aż takiego zaufania, żeby o wszystkim jawnie powiedzieć a po drugie zwyczajnie się wstydzę i jest mi trochę głupio. Dlatego chciałabym to zrobić anonimowo, gdzie nikt nie powiąże tych zwierzeń z moją osobą.
Wydaje mi się, że do zrozumienia moich problemów trzeba by mieć wgląd w moją historię na przestrzeni co najmniej ostatniego roku. Wiele rzeczy się ze sobą wiążę, stare sprawy powracają a rany zamiast się goić są nieustannie rozdrapywane.
Zacznę od tego, że mam 25 lat i od ponad roku jestem w skomplikowanym związku z 19-latkiem. Dlaczego skomplikowanym? Cóż, jest to związek na odległość czy jak nieraz wypomina mi mój luby - "internetowy". Nie chcę wnikać w szczegóły, dlaczego tak się stało, ale tak jest praktycznie od roku. Doprowadził do tego splot pewnych zdarzeń o których nie chcę teraz mówić. Niech będzie, że to moja wina. Nawet jeśli niektóre rzeczy były niezależne ode mnie, to mój ukochany jest tutaj kompletnie niewinny. Nie chcę dalej rozgrzebywać tego tematu. Proszę też nie pytać mnie i nie oceniać dlaczego związałam się z młodszym. Nie o tym jest ten wątek.
Poznaliśmy się bliżej w zeszłym roku przez Internet, gdy był w klasie maturalnej (zaczynał szkołę rok wcześniej). W sumie niby znaliśmy się wcześniej, ale dopiero na przełomie marca/kwietnia 2016 zaczęliśmy ze sobą prywatnie korespondować. To on się do mnie odezwał. To były długie i pasjonujące rozmowy. Od zawsze ceniłam go ze względu na jego hobby i tego jak się do niego przykłada (chociaż miał problemy ze systematycznością), ale wtedy dodatkowo zaimponował mi swoimi zainteresowania, pasjami, ambicjami i osiągnięciami (stosownymi do wieku, rzecz jasna - np. wygrane w konkursach fizycznych). Mieliśmy też praktycznie takie same poglądy na życie. Był bardzo dojrzały jak na swój wiek. Taki umysł ścisły, z którym swobodnie mogłam porozmawiać o poglądach, nauce i po części polityce mimo różnicy wieku. Można nawet powiedzieć, że bałam się, że za kilka lat nie dotrzymam mu kroku. Prawdę mówiąc, obecnie trochę brakuje mi tych rozmów, bo odeszły one trochę w odstawkę, ale tutaj ciężko jednoznacznie wskazać winnego, więc zostawmy to. W każdym razie on miał wtedy dziewczynę, trzecią swoją stałą partnerkę, z którą sypiał (o "niestałych" może wspomnę później). Nazwijmy ją Asia (nie chcę zdradzać prawdziwych imion). Swoje życie seksualne zaczął wcześniej, w wieku 15 lat, ale mi to nie przeszkadzało, może wręcz w jakimś stopniu imponowało, że jest tak doświadczony i otwarty tutaj na różne sprawy (ostrzejszy seks, pieszczoty w miejscach publicznych). Żalił się jednak, że z obecną partnerką mu się nie układa na tym polu. On się starał, zawsze doprowadzał ją do orgazmu nawet minetką a ona często nie chciała mu się odwdzięczać. Niby się bała, że zostaną nakryci (wiadomo, wtedy nie mieli za bardzo warunków i robili to po kryjomu), ale z drugiej strony sama nie miała nic przeciwko pieszczotom w swoją stronę. Zaczął czuć, że to nie jest to... W pewnym momencie wyznał mi, że nie wie co w niej widział. Kochał ją, ale jako przyjaciółkę a nie pożądał jej. Nie chciał się z nią rozstawać do czasu matur, bo mogłaby się załamać i zawalić je. Bardzo pomagał jej w matematyce i w sumie doprowadził do tego, że cudem udało się jej zdać podstawę. Cała jej rodzina była mu wdzięczna (nie wiedzieli, że oni są a w zasadzie byli razem). W tym czasie nasz kontakt się pogłębiał, szczególnie w rozmowach po alkoholu dochodziło do bardzo prywatnych i intymnych zwierzeń oraz rozmów o życiu. Wydawało mi się, że jesteśmy ze sobą blisko i nawet kilka razy prawie przekroczyliśmy koleżeńską barierę, ale ostatecznie się powstrzymywaliśmy. Poza tym, on jeszcze sypiał ze swoją dziewczyną. Jak później go spytałam, sam nie wiedział dlaczego... Faktycznie jednak rozstał się z nią w maju. Myślałam, że to moja szansa. Głupio mi przyznać, ale można powiedzieć, że czekałam na ten moment. I tu zaczyna się pierwszy zgrzyt...
W drugiej połowie maja wybrał się z przyjaciółkami do klubu. Oficjalnie nie byliśmy jeszcze razem, ale myślałam, że nasze dwuznaczne rozmowy coś znaczą. Tymczasem on z jedną dziewczyną urządził sobie siedzenie na kolanka i pocieszanie jej, z inną zaś pocałował się w usta. Niby to jego przyjaciółka rzuciła hasło i powiedziała, że mają się pocałować a on traktował to jakby to jakby to była zwykła codzienna czynność, ale troszkę serduszko mnie zabolało, bo wydawało mi się, że po tych kilku miesiącach bardzo intymnych rozmów jednak coś więcej dla niego znaczę. On zauważył, że mnie skrzywdził i miał "lekkie wyrzuty sumienia" (dosłowny cytat). Zapewniał mnie też, że do niczego więcej nie doszło i nie muszę być zazdrosna. W każdym razie zrozumiał, że między nami to już nie tylko niewinny flirt a obydwoje się w to angażujemy. Jak mówię, nie mogę go za to winić, bo oficjalnie nie byliśmy jeszcze razem... Paradoksalnie, po tym zdarzeniu można mówić o początkach naszego związku. Wszystko jednak odbywało się dosyć powoli. Jeszcze w lipcu i sierpniu słyszałam, że nie wie czy mnie kocha bo on jest ostrożny z takimi deklaracjami. Pierwszy raz taką właściwą deklarację miłości usłyszałam pod koniec września i chociaż na początku października raz wkradło się do niej słówko "chyba" to później już był całkowicie pewny swoich słów. Ale to nie tak, że przez ten cały okres nie było czułości. Po prostu musiałam trochę na takie wyznanie poczekać.
I pewnie dzisiaj byłoby wszystko super... gdyby nie to, że popełniłam szereg błędów za które teraz obydwoje cierpimy. Jak wspomniałam już wcześniej, to praktycznie z mojej winy, przez moje porażki i zaniedbania, jesteśmy teraz w związku na odległość. Ta rozłąka niestety bardzo daje się we znaki.
W tym czasie mniej więcej, czyli na początku jego studiów, poznał on na Badoo (taki serwis randkowy) pewną dziewczynę (Olgę) która studiowała inny kierunek na politechnice. Ta znajomość szybko przeniosła się na FB a później doszło między nimi do spotkania. Trochę zabolało mnie, że nie powiedział mi o tym od razu tylko sama do tego doszłam, szperając trochę. Jeszcze to zdziwienie, skąd o tym wiem. Poza tym, aż do stycznia tego roku na tamtym portalu występował jako singiel "poszukujący bratniej duszy z którą mógłby założyć rodzinę" (zmienił to gdy powiedziałam, że jest mi z tego powodu trochę przykro). Ostatecznie jednak z tamtą Olgą do niczego wtedy nie doszło poza kilkoma spotkaniami (podobno pomagała odnaleźć się mu w nowym mieście gdy ja nie byłam w stanie), które się urwały gdy powiedziałam wprost, że czuję się przez nią zagrożona.
Nie powiedziałam jeszcze o jednej, dosyć istotnej rzeczy. Mój luby zamieszkał w nowym mieście ze swoją byłą... Tak, wynajęli tam razem mieszkanie na studia. Jakkolwiek jednak dziwnie to brzmi, obecnie nie czuję się przez nią zagrożona. Wiem, że traktuje ją wyłącznie jako przyjaciółkę i nie jest nią zainteresowany pod względem romantycznym czy seksualnym. Na początku jednak nie było mi tak łatwo... On jest osobą która bardzo lubi się tulić i okazywać drobne czułości również wobec przyjaciół. Nie ukrywam, że ciężko było mi to zaakceptować gdy dowiadywałam się, że oglądają sobie razem filmy pod kołderką, tulą się, czy zasypiają wtuleni w siebie. Dochodziły do tego inne sytuacje, jak np. klepanie się po pupie i jakoś nie przemawiało do mnie, że to tylko "po przyjacielsku". Teraz jednak wiem, że on nie jest nią zainteresowany ani pod względem związku ani czysto seksualnym. Nie czuję się już przez nią zagrożona, więc przynajmniej tutaj jestem spokojna.
Przez kolejne miesiące było w miarę ok, pomijając oczywiste trudy związku na odległość. Później jednak zaczęły pojawiać się rzeczy, które nieraz ciężko mi było przełknąć. Zacznę jednak od małego incydentu w styczniu, kiedy to koleżanka (Patrycja) w jego urodziny opublikowała na jego tablicy na FB widoczne tylko dla znajomych zdjęcie... które przedstawiało mojego lubego po wyjściu z wanny, owiniętego wyłącznie ręcznikiem. Nie ukrywam, że to mnie troszkę ukuło w serduszko i doprowadziło do sprzeczki między nami, gdyż myślałam, że takie materiały są zarezerwowane wyłącznie dla nas (tak, wysyłaliśmy sobie nawzajem tzw. nudeski). Tłumaczył się, że to tylko dla beki, ale komentarze pod zdjęciem wydawały się temu przeczyć (on do niej: "Myślałem, że nudeski zachowasz tylko dla siebie :/", ona: "Tylko tę fajniejszą część ;)"). Przypominam również, że wtedy na Badoo miał jeszcze status singla, chociaż nie wiem czy ona o tym wiedziała. Ostatecznie jednak przyjęłam jego wyjaśnienia, gdyż koniec końców nie było tam stricte nagości a ona zarzekał się, że po prostu przy tej koleżance ma taki gimnazjalny humor. Zresztą pokazał mi, że wymieniali się już wcześniej podobnymi materiałami, atencyjnymi fotkami okraszonymi jakimś prowokacyjnym komentarzem (np. "zgwałcę Cię przy najbliższej okazji" a ona w odpowiedzi - "ciągnij mnie za włosy <3"). Nie powiem, że to mi się do końca podobało, ale ostatecznie odpuściłam ten temat.
Powinnam w tym miejscu wspomnieć, że tę koleżankę poznałam w sumie wcześniej niż lubego. Pod koniec lipca 2015 dołączyłam do jej nieistniejącej już grupki na fb. Ona posiada praktycznie takie samo hobby co on. Nie chciałabym za wiele zdradzać, ale powiem, że to dosyć zamknięta społeczność. Próbowałam z nią nawiązać trochę bliższą znajomość, ale nigdy nic z tego nie wyszło. Od lubego słyszałam, że ona miała jakieś niemiłe przeżycia i generalnie odcina się od osób spoza tego środowiska. Może coś w tym jest... Chociaż z drugiej strony sama zaprzyjaźniłam się z dwoma innymi dziewczynami, które również się tym zajmują aczkolwiek nie są one powiązane konkretnie z tamtą grupką (chociaż na pewno się kojarzą).
