nie sądziłam, że trafię na forum z własnym problemem, bo jak mogą pomóc mi ludzie, którzy w ogóle mnie nie znają, ale już nie potrafię poradzić sobie ze swoimi emocjami, czym krzywdzę i siebie i kogoś mi bliskiego. Jestem w związku od 4 lat. Nie był to związek, o którym marzyłam. Nie czułam się dla niego najważniejsza, nie czułam że mu zależy i chyba to był największy problem. Nie chciał rozmawiać o przyszłości, małżeństwie, dzieciach. Ale odejść nie potrafiłam, choć czułam że powinnam bo zasługuje na kogoś lepszego. Trwałam i sama nie wiem czy dlatego, że tak kochałam czy dlatego że bałam się zostać sama. Zaczęłam się oddalać i w końcu doszłam do ściany, dotarło do mnie że on nie planuje ze mną przyszłości, że nie ma sensu tego ciągnąć. Poznałam też kogoś i stwierdziłam że sobie poradzę, że mam przyjaciół, że będzie dobrze. Powiedziałam, żebyśmy się rozstali i wtedy on postanowił zawalczyć. Wahałam się czy dać nam jeszcze szansę, czy to już się nie wypaliło i dać sobie spokój. Widziałam jak to przeżywał i nie mogłam patrzeć jak cierpi, więc postanowiłam spróbować jeszcze raz. Pomyślałam, że jestem pod wpływem emocji, może i tamtego nowo poznanego, bo trochę mnie zauroczył, i jak emocje opadną to będę żałować, że nie dałam nam szansy. Przyjaciółki też radziły, żebym spróbowała. Zeszliśmy się, zamieszkaliśmy razem. Wiele się zmieniło, wreszcie poczułam się kochana. Przez ostatnie 3 miesiące było fajnie, byłam szczęśliwa. Choć gdzieś z tyłu głowy miałam pytanie czy ja naprawdę go kocham. Jest czuły, dba o mnie, widzę że kocha i mu zależy, nareszcie czułam się tak jak kiedyś bardzo tego chciałam. Zaczęły się rozmowy o małżeństwie i rodzinie. I nagle bach. Zaczęłam fiksować, on gotowy był już zaręczać się i brać ślub, a ja się przestraszyłam. Wszyscy przyjęli że teraz to już termin będziemy ustalać, a ja się przestraszyłam, że nie jestem gotowa, że ja nie chcę. A skoro nie jestem gotowa to czy ja go kocham. Poczułam niepewność czy on jest tym facetem, z którym chcę spędzić życie. Uważam, że byłby dobrym mężem i ojcem.To nie jest tak, że brakuje mi jakichś motylków czy czegoś. Nie denerwuje mnie, nie nudzę się z nim. Lubię z nim przebywać, dobrze nam się razem mieszka, chcę żeby był ze mną szczęśliwy. Kiedyś chciałam tego ślubu, teraz jestem przerażona. Zaczęłam się nakręcać, że w takim razie to nie miłość, że może to tylko przyjaźń. Że może za szybko się zeszliśmy, że nie przemyślałam tego wszystkiego. Robię mu tym wszystkim bałagan w głowie, zadręczam siebie i jego i jest mi strasznie źle że tak cierpi przeze mnie. Ale nie potrafię sobie poradzić z tymi emocjami. jak z nim jestem jest ok, jak przychodzi noc zaczynam myśleć. Już nie wiem co mam zrobić, próbuję rozmawiać z przyjaciółmi z nadzieją, że oni wyciągną w czym tkwi problem. Miotam się strasznie, czasem myślę, że lepiej się rozstać niż tak dręczyć. Nie rozumiem tego co we mnie siedzi.
Siedzą w Tobie wątpliwości dotyczące tego, co było wcześniej. Nie mniej jeżeli po tak długim czasie nie jesteś pewna, czy warto spróbować to może jednak nie warto. Osoba, która czuje się w związku dobrze, jest kochana, szanowana z reguły po takim okresie nie ma wątpliwości, gdyż jest to naturalna kolej rzeczy. Z 2 strony być może za dużo myślisz, zastanawiasz się nad opcjami, które się nie sprawdzą i to rodzi wątpliwości.
