Cześć, jestem przegrywem. Nie mam celu w życiu a właściwie mam, ale pozostający w sferze marzeń, bo brak mi odwagi po niego sięgnąć i spróbować go osiągnąć. Nie wiem jak zacząć nawet. W sumie nie potrafię się zdecydować co chciałabym robić. Wszystkiego się boję, chciałabym pójść do pracy, ale sie boję bo nigdy nie pracowałam. Chciałabym się wyprowadzić z domu, ale się boję. Chciałabym dorosnąć, ale się boję. Chciałabym umówić się do kosmetyczki, ale nie zadzwonię. Nie potrafię rozmawiać przez telefon, za każdym razem gdy muszę odebrać lub zadzwonić serce mi wali i ogarnia stres. Najlepiej gdyby ktos to zrobił, umówił mnie do niej, załatwił prace na gotowe. Boje się pójść do pracy bo boję się ze sobie nie poradzę, nie dam rady, nic nie będę umieć... Odkąd pamiętam wszystko robili za mnie rodzice, jak już ja coś zrobiłam to zawsze krytykowali, że nie tak, nie umiesz, daj to. Że sobie nie poradzę. Miałam tylko wieczne zakazy. Rodzice bardzo nadopiekuńczy, jak pojadę na zakupy z koleżanką to o 15 dzwoni mama, czy aby nie przesadzam i cały dzień na mieście jestem. Chciałabym pojechać do chłopaka na 2 dni z którym jestem 3 lata to był ogromny problem i pojechałam na 1 dzien po wielu awanturach i w złej atmosferze <jak to nie mam nic w głowie, jak to myślała mama ze jestem poważniejsza> Najlepiej gdybym siedziała tylko w domu. Bo nikt mnie nie porwie, nie zabije, nie zgubię się. Chcieli po mnie przyjechać o godzinie 18 zebym sama nie wracała autobusem... Nie potrafię się im sprzeciwić. Nie potrafie przebić mojej bańki komfortu jednocześnie bardzo tego chcąc, chcąc się uwolnić i spróbować żyć jak dorosły człowiek. Mój facet kompletnie tego nie rozumie, nie mam żadnego wsparcia, powtarza tylko, że przecież muszę pójść kiedys do pracy, ze muszę sie wyprowadzić... jemu łatwo wszystko przychodzi, zawsze ma szczęście, nawet do pracy, ma spoko rodziców którzy wszystko rozumieją, wyprowadził się z domu i oni byli z tego dumni a moi mi nie pozwalają. Zresztą jak miałabym to zrobić. Przeciez się boję nawet tego im powiedzieć. Faceta też nie akceptują bo nie jest z ich marzeń czyli nie ma auta za 150k i nie jest milionerem. A za to jest normalnym, fajnym facetem, ale co najgorsze nie ma samochodu i jest równy ze mną - ma 166 cm wzrostu.Boje się nawet mówić ze jadę się z nim spotkać, albo w odpowiedzi dostaję ciszę albo głupie komentarze. Traktują go bezosobowo, nawet nikt nie powie jego imienia. Czuje się po prostu dzieckiem. Chciałabym założyć własną działalność, bo jest to gdzies tam moim marzeniem, ale z tyłu głowy uważam ze mi się nie uda przecież, podzieliłam się tym pomysłem z mamą to ona widzi tylko problemy i ze się nie uda i chyba uważa ze to tylko takie moje gadanie, własciwie gadanie dziecka jakichs głupot. Więc ja się poddaję bo tez uważam ze mi się nie uda. Jestem spokojną osobą, jedyne co mi dobrze idzie to nauka na uczelni, jestem w ścisłej czołówce roku. Nie pije, nie pale, nigdy nie byłam na żadnej imprezie. Mama nigdy o niczym ze mną nie rozmawiała na poważniejsze tematy, na kobiece również nie, nie pokazała jak o siebie dbać, nie mamy żadnego kontaktu. Chciałabym tylko wsparcia i cieszenia się moim szczęściem od rodziców... Co ja powinnam zrobic...?
Ja mialam nadopiekuncza matke. No coz, mieszkajac nawet z nia bedac mezatka po raz pierwszy, traktowala tez mnie jak dziecko czasami. Gdy wzielam rozwod i sie wyprowadzilam od mamy, rzucajac przy tym pierwszego meza w diably, dopiero zaczela mnie traktowac jak osobe dorosla.
Na ktorym jestes roku i ile masz lat? Moze trzeba zaczac od jakies pracy na niepelny etat, by sobie troche na studia dorobic? Jestes inteligentna w koncu. Zrobiloby Ci to lepiej niz podanie tej pracy na tacy. Czlowiek jest bardziej dumny z siebie, gdy cos sam sobie zawdziecza, a nie innym ( a ile przy tym problemow odpada....).
Ucz sie dalej, moze znajdz jakas prace na jeden-dwa dni w okolicy, by sie otrzaskac troche z realnym swiatem, a w miedzyczasie bududj relacje z chlopakiem i wszystko sie samo ulozy.