Naprawdę drażliwe dla mnie sytuacje zaczęły się jednak później. Może z początku nie było to nic wielkiego, ale mimo wszystko za każdym razem troszkę mnie to kuło w serduszko. Bodajże w marcu mój chłopak zaczął chodzić na takie studenckie domówki, gdzie wkrótce uformowała się bliższa grupka kolegów i koleżanek. Nie miałam nic przeciwko, tym bardziej, że sama nie mogłam niestety tak dotrzymywać mu towarzystwa. W każdym razie w pewnym momencie zaczęli często grywać w alkoholowy wariant "ja nigdy nie...". Polegało to na tym, że wszyscy po kolei wypowiadają to zdanie kończąc je jakimś wyznaniem a potem osoby które jednak tego doświadczyły (może to dotyczyć także tej rzucającej hasło) biorą shota. Problem w tym, że upodobali sobie wyznania o seksie lub z tym związane. Nie chcę wyjść na zołzę i naprawdę się tego nie czepiałam, ale chciałam chociaż wiedzieć, jakie tematy się przewijały i do czego przyznał się mój luby. No a tu niestety pojawił się problem, bo on nie był skory do takich rozmów. Próbował tłumaczyć się prywatnością innych, że to ich sprawy (chociaż wcale nie pytałam o ich odpowiedzi - zresztą, nawet nie znałam tych osób) i powiedział, że jak chcę wiedzieć to niech sama do nich przyjadę (co było wtedy niemożliwe). Gdy w końcu godził się o tym rozmawiać (takich sytuacji było kilka) to często niewiele już pamiętał. Udało mi się jednak wyciągnąć z niego, że przyznał się do wielokrotnego seksu bez zobowiązań na jedną noc, trójkąta z dwoma dziewczynami, zdrady (później wyjaśnię - chodziło o byłą, ze swoją przyjaciółką od trójkąta, ale podczas tej alkoholowej zabawy nie wyjawił żadnych szczegółów, nawet tego, że tyczyło się to byłej), całowania osoby tej samej płci czy oralnego z facetem. Tak, miał taki incydent, a w zasadzie dwa a do tego kilkanaście razy całował się z różnymi kolesiami (głównie na dyskotekach, po alkoholu), zaś w pierwszej gimnazjum nawet miał chłopaka (wynikły z tego później problemy z rodzicami gdy się o tym dowiedzieli). Ja naprawdę nie czepiałam się jego przeszłości, akceptowałam ją, ale było mi troszkę nie w smak, że zaczął się nią chwalić na prawo i lewo. Gdy mi o tym wcześniej opowiadał, był bardzo skryty, wyciągałam to z niego dosłownie miesiącami a on zarzekał się wtedy, że dotychczas wiedzieli o tym tylko jego najbliżsi przyjaciele z dzieciństwa. Podczas tych domówek miałam jednak wrażenie, jakby zupełnie nie przejmował się tym, że obnaża się przed grupą osób, których do końca nie zna. Ba, podobno to on sam rzucił to hasło o lodziku bo był ciekaw które koleżanki robiły dobrze facetom. Miałam też wrażenie, że niektórymi rzeczami wręcz się chwalił i były one dla niego powodem do dumy chociaż przy mnie wcześniej twierdził, że ich żałuje i źle wspomina (seks bez zobowiązań/trójkąt). Zaczęłam wątpić w jego twierdzenia, że w głębi duszy jest wielkim monogamistą i zawsze chciał się kochać tylko z jedną osobą (dosłownie tak mi wcześniej powtarzał). Nie podobało mi się też do końca o tym, że mówił o rzeczach które dotyczyły pośrednio mnie, np. chęci spróbowania seksu analnego (jego znajomi wiedzieli już wtedy, że jest ze mną). Chociaż było mi trochę przykro to nie krytykowałam go jednak, tylko sugerowałam, żeby bardziej uważał na to co komu mówi. On stwierdził, że nie przejmuje się plotkami, nie myśląc o tym, że mnie również mogą boleć rzeczy które ludzie mówią na jego temat. Pod koniec maja przyznał się nawet, że ktoś z jego "zaufanej grupki" zaczął rozpowiadać, że on sypia z jedną dziewczyną (czy raczej, że ruchał się z nią jednej nocy) i oczywiście nie miał na myśli mnie. Niech będzie, że jej imię to Ewelina. Luby opowiadał to jakby to była jakaś zabawna historia, chociaż mnie do śmiechu wcale nie było. To była jego przyjaciółka z którą uczył się razem matematyki, czasami zarywając noce (to wtedy rzekomo miało do tego dojść). Nie minęły dosłownie dwa dni a późnym wieczorem (po 22) dostałam maila z zapytaniem co by było, gdyby został na noc u koleżanki. Praktycznie od razu jak to przeczytałam zapytałam co się dzieje, czując niepokój. Chodziło oczywiście o Ewelinę. Przyznał się, że przyszedł mu przez głowę seks z nią bo czuje się samotny, brakuje mu czułości i trochę wypił. W dodatku nieco wcześniej kilka razy fantazjował o kimś innym (w tym wspomnianej wcześniej Oldze... i koledze, którego ledwie wtedy znał). Wracając jednak do Eweliny, myślał o oralnym w obydwie strony i penetracji, z wytryskiem na brzuch i do środka (naprawdę długo musiałam wyciągać od niego ten opis). Zapewniał mnie jednak, że wszystko jest ok... po czym po chwili totalnie zbił mnie pytaniem "co gdybym dzisiaj... wiesz?". Ostatecznie do niczego wtedy nie doszło, ale on wcale nie zamierzał rezygnować z jej towarzystwa. Włóczył się z nią po mieście dalej pijąc alkohol i kontaktując się ze mną przez messengera, nie widząc w tym oczywiście nic złego, gdy ja dosłownie umierałam zapłakana sama w domu czekając aż odpisze. W końcu po moich błaganiach wysłał mi zdjęcie, gdzie siedział u siebie na łóżku w samych bokserkach. Ona oczywiście też była u niego w mieszkaniu i "gadali trochę o seksie", "tak dosyć otwarcie", ale nie chciał nic więcej powiedzieć, bo to w końcu "prywatne sprawy". Powtarzał tylko, że w ogóle nie powinnam się przejmować. Był wtedy już po 4 piwach. Mój koszmar trwał prawie do 4 w nocy, kiedy w końcu ona opuściła jego mieszkanie. Później, gdy trochę wytrzeźwiał, stwierdził, faktycznie mogę być na niego zła i przeprasza za to... w jednym zdaniu. Koło południa zasugerował zaś, że może powinniśmy trochę odpocząć od siebie...
Gdy kilka dni później spytałam, dlaczego właśnie ona (Ewelina) to usłyszałam, że jest niezdolna do związków na dłuższą metę i przynajmniej nie zaczęłaby o niczym myśleć. Podobno faceci sami wskakują jej do łóżka, ale ona nie jest taka, żeby się tym przechwalać. Nie powiem, żeby to mnie uspokoiło. Na dokładkę, na początku czerwca "pochwalił" mi się, że za jej na mową założył konto na Tinderze i rywalizują ze sobą kto zgarnie więcej matchów, jednak mam się tym nie przejmować (Później jeszcze pokazywał mi screenshoty mające dowodzić tego, że dla niego to tylko głupia zabawa, np. pisał do dziewczyn, że szuka kogoś na "ostre ruchanie". Do mnie zupełnie nie przemawia taki humor. Mówiłam już, że w Prima Aprilis mój luby wpadł na pomysł, żeby oznajmić mi, że zdradził mnie z jakąś kobietą? Oczywiście to też była wyrafinowana forma żartu...). Kolejnego dnia usłyszałam, że nie ma dnia aby nie rozważał bycia z kimś innym albo chociaż przygody na jeden raz, ale ostatecznie zostaje przy mnie. W końcu, gdy pewnego dnia wróciliśmy do rozmowy o tym co się wydarzyło pod koniec maja to przyznał, że nawet gdyby spróbował z Eweliną, to "byłoby ok" (to dokładnie jego słowa!), bo mimo, że ona lubi zdobywać mężczyzn to nie jest głupia i szanuje facetów a takimi przygodami nie chwali się każdemu. No i podeszłaby do tego "bezuczuciowo". Przyznał się również do tego, że przez tamtą noc myślał o tym co jakiś czas i w sumie nie miałby wtedy nic przeciwko, więc gdyby tylko ona coś zaproponowała to pewnie by do tego doszło. Potwierdził również, że miał na myśli oralny i pozycję na misjonarza. Więcej nie chciał powiedzieć, bo "nie chce mu się już o tym rozmawiać" a poza tym to "sprawa między nim a ją". No i oczywiście moje ulubione: "nie pamięta wszystkiego". Nie muszę chyba mówić, jak bardzo mnie to "pocieszyło" i jak to wszystko na mnie działało, prawda? Najgorsze jest to, że on się jeszcze na mnie gniewał, gdy nie chciałam z nim za bardzo rozmawiać przez messengera, kiedy akurat był razem z Eweliną... a ja naprawdę to przeżywałam i nie chciał powiedzieć czegoś głupiego.
Cofnę się teraz do wcześniejszych wydarzeń, które miały miejsce w połowie kwietnia. Przepraszam, że tak chaotycznie, ale ciężko mi to wszystko ująć w jedną całość. Mieliśmy wtedy dwa ciche dni, powiedzmy, że z mojej winy. Gdy znów wszystko wróciło do normy, dowiedziałam się, że coś się wydarzyło gdy on był na imprezie w tamtym czasie i spił się trochę. Gdy zobaczył, że dwoje kolesi zaczęło palić "po studencku", postanowił spróbować tego samego z koleżanką (nazwijmy ją Oliwia) i to kilka razy. Dotykał wtedy jej ust swoimi, ale oczywiście według niego to nie był pocałunek ani tym bardziej żadna zdrada. Wszyscy tam byli w związkach i żaden się nie przyznał swojej połówce, więc chyba powinnam być "wdzięczna" za takie wyznanie. Najgorsze jednak było to, co jej wtedy powiedział. Gdy tamta spytała go, czy ma dziewczynę, on odparł, że "sam już nie wie". Wtedy ona się zbliżyła i do tego doszło. To mnie najbardziej boli, że z powodu tak krótkiej przerwy między nami potrafił nagle o mnie zapomnieć. Oczywiście przepraszał mnie i twierdził, że "czuje się okropnie" i ma "ogromne wyrzuty sumienia" z tego powodu, ale nie zapomniał też wypomnieć mi, że był "zdenerwowany" naszą sytuacją i czuł się olany przeze mnie. Wtedy przyznał się również do tego, że czasem myśli o odnowieniu kontaktu z Olgą, ale nie zrobi tego, bo wierzy w nas.
Nie wspomniałam tutaj jeszcze o jednym, bardzo istotnym wydarzeniu. W maju mieliśmy bardzo poważny kryzys, ja straciłam pracę na etacie i zaczęłam chwytać się gorzej płatnych zleceń. Utraciłam też swoją niezależność i byłam zmuszona wrócić do rodziców. Mój luby miał już dosyć związku na odległość i dał mi ultimatum (sam użył takiego określenia) do 12 maja... a ja nie dałam rady, szczególnie, że tego dnia byłam pochłonięta robotą. Postanowił zakończyć nasz związek, chociaż czuję, że to w dużej mierze moja wina, bo może za mało się starałam. Wcześniej zapewniał mnie, że kocha tylko mnie, nie wyobraża sobie życia z nikim innym i nawet gdybyśmy się rozstali to przez wiele miesięcy nie potrafiłby nawet spróbować z kimś innym. Tymczasem tydzień od naszego rozstania, zupełnie przypadkiem dowiedziałam się, że on spotyka się znowu z Olgą. Nie powiem, zabolało mnie to, ale nie mogłam mieć do niego pretensji. W końcu nie byliśmy już razem. Mimo to czułam potworny ból w sercu. Gdy wiele miesięcy temu, na moją prośbę, zrywał z nią kontakt to zarzekał się, że nie potrafiłby z nią być, bo mają inne poglądy na życie. Ona jest katoliczką i chciałaby zostać na stałe w Polsce podczas gdy on po studiach chce emigrować zagranicę (a ja chciałabym razem z nim). Dowiadując się o kolejnych spotkaniach czułam, jak moje serce krwawi. 23 maja było już po wszystkim... Oznajmił mi, że ona nie jest chyba nim zainteresowana. Cieszyłam się, że wrócił do mnie, ale jednocześnie w głowie kołatała mi myśl, że to tylko dlatego, że dostał kosza. Gdy później próbowałam go o to delikatnie spytać, usłyszałam tylko, że lepiej nie wiedzieć o niektórych rzeczach. I na tym zakończyliśmy ten temat, nie wracając już do tego. Wspomnę jeszcze tylko, że w momencie gdy zaczął się z nią ponownie spotykać, usunął konto na Badoo, uznając je za niepotrzebne. Trochę dziwnie się poczułam, że wybrał akurat taki moment... Jakby wcześniej chciał sobie zostawić jakąś furtkę, gdy był ze mną, ale to może już tylko moja mała paranoja.
Pod koniec czerwca miała miejsce kolejna przykra dla mnie sytuacja. Pojechał do jednego kumpla i się tam znowu spił. Wylądował wtedy na łóżeczku z Ewelinką i Oliwią, gdzie leżeli wszyscy na łyżeczkę (on z przodu, potem Ewelina a za nimi Oliwia). Byli w siebie wtuleni, ale "po przyjacielsku". Stykali się cały tułowiem, raz Ewelina miała ręce na jego szyi a on ją trzymał ze ręką, później ona obejmowała go w talii. No ale oczywiście nie powinnam się martwić, bo to tylko koleżanki. Nie wiem czy wspominałam, ale podczas jednych z tych domówek ta Oliwia w trakcie zabawy przyznała, że miałaby na niego ochotę i mogłaby z nim spróbować (mimo, że sama rzekomo ma chłopaka).