Polecam usiąść sobie na spokojnie i zrobić listę plusów i minusów całej tej relacji. Zrób ją zgodnie z tym, co czujesz w tym momencie i daj znać co wyszło.
Wydaje mi się, że nadal Tobie w głowie tamten drugi siedzi i perspektywa wzięcia ślubu by przekreśliła ewentualne szanse na "spiknięcie się". Zobaczyłaś, że są inni faceci wokół, którzy mogą zabiegać o Twoje względy i zapewne było Ci dobrze z tym (dawało to emocje). Drugim problemem jest to, że ludzie zazwyczaj zaniżają swoje preferencje i oczekiwania wobec ewentualnego partnera bo nie chcą być sami i nie chcą ranić odrzuceniem drugiej osoby. Pewne siebie osoby nie zmieniają ścieżki która sobie wyznaczają jedynie ją korygują. Pomyśl sobie czego chcesz i gdzie się sama widzisz za kilka miesięcy, jeżeli nie widzisz Was oboje w tym wszystkim, zakończ to.
O tamtym nie myślę. Owszem na początku jak się zeszliśmy to trochę siedział mi w głowie i zastanawiałam się, co by było gdyby, ale w miarę upływu czasu przestało mieć to znaczenie. Cieszyłam się, że jesteśmy razem, że mogę go rano budzić do pracy, czytać książkę kiedy on ogląda telewizję. I nadal tak jest. Przestało mieć znaczenie, że kiedyś nie czułam się tak kochana bo dziś jest inaczej. Nie czuję, że czegoś mi brakuje w tym związku, nie myślę, że z kimś innym mogłoby mi być lepiej. Boję się, że miłość minęła, a to co zostało to przyjaźń. Powiedziałam mu że dopadły mnie jakieś wątpliwości, że nie potrafię określić czy to co czuję to miłość i dlaczego te myśli o małżeństwie tak mnie przeraziły. Wiem, że go ranię i czuję się z tym jeszcze gorzej. Chcę z nim być, a z drugiej strony nie wiem czy cierpiałabym gdyby odszedł. Mam huśtawkę, raz jest super a za chwilę mnie zżera od środka. Nie potrafię odpowiedzieć, czy jestem z nim bo wiem że cierpiałby gdybym odeszła czy dlatego, że to miłość. Zaczęłam brać nawet leki uspokajające, ale nie pomagają.
Wyłącznie na przyjaźni związku nie zbudujesz.
zaczęłam się zadręczać tym, że byłam z nim bo bałam się być sama, a teraz z nim jestem bo boję się go zranić. Nie wiem czemu nie potrafię określić się, czy naprawdę kocham. On na każdym kroku podkreśla, jak dla niego jestem ważna jak mnie kocha, więc może tylko świadomość tego jak bardzo by cierpiał po rozstaniu nie pozwala mi odejść.
A czego konkretnie brakuje Ci w związku?
no właśnie nie czuje żeby mi czegoś brakowało. Ale od momentu kiedy zapytał co myślę o ślubie na wiosnę spanikowałam. Nie umiem określić czy jestem w 100% pewna, że z tym facetem chcę spędzić życie. A skoro nie jestem tego pewna to zaczęłam wątpić w to, że go w ogóle kocham. I spirala się nakręca.
