Witam. Nie mam pojęcia od czego zaczac żeby otrzymać odpowiedź. Otóż z moim partnerem znamy się 4-5 lat. Poznaliśmy się na portalu randkowym spotkaliśmy się była chemia a później cisza. Jednak przez cały czas byliśmy sporadycznie w kontakcie i czasem spotykslism się tzw,,na piwo" . Ja mam 20 lat ,on 30. Wychowywałam sie bez ojca może dlatego zawsze gustowalam w nieco starszych facetach ( może to jakiś brak męskiej dłoni...) . Matka nigdy nie okazywała mi uczuć ani zainteresowania , poniekąd czułam się winna w pewnym czasie bo ojciec zostawił mamę kiedy dowiedział się że jest ze mną w ciąży. Jednak nie mam nikomu nic za złe bo mimo że zbyt wcześnie zaczęłam interesować się mężczyznami, sama poradziłam sobie świetnie w etapie dorastania.
Przechodząc do rzeczy. W maju tamtego roku miłość zaczęła kwitnąć . Spotykaliśmy się parę razy w miesiącu . Czułam że chce czegoś więcej jednak nie byłam pewna czy chce związku bo poprzedni partner pozostawił po sobie dużo negatywnego nastawienia.
Fizycznie nie mogłam się oderwać od mojego aktualnego partnera ani on ode mnie . Stwierdziliśmy że jeśli nie jesteśmy pewni czego chcemy to uznajmy że spotykamy się ,,na seks " a co dalej czas pokaże. ON z góry chciał żebym obiecała że będę to robić tylko z nim żeby nie czuł się źle. W listopadzie pojechał z kolegami na dyskotekę ,,miał być grzeczny" i twierdził że tak było.
Ja również lubiłam ten klub więc któregoś razu siedząc z koleżankami postanowilysmy zobaczyć zdjęcia z tej imprezy , czy był ktoś znajomy itd. I tu doznałam SZOKU.. moim oczom ukazala się na prawdę brzydka dziewczyna klejąca się do niego ( nie wyrażał raczej sprzeciwu) . Pomyślałam,, dobra , głupia babo spotykamy się tylko na seks, nie ma po co robić scen ".
Około miesiąc później zaczęliśmy zachowywać się jak para . Całe weekendy wspólne plus parę spotkań w tygodniu. Nie dawało mi to jednak spokoju i zapytałam wprost czy jest ze mną szczery. Zdziwił się tym pytaniem... Zapytał o co mi chodzi . Pokazałam mu zdjęcia z feralnej imprezy. Oczy wyszły mu na wierzch i udawał że nie wie o co chodzi. Po godzinie męczenia go doszliśmy do tego że ,, nie byliśmy razem niczego się nie dowiem mam przestać go śledzić". Na tym temat się skończył.
Na początku związku wszystko cudownie plany itd jednak mimo jego wieku nigdy nie miał kobiety ,co było zastanawiające . ( Każdy jest inny może nie potrzebował) . Chyba pierwszy raz w życiu poczułam się kochana , ważna , doceniona , wysłuchana. No nic mi nie brakowało . Jednak im dłużej się spotykaliśmy tym było mniej czułości mniej zrozumienia , zaczął być egoistyczny . Zaczęłam dostrzegać że dla niego w życiu liczą się tylko praca i pieniądze. To jedyny aspekt o którym mógłby rozmawiać dniami i nocami , co by miał jakby wygrał w lotka itd etc... Jeśli ja mówiłam że mnie coś boli albo że jakieś jego zachowanie odbieram źle to 5 minut się pomartwil a później zaś praca praca praca.. w końcu czulam się jakaś zignorowana. Jeśli ja o coś proszę to muszę czekać tygodniami , jeśli zadzwoni ktoś z pracy to nawet kiedy ma urlop zbiera rzeczy i leci do pracy. Na początku to akceptowałam bo był singlem ma blisko więc szef jest przyzwyczajony że był on zawsze dyspozycyjny.. jednak chyba pora się z tym pożegnać.
Zawsze uważał jak ważna jest prywatnośc i żadne z nas nie kontrolowało drugiego. Jednak od pewnego czasu zaczął się jakoś kitrać z telefonem ( może przez moje marudzenie że siedzi wlepiony non stop) . Któregoś dnia sprawdziłam , nic nie znalazlam i się przyznałam . Wojna , ale jakoś o tym zapomnieliśmy. Miesiąc temu on wykorzystał sytuację że padłam zmęczona z telefonem w ręce i przetrzepal calutki a później nagle zaczął mnie całować i tulić się do mnie. (!?!)