Niedługo potem dowiedziałam się, że trochę go przerażam tym, że ciągle podejrzewam o coś jego bliższe znajome i że jestem do niektórych niepotrzebnie zrażona... Tego samego dnia dowiedziałam się o tym, że odnowił kontakt z Alicją, tj. przyjaciółką z którą był kiedyś w trójkącie. O niej opowiem więcej za chwilę. W każdym razie powiedział, że w wakacje chciałby odbudować z nią przyjaźń i spędzać razem czas na jakiś wyjazdach. Najlepsze jest jednak to, co usłyszałam chwilę potem. Otóż, powiedział mi, że z nią "raczej mnie nie zdradzi", tak na "99%", ale boi się tego co zacznie robić na dyskotekach, bo już kilka razy przejechał się na samym sobie. Świetnie, nie? To teraz opowiem więcej o tym co zaszło wcześniej. W czerwcu zeszłego roku przyznał mi się, że zdradzał z Alicją Asię, swoją ostatnią ex. To było wtedy gdy ze mną prowadził dwuznacznie rozmowy (na początku naszej bliższej znajomości, gdy się poznawałyśmy i wyznawałyśmy sobie różne rzeczy mówił, że nigdy nikogo nie zdradził). Twierdził, że zrobił to gdy był trochę wcięty (po alkoholu) i zaczęła mu ciążyć sytuacja, ale bardzo tego żałuje, bo on nie jest taką osobą. Do dzisiaj jednak nie powiedział Asi o tym, że ją zdradził (a przecież się przyjaźnią a ona jest jego współlokatorką na studiach), ani nawet o tym, że przed ich związkiem był z Alicją i jeszcze jedną przyjaciółką (niech będzie, że Justyną) w trójkącie (one miały go do tego namówić, zdradzając przy tym swoich chłopaków). Twierdził, że Asia przyjaźni się z jedną z nich i to tamta poprosiła ją o to, aby o tym nie mówić. O tamtej zdradzie zaś wiem ja, on, Justyna, Alicja i zapewne inne osoby którym ta ostatnia powiedziała, co mój luby uznał za wielce prawdopodobne (ja dowiedziałam się oczywiście ostatnia z tych osób). Ba, pod koniec związku okłamywał Asię twierdząc, że ją kocha, chociaż to nie była prawda. Tłumaczył to troską o jej matury. Podobno przy rozstaniu wygarnęła mu, że się pieprzy z kim popadnie, że może z byle kim i byle jak i że pewnie po miesiącu będzie ze mną (a więc domyślała się, że między nami coś jest). Wcześniej też dochodziło między nimi do kłótni. Asia nie potrafią zaakceptować tego, że on utrzymuje bliski kontakt ze swoją ówczesną byłą (drugą dziewczyną, Darią). Twierdził, że wręcz jej nienawidziła, chociaż nie miała do tego powodu. Później jednak wyznał mi, że będąc ze swoją ostatnią ex zdarzało mu się wracać myślami do poprzedniej i fantazjować o niej. Twierdził także, że Asia ma destrukcyjną naturę i mówiła, że zabiłaby się gdyby coś między nimi nie grało. Martwił się o jej zdrowie i życie, ale przecież teraz mieszkali przez rok na studiach po swoim rozstaniu i nic się nie działo. Ponadto bał się, że ona kiedyś mu to wygarnie. Wcześniej jakoś nie zwracałam na to uwagi, ale później zaczęłam w pewnym sensie rozumieć Asię, jej nieufność oraz bać się o to, że sama mogę być okłamywana, albo, że będę, gdy tylko zajmę bardziej stanowcze stanowisko wobec tego co robi mój luby... gdy zacznę mu to wypominać lub zażądam ograniczenia kontaktów z niektórymi osobami. Na podobnej zasadzie obawiam się trochę, że mógłby zaczął mnie obgadywać czy na mnie narzekać, tak jak to robi czasem o swojej byłej. On jednak cały czas zapewniał mnie, że ze mną jest inaczej, że z tamtą po prostu "nie kliknęło", że był w niej tylko zauroczony a nie zakochany, może i jest trochę "chujkiem", ale ze mną jest inaczej, jestem miłością jego życia i nie wyobraża sobie przyszłości już z nikim innym. Sama już czasem nie wiem, na ile powinnam w to wierzyć... W czerwcu mieliśmy pogadankę w której stwierdził, że jeśli poczuję, że go ograniczam, to sobie porozmawiamy o tym a jak to nic nie da to się rozejdziemy, bo on tego nie akceptuje. Zawsze jednak mogę z nim porozmawiać. Jeśli zauważy, że mnie rani to przemyśli swoje zachowanie, ale jeśli uzna moja obawy za bezzasadne (jak np. w przypadku Eweliny) to będzie robić co chce, co prawda bez zdrad, ale bez odtrącania nikogo ze względu na mnie. Gdy podczas niedawnej rozmowy pytał mnie, co w jego zachowaniu mnie niepokoi a ja poruszyłam tamtą zdradę z Alicją, to zdziwił się, że w ogóle o tym wspomniałam, bo był przecież wtedy z Asią. Jakby nie widział nic złego w tym i zapomniał, że ze mną wtedy flirtował a nawet nie powiedział mi o tym od razu. Teraz stwierdził tylko, że był zagubiony... Głupio mi przyznać, ale czasem zastanawiam się, na ile on faktycznie traktuje mnie poważnie. Wracając jeszcze do Alicji, to podczas jednego spotkania w wakacje ona miała zasugerować mu, że mogliby powtórzyć przygodę na jedną noc... ale oczywiście mam być spokojna, bo to pewnie tylko takie żarciki.
Pod koniec czerwca mój ukochany wybrał się z grupą znajomych na grilla. Wszystko było fajnie, pisaliśmy sobie przez messengera, zapewniał, że ma na mnie ochotę i prawdę mówiąc liczyłam, że wkrótce dojdzie między nami do zbliżenia. Humor mi jednak minął, gdy oznajmił mi, że bawią się w dobieranie par i do niego przydzielili Ewelinkę. Mój miś szybko się upił, wkrótce oznajmił, że zaczyna 5 piwo, ale wcale nie zamierzał na tym kończyć. Zabrał ją do swojego mieszkania gdzie mieli oglądać "Salo, czyli 120 dni Sodomy" (ja osobiście nie przepadam za gore, ale nigdy się nie czepiałam tego co on ogląda) a później porno, ale jak zwykle miałam się "nie martwić". Nie wspominałam o tym wcześniej, ale on ma dosyć nietypowe preferencje. Nie przepada za filmami hetero, za to kręcą go lesbijskie i gejowskie. Ja naprawdę nie mam nic do jego upodobań, nigdy mu tego nie wypominałam. Gdy wcześniej wielokrotnie prosiłam go, żeby mi chociaż jeden pokazał to zawsze odmawiał twierdząc, że to bardzo prywatne i się tego wstydzi, ale z nią jakoś nie miał takich problemów. Nie ukrywam, że to mnie mocno zabolało. Nie wiedziałam co robić... więc postanowiłam przeczekać mniej więcej 2 godziny i odezwać się gdy seans się skończy (miałam nadzieję, że przez ten czas trochę wytrzeźwieje). Prosiłam go również, żeby sam się odezwał jak film się skończy. Tak się jednak nie stało... Znowu nie przespałam całej nocy, z bólem brzucha i łzami w oczach. Udało mi się z nim porozmawiać dopiero rano i był wielce zdziwiony, że się o niego martwię. Powiedział, że był tak wstawiony, że zasnął koło Ewelinki na łóżku a ona tylko dokończyła piwo po czym obudziła go na chwilę, żeby otworzył jej drzwi. Dowiedziałam się również, że obejrzeli może 30 minut filmu a resztę przegadali. Były to rozmowy o seksie. Próbowałam dopytywać na jakie tematy, ale bezskutecznie. Ciągle słyszałam, że to ich prywatna sprawa a on nie chce zdradzać jej tajemnic. Tylko, że ja wcale nie o to pytałam. Nie obchodziły mnie jej wyznania tylko na jakie tematy rozmawiali i co on o sobie opowiadał. Wymigiwał się tym, że nie chce już mu się o tym mówić i oskarżał mnie o to, że sugeruję, że pewnie coś z nią zrobił. Niby przyznał, że ostatnio dużo pije i jest dla mnie okropny, ale i tak nic więcej się wtedy nie dowiedziałam. Próbowałam podejmować taką rozmowę jeszcze kilka razy, i za każdym razem słyszałam, że musimy zrobić sobie przerwę, bo jego męczy ta sytuacja. Przez kolejne kilka dni dowiedziałam się tylko, że dzielili się swoimi typami z roku (Ewelinka studiuje z nim na tym samym kierunku) oraz "żartowali", że mógłby ją zapłodnić. Te rozmowy jednak trwały przynajmniej półtorej godziny, więc była tam zapewne masa rzeczy o których się już nie dowiem. Najbardziej jednak zabolały mnie słowa "jak Cię zdradzę to Cię zdradzę". Skończyło się na tym, że na początku lipca faktycznie zrobiliśmy sobie przerwę gdy on stwierdził, że nie zamierza mi się ze wszystkiego spowiadać i mówić o czym rozmawia ze znajomymi. Ja naprawdę nigdy nie chciałam być toksyczna i przesadnie się wszystkiego czepiać, ale jednak jestem zdania, że jego rozmowy z koleżankami (szczególnie takimi, z którymi do czegoś doszło lub takimi z którymi chciał współżyć) o seksie to również moja sprawa, przynajmniej póki jesteśmy w związku. Czy ja naprawdę przesadzam, oczekując takich wyjaśnień? W międzyczasie dowiedziałam się, że jego rodzice podejrzewali, że jest w związku z Eweliną albo jeszcze inną dziewczyną (Moniką), która kiedyś nocowała u niego w mieszkaniu i z którą chwalił się na fb wspólnymi zdjęciami. O mnie w ogóle nie wspominał rodzinie, bo zapewne by mnie nie zaakceptowali. Mimo wszystko, było mi trochę przykro.
Jakoś 10 lipca dowiedziałam się, że pod koniec miesiąca idzie z tą Moniką na wesele, bo ona go zaprosiła. Nawet nie zapytał wcześniej co ja o tym myślę. Sądziłam, że ona ma chłopaka, więc nie czułam się nią wcześniej zagrożona. Okazało się jednak, że to już nieaktualne. Specjalnie na tę okazję kupił sobie nowy garnitur i buty. Jeszcze mnie pytał czy nie czuję się zazdrosna a ja zwykle nie wiedziałam co odpowiedzieć w takiej sytuacji. W dodatku podpuszczał mnie tekstami "Co gdybym z Moniką... no wiesz..." po czym po pauzie dodawał "...za dużo wypił i miał kaca?" albo "podobno wtedy dni płodne będzie miała". Nie chcę wyjść na sztywną, ale nie leży mi takie poczucie humoru. W połowie miesiąca jeszcze zarzekał się, że będzie spał tam na podłodze bo ona ma jednoosobowe łóżko. Później dodał jednak, że gdyby było dwuosobowe to byłoby w sumie spoko i mógłby z nią spać, bo nie musiałby jej dotykać przez całą noc. Nie powiem, żeby taka odpowiedź mi się spodobała, ale w końcu nadal miało być "na podłodze", więc się nie czepiałam. Tuż przed wyjazdem dowiedziałam się, że Monika wie co nieco o naszym związku i tym, że jest na razie na odległość. Ja w sumie wiedziałam tylko tyle, że pracuje w firmie informatycznej i mają tam również stanowiska związane z technologią którą się zajmuję. Podobno nawet pytała czy może ze mną porozmawiać, żeby mi może jakoś pomóc, ale odmówiłam. Nie bardzo mi się podobało, że jeszcze przed wyjazdem do niej śmieszkowali razem o gumkach (prezerwatywach), ale nie chciałam już nic mówić. Niedługo potem dowiedziałam się, że mają zamiar skołować dwuosobowe łóżko. Myślałam, że będzie to jakieś dodatkowe i każdy będzie miał osobne, ale wkrótce usłyszałam, że wcale nie i będą je dzielić między sobą, bo inaczej ktoś musiałby spać na podłodze (jakoś wcześniej to nie stanowiło problemu). Nie wiedziałam już sama co wtedy myśleć, więc chwilowo odpuściłam temat. Jeszcze przed weselem Monika postanowiła pokazać mojemu lubemu gdzie pracuje. Oprowadziła go po siedzibie firmy a tam już znalazła się inna dziewczyna, która zaczęła go podrywać. Po prostu uwielbiam takie wiadomości. Dodatkowo ciągle słyszałam ochy i achy o Monice oraz o firmie w której pracuje. Później poszli coś zjeść i się napić (alkoholu oczywiście), więc dopiero koło trzeciej dotarli do jej mieszkania.