nie sądziłam, że trafię na forum z własnym problemem, bo jak mogą pomóc mi ludzie, którzy w ogóle mnie nie znają, ale już nie potrafię poradzić sobie ze swoimi emocjami, czym krzywdzę i siebie i kogoś mi bliskiego. Jestem w związku od 4 lat. Nie był to związek, o którym marzyłam. Nie czułam się dla niego najważniejsza, nie czułam że mu zależy i chyba to był największy problem. Nie chciał rozmawiać o przyszłości, małżeństwie, dzieciach. Ale odejść nie potrafiłam, choć czułam że powinnam bo zasługuje na kogoś lepszego. Trwałam i sama nie wiem czy dlatego, że tak kochałam czy dlatego że bałam się zostać sama. Zaczęłam się oddalać i w końcu doszłam do ściany, dotarło do mnie że on nie planuje ze mną przyszłości, że nie ma sensu tego ciągnąć. Poznałam też kogoś i stwierdziłam że sobie poradzę, że mam przyjaciół, że będzie dobrze. Powiedziałam, żebyśmy się rozstali i wtedy on postanowił zawalczyć. Wahałam się czy dać nam jeszcze szansę, czy to już się nie wypaliło i dać sobie spokój. Widziałam jak to przeżywał i nie mogłam patrzeć jak cierpi, więc postanowiłam spróbować jeszcze raz. Pomyślałam, że jestem pod wpływem emocji, może i tamtego nowo poznanego, bo trochę mnie zauroczył, i jak emocje opadną to będę żałować, że nie dałam nam szansy. Przyjaciółki też radziły, żebym spróbowała. Zeszliśmy się, zamieszkaliśmy razem. Wiele się zmieniło, wreszcie poczułam się kochana. Przez ostatnie 3 miesiące było fajnie, byłam szczęśliwa. Choć gdzieś z tyłu głowy miałam pytanie czy ja naprawdę go kocham. Jest czuły, dba o mnie, widzę że kocha i mu zależy, nareszcie czułam się tak jak kiedyś bardzo tego chciałam. Zaczęły się rozmowy o małżeństwie i rodzinie. I nagle bach. Zaczęłam fiksować, on gotowy był już zaręczać się i brać ślub, a ja się przestraszyłam. Wszyscy przyjęli że teraz to już termin będziemy ustalać, a ja się przestraszyłam, że nie jestem gotowa, że ja nie chcę. A skoro nie jestem gotowa to czy ja go kocham. Poczułam niepewność czy on jest tym facetem, z którym chcę spędzić życie. Uważam, że byłby dobrym mężem i ojcem.To nie jest tak, że brakuje mi jakichś motylków czy czegoś. Nie denerwuje mnie, nie nudzę się z nim. Lubię z nim przebywać, dobrze nam się razem mieszka, chcę żeby był ze mną szczęśliwy. Kiedyś chciałam tego ślubu, teraz jestem przerażona. Zaczęłam się nakręcać, że w takim razie to nie miłość, że może to tylko przyjaźń. Że może za szybko się zeszliśmy, że nie przemyślałam tego wszystkiego. Robię mu tym wszystkim bałagan w głowie, zadręczam siebie i jego i jest mi strasznie źle że tak cierpi przeze mnie. Ale nie potrafię sobie poradzić z tymi emocjami. jak z nim jestem jest ok, jak przychodzi noc zaczynam myśleć. Już nie wiem co mam zrobić, próbuję rozmawiać z przyjaciółmi z nadzieją, że oni wyciągną w czym tkwi problem. Miotam się strasznie, czasem myślę, że lepiej się rozstać niż tak dręczyć. Nie rozumiem tego co we mnie siedzi.
Dla mnie za mało konkretów.
Strach, obawy i frustracje w twojej sytuacji mogą mieć wiele przyczyn.
Hm...spróbujmy...
Czasami, gdy w dzieciństwie mieliśmy nadopiekuńczych rodziców, to zostaje w nas podświadoma obawa przed utratą niezależności, wolności. Szczególnie gdy nadopiekuńczość rodziców wynikała np. z przelania na dziecko swojej potrzeby bliskości w skutek porzucenia przez partnera. Wtedy próba zbliżenia się z drugą osobą grozi zalaniem jej lękami i frustracjami, więc trzymamy dystans lub się wycofujemy...
Albo gdy się nie wierzy, że druga osoba może nas prawdziwie pokochać. Gdy gdzieś wewnątrz nas jest strach przed odrzuceniem (niekoniecznie fizycznym, ale emocjonalnym), to pragniemy wyprzedzić jej krok, żeby oszczędzić sobie bólu, gdy odrzucenie nastąpi i odrzucamy pierwsi...