Od maja mieszkamy razem wyszło tak samo (wypadek losowy) i tak zostało. On praca ja dom . Więc ja zajmowałam się domem i obowiązkami z racji sporej ilości wolnego czasu. Wszystko super , tylko jeśli siedzisz sama 10 godzin sprzątasz gotujesz , a on przychodzi rozrzuca swoje ciuchy i brudne skarpety na świeżo umytej podłodze , je obiad i nawet talerza do kuchni nie odstawi , to po pewnym czasie zaczęło mnie to irytować że nie szanuje mojego wysiłku . Przez jakiś czas przestrzegał tego a teraz jest znów jak jest. Zaczęliśmy się kłócić bo nigdy nie umiał rozmawiać o emocjach upodobaniach , ja też .więc odczucia są podwójne kiedy się wszystko w sobie tłumi. Ja nie potrafię mu zaufać jakiś uraz mam za tamtą dyskotekę , tym bardziej że nie próbował odbudować zaufania , myśli o swoich potrzebach ignorując moje , wiecznie narzeka nie potrafi się cieszyć z drobiazgów i cały czas jest jakby nieobecny, w swoim własnym świecie . Ja potrzebuję czuć się kochana i stabilna,o czym niejednokrotnie wspominałam - bez efektu..
Jestem zdania że jeśli się na prawdę kogoś kocha to wszystko powinno się robić wspólnie, planować podejmować decyzje a przede wszystkim słuchać.
Starałam się jakoś go zrozumieć , że faceci nie potrzebują aż tyle czułości co my, że skoro nie miał wcześniej kobiety to może nie rozumie co się powinno a co nie , że trzeba w stosunkach partnerskich wykonywać Wszystko ( tym bardziej że zawsze mama a później babcia wyreczaly go i latały na każde ,, pierdnięcie" ) , że każde z nas potrzebuje mieć też jakieś swoje sprawy znajomych itd. Nie trawie jego kolegów i raczej się to nie zmieni według mnie to takie płytkie szczyle i pozerzy..
On uważa że ja mu ograniczam z nimi kontakty ze nie widuje się z nimi bo po 1 nie chce mnie zostawiać samej w domu a po 2 boi się że go będę osądzać że pewnie nie byl u kolegów albo że coś robili itd. Ja to widzę inaczej . Ostatnia sytuacja : kolacja na gazie oglądamy mecz przy piwku dzwoni jego kolega ze przejeżdża obok i czy wyjdzie zajarać. Kazał czekać , że zaraz da znać. Pyta mnie czy może wyjść ,,zajarać", odpowiedziałam że okej niech idzie tylko za chwilkę bo kolacja już gotowa to żeby później nie miał zimnej . Oddzwania do kolegi i mówi ,,ej stary dzisiaj nie dam rady jednak" po czym siedzi i stęka pół wieczoru ,,ooooch ty nawet nie wiesz jak mi brakuje tych starych czasów z ziomkaami" . Yyy? To co miałam go przez okno wyrzucić? Bo nie rozumiem.
Ostatni tydzień to istna wojna w piątek powiedział że ma dość Tych kłótni i że będzie lepiej jak wrócę do siebie i będziemy się tylko spotykać tak jak wcześniej bo on potrzebuje odetchnąć i nie chce cały czas się stresować. Uważam że to nic nie zmieni bo on nie rozumie dlaczego się kłócimy ani ja nie rozumiem czego on w końcu chce. Co zrobić?
Ja go na prawdę kocham jestem przywiązana i chciałam uczyć go budować wartościowe więzi , jednak czy to możliwe bez specjalisty? Cierpi na tzw Syndrom Piotrusia Pana , niedojrzałego mężczyzny. Potwierdził to ale stoimy z tym w kropce. Wiem że on chciałby żeby było dobrze tylko coś go blokuje. Dodam że nigdy nie naciskałam na dzieci ani śluby bo uważam że np na planowanie dzieci trzeba mieć stabilność finansową i emocjonalna.
Nie chce się wyprowadzac bo wiem że psychicznie tego nie ogarnę
?????????