Na miejscu okazało się, że łóżko wcale nie jest dwuosobowe, tylko "nieco większe jednoosobowe", o jakieś pół metra. Twierdził, że po prostu źle się zrozumieli. Mieliśmy krótką rozmowę na temat tego co Monika wie na jego temat. Okazało się, że powiedział jej, że lubi dominować w łóżku (nie mam nic przeciwko jego dominacji w łóżku, nawet mnie to kręci, ale gdy opowiada o tym swoim koleżankom to mam mieszane uczucia, bo to już jakby nie dotyczy tylko jego, ale i mnie) i zdarzały mu się akcje na jedną noc. Spytałam czy myślał kiedykolwiek o niej w ten sposób, pod względem tego czy mogłoby się coś między nimi wydarzyć. Zapewniał mnie, że nie, bo traktuje ją jak siostrę a to by było "kazirodztwo". Po chwili jednak dodał, że spytała go, czy może się do niego przytulić, bo "cierpi na brak czułości". Oczywiście "po przyjacielsku", bo przecież ona sama mówiła, że tylko o to chodzi. Mój luby nie czekając na moją odpowiedź zgodził się na to. Jeszcze praktycznie w tym samym momencie dodał, że ona przed chwilą śmiała się z tego, że nie myślała o gumkach i nie kupiła ich. No ale oczywiście nie muszę się martwić, bo to tylko żarciki a ona "bardzo nam kibicuje" jako parze. W tym momencie chciałam to natychmiast przerwać, powiedzieć, że się na to nie godzę. Jeszcze raz spytałam go, czy od momentu tamtej pamiętnej nocy z Eweliną nie miał takich wyraźnych myśli i chęci, żeby przespać się z jakąś dziewczyną. To co usłyszałam totalnie zbiło mnie z tropu. Otóż, powiedział mi, że mam chwilę poczekać, bo ona była właśnie na jego telefonie, ale od razu oddała, odwróciła wzrok i na pewno nic nie widziała. Przy okazji dodał, że nie miał takich myśli. Byłam w szoku. Dosłownie w szoku. Jak można podczas takiej rozmowy oddać telefon w ręce obcej osoby?! No jak do jasnej cholery?! Zanim zdążyłam cokolwiek odpisać, mój miś już poszedł spać... tuląc się do Moniki... oczywiście, "po przyjacielsku".
Rano oczywiście usłyszałam, że bardzo mnie przeprasza, jest okropny, nie przemyślał tego, chuj z niego, jest mu naprawdę głupio i przykro, itd.... Tylko, co z tego?! Nie ukrywam, byłam wściekła, ale apogeum mojego wkurwienia było jeszcze przede mną. Dowiedziałam się, że Monika rozumie, bo miała już podobną sytuację. Oczywiście nie dowiedziałam się o co chodzi, ale bo to jej prywatna sprawa o której ona powiedziała mu w tajemnicy. No kurwa! Od razu czułam, że to zaplanowała z premedytacją a ten mi jeszcze mówi, że nie możemy o tym rozmawiać! W dodatku przez większość dnia nie miałam z nim kontaktu bo "ładował telefon".
Na weselu zaś mój miś porobił sobie fotki z Moniką, na których widać, jakby byli parą (był wynajęty fotograf, ale takie naprawdę profesjonalista). Później mój kontakt z nim był bardzo utrudniony. Około w pół do drugiej dowiedziałam się, że mój lub jest "najebany jak jasny chuj" i "ledwie żyje". Na kolejną wiadomość czekałam godzinę i usłyszałam, że stara się pomóc pewnej programistce, bo ona "ma problemy". On za to miał być "najebany" (wypił dużo wina i piwa), ale "panuje na sobą". W każdym razie, z tą dziewczyną miało być "trochę źle", "depresja". Znowu wyczekiwałam godzinę na kolejny znak życia aż dowiedziałam się, że misio sobie gra na różnych kontrolerach (może z góry wyjaśnię, że na weselu było skupisko samych nerdów pracujących w tej samej firmie co Monika a jako, że zajmowali się oni produkcją gier, to takie atrakcje wcale nie były specjalnie dziwne). Powiedział, że opowie mi później o tamtym zdarzeniu (co się działo z tamtą dziewczyną). O czwartej nad ranem znowu zostałam poinformowana przez mojego ukochanego, że jest "trochę najebany"... i to w sumie tyle. Ostatni sygnał otrzymałam przed piątą i do pierwszej po południu wyczekiwałam na rozmowę. Usłyszałam, że że tej dziewczynie którą tak musiał się zajmować przez godzinę w sumie nic takiego nie dolegało, bo miała podobne akcje już wcześniej. W zasadzie nic więcej się o tej sytuacji nie dowiedziałam poza tym, że to ta sama która dzień wcześniej do niego zarywała. Znowu "prywatne sprawy".
Przez kilka godzin luby z Moniką chodzili po mieście i kontakt z nim był utrudniony. Dopiero o 19:30, gdy wracał już do domu, mogliśmy sobie pozwolić na normalną rozmowę. Dowiedziałam się wtedy, że przez te dwa dni on sypiał w samej piżamce, bez bielizny i bez nakrycia, bo było mu ciepło. Oczywiście zaczął też bronić Moniki twierdząc, że miała bardzo trudną sytuację w domu i dzięki swojej samodzielności udało się jej stamtąd wyrwać. Dlatego też nie wierzy, żeby taka dobra osóbka mogła mieć złe zamiary. Po chwili wyznał jednak, że nie był ze mną do końca szczery. Pierwszego dnia, gdy był wstawiony, "przez sekundę" pomyślał o seksie z nią. Okłamał mnie więc mówiąc, że niczego takiego nie było gdy szykował się z nią do spania z tuleniem. No i oczywiście skruszony wyznał, że niezręcznie się czuł, bo spanie razem kojarzy mu się z kimś kto jest bardzo blisko a to była tylko koleżanka. Szkoda tylko, że dopiero teraz to zauważył... Później pokazywał mi screenshoty z rozmów z Moniką, gdzie ta mu niesamowicie słodziła. Dopiero jednak o 22 zdecydował się na prawdziwą szczerość, twierdząc, że wcześniej się bał, że Monika może coś zobaczyć gdy będzie w pobliżu. Oczywiście cały czas zarzekał się, że nie mogła podejrzeć naszej rozmowy gdy miała wcześniej jego komórkę w ręku... bo nie. W każdym razie dowiedziałam się, że Monika od początku z nim flirtowała (a ja już naprawdę zaczynałam myśleć, że mam jakąś paranoję). Swobodnie poruszała temat seksu, mówiąc, że obydwoje są dojrzali i nie muszą tego traktować tak poważnie. Gdy już wyjeżdżał, zaczęła coś o tym, że mogliby być idealnym małżeństwem, ze względu na ich charaktery. No i szkoda, że mój luby ma już kogoś, bo jest jedną z osób które ona podziwia i uznaje za atrakcyjne. Gdy temat zszedł na dzieci, ona miała mu też powiedzieć, że z pewnością byłby świetnym ojcem. Ogólnie, takich komplementów nie było końca a on się nimi zachwycał. To była prawdziwa uczta dla jego ego. Oczywiście mój facet zarzekał się, że wcześniej uznawał to za niewinne żarciki oraz niegroźne pochlebstwa i dopiero gdy ona wspomniała o małżeństwie zaczęło coś do niego docierać. Gdy jednak pytałam go o to wcześniej gdy jeszcze był z nią tam na miejscu to jak zwykle wymigiwał się, że nie będzie ze mną rozmawiał o czyichś prywatnych sprawach. Bo to wcale mnie kurwa nie dotyczy, jak jakaś laska podrywa mojego faceta! W dodatku on powiedział jej o naszym "ultimatum", czyli dacie do której muszę się ogarnąć, żeby w końcu przerodzić związek na odległość w normalny. To dla mojego faceta wcale nie są nasze prywatne sprawy! A ona oczywiście się podśmiechiwała, że termin miał być w maju a jest teraz pod koniec września. To chyba było to "kibicowanie naszemu związkowi" o którym wcześniej mój miś wspominał! Gdy spytałam go, czy gdyby nie ja to mogłoby to czegoś dojść to odpowiedział, że pewnie skończyłoby się na całowaniu. Po prostu super! Wcześniej cały czas twierdził, że traktuje ją jak siostrę. Może jestem jakaś dziwna bo nie mam rodzeństwa, ale raczej nie w głowie mi całowanie czy oralny z hipotetyczną siostrą lub bratem. Później dowiedziałam się również o tym, że mój ukochany przebierał się przy Monice rozbierając do samej bielizny, np. gdy wychodzili na miasto i oczywiście nie widział w tym nic złego. Co prawda słyszałam słowa "przepraszam", ale już następnego dnia, nie mógł się powstrzymać, żeby nie wypomnieć mi, że dawno nie dostał ode mnie jakiegoś ładnego zdjęcia i zrobić z tego problemu...
Jest jeszcze coś. Wspominałam wcześniej, że mój chłopak ma dosyć specyficzne hobby. Z tego powodu prowadzi m.in. fanpage i grupę na Facebooku, chociaż prawdę mówiąc, obecnie są już one prawie martwe, podobnie jak jego pasja od ponad roku. W każdym razie mianował mnie kiedyś administratorką na swojej grupie a ja korzystając z tych uprawnień wrzucałam tematyczne posty, które wzbudzały jakieś zainteresowanie. Od kilku miesięcy jednak, takie rzeczy publikowałam tam praktycznie tylko ja. Oczywiście Monika nie mogła się powstrzymać, żeby i tu mi nie dopiec, więc wstawiła tam materiały z wesela na których widnieje z moim facetem jakby to ona była jego dziewczyną. Oczywiście on nie widział w tym nic złego, chociaż mi w te wakacje już kilka razy wypomniał, że niepotrzebnie udzielam się na tej grupie. Odbiegając trochę od tematu, pamiętam z jego opowiadań, jak na jednej domówce pojawiła się niechciana dziewczyna, Marlena. Krążyła o niej plotka, że przespała się z jednym kolesiem oraz flirtowała z innymi, więc przypięli jej łatkę dziwki. Również mój partner miał o niej takie niepochlebne zdanie, gdyż podobno próbowała podbijać przez messengera do jego kumpla, mimo, że wiedziała o tym, że ten ma dziewczynę, której było potem przykro. Gdy jednak Monika zachowała się podobnie wobec mnie, to jakoś się tym specjalnie nie przejął. Nadal utrzymywał z nią kontakt i śmieszkował, jakby nie zdawał sobie w ogóle sprawy, jak ona mnie skrzywdziła swoim zachowaniem. Wtedy znowu poczułam się, jakbym najmniej dla niego znaczyła. Ja autentycznie czułam się przez nią poniżona i upokorzona, a miałam wrażenie, że nikogo poza mną to nie obchodzi.
Nie wiem w sumie, czy powinnam o tym wspominać, ale akurat w tym czasie miałam mieć rozmowę o pracę. Byłam naprawdę przygotowana, odpowiadało mi to stanowisko i byłam wręcz przekonana, że je dostanę... ale nie poszłam. Nie byłam w stanie się zebrać przez tę sytuację. Ja niestety bardzo przeżywam takie chwile. Bezsenność, bóle głowy i brzucha, nudności, brak apetytu, nie mówiąc już o braku koncentracji i sił na nic. No i zawaliłam, a to była prawdopodobnie najlepsza okazja jaka mogła mi się w tym roku trafić. Już tego nie odwrócę, ale jest mi po prostu przykro.
Tuż na początku sierpnia dowiedziałam się, że kolejna koleżanka chce zaprosić mojego faceta na wesele. To była Wiktoria, która ma chyba 28 lat (a więc jest 9 lat starsza od niego). Kojarzyłam ją nieco bardziej, bo to jedna z osób która współdzieli hobby z moim lubym. Prawdę mówiąc, sama chciałam nawiązać z nią kontakt w drugiej połowie lipca, jednak mi to kompletnie nie wyszło. On mówił mi wcześniej, że opowiadał jej kiedyś coś o mnie, miała go pytać podobno o to czy nie chciałabym z nimi razem pograć w PUBG (oni często grywają w to razem, jeszcze z paroma innymi osobami), jednak teraz okazało się, że nic takiego nie miało miejsca a przynajmniej nie posługiwał się przy tym ani moim imieniem ani nickiem. Była więc zdziwiona gdy oznaczyłam ją na Facebooku i miałam później pogadankę z lubym, żeby już więcej tego nie robić, bo później on musi się głupio przed nią tłumaczyć.
Kiedyś tak mnie naszło i spytałam go co o niej sądzi. Powiedział, że od początku podobała się mu z charakteru. Ma te same poglądy i poczucie humoru. Może nawet coś między nimi byłoby możliwe, przeszło mu to nawet kiedyś przez myśl, ale odkąd ma mnie, traktuje ją już wyłącznie jako koleżankę (ją zna od co najmniej kilku lat). 7 sierpnia jednak śniło mu się, że się z nią całował a nawet chciał coś więcej, ale okoliczności we śnie nie pozwalały. Opowiedział jej o tym i o dziwo ona miała bardzo podobną wizję, w której też się całowali. O ile te sny mnie nie zmartwiły, to kierunek w którym schodzą ich rozmowy już tak. Powiedział mi wtedy, że ona przejeżdża do niego we wrześniu a on boi się, że ona mogłaby jednak chcieć czegoś więcej. Planowali picie u niego w mieszkaniu, przez jeden dzień a w zasadzie noc. Chyba nie muszę mówić, że już wtedy ten pomysł mi się nie podobał, prawda?