Widzisz gdzieś w tym odrobinę siebie i swoich obaw?
Napisz coś więcej o swojej historii rodzinnej, dzieciństwie.
no właśnie nie czuje żeby mi czegoś brakowało. Ale od momentu kiedy zapytał co myślę o ślubie na wiosnę spanikowałam. Nie umiem określić czy jestem w 100% pewna, że z tym facetem chcę spędzić życie. A skoro nie jestem tego pewna to zaczęłam wątpić w to, że go w ogóle kocham. I spirala się nakręca.
To może trzeba dać mu szansę i wtedy zweryfikować swoje ewentualne obawy. Inaczej możesz do końca życia żałować i zadawać sobie pytania typu - a jeżeli jednak to był TEN facet? A może warto było spróbować, a te obawy były po prostu spowodowane tak ważną decyzją jak małżeństwo?
11 2017-09-15 11:47:26 Ostatnio edytowany przez jolka_31 (2017-09-15 11:48:20)
Nie sądzę, by moje dzieciństwo miało na to jakiś wpływ - moi rodzice nigdy nie byli nadopiekuńczy, martwili się o mnie jak to rodzice, ale nigdy nie byłam od nich uzależniona, mogę na nich liczyć, choć tata nie zawsze zgadzał się z moimi decyzjami wzbudzając przez to we mnie trochę poczucie winy że nie udało mi się spełnić jego oczekiwań.
Wiem, że mój partner bardzo mnie kocha. Kiedyś zastanawiałam się czy mu zależy i wszyscy mówili, że jak facetowi zależy to się to po prostu czuje. teraz się już nie muszę zastanawiać.
jolka_31 napisał/a:no właśnie nie czuje żeby mi czegoś brakowało. Ale od momentu kiedy zapytał co myślę o ślubie na wiosnę spanikowałam. Nie umiem określić czy jestem w 100% pewna, że z tym facetem chcę spędzić życie. A skoro nie jestem tego pewna to zaczęłam wątpić w to, że go w ogóle kocham. I spirala się nakręca.
To może trzeba dać mu szansę i wtedy zweryfikować swoje ewentualne obawy. Inaczej możesz do końca życia żałować i zadawać sobie pytania typu - a jeżeli jednak to był TEN facet? A może warto było spróbować, a te obawy były po prostu spowodowane tak ważną decyzją jak małżeństwo?
Tylko boję się, że jeśli ta pewność nie pojawi się w ogóle to zranię go tylko przeciągając to w czasie. Obwiniam się, że teraz nie czuję tej pewności i nie mogę zrozumieć dlaczego.
Wiem, że mój partner bardzo mnie kocha. Kiedyś zastanawiałam się czy mu zależy i wszyscy mówili, że jak facetowi zależy to się to po prostu czuje. teraz się już nie muszę zastanawiać.
Więc już wiesz, co mu odpowiedzieć
Nie sądzę, by moje dzieciństwo miało na to jakiś wpływ - moi rodzice nigdy nie byli nadopiekuńczy, martwili się o mnie jak to rodzice, ale nigdy nie byłam od nich uzależniona, mogę na nich liczyć, choć tata nie zawsze zgadzał się z moimi decyzjami wzbudzając przez to we mnie trochę poczucie winy że nie udało mi się spełnić jego oczekiwań.
Wiem, że mój partner bardzo mnie kocha. Kiedyś zastanawiałam się czy mu zależy i wszyscy mówili, że jak facetowi zależy to się to po prostu czuje. teraz się już nie muszę zastanawiać.
Czyli w swoim domu byłaś zawsze otoczona troską i opieką, czułaś się akceptowana, gdy miałaś problem, to dzieliłaś się nim z rodzicami, bo miałaś pewność, że cię zrozumieją, będą wspierać i stać zawsze po twojej stronie? Czyli w twojej rodzinie jest dużo czułości, głaskania, przytulania, a w dzieciństwie było kołysania i adekwatne reagowania na twoje potrzeby, co pozwoliło tobie wyrosnąć w przekonaniu, że możesz liczyć zawsze na bliskie osoby i nawet jeśli oddalą się na chwilę, to tylko po to, żeby za chwilę się do ciebie ponownie zbliżyć?