Jezeli nawet Twoi nadopiekunczy rodzice traktuja Cie w miare normalnie, to ja bym wsciubila nos w ksiazki, ewentualnie szla do pracy i tylko potakiwala glowa, by spokojnie przezyc, poki sie nie wyprowadzisz. Pokorne ciele dwie matki ssie......
A w miedzyczasie moze zaoszczedzilabys sobie cos z tej pracy na depozyt na mieszkanie, nawet do wynajecia? Ziarnko do ziarnka i zbierze sie miarka..... Zamiast jeczec, ze sobie nie poradzisz i oczekiwac podsuwania Ci wszystkiego pod nos, sprobuj sobie udowodnic, ze wlasnie dasz rade. Bedziesz sie lepiej czuc sama ze soba,
I panno intelektualna, na poczatke wez jakakolwiek prace, zwazywszy na to, ze nie masz doswiadczenia. Nikt nie zaczynal od bycia prezesem, tylko od spodu drabiny kariery. Na poczatek i zmywak, sprzatanie/ McDonald bedzie dobre, bo Cie to troche wyrwie z kokonu. Beggars don't get to choose, moja droga. Jakiekolwiek doswiadczenie jest lepsze niz zadne doswiadczenie, uwierz. A gdy zaczniesz pracowac dla siebie sama, to nie bedziesz chciala wrocic pod skrzydla mamusi szybko. Nic tak nie poprawia kobiecie humoru, jak niezaleznosc finansowa i zakupy, na ktore nikt inny nie psioczy....
Zycze Ci powodzenia. Glowa do gory, uwierz w siebie ( skoro dajesz rade na studiach, to dasz rade i w pracy), skoncz jeczec i zamiast rozpaczac nad rodzicami, ktorych ciezko jest zmienic, zacznij rozgladac sie za jakokolwiek praca. Pozdrawiam.
Doskonale to rozumiem. To co masz przed sobą to właściwie walka z własnym strachem. Nic więcej. A tego strachu masz dużo - co mnie nie dziwi, bo nadopiekuńczy rodzice właśnie tak wychowują dziecko, że ono wszystkiego się boi, że bez nich to sobie nigdy z niczym nie poradzi. Uzależniają cię w ten sposób, nie pozwalają nic zrobić, niczego spróbować, krytykują wszelkie próby samodzielności, wpędzają w poczucie winy i mają cały arsenał metod walki o to, żebyś się nie uwolniła.
Dorosłość to brak zależności od rodziców. Nie chodzi o tę materialną, choć też, ale bardziej o emocjonalną. Jeśli oni nie dają ci wolności, to sama ją musisz sobie wziąć. To jest obopólna zależność - obie strony czerpią z tego korzyści. Ty masz korzyści takie, że nie musisz się wysilać, nie musisz się o siebie martwić, nie musisz podejmować samodzielnych decyzji, bo wiadomo, że oni zabronią, więc nie ma nad czym się zastanawiać. Póki ci jest wygodnie w takim układzie, póki masz z niego korzyści, to będziesz sobie w tym układzie siedzieć.
To, czego potrzebujesz, to po prostu bunt. I już. Nie musi to być bunt młodzieńczy z krzykiem, wrzaskiem i ucieczką z domu. To może być uniezależnienie się, zaczynając od prostych rzeczy, komunikatów: "jestem dorosła i to ja decyduję, kiedy wracam do domu." Jestem dorosła i to ja decyduję, z kim chodzę. Rozumiem, że się martwisz, ale to moja decyzja. Nie chcę tego słuchać, ja tak wybrałam. Nie będę z wami o tym rozmawiać. Ja. Ja. Moje. Mój wybór, moja decyzja. Nie macie na to wpływu.
To się spotka z oporem, wyśmiewaniem (o jaka zosia-samosia się z ciebie zrobiła), straszeniem, zakazami, fochami itd.
No i co z tym zrobisz? Możesz albo nadal leżeć i użalać się nad sobą, albo się zbuntować. Niewiele masz do stracenia, to w końcu tylko twoje życie i ty decydujesz, czy spędzisz je tak jak chcesz, czy raczej pod kloszem.
Mam 21 lat, jestem na 3 roku studiów. Co do pieniedzy na studia, dostaje i dostanę również w tym roku stypendium, około 700-1000 zł, mam odłożone pieniadze które dostawałam od rodziny na wszelkie urodziny, uroczystości, zamiast prezentu, czy właśnie ze stypendium. Tak naprawdę płacę za siebie i utrzymuje się, oprócz płacenia na jedzenie i rachunki, ale tu tez są wyjątki bo czasami sama sobie coś kupię na obiad, kolację. Wszelkie bilety, rzeczy na studia, ubrania, np teraz będę zdawać certyfikat z angielskiego za który również zapłaciłam sama, więc nie jest tak, że jestem w pełni na utrzymaniu rodziców.
Co więcej, ja naprawdę nie chciałabym od razu pracować jako prezes, kierownik... wystarczyłaby mi praca chociażby gdzieś na recepcji, w sklepie odzieżowym, sprzątanie też. Tutaj chodzi o to po prostu, że boję się tego.
