Witajcie.
Nie wiem, co się ze mną dzieje, może jest na to w psychologii jakaś nazwa, wg której mogłabym poszukać jakiś książek, aby zrozumieć swoje okropne zachowania i przeciwdziałać im?
Jestem po tzw. Przejściach, moi poprzedni partnerzy byli agresywni i mieli problemy z alkoholem.
Teraz mam nowy wspaniały związek i zachowuję się okropnie w stosunku do faceta, który jest dla mnie … za dobry! Może nie jestem przyzwyczajona do dobrego traktowania, zaczęłam go lekceważyć, bo on…kocha mnie za bardzo.
Na początku wszystko było cudownie, poznaliśmy się na terapii stacjonarnej dla osób z depresją, świetnie się rozumieliśmy, już wtedy wprawdzie irytowała mnie ilość jego wysyłanych do mnie smsów, jednak miałam nawyk zostawiania telefonu w pokoju i odpowiadałam na nie 4 razy dziennie.
Od kilku tygodni jednak mój facet zaczął mnie bardzo irytować. Miałam wyjechać z miasta i zamieszkać z nim, ale teraz już nie wiem, czy ja się w ogóle nadaję do zamieszkania z kimkolwiek. Czuję się osaczona i jakby brakowało mi oddechu.
Wypisze tu to, co mnie denerwuje najbardziej:
- robię śniadanie, kroję coś, on łapie mnie za tyłek i odciąga do tyłu obejmując mnie (non stop),
- idę umyć zęby, on idzie za mną i stoi, gdy ja myję zęby, łapie za tyłek i przygląda się mi w lustrze,
- robię makijaż – on stoi za mną i jak wyżej,
- idę się kąpać on po kilka razy pyta się czy umyć mi plecy,
- suszę włosy, on przygląda mi się i robi zdjęcia,
- prowadzę samochód, on łapie mnie za krocze, gniecie mi spódnicę i generalnie cały czas prowadzę z jego ręką w gaciach (nie ma to podtekstu seksualnego – tylko „żartobliwy”, jednak mnie zaczęło już doprowadzać do furii),
- chcę iść po bułki – on idzie ze mną,
- oglądamy film: on zamiast w ekran patrzy się na mnie,
- tylko w wc mam chwile samotności,
- wysyła mi po 20-30 smsów dziennie, dzwoni około 15 razy, gdy nie odpowiem od razu łapie doła, pali papierosy i później muszę go zapewniać o uczuciu i godzinami pocieszać.
Ostatnio miała miejsce prawdziwa afera, bo musiałam pójść na takie szkolenie zdominowane przez facetów w dość podeszłym wieku, nie spał 3 noce, bo szłam na szkolenie, na którym byli dziadkowie po 60, a on nie mógł iść ze mną! Próbował na mnie wymusić rezygnację ze szkolenia albo podanie numerów telefonów jego uczestników (nie znałam ich). Tym szkoleniem zrył mi beret przez ostatnie dni. Do późnych godzin nocnych musiałam tłumaczyć dlaczego szkolenie trwało 6 godzin, a nie 4, dlaczego jechałam na nie 2 godziny, a nie godzinę itd. Itd. Płakał, nie spał, nic nie jadł. Dodam, że szkolenie to dotyczyło mojego hobby, nie pracy i mogłam na nie nie iść.
Szczerze mówiąc zaczyna mnie to już naprawdę ostro wkurzać i czuję się jak świnia. On naprawdę jest dla mnie dobry, ale ja potrzebuję też i chwili oddechu, czasu na moje zainteresowania, hobby, nawet tych kilka minut dziennie na zrobienie makijażu bez jego twarzy w lustrze, w wannie chciałabym ogolić nogi na przykład, a nie stresować się jego obecnością, bo uparł się umyć mi plecy.
Czy ja jestem normalna, czy już w tyłku mi się przewraca z nadmiaru miłości?
To naprawdę miło, że troszczy się o mnie i uważa za najseksowniejszą na świecie, ale chyba we wszystkim musi być jakaś równowaga?
Proszę pomóżcie. Co mogę zrobić, by nauczyć się dobrych ludzi traktować po prostu dobrze? To mój pierwszy normalny związek. Jeszcze się hamuję, ale czasami mam takie ataki złości, że muszę się nieźle powstrzymywać, aby nie zrobić mu przykrości….