Następnego dnia było jeszcze "lepiej". Ukochany udostępnił mi zrzuty ekranu z rozmów z nią. Ona nagle wyskoczyła z tekstem, że poczuła się trochę zazdrosna... o jego byłą, z którą wynajmuje razem mieszkanie na studiach. Rozumiecie kuriozalność tej sytuacji?! Jakby mnie tam w ogóle nie było, jakby kompletnie nie istniała! Wtedy okazało się, że mój facet w ogóle nie przyznał się jej do tego, że jest w związku... i wcale nie zamierzał jej jeszcze o tym mówić, bo "on nie lubi łamać ludziom serc", bo go to później "strasznie boli". Oczywiście potwierdził, że nadal jest chętny na spotkanie, chociaż to było oczywiste, że od teraz chodzi o randkę. Przez kilka następnych dni mój miś nie był w stanie powiedzieć swojej koleżance, że ma kogoś aż w końcu koło 10 sierpnia wydukał jej, że spotyka się z kimś i chciałby być fair. Miał jej oznajmić jeszcze, że "raczej nie jest [nią] zainteresowany". Oczywiście "ucieszyłam się" gdy przedstawił nasz roczny związek w takim świetle, jakby to były dopiero początkujące randki, ale nie chciałam już nic mówić.
Później przedstawił mi kolejne fragmenty rozmów, z których wynikało, że Wiktorii jest przykro bo uważała, że on nie ma nic przeciwko skoro nie protestował na takie teksty jakie rzucała. Oczywiście misio tłumaczył się, że on jak zwykle nie wyczuwa flirtu i takie pogaduszki traktuje trochę pół-żartem, pół-serio. Przykro mi, i może nie powinnam tego mówić, ale naprawdę ciężko mi uwierzyć, że on jest taki niekumaty i że te wszystkie dziewczyny czystym przypadkiem tak lgną do niego a on wcale nie prowokuje takich sytuacji, przynajmniej w jakimś stopniu.
Niedługo potem mój luby dostał jeszcze wiadomość z której wynikało, że ta dziewczyna kupiła już dla niego prezent (nie chcę zdradzać za bardzo co to jest, ale to po prostu jakiś sentymentalny przedmiot) i mu go podaruje na tym spotkaniu. Oczywiście, to "wcale" nie wyglądało tak, jakby zostało kupione z zamysłem o randce... ani trochę... Można jednak powiedzieć, że na chwilę ten temat przycichł.
Chwilowo bowiem pojawił się bardziej palący problem - wakacje ukochanego, ale bez ze mnie. Tu muszę przyznać, że moja nieobecność wynikała wyłącznie z mojej winy. Po prostu nie byłam wtedy w stanie jechać. On miał wybrać się z Eweliną oraz zaprzyjaźnioną parą, z której znałam pobieżnie faceta. Bardziej jednak od możliwych tulasków z Eweliną obawiałam się, że mój partner może nie wytrzymać rozłąki i zrobić coś z przypadkową dziewczyną poznaną nad morzem. W tym przekonaniu utwierdzał mnie mój partner, który zarzekał się, że nie chce tego zrobić, ale jeśli zrobi, to może sprawi, że zacznę się bardziej starać. Nie powiem, żeby taka "motywacja" na mnie działała. Ostatecznie do niczego nie doszło, ale to były dla mnie kolejne emocjonujące dni, pełne zszarganych nerwów.
Ostatnie tygodnie były dla nas naprawdę burzliwe. Coraz częściej dochodziło do sprzeczek i przykrych dla mnie zdarzeń. Przykładowo, jeszcze tuż przed wyjazdem na wakacje miała miejsce sytuacja w której ukochany wybrał się z Eweliną do klubu. Oczywiście, jak zwykle się upił. Po wyjściu poszli do jego mieszkania i obydwoje położyli się na łóżku w pokoju jego ex, czyli Asi (ona ma szersze, dwumiejscowe, zaś on tylko pojedyncze). Już nie było nawet pytania czy może się z nią położyć, czy mi to nie przeszkadza. Zresztą, nie miało ono zbytnio sensu, skoro kilka metrów dalej, w drugim pokoju, czekało osobne łóżku. On jednak nie widział już nic złego w spaniu razem z osobą przeciwnej płci. Oczywiście, jak zwykle czekała mnie nieprzespana noc i bóle brzucha. Następnego dnia przyznał się, że myślał o innych... o tym, że może udałoby mu się kogoś do siebie zaciągnąć. Gdy był w klubie, to miał wręcz "w myślach błagać, żeby ktoś przyszedł i się [nim] zainteresował". Niby nie chciał mnie zdradzać, ale z drugiej strony ciężko byłoby mu zrezygnować z tego co fizyczne. Przyznał, że gdyby zagadała do niego normalna, miła dziewczyna, to nie potrafiłby się oprzeć. Gdy kilka razy próbowałam go wypytać o to wspólne spanie z Eweliną, zawsze dochodziło do kłótni. Nic mu nie zarzucałam, ale on i tak mówił, że bolą go moje podejrzenia gdy pytałam o szczegóły. W końcu wypalił z tekstem, że "pewnie bycie z kimś kto nie ma Cię za kurwiarza jest fajne". Tak, jakbym to ja miała jakąś chorobliwą obsesję, czepiała się o byle co a moje obawy wcale nie były ani trochę uzasadnione...
Po powrocie z wakacji ponownie powrócił temat Wiktorii. Mój luby rzekomo próbował tłumaczyć jej, dlaczego nie może z nią być... Niby miał powiedzieć jej, że mu na mnie zależy, ale treści tych rozmów nie poznałam, bo to oczywiście "ich prywatne sprawy". W kolejne dni próbowałam coś więcej wyciągnąć, ale bezskutecznie. Dowiedziałam się tylko, że ona ciągle zabiega o niego, ale nie powie mi nic więcej na ten temat dopóki my się nie spotkamy. Nasze spotkanie było ustalone na 30 września, ja wcześniej nie mogłam... Pod koniec sierpnia poznałam datę ich spotkania, która przypada w połowie tego miesiąca, czyli dosłownie tuż tuż (nie chcę zdradzać dokładnego terminu). Wtedy mój ukochany zaproponował nam kolejną przerwę od związku... Niby zapewniał mnie, że nie mógłby być z nią na dłuższą metę, bo ona nie widzi siebie z dziećmi ani w ogóle takiego typowego domu, ma inne podejście do życia, ale te zapewniania w ogóle do mnie nie przemawiają. Podobne rzeczy mówił o Oldze a koniec końców i tak to nie miało żadnego znaczenia gdy się z nią spotykał po naszym majowym rozstaniu dopóki nie dostał od niej kosza. Dokładnie 1 września otrzymałam wiadomość: "Co gdybym Cię zdradził z Wiki?". Chodziło oczywiście o Wiktorię. Później usłyszałam, że to było powiedziane w złości i nie powinnam tego brać do siebie. Ciągle jednak pisała i żartowała z nim, podejrzewam, że nawet więcej niż my razem ze sobą. No i podobno jest gotowa przyjeżdżać do niego co tydzień lub dwa z odległego miasta. Nie muszę chyba mówić jakie to było dla mnie trudne... Widziałam, że ciągle oznaczają się na FB. W rozmowach, pytając jak minął dzień, coraz częściej słyszałam, że pisał o czymś z Wiki. Razem przesiadywali na tych samych grupach gdzie toczyli długie dyskusje. W końcu doszło do tego, że zamiast mówić mi o czymś, zaczął mi podsyłać screenshoty z ich rozmów gdzie już poruszył ten temat lub udostępniał mi materiały audio/wideo, które nagrywał dla niej. Z każdą chwilą czułam, że go tracę...
Kilka dni temu mieliśmy długą rozmowę, podczas której naprawdę starał się być dla mnie wyrozumiały. Prosił, żebym mu opowiedziała o wszystkich krzywdach jakie mi zadał od początku związku. Długo się wahałam, ale w końcu zdecydowałam się o tym opowiedzieć a on naprawdę mnie słuchał. Poruszyliśmy też parę tematów, które dręczyły mnie od jakiegoś czasu. Myślałam, że naprawdę zrozumiał jakim zachowaniem mnie krzywdzi i zaprzestanie tego. Naprawdę myślałam, że w końcu zrozumiał... Do czasu, gdy następnego ranka poinformował mnie o tym, że Sandra (jego pierwsza dziewczyna) będzie w mieście w przyszłym tygodniu i chce się spotkać. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, tym bardziej, że jak on sam stwierdził, to typ imprezowiczki, która lubi zaliczać (jego samego zdradziła 8 razy w przeciągu 8-miesięcznego związku). Nie miałam już sił. Powiedziałam tylko, że chyba musimy zrobić sobie przerwę, odpocząć od siebie, bo to dla mnie za dużo. Nie protestował... a wręcz miałam wrażenie, jakby to mu było na rękę. Na koniec skwitował to słowami, że przynajmniej teraz będę wiedziała, jak on się czuje, gdy już nie daje rady...
Nie powiedziałam o tym wyraźnie wcześniej, ale ostatnie miesiące były dla nas szczególnie ciężkie. Już nawet pomijając ciągłe zagrożenie zdradą, które on sam sugerował (coś w stylu: może jak Cię zdradzę to się bardziej postarasz), to często słyszałam wiele przykrych słów na swój temat, np. to, że traktuję go najgorzej ze wszystkich jego byłych, byłam dla niego okropna, nigdy go nie wspierałam, zawsze miałam go w dupie, myślałam tylko o sobie, itd. Używał przy tym mocniejszych słów, ale wolę ich teraz nie powtarzać. Raz nawet w złości wykrzyczał mi, że co mi przyszło do głowy, że będzie nadal chciał spotykać się ze mną i że dla tak chujowej osoby jak ja nie warto się starać i czekać. Zawsze jednak później przepraszał tłumacząc się przy tym nerwicą (chociaż nigdy nie chciał z tym iść do lekarza, mimo, że ciągle go do tego namawiałam, szczególnie jak raz się pociął żyletką z powodu naszej sytuacji), innym razem stresem związanym ze studiami (ma jeszcze dwie poprawki w tym miesiącu) czy np. brakiem nikotyny przez dwa dni. Te słowa były dla mnie tym bardziej bolesne, że ja naprawdę się starałam. Przysięgam, zawsze starałam się go wspierać, nie tylko psychicznie, ale i pomagać mu, tak realnie, jak tylko mogłam. W pierwszym semestrze poprawiałam jego kod, robiłam i tłumaczyłam masę zadań z programowania (oprócz tego miał korki z tego przedmiotu), na drugim wręcz wyręczyłam go w większości zadań domowych z podobnego przedmiotu (przy kolokwiach i projekcie końcowym pomagała mu jeszcze jedna osoba), oczywiście starając się wyjaśnić wszystko najlepiej jak umiem. Nigdy nie odmówiłam mu pomocy, nawet gdy sama miałam sporo rzeczy na głowie czy własną pracę do nadgonienia. Siedziałam nawet po nocach półprzytomna, żeby on miał rozwiązania na rano. Starałam się mu też zawsze doradzać na co zwracać największą uwagę, może trochę nakierować zawodowo, chociaż sama nie jestem najlepszym przykładem. Ale przynajmniej mówiłam mu o swoich błędach, czego ja żałuję, żeby jemu udało się tego uniknąć. Zachęcałam go też do zawierania różnych znajomości, które mogłyby procentować w przyszłości. I teraz nagle to wszystko przestało się liczyć. Była tą najgorszą, która w ogóle się nie starała.
Ja rozumiem, że nasza sytuacja go dobijała i było w tym sporo mojej winy. Wcześniej planował miesięczny wyjazd do pracy w Niemczech (miał się odbyć w lipcu i mimo obaw kibicowałam mu oraz byłam dumna, że stara się być tak zaradny i odpowiedzialny), ale ostatecznie z niego zrezygnował. Tłumaczył, że to ze względu na poprawki, ale sama już nie wiem... Przez pierwszy miesiąc i tak się prawie się nie uczył. A ja czułam, że to przeze mnie. Że związek na odległość go tak przytłacza, że nie ma na nic sił.