Widzisz, twój pierwszy post przeczy temu. Mamy tak, że idealizujemy swoje dzieciństwo. Nawet jeśli nam czegoś brakowało, to uczymy się z tym żyć, ale pewne obawy i strachy NA POZIOMIE PODŚWIADOMOŚCI stałe nam towarzyszą i ujawniają się w trudnych życiowych sytuacjach szczególnie wyraźnie. Możesz oczywiście je zbagatelizować, albo poznać lepiej samą siebie. Twój wybór.
Moim zdaniem dopadła was zwyczajna codzienność i stagnacja. Entuzjazm opadł, motylki zdechły. Niektórzy ją lubią, taką słodką stabilizację- wizja ślubu, wesela, dziecko. A niektórzy nie. Może ty po prostu jako kobieta, jako człowiek, czujesz większą potrzebę wolności, niepokoi perspektywa zaobrączkowania i koniec tego etapu młodości i niezależności, braku zobowiązań. Jeśli tak jest to po prostu wstrzymajcie się ze ślubem i decyzjami. Zamiast tego rozerwijcie się trochę, jeździcie na jakies fajne wakacje, zapiszcie się na kurs nurkowania-może entuzjazm wróci.
jolka_31 napisał/a:Nie sądzę, by moje dzieciństwo miało na to jakiś wpływ - moi rodzice nigdy nie byli nadopiekuńczy, martwili się o mnie jak to rodzice, ale nigdy nie byłam od nich uzależniona, mogę na nich liczyć, choć tata nie zawsze zgadzał się z moimi decyzjami wzbudzając przez to we mnie trochę poczucie winy że nie udało mi się spełnić jego oczekiwań.
Wiem, że mój partner bardzo mnie kocha. Kiedyś zastanawiałam się czy mu zależy i wszyscy mówili, że jak facetowi zależy to się to po prostu czuje. teraz się już nie muszę zastanawiać.Czyli w swoim domu byłaś zawsze otoczona troską i opieką, czułaś się akceptowana, gdy miałaś problem, to dzieliłaś się nim z rodzicami, bo miałaś pewność, że cię zrozumieją, będą wspierać i stać zawsze po twojej stronie? Czyli w twojej rodzinie jest dużo czułości, głaskania, przytulania, a w dzieciństwie było kołysania i adekwatne reagowania na twoje potrzeby, co pozwoliło tobie wyrosnąć w przekonaniu, że możesz liczyć zawsze na bliskie osoby i nawet jeśli oddalą się na chwilę, to tylko po to, żeby za chwilę się do ciebie ponownie zbliżyć?
Widzisz, twój pierwszy post przeczy temu. Mamy tak, że idealizujemy swoje dzieciństwo. Nawet jeśli nam czegoś brakowało, to uczymy się z tym żyć, ale pewne obawy i strachy NA POZIOMIE PODŚWIADOMOŚCI stałe nam towarzyszą i ujawniają się w trudnych życiowych sytuacjach szczególnie wyraźnie. Możesz oczywiście je zbagatelizować, albo poznać lepiej samą siebie. Twój wybór.
Mama była tą, do której biegło się z płaczem, tata raczej stosował zasadę "zimnego chowu". Nie umiem rozmawiać z nim tak jak z mamą, jej jestem w stanie powiedzieć wszystko. Z tatą jednak nie mam takiego porozumienia. Może jest i tak, że chcę uszczęśliwić rodziców bo oni uważają, że małżeństwo i dzieci w moim wieku to wyznacznik szczęścia. Nie naciskają, ale chcieliby żebym się już ustatkowała. A mnie dopadają wątpliwości w zasadzie bez powodu (bo nie umiem ich znaleźć). A skoro pojawiają się wątpliwości to czy to jest miłość z mojej strony? I tak mogłabym w kółko czekając chyba aż ktoś mi odpowie, albo licząc na to że zobaczę przyszłość.