Próbuję się buntować, kiedy mama mówi, żebym wracała do domu albo krytykuje, że chce jechać do faceta to mówię ze jestem dorosła, to moja decyzja itd ale i tak jest awantura. I tak za każdym razem. Są tylko zakazy, fochy i wzbudzanie we mnie winy, że źle robię, że nie powinnam, że się na mnie zawiedli... Jestem po prostu strasznie uzależniona emocjonalnie i nie potrafię tego przerwać. Z jednej strony strasznie chcę się wyprowadzić, być niezależna, wychodzić gdzie chcę i kiedy chcę, i z kim chcę, ale z drugiej nie wiem jak to zrobić, boję się tego zrobić.
Próbuję się buntować, kiedy mama mówi, żebym wracała do domu albo krytykuje, że chce jechać do faceta to mówię ze jestem dorosła, to moja decyzja itd ale i tak jest awantura. I tak za każdym razem. Są tylko zakazy, fochy i wzbudzanie we mnie winy, że źle robię, że nie powinnam, że się na mnie zawiedli... Jestem po prostu strasznie uzależniona emocjonalnie i nie potrafię tego przerwać. Z jednej strony strasznie chcę się wyprowadzić, być niezależna, wychodzić gdzie chcę i kiedy chcę, i z kim chcę, ale z drugiej nie wiem jak to zrobić, boję się tego zrobić.
No to albo dalej ulegasz strachom, albo im stawiasz czoła. Na pewno wybór studiów, składanie papierów, egzaminy, też powodowały strach. Ale jakoś je przezwyciężyłaś. Być może spotkania z chłopakiem też wzbudzały strach. Ale dałaś radę. Po prostu bardzo chciałaś.
No i co, że jest awantura? Póki matka widzi, że reagujesz, to tak robi. Gdyby jej działania nie wzbudzały twojej reakcji, to by przestała, ale widzi, że ma na ciebie wpływ, wie, że jest w stanie tobą manipulować, widzi, że to działa, jeśli wystarczająco błagalną/obrażoną minę zrobi, więc to dalej stosuje. Dajesz jej narzędzia do ręki.
Co potrzebujesz do tego, żeby się wyprowadzić? Rozpisz sobie plan - rzeczy, które muszą się zdarzyć, żebyś się wyprowadziła z domu. Tylko błagam, nie zawieraj tam punktu "rodzice muszą się zgodzić".
Co w tych punktach się znajdzie? Pewnie kwestia finansowa. Pewnie twoje preferencje - jak i z kim chcesz mieszkać (może akademik?). Potem szukanie ogłoszeń - gdzie ich szukać, jak. Potem - dzwonienie, umówienie się na obejrzenie pokoju. A może z innej strony zupełnie - popytanie znajomych; może jakaś koleżanka na studiach szuka kogoś do wspólnego wynajęcia pokoju czy mieszkania (ja tak zrobiłam). Może jednym z punktów będzie napisanie ogłoszenia na fejsie.
Wertum, jedynym rozwiazaniem na taka sytuacje jest usamodzielnienie sie od rodzicow.
Wiem cos o tym, jakoze sama walczylam u siebie w domu. Moi rodzice wychodzili z zalozenia, ze jakiekolwiek wplywy z zewnatrz byly dla mnie niedobre: kolezanki, koledzy, przyjaciele, chlopak- diably wcielone. Nawet, zeby wyjechac na glupie chrzescjanskie spotkanie mlodziezy (takie protestanckie), musialam klamac, ze to wyjazd naukowy ze studiow, bo by byla od razu awantura, ze szlajam sie po jakis sektach. Moja mama podsluchiwala rozmowy telefoniczne, grzebala po szafkach, czytala pamietniki, tak jakby to byly zupelnie normalne czynnosci.
Oczywiscie, wszystkie te zabiegi mialy ZEROWY zwiazek z opiekunczoscia, a byly jedynie wyrazem patologicznej kontroli jaka rodzice chcieli nade mna trzymac. Bo dla nich idealnym bylo gdybym wyszla za maz za syna sasiada, dostala prace niedaleko domu i do konca zycia zasuwala jako ich popychadlo. Towarzyszyly temu komentarze w stylu: ty sie do niczego innego nie nadajesz, kto zechce taka brzydka dziewczyne, jeszcze sie ludzie dowiedza, ze jestes szurnieta...itp.
W koncu nie wytrzymalam i poszlam na terapie, co zaowocowalo po roku przerwaniem przeze mnie studiow(tak, studia tez mi wybrali rodzice) i wyjazdem do UK, gdzie od pracy kelnerki i robienia kanapek doszlam do tego co mam dzis: ukonczone studia wlasnego wyboru, dobra praca, wlasny dom i ukochanego faceta.
Z rodzina praktycznie nie utrzymuje kontaktow. Moze dwa razy na rok zloze zyczenia swiateczne na skypie i wysle kartke. I jest to najlepsza decyzja jaka podjelam w zyciu.