Sama też czułam się podle. Ale wróćmy na chwilę wydarzeniami nieco wcześniej. Gdy się poznawaliśmy, czułam wielką presję z jego strony. Nie taką celową, ale po prostu on zawsze miał wielkie ambicje. Jeszcze przed jego studiami słuchałam, jak sam się próbuje dokształcać w programowaniu (co prawa to nie do końca się udało, ale wtedy, z jego relacji postrzegałam to tak, jakby niemalże sam wyprzedził materiał o semestr czy dwa), przez co było mi wstyd, że ja nie byłam taka w jego wieku. Byłam dumna, że znalazł sobie wtedy (w zeszłym roku) pracę na wakacje (co prawda, załatwioną po znajomości, w sumie dzięki swojej mamie która pracowała w tym samym miejscu i miała jakieś wyższe stanowisko, ale to nie miało dla mnie znaczenia). Imponował mi tym, że stara się być taki zaradny i dojrzały. Z drugiej strony już wtedy czułam taką pewną presję... Na przykład gdy jawnie przy wszystkich wyśmiewał mieszkanie z rodzicami w wieku 25 lat, uznając to za niezaradność i lenistwo. Panicznie bałam się wtedy potknięcia, które i tak ostatecznie nastąpiło. Gdy kiedyś spytałam go co by było gdyby mi powinęła się noga, to odpowiedział, że byłoby trochę ciężko, ale przecież by mnie nie zostawił. Nie powiem, żeby to mnie pocieszyło. Ja zawsze brałam jego słowa bardzo do siebie, nawet gdy wygłaszał je bardzo ogólnie, w stosunku do innych. Dlatego tym bardziej czułam się gorsza, gdy wydawało mi się, że innych traktuje lepiej ode mnie czy ocenia ich bardziej ulgowo. Przykładowo, cieszył się, że mam takie poglądy na życie jak on, bo twierdził, że z osobą o odmiennych nie byłby w stanie się związać, ale jakoś wcale nie przeszkadzało mu, że Olga jest katoliczką (no, powiedzmy, że "katoliczką") i chce zostać na stałe w Polsce (on bezwzględnie chce emigrować zagranicę), gdy zaczął się z nią spotykać po naszym krótkim rozstaniu w maju. Przez wiele miesięcy powtarzał, jak ważne dla niego jest utrzymanie niezależności przez partnerkę, ale teraz w ogóle nie przeszkadza mu to, że Wiktoria pracuje jako wolny strzelec i mieszka z rodzicami tylko dlatego, że tak jej wygodnie. Jakoś przy innych, te wszystkie rzeczy na które ja czułam pewną presję, przestawały się liczyć. Dalej, Marlenie pojawiającej się na domówkach razem z kumplami przypiął łatkę dziwki i się od niej odcinał, bo zarywała do jego kumpla przez co było przykro dziewczynie tego chłopaka, ale jakoś nie dostrzega nic złego w zachowaniu Moniki, która mnie perfidnie poniżyła i naśmiewała się ze mnie, tylko nadal się z nią kumpluje. Chwalił się, że gdy pewnego razu był w klubie (swoją drogą, tym samym, w którym wcześniej modlił się aby jakaś laska do niego zagadała) to pocieszał tam pewną dziewczynę, która przyszła tam ze swoim chłopakiem, ale gdy ten facet spotkał tam swoją byłą to poszedł z tą ex w pizdu. Ale mój miś oczywiście nie widzi tego, że on teraz robi mi praktycznie to samo co tamten gnojek.
Chciałabym wierzyć, że mój ukochany wyznaje jakieś uniwersalne wartości i jest dobrym człowiekiem, ale czasem jest naprawdę ciężko mi się do tego w pełni przekonać. Niby brzydzi się zdrad i osób, które się ich dopuszczają, ale jakoś nie widzi w tym nic złego gdy dotyczy to jego znajomych. Weźmy chociażby Alicję, czyli przyjaciółkę z dzieciństwa, z którą był razem w trójkącie. Już pomijając to, że ona wtedy zdradziła swojego chłopaka (Justyna z którą wtedy to zrobił zresztą też), to od jakiegoś roku ona gra na dwa fronty. Spotyka się i sypia z dwoma facetami, przy czym jeden nie wie od drugim i to wcale nie są jakieś luźne relacje bez zobowiązań tylko związki. Nie znam szczegółów, bo aż tak nie dopytywałam, ale przeraża mnie jak mój luby potrafi praktycznie wszystko tłumaczyć słowami "to skomplikowane" naginając tym samym własne zasady. Jest w stanie niemalże każdą rzecz usprawiedliwić jeśli tylko dotyczy to jego znajomych, za to innych potrafi cisnąć za mniejsze przewinienia czy nawet za styl bycia lub wręcz rzeczy, które są od nich niezależne.
Niby nie czepiał się za bardzo moich znajomych, ale nieraz słyszałam, że moje koleżanki mnie wykorzystują. Ja wiem, może niepotrzebnie żaliłam mu się ze wszystkiego i jest w tym też trochę mojej winy, że tak je postrzegał, ale mimo wszystko miałam wrażenie, że jest do nich trochę zrażony. Jedną nawet krytykował publicznie i chociaż nie podawał wprost jej imienia, to wszyscy co ją kojarzyli raczej się domyślili. Było to jednak zanim się poznaliśmy. Później jednak był zazdrosny o to, że mogłabym się z nią spotkać (utrzymywałam z nią głównie internetową relację), więc zrezygnowałam z tego, nawet gdy była ku temu okazja. Czułam się także izolowana od jego znajomych. Nigdy do końca nie wiedziałam co o mnie wiedzą, jak on mnie im przedstawił. Czasem byłam tylko koleżanką, czasem wspominał coś o dziewczynie, ale precyzował, że chodzi o konkretnie mnie. Z początku mówił mi, że chciałby, abym bliżej poznała jego znajomych, była częścią paczki, ale z czasem czułam, że nie chce abym za bardzo się z nimi zaprzyjaźniała i zżyła się z nimi jako grupą. Wielu jego znajomych nawet nie wie o tym, że z kimś jest. Najbliższym przyjaciołom niedawno powiedział, że zerwał ze mną jakiś czas temu (swego czasu miałam jakiś tam kontakt z jednym z nich). Mówił, że wstydził naszego związku na odległość i głupio było mu się za mnie tłumaczyć, gdy nie mogłam się z nimi spotkać. Koleżanki dzielące z nim wspólne hobby też o nas nic nie wiedzą. Może z wyjątkiem Wiktorii, ale jak mówiłam, przedstawił to tak, jakbyśmy byli dopiero na etapie pierwszych spotkań a nie w dłuższym związku od ponad roku. Przynajmniej ja to tak odebrałam. Ciągle powtarzał, że nie mam się na siłę nigdzie wpychać, nie wciskać się tam gdzie mnie nie chcą. Nie wiem, może faktycznie czasem zbyt usilnie próbowałam nawiązać kontakt z niektórymi. O ile rozumiałam, dlaczego nie może przedstawić mnie swoim rodzicom (obydwoje doszliśmy do wniosku, że by mnie nie zaakceptowali - nie potrafili zaakceptować żadnego z jego związków, niezależnie od płci drugiej połówki), to czasem ciężko było mi pojąć, dlaczego tak niechętnie mówi o mnie swoim znajomym. Może się to Wam wydawać głupie, ale czasem byłam zazdrosna nawet o to, że pod jakimiś śmiesznymi/zabawnymi postami na fb oznacza koleżanki z którymi dzieli hobby a ze mną praktycznie nigdy czegoś takiego nie robił a przynajmniej nie z własnej inicjatywy. Ba, potrafił w jednym wątku oznaczać zarówno te dziewczyny jak i swoją eks, i jakoś wtedy nie miało znaczenia, że ona jest spoza tej grupki. Tylko mi odradzał pchanie się tam na siłę i zagadywanie do nich. Swoją drogą, gdy spytałam go kiedyś czy chciałby abym spróbowała zakolegować się z Asią to odparł, że nie bo to jego eks i byłoby to dziwne. Tylko, że jakoś wcześniej, gdy przez cały rok na studiach mieszkali razem, tulił się do niej, łaskotał, masował stópki, dawał przyjacielskie klapsy czy nawet czasem sypiał z nią na łyżeczkę, to nie widział w niej swojej byłej tylko aseksualną przyjaciółkę. Gdy jednak wspomniałam, że hipotetycznie mogłabym z nią nawiązać kontakt to nagle mu się odmieniło! Niedawno nawet chyba przez przypadek przyznał się, że ona wciąż w pewnym sensie pociąga go seksualnie i mu się podoba, ale gdy zaczęłam drążyć temat to nagle się wycofał i zaczął twierdzić, że w ogóle nie myśli o seksie z nią bo ona jest dla niego jak siostra.
Nieraz czułam, jakbym nie istniała w jego życiu. Mógłby jednego dnia przestać się do mnie odzywać i dosłownie nikt by tego nie zauważył. Czasem miałam wrażenie, jakby praktycznie już teraz wymazał mnie ze swojego życia. W każdej chwili może odejść bez słowa i ja nie jestem w stanie nic na to poradzić. Jakby coś mu się stało i zwróciłabym się do jego znajomych przedstawiając się jako jego dziewczyna to chyba uznaliby mnie za kompletną wariatkę, która po prostu ubzdurała sobie związek.
Z każdym dniem miałam też wrażenie, że mój ukochany ma do mnie coraz mniejsze zaufanie. Nie tylko męczą go rozmowy ze mną, ale jest bardziej skryty i oddala się ode mnie. Niechętnie opowiada mi już o swojej przeszłości, o swoich problemach, dawnych i teraźniejszych, nawet tych zdrowotnych (np. związanych z odżywianiem). Jakiś czas temu zablokował możliwość podglądu znajomych na Facebooku. Nieco wcześniej przestał dzielić się ze mną prywatnym kalendarzem synchronizowanym z Todoist, w którym organizował sobie plan dnia. Tłumaczył to tym, że wstydzi się pokazywać mi takich rzeczy, bo zabiera się za coś, robi duże plany, ale niewiele później z tego wychodzi i jest mu potem głupio. A ja byłam z niego naprawdę dumna. Podziwiałam go za to, że się stara. Nawet jeśli w przeciągu kilku miesięcy udało mu się wrzucić na GitHuba tylko trzy małe projekciki, nad którymi pracował łącznie przez 7 dni, to dla mnie to było już coś. Bo widziałam, że się stara. Próbuje się rozwijać na własną rękę a ja zawsze za to go podziwiałam, że robi coś ponad to co musi. Nigdy nie wypominałam mu potknięć, wręcz zawsze starałam się podtrzymywać na duchu i mówić, że na pewno będzie dobrze i da radę. Gdy okazało się, że oblał jakieś kolokwia czy egzaminy starałam się pomagać. Jak nie sama, to chociaż sugerowałam spotkanie z pewnymi osobami, które mogłyby mu pomóc. Czułam też, że część porażek jest po części moją winą, tak jak np. te dwie poprawki we wrześniu. Gdybym dała radę i była przy nim cały czas to pewnie łatwiej byłoby mu to zaliczyć w pierwszym terminie. Dlatego czuję się chociaż po części odpowiedzialna za to i nie robię mu wyrzutów o spotkania i imprezowanie, żeby go jeszcze bardziej nie zdołować. Wracając jeszcze do kalendarza, to czułabym się chociaż trochę bezpieczniej, widząc co robi. Ostatnio o niektórych spotkaniach dowiadywałam się w trakcie lub zupełnie po fakcie. Naprawdę nie chcę być toksyczna i wypytywać o wszystko, ale po tych wszystkich zdarzeniach które opisałam wyżej chciałabym chociaż wiedzieć z kim gdzie wychodzi i kiedy zamierza wrócić. Czy to naprawdę zbyt wiele?
Na początku związku (no, nie dosłownie, ale powiedzmy w zeszłym roku, gdy już lepiej się poznaliśmy) zapewniał mnie, że nie zamierza mieć przede mną tajemnic. Że byłby w stanie dać mi dostęp do swoich kont (mail, fb) i telefonu, bo mi ufa. Zapewniał mnie, że pozwoliłby pobawić mi się swoją komórką, gdybym tylko chciała (ma nieco lepszy smartfon). To jednak zmieniło się parę miesięcy temu. Gdy go spytałam, czy rzeczywiście dałby mi swobodny dostęp do swojego telefonu, to odpowiedział, że nie, bo jestem specyficzna i pewnie od razu zaczęłabym przeszukiwać historię jego rozmów i doszukiwać się jakichś rzeczy. On zaś jest w stanie rozwiać wszystkie moje wątpliwości, odpowiedzieć na każde pytanie (co jak wiemy, nie jest do końca prawdą...), ale nie w taki sposób. Było mi tym bardziej przykro, gdy dał swoją komórkę Monice (tą, z którą był na weselu) i to podczas tak ważnej rozmowy między nami o której wcześniej wspominałem a ja znowu byłabym w pewnym sensie gorzej traktowana, bo mi tak nie ufa.