Może i zapomniałaś o chłopaku w którym się zauroczyłaś, ale cały czas brakuje Ci tamtych emocji. I tego nie chcesz stracić- szansy przeżycia takich emocji.
I jeśli po tym jak dałaś szansę Waszemu związkowi nie odnalazłaś w nim nic nowego i ekscytującego- myślę, ze nie ma sensu tego ciągnąć. Twój chłopak nie potrzebuje związku ze skazą. Nie Twoja wina i nie jego wina. Nie bierz środków uspokajających tylko zdobądź się na szczerość- szkoda swoja droga ze nie zdobyłaś się na nią i nie komunikowałaś jasno swoich potrzeb przed romansem..
Spróbuj postawić się w odwrotnej sytuacji- to Twój chłopak ma romans- daje jednak Wam szanse, ty chcesz ślubu a On ma wątpliwości których Ci nie ujawnia i bierze proszki--- jak się z tym czujesz- chciałabyś takiego małżeństwa?
Może i zapomniałaś o chłopaku w którym się zauroczyłaś, ale cały czas brakuje Ci tamtych emocji. I tego nie chcesz stracić- szansy przeżycia takich emocji.
I jeśli po tym jak dałaś szansę Waszemu związkowi nie odnalazłaś w nim nic nowego i ekscytującego- myślę, ze nie ma sensu tego ciągnąć. Twój chłopak nie potrzebuje związku ze skazą. Nie Twoja wina i nie jego wina. Nie bierz środków uspokajających tylko zdobądź się na szczerość- szkoda swoja droga ze nie zdobyłaś się na nią i nie komunikowałaś jasno swoich potrzeb przed romansem..
Spróbuj postawić się w odwrotnej sytuacji- to Twój chłopak ma romans- daje jednak Wam szanse, ty chcesz ślubu a On ma wątpliwości których Ci nie ujawnia i bierze proszki--- jak się z tym czujesz- chciałabyś takiego małżeństwa?
To nie był romans, do niczego między nami nie doszło. Żadnego spotkania sam na sam. To prawda, zauroczył mnie, może trochę motyle w brzuchu poczułam. Wiem, że powinnam była z nim porozmawiać ale do tej pory nic nie wychodziło z tych rozmów, więc oddalałam się nic nie mówiąc i nie potrafiąc odejść mimo wszystko. O wątpliwościach, które mam teraz powiedziałam mu i przez to teraz cierpi. Chce mi pomóc, jak z nim jestem jest ok, czarne myśli gdzieś odchodzą. Ale później kładziemy się spać, a mnie dręczy pytanie czy go kocham, bo dlaczego po 4 latach związku panikuję na myśl o ślubie.
Ela210 napisał/a:Może i zapomniałaś o chłopaku w którym się zauroczyłaś, ale cały czas brakuje Ci tamtych emocji. I tego nie chcesz stracić- szansy przeżycia takich emocji.
I jeśli po tym jak dałaś szansę Waszemu związkowi nie odnalazłaś w nim nic nowego i ekscytującego- myślę, ze nie ma sensu tego ciągnąć. Twój chłopak nie potrzebuje związku ze skazą. Nie Twoja wina i nie jego wina. Nie bierz środków uspokajających tylko zdobądź się na szczerość- szkoda swoja droga ze nie zdobyłaś się na nią i nie komunikowałaś jasno swoich potrzeb przed romansem..
Spróbuj postawić się w odwrotnej sytuacji- to Twój chłopak ma romans- daje jednak Wam szanse, ty chcesz ślubu a On ma wątpliwości których Ci nie ujawnia i bierze proszki--- jak się z tym czujesz- chciałabyś takiego małżeństwa?To nie był romans, do niczego między nami nie doszło. Żadnego spotkania sam na sam. To prawda, zauroczył mnie, może trochę motyle w brzuchu poczułam. Wiem, że powinnam była z nim porozmawiać ale do tej pory nic nie wychodziło z tych rozmów, więc oddalałam się nic nie mówiąc i nie potrafiąc odejść mimo wszystko. O wątpliwościach, które mam teraz powiedziałam mu i przez to teraz cierpi. Chce mi pomóc, jak z nim jestem jest ok, czarne myśli gdzieś odchodzą. Ale później kładziemy się spać, a mnie dręczy pytanie czy go kocham, bo dlaczego po 4 latach związku panikuję na myśl o ślubie.