Na początku letniej sesji egzaminacyjnej czyli w połowie czerwca on zaproponował mi, żebyśmy szczerze opisali własne doświadczenia seksualne z byłymi partnerami. Trochę mnie tym zaskoczył, ale ostatecznie się zgodziłam. Przez kilka dni udało mi się stworzyć obszerną wiadomość e-mail (po przeklejeniu do Worda miała ponad 8 stron A4), w której opisałam wszystko czego sobie życzył. W sumie była ona podzielona na kilka części, bo jeszcze dopytywał, ale ze wszystkim wyrobiłam się do końca czerwca. Najpierw obiecywał, że zrobi to po jednym egzaminie, bo musi się uczyć. Później, że po drugim. Minęła sesja, później lipiec i kolejne miesiące a odpowiedzi nie dostałam. Czasami mu się z tym przypominałam, ale nie jakoś nachalnie. Ostatnie zapewnienie otrzymałam bodajże 30 sierpnia. Zrobił to sam z siebie, ale jak zwykle nie dotrzymał słowa. Było mi trochę przykro... W końcu ja się przed nim obnażyłam i sama czułam się trochę wyrolowana. Tłumaczył się tym, że jemu ciężko się pisze takie długie wiadomości... albo, że ja za mało się staram, ale przecież nie tak się umawialiśmy. Mi zależało na tej odpowiedzi z kilku powodów. Po pierwsze, sama podałam na swój temat bardzo intymne szczegóły i czułabym się bezpieczniej, gdyby on też coś takiego o sobie opowiedział. Co prawda rozmawialiśmy wcześniej o swojej przeszłości, ale nigdy aż tak dokładnie, chociaż przyznam, że i tak powiedział mi o sobie bardzo dużo (czasem tylko nie miał wyczucia, gdy np. mówił mi, że właśnie wybiera się w miejsce w którym kiedyś robił swojej byłej minetę czy palcówkę to czułam się trochę dziwnie słuchając tego). Myślałam też, że może w ten sposób mogłabym się czegoś nauczyć. Wiecie, poznać bardziej jego nawyki, co mu się podoba, żeby to później potrafić zastosować przy nadchodzącym spotkaniu, bez dopytywania się co chwila, czego oczekuje i czy wychodzi mi to dobrze (nie lubię za bardzo wypytywać o wszystko podczas stosunku). Może uznacie to za głupotę, ale jest jeszcze coś... Myślałam, że może w ten sposób uda mi się zweryfikować to na ile mogę mu ufać. Wiecie, w końcu o niektórych rzeczach mi już kiedyś opowiadał, co nieco pamiętam, czasem nawet coś sobie notowałam. Gdybym mogła to porównać to wiedziałabym, czy był ze mną zupełnie szczery czy jednak nie mówił mi wszystkiego albo przeinaczał fakty. Wiem, to trochę chore, ale naprawdę czasem ciężko mi mieć do niego 100%-owe zaufanie, szczególnie po tym co się wydarzyło wcześniej. Może to mało istotne, ale pamiętam jak kiedyś powiedział, że żałuje tego, że powiedział mi tyle o niektórych rzeczach związanych z jego przeszłością seksualną. Jak mówiłam, poznawałam go bardzo stopniowi, miesiącami dowiadując się nowych faktów o nim. W tym roku jednak co najmniej sześć osób poznało bliżej jego życie intymne i miałam wrażenie, że niektórym już na pierwszych spotkaniach zdradzał szczegóły które jak poznawałam w przeciągu powiedzmy pół roku. Sama nie wiem już co o tym myśleć. Może tylko tak mi się wydaje i nie do końca tak było, ale mimo wszystko mnie to trochę smuci.
Był taki temat, który swego czasu (tj. przez pierwsze miesiące naszej znajomości) dosyć mocno wałkowałam. Chodzi o jego kontakty intymne z facetami. Ja naprawdę nic do tego nie mam, w pełni akceptuję jego przeszłość. Prawdę mówiąc sama jestem chyba biseksualna i również miałam doświadczenia z obydwiema płciami, więc byłoby to hipokryzją gdybym się tego czepiała. Problem w tym, że czasem mam wrażenie, że on nie chce mi mówić wszystkiego, również o teraźniejszości. Zacznę jednak od początku. Jak wspomniałam, zanim się poznaliśmy miał już pewne doświadczenia z płcią mniej piękną. W pierwszej gimnazjum miał mieć starszego chłopaka, ale doszło z nim jedynie do pocałunków. Nie wydaje mi się to aż tak dziwne, w końcu wiele osób w tym wieku dopiero poznaje swoją seksualność, dużo nastolatków eksperymentuje z czego niewielka tylko część się do tego później przyznaje. Dowiedziałam się także, że całował się dosyć namiętnie z kilkunastoma innymi chłopakami, głównie na dyskotekach po alkoholu, ale to też chyba można by pociągnąć pod młodzieńcze eksperymenty. Najbardziej znaczący incydent miał miejsce pomiędzy pierwszą a drugą klasą liceum. Był wtedy po rozstaniu z pierwszą dziewczyną (znacznie starszą od niego Sandrą: gdy rodzice się o niej dowiedzieli to potraktowali ją dosłownie jak pedofilię próbującą go uwieść i namieszać mu w głowie, tak, że chyba nawet zawiadomili policję), która go nałogowo zdradzała. Tłumaczył, że był zagubiony i chyba próbował sobie to jakoś odbić. Zrobić coś, bez zastanawiania się nad konsekwencjami, ale szukał czułości nie tam gdzie trzeba. Nie wnikając aż tak w szczegóły, był razem z dalszym znajomym (poznał go przez przyjaciółkę) na jakiejś imprezie i po wyjściu na zewnątrz w jakieś bardziej ustronne miejsce zaczęli się całować, po czym ten drugi zaczął odważniej, wkładając mu rękę pod bieliznę. A potem jakoś już poszło. Był oralny ze strony tego drugiego chłopaka a później mój postanowił się tamtemu odwdzięczyć w analogiczny sposób, bo uznał, że tak wypada. Co mnie trochę zdziwiło to to, że byli blisko penetracji, ale o tym dowiedziałam się dopiero jakieś 9 miesięcy od początku naszej znajomości (wcześniej w ogóle mi o tym nie wspominał). W każdym razie tamten drugi chłopak miał już w niego wejść, był tuż przy wejściu, jakby trochę ocierając się, spytał się o zgodę, ale mój wtedy zrezygnował i odmówił. Nie chciał tego, tym bardziej, że nie mieli prezerwatyw, ale to chyba nie był główny powód. Chyba po prostu nie miał ochoty tego robić z drugim facetem. Na tym zakończyli, nawet żaden z nich nie doszedł. Po kilku dniach przerwy (miał wtedy jakieś bóle) jednak spotkali się ponownie, mniej więcej w tym samym miejscu, ale miało już dojść tylko do oralnego... który i tym razem został przerwany, bez orgazmu żadnej ze stron. Ten chłopak później próbował jeszcze namówić na coś mojego, ale on już nie chciał. Oczywiście wszystko miało miejsce na długo zanim się poznaliśmy. Wałkowałam ten temat z moim lubym wiele razy, bo miałam wrażenie, że nie chce mi o wszystkim powiedzieć (i w istocie, za każdym razem dowiadywałam się nowych faktów). Ta sytuacja wydawała mi się nieco nietypowa i trochę dziwiło mnie, dlaczego np. chociaż sobie nie strzepali nawzajem rękoma, kolokwialnie mówiąc, skoro już zaszli tak daleko a nie dali rady oralnie, ale wierzę w tę wersję jaką mi przedstawił mój ukochany. Gdy go pytałam o odczucia, to wyznał, że czuł się trochę podłamany tym, że nie potrafił doprowadzić drugiej osoby do orgazmu podczas robienia loda. Podobno przeszło mu przez myśl nawet zakończenie w ustach i połknięcie, ale teraz taka wizja wręcz go odrzuca. Tak samo, kilka razy miał pomyśleć o penetracji, ale nie rozwodził się jakoś nad tym. Twierdzi, że jest hetero i pociągają go tylko dziewczyny. W to jednak ciężko mi do końca uwierzyć, szczególnie po tym co miało miejsce w tym roku. Mówiąc w skrócie, zdarzały mu się sny erotyczne z facetami, w których robił loda. Tak samo kilka razy fantazjował na jawie, głównie po alkoholu. W sumie przez myśl przeszły mu przynajmniej trzy konkretne osoby, gdzie rzeczywiście zastanawiał się nad tym aby to zrobić. Dwa razy myślał o penetracji w swoją stronę (w drugą w ogóle, tylko jako strona bierna), ale najczęściej o lodziku (jako osoba, która go wykonuje). Gdy spytałam go, dlaczego właśnie to, to totalnie zaskoczył mnie odpowiedzią. Twierdził, że to pod moim wpływem, bo ja tak to lubię i o tym dosyć często mówię, przez co rozbudziłam w nim ciekawość. Tylko, że z mojej strony to wszystko tyczy się raczej w stosunku do niego, chyba, że akurat rozmawiamy o naszej przeszłości. Dlatego taka odpowiedź wydaje mi się co najmniej dziwna. Możecie uznać, że przesadzam i szukam dziury w całym. Może po części tak jest, ale ja naprawdę nie mam nic do tego, że on czasem ma takie myśli. Chciałabym tylko, żeby był ze mną szczery i mówił mi o tym. Niezręcznie się czuję, gdy po wypiciu alkoholu myśli o zrobieniu loda koledze (raz był już prawie zdecydowany, tak, że gdyby tamten tylko coś zasugerował to pewnie by do tego doszło) a później baluje z nim do rana. Albo, przy innej okazji leży z tym samym kumplem na łóżku i się do niego tuli lub chce z nim oglądać gejowskie porno. Była też taka sytuacja, że zatrzymał się w mieszkaniu innego kolegi gdzie było tylko pojedyncze łóżku jednoosobowe. Spytał mnie przez telefon o to czy może koło niego spać a ja zapytałam go wtedy, czy nie fantazjował o nim. Odparł, że nie. Następnego dnia jednak przyznał, że przytulał się do niego w nocy a poprzedniego wieczoru przez chwilę chciał mu zrobić loda, ale to była tylko krótka myśl, którą od razu porzucił. Czułam się wtedy trochę oszukana, bo o ile nie uważam się generalnie zagrożona ze strony facetów, to nie znaczy, że takie sytuacje nie są dla mnie bez znaczenia i mnie nie ranią. Podobnie średnio podoba mi się, gdy idzie z kumplem do gejowskiego klubu a później śpią razem spici w jednym łóżku, chociaż drugie jest dostępne dostępne tuż obok. Albo gdy kolega prezentuje mu na dłoni jak duże ma przyrodzenie (bez wyciągania penisa oczywiście, tylko tak zaznaczając palcem rozmiar mniej więcej), razem gadają swobodnie o seksie analnym czy on rozbiera się przy innym gościu do samej bielizny gdy się przebiera zamiast udać się do łazienki. Nie wiem czemu to ma służyć. Może faktycznie jestem trochę przewrażliwiona. Kilka razy jednak nie wytrzymałam i starałam się upewnić w kwestii jego orientacji. Albo pytałam, czy nie zdarza mi się fantazjować czasem o seksie z facetem. On jednak zawsze zaprzeczał, w dodatku sugerując, że skoro tak często o to pytam (a było to może kilka razy w przeciągu roku) to pewnie mnie to kręci albo chcę go nakłonić do takiego stosunku lub zmiany orientacji, co jest dla mnie kuriozum, bo kompletnie nie rozumiem jak coś takiego można wywnioskować z moich słów. Ja chciałabym tylko, żeby był ze mną szczery. I prawdę mówiąc, trochę boję się plotek, bo nawet jeśli on się nimi kompletnie nie przejmuje to nie znaczy, że dla mnie są one zupełnie bez znaczenia. Mnie jednak trochę boli to, że ktoś mógłby go o coś takiego podejrzewać (w sensie jego sporadyczne upodobania do facetów) i sama też czułabym się niefajnie gdyby inni myśleli, że może nie wystarczam mu do końca.
Jest jeszcze jedna taka rzecz, z której powodu było mi trochę przykro. Wrócę może jednak na chwilę do jego relacji z Asią, gdy jeszcze byli w związku. Jak mówiłam, mój ukochany od zawsze był bardzo ambitny. Będąc jeszcze w liceum marzył o prestiżowych studiach i chociaż wyboru kierunku dokonał w ostatniej chwili, trochę pod moim wpływem, to zawsze wysoko mierzył. Gdy mówił wcześniej swojej eks, że rozważa wybranie się na studia do Krakowa lub Warszawy, na bardziej poważane uczelnie, to ta była zasmucona i może wręcz obrażona na niego, że mógłby zostawić ją w taki sposób (bo to z pewnością wiązałoby się z ich rozstaniem). Tłumaczył to tym, że on chciał się piąć wyżej i coś osiągnąć. Ale szczególnie teraz, rozumiem zachowanie Asi, przynajmniej po części. Może i ograniczanie ukochanych osób nie jest dobre, ale czy poświęcanie ukochanej dla wykształcenia i kariery jest całkowicie fair? Gdy kiedyś, już dawno temu, rozmawialiśmy o emigracji zagranicę, to stwierdził, że pewnie by mnie zostawił gdybym nie chciała wyjechać z Polski, nawet gdybym miała tutaj niezałatwione sprawy. Było mi trochę przykro i prawdę mówiąc nadal boję się, że mógłby mnie kiedyś porzucić dla kariery czy nawet lepszej partii. Ja trochę zaprzepaściłam swoją szansę na osiągnięcie prawdziwego sukcesu zawodowego i czuję, że kiedyś to może okazać się problem. Jest jeszcze coś. Kiedyś zarzekał się, że gdyby między nami nie wypaliło to na pewno zostalibyśmy przyjaciółmi, bo nie potrafiłby o mnie zapomnieć i beze mnie funkcjonować. To wiele dla mnie znaczyło. Czułam się pewniej, tak bezpiecznie, wiedząc, że w razie czego będę mogła na nim polegać. On ma przed sobą szansę na osiągnięcie czegoś w zawodzie i na pewno czułabym się pewniej wiedząc, że mogą na niego liczyć, tym bardziej, że moje dotychczasowe znajomości z branży zaczęły się już sypać. Niedawno jednak usłyszałam, że przy ewentualnym rozstaniu całkowicie zerwałby ze mną kontakt. Że było między nami za dużo emocji i nie potrafiłby już za mną utrzymywać żadnych relacji. Z jednej strony trochę rozumiem, ale z drugiej znowu było mi przykro... I jeszcze bardziej bałam się o to, żeby niczego nie zepsuć między nami, żeby tylko teraz się nie posypało. Wręcz, przymykałam oko na pewne rzeczy, żeby tylko jakoś przetrwać trudny okres. Tym bardziej, że to co mówił wydaje mi się całkiem prawdopodobne, bo już wcześniej zerwał kontakty z bardzo bliską przyjaciółką z dzieciństwa (Justyną), więc jest zdolny do takiego odcięcia się.