Dobrze, ze powiedziałaś. Nie lekceważ swoich odczuć. Nie rób nic, bo tak wypada, dla rodziców czy kogokolwiek.
Powtarzasz, ze niczego nie brakuje Ci w związku teraz, ale jednak czegoś brak.. znajdź to.
Może nie chodzi o sam zwiazek, ale Ciebie w tym układzie- czujesz sie spełniona- mozesz być zawsze sobą? akceptujecie siebie nawzajem?
tak jest to związek, na który "czekałam". Mam spokój, bezpieczeństwo i pewność. Przez te trzy miesiące było ok, a teraz... zadręczam się, myślę i szukam odpowiedzi. Przy okazji wykańczam jego, choć chce mi pomóc, nawet wizytę u psychologa umówił.
Jestem w związku od 4 lat. Nie był to związek, o którym marzyłam. Nie czułam się dla niego najważniejsza, nie czułam że mu zależy i chyba to był największy problem
Myślę, że coś w Tobie wtedy pękło i nie zabliźniło się do teraz. No bo nie pasuje ta wasza historia do tych o pięknej, idealnej miłości, kiedy to ludzie się poznają, zakochują, uczucie rozkwita, więc jest ślub i w ogóle jak w bajce.
Powiedziałam, żebyśmy się rozstali i wtedy on postanowił zawalczyć
no właśnie...
Może jest w Tobie jakiś lęk, że w przyszłości dojdzie do podobnej sytuacji? Że po ślubie on osiądzie na laurach, przestanie się starać?
nie zamartwiam się tym, że znowu będę przechodzić to samo. Czuję lęk przed tym, że nie potrafię powiedzieć tak to jest ten facet, z którym chcę spędzić życie, chociaż mam pewność że mnie kocha i że tego nie zepsuje. Wszyscy znajomi uważają, że nie mamy na co czekać tylko powinniśmy brać ślub. I się nakręcam, bo nie wiem czy to dlatego, że się wypaliło i nie kocham czy ta pewność przyjdzie z czasem, a może w ogóle jej nie poczuję i zmarnuje jego czas i zdrowie.
mnie dręczy pytanie czy go kocham, bo dlaczego po 4 latach związku panikuję na myśl o ślubie.
Dla mnie tego typu pytania są zupełnie normalne. Sama miałam podobne rozkminy przed własnym ślubem. Przecież to jest z założenia decyzja na całe życie i bierze się pod uwagę różne za i przeciw, rozważa, zastanawia. Dla mnie to normalne, chociaż moje koleżanki bardziej niż tym, czy są gotowe na życie we współzależności z tą właśnie osobą, przejmowały się tym, jak wypadnie ślubna ceremonia i wesele
Jolka, ja patrzę na to tak, że na świecie jest kilka miliardów mężczyzn, z którymi potencjalnie mogłabym stworzyć związek. Wśród tych miliardów są tacy, którzy może są bardziej przystojni, bardziej inteligentni, bardziej opiekuńczy, bardziej zaradni, bardziej wrażliwi itd., ale wybieram tego jednego i właśnie z nim chcę spędzić życie. Jeśli miałabym szukać bardziej idealny ideał, to nigdy tak naprawdę nie pozwoliłabym sobie na prawdziwe zaangażowanie w związek.
Przez 4 lata trwałaś w związku z trochę niedostępnym dla Ciebie mężczyzną, marząc o ślubie z nim i próbując zasłużyć sobie na jego miłość.
Teraz kiedy Twoje marzenia zaczęły się spełniać, Tobie się odwróciło - możesz mieć lęk przed bliskością i tym samym lubić niedostępnych mężczyzn.