Nie powiedziałam o bardzo istotnej rzeczy... Chociaż bałam się do tego przyznać nawet przed samą sobą to popadłam w depresję. Zawsze uważałam, że to słowo często jest nadużywane i sama nie potrafiłam na siebie spojrzeć pod tym kątem. Ciężko mi powiedzieć, kiedy to mnie dokładnie dopadło. To postępowało powoli, już o ponad roku, a ostatecznie przygniotła mnie utrata pracy na etacie. Nie chcę za bardzo się o tym rozpisywać, bo nie o tym jest ten temat. W każdym razie zwróciłam się o pomoc do lekarza, który przepisał mi leki, antydepresanty z grupy SSRI (zaproponował mi też miesięczny pobyt w szpitalu, ale odmówiłam). Brałam je stopniowo zwiększając dawkę, zgodnie z zaleceniami lekarza. Liczyłam się z tym, że na efekty będzie trzeba trochę czekać, bo taka już natura tych tabletek. Mimo, że po miesiącu czułam już jakąś poprawę, to było to trochę za mało. Czułam, że bez naprawienia spraw w swoim życiu depresja nie przeminie. Dlatego tak bardzo zależało mi na znalezieniu stałej pracy, która pozwoliłaby mi znowu stanąć na nogi i ponownie osiągnąć niezależność. Wiedziałam, że mogę liczyć praktycznie tylko na siebie, bo mój ukochany niezależnie od tego jak by się nie starał to nie był w stanie mi tutaj pomóc. Nie miał po prostu takich możliwości. Z rodzicami mam prawdę mówiąc mierne stosunki a na znajomych też za bardzo nie mogę polegać. Nie ukrywam, trochę mi pomagają, ale największy ciężar muszę udźwignąć sama. Naprawdę bardzo starałam się, aby podnieść swoje kwalifikacje i końcu gdzieś się zaczepić na dłużej, ale było mi ciężko ze względu na ciągły stres i sytuację w związku. Jak wiecie, co chwila coś wyskakiwało, a ja każdą z tych rzeczy bardzo przeżywałam. Ja po prostu nie potrafię normalnie funkcjonować, gdy co chwila boję się o mój związek, czuję się zagrożona zdradą lub porzuceniem. W najtrudniejszych momentach nie potrafiłam spać po nocach, ciągle bolał mnie brzuch, nie miałam w ogóle apetytu i jadałam jeden posiłek dziennie a zdarzało się, że wcale. Prosiłam ukochanego o wyrozumiałość, starałam się tłumaczyć, jakie to jest dla mnie ważne, ale wyszło jak wyszło. Jak wspominałam już wcześniej, w ten sposób straciłam prawdopodobnie szanse na świetną posadę. To nie był jedyny taki przypadek a teraz jest taki okres, że w ogóle ciężej coś znaleźć. Mam dwie rozmowy kwalifikacyjne w ostatnim tygodniu września, ale już sama nie wiem, czy dam radę. Potrzebuję spokoju i wsparcia a nie ciągłych kłótni, wzajemnych oskarżeń i nieprzespanych nocy... Nie wiem już co robić. To naprawdę dla mnie kluczowy moment a ja muszę się do tego przygotować, jak najszybciej załatwić obecne zlecenia i podszkolić się na tyle ile się da. Czuję, że jak teraz nie dam rady to się kompletnie załamię.
Nadchodzące spotkanie lubego z Wiktorią a później z Sandrą jest dla mnie niezwykle ciężkie. Szczególnie boję się o to pierwsze i obawiam się, że może nie skończyć się na jednym razie. Nie potrafię przestać o tym myśleć. Wiem, że jemu też nie jest lekko a pod koniec miesiąca ma dwa ciężkie egzaminy. Z początku chciałam więc na to przymknąć oko, ale nie wiem czy dam radę. To naprawdę dla mnie uwłaczające, że na dwa tygodnie przed naszym terminem, gdy jeśli wszystko pójdzie dobrze będziemy mogli się już widywać regularnie, on spotyka się z osobą, która jest w nim zakochana i która planowała z nim randkę. Co gorsza, mam wrażenie, że w pewnym sensie on pozwala na takie flirty uznając je za niewinne żarty. Nie przemawia do mnie argumentacja, że nie lubi łamać innym serce. Jakbym ja nie miała uczuć... Czy on naprawdę nie widzi tego, jak ja się czuję w takiej sytuacji? Jak odbiorę to, że dostanie od niej sentymentalny upominek, który już mu kupiła? Ona zapewne powie innym o tym spotkaniu, przez co poczuję się jeszcze bardziej podle... bo będę miała wrażenie, że to ona zajmuje miejsce, które się mi należy i inni zapewne pomyślą podobnie. W dodatku umówiła się z nim na nocne picie a z doświadczenia wiem, że to nie zawsze dobrze się kończyło. Jak mam być spokojna, gdy jeszcze jakieś dwie tygodnie temu zastanawiał się czy się z nią nie przespać? Co gorsza to wcale nie była pojedyncza myśl, tylko przewijało się to przez ostatnie miesiące. Słowa "nie martw się" już nie wystarczają. Mam dosyć jego czułego obejmowania się z obcymi mi osobami, masowania stópek, trzymania na kolankach, koleżeńskich pocałunków w usta i klepania po pupce, leżenia z przyjaciółkami na łyżeczkę obejmując się przy tym w talii czy spania razem z nimi z tuleniem się "po przyjacielsku". Tak samo nie potrafię już przechodzić obojętnie obok jego wielogodzinnych rozmów i żartów z innym o seksie. To dla mnie już za dużo. Nie mam już sił godzinami czy dniami wyciągać od niego informacji co znowu się wydarzyło. Nie chcę słuchać przeprosin i jego samobiczowania. Po prostu chcę być już spokojna a biorąc pod uwagę to co się wcześniej działo, nie potrafię przestać o tym myśleć. Czy ja naprawdę mam paranoję albo wymagam zbyt wiele?
Proszę, doradźcie coś, bo już sama nie wiem co robić. Co Wy byście zrobiły w mojej sytuacji? Czy mam prawo prosić, żeby zrezygnował tym razem? Odpuścił sobie te spotkania, aby mnie uspokoić?
Przepraszam jeśli ta wiadomość jest trochę chaotyczna i niespójna emocjonalnie. Pisałam ją w różnych okresach i początkowo chciałam ją wysłać gdy miało jeszcze miejsce wspomniane wcześniej wesele, ale nie byłam w stanie wtedy tego dokończyć. Możliwe, że pominęłam niektóre rzeczy, ale chyba udało mi się jednak zawrzeć tutaj większość tych naprawdę znaczących i istotnych. Ja naprawdę go kocham i nie chcę się z nim rozstawać. Może z powyższego opisu ciężko to wywnioskować, ale to jest miłość mojego życia a ja bardzo ostrożnie obchodzę się z takimi stwierdzeniami. Nikogo już tak dobrze nie poznam jak jego i przed nikim się tak nie otworzę jak przed nim. Naprawdę, wiemy o swoich najbardziej intymnych sekretach i tajemnicach o których nie rozmawialiśmy z innymi osobami. Z nikim tak nie planowałam przyszłości, nie rozmawiałam o wspólnym domku, dzieciach i zwierzątkach. Może te wizje są dosyć odległe, ale naprawdę czuję, że mają szanse się jeszcze spełnić. Wiem także, że nigdy nie podniósłby na mnie ręki (jest przeciwny przemocy a w życiu pobił się tylko dwa razy i to dawno temu: z dziewczyną a później chłopakiem, kiedy oni obrazili jego rodziców). Po prostu jestem pewna, że to jest ten jedyny i naprawdę chciałabym, żeby nam się udało. Teraz pragnę tylko tego, żeby starał się mnie zrozumieć, wczuć się w moją obecną sytuację i jednak postawił moje dobro nad innymi. Tylko tyle. Przez te dwa tygodnie naprawdę potrzebuję wsparcia, bez zamartwiania się o niego i o nas. Czy oczekuję zbyt wiele?
Czy oczekuję zbyt wiele?
Od nas, żeby to przeczytać? Chyba tak. Lektura do poduszki
4 2017-09-17 21:11:11 Ostatnio edytowany przez ósemka (2017-09-17 21:12:02)
Straszny tłok w tym Twoim "związku" - nie za duszno Ci w nim? Ja bym się udusiła.
To co mogę Ci radzić, to nie rób przerwy, bo ona niczego nowego nie wniesie, a raczej zakończ to coś, co nazywasz związkiem.
On się nie zmieni - zmieni Ciebie w kłębek nerwów, o ile już to się nie stało.
Dlaczego Ci na nim tak zależy? - nie rozumiem.
Jezus. Przeczytałam połowę pierwszego posta dokładnie, drugą połowę pobieżnie... Drugie posta już nie dałam rady. Ty jeszcze z tym kimś jesteś? Dlaczego? Nadal mu ufasz? Na jakiej niby podstawie??? Masakra, dziesiątki sygnałów przewija się przez tę opowieść, że on cię traktuje jak kogoś tak o, żeby pogadać. Daj spokój, przecież to dzieciak jest, w ogóle nie jest gotowy do tego, czego ty chcesz, on ma ochotę na mnóstwo seksu, przygody, romanse, zmienianie dziewczyn jak rękawiczek... Nie mam żadnych wątpliwości, wnioskując z twojej opowieści, że będąc z tobą w związku sypiał (i będzie sypiał) z innymi ludźmi. A ty udajesz, że tego nie widzisz. I sama o tym piszesz, i on o tym pisze, że zdradzał, to co ma go powstrzymać przed kolejną? On nawet nie ogarnia jeszcze, że to kogoś może zaboleć, bo jeszcze do tego nie dorósł.
Nie rozumiem tej historii. Sama ignorujesz fakty, nawet kiedy je opisujesz, i wierzysz w jakieś bajeczki, mimo że wiesz, że nie raz cię oszukał, i wierzysz w jego wierność, mimo że jest zdradzaczem, i oczekujesz od niego dojrzałości wiedząc, że on jest dzieciakiem, i oczekujesz, że nie będzie z nikim spał, mimo że bardzo chce (ha, wątpię, żeby w jego słowniku istniało pojęcie wstrzemięźliwości). Ale nie, ty patrzysz w niego jak w obrazek, i próbujesz sobie wyjaśniać, wbijasz sobie do głowy, wpychasz do mózgu, powtarzasz jak mantrę, "nie powinnam się przejmować, nic takiego się nie dzieje" x100000 aż zaczynasz w to wierzyć, i cokolwiek ci nie pasuje, to i tak odpuszczasz (już z 10 razy to samo napisałaś - przeszkadza mi, no ale odpuściłam), i potem zamykasz z całej siły oczy i zatykasz uszy i udajesz, że wszystko jest okej.
A ja przeczytałam. Dobrze się czyta. Szkoda, że nie dam Ci mądrej rady.
Moim zdaniem twój "luby" manipuluje Tobą jak chce, wyglada mi też na kogoś zaburzonego. Jest Ci znajome pojęcie borderline? Myślę też, że nie masz szans na upragniony spokój z kimś, kto tak pragnie emocji wokół siebie. On chyba dobrze się czuje w emocjonalnym chaosie i niepewności, które tobie nie dają żyć, dosłownie nie dają.
Nie mam mądrej rady, ale ta na którą mnie stać to: odpuść jemu i sobie. Może przerwa na rok? Poukładaj sobie w życiu cokolwIek.
Za dlugi post. Czytac sie tego nie da. Jak telenowela. Ty przezywasz, on ma to gdzies. A czemu ty dziecinniejesz i za gowniarza sie bierzesz? Jeszcze jakiegos manipulanta. Z rowiesnikami nie mozesz nazwiazac blizszych relacji? Tylu jest chlopakow, co szukaja dziewczyny, a ty za takim kims latasz? Ogarnij sie. Rzuc kretyna i rozejrzyj sie w okol siebie za odpowiednim kandydatem.
Ależ olaora, umawianie się z młodszymi to nic złego, i jak ktoś chce, to czemu nie - przecież jak się nie ma dużego doświadczenia w związkach czy coś, to się szuka młodszego, żeby się pobawić, poeksperymentować. No ale trzeba mieć świadomość, że ta młodość jednak coś znaczy, a nie tak jak autorka, wierzyć w dojrzałość 19-latka.