Cześć wszystkim. Otóż ostatnio zauważyłam, że kiedy jestem w stresie dzieję się ze mną coś nie tak. Wszystko zaczęło się od wyjazdu z mamą na dwa tygodnie w góry. Moja mama zaliczyła wpadkę - urodziła bliźniaki, mają teraz 10 miesięcy. Moi rodzice są po rozwodzie. Już przed wyjazdem zaczęły się komplikacje, moja mama miała problemy ze zdrowiem, wtedy powiększyły się jej węzły chłonne. Wyjazd był nieudany. Moja mama i jej chłopak kłócili się tak, że małe dzieci, które krzyczały podczas kłótni ucichły. Mama cały czas miała wrażenie, że jej zdrowie się pogarsza, bardzo panikowała. Poza tym oboje nie radzili sobie z dwojgiem dzieci. Moja mama będąc chora i mając na głowie dwoje dzieci była w strasznym stanie. Kiedy się zdenerwowała zaczynała krzyczeć i płakać, później wpadała w stan obojętności i chodziła spać. Jej chłopak zabierał wtedy dzieci i brał ich np. na wycieczkę samochodem. Raz moja mama była tak roztrzęsiona, że wyszła z hotelu bez żadnych rzeczy i wyszła na kilka godzin. Myślałam, że już nigdy nie wróci. Ja patrzyłam się na tą sytuację i słuchałam kłótni, jakby mnie tam nie było i nikt mnie nie widział, czułam się bezsilna. Często wtedy płakałam, a gdy udawało mi się opanować łzy znowu zaczęły mi płynąć. Czułam się wtedy źle i było mi słabo i niedobrze, nie chciało mi się jeść, mój obiad często składał się wtedy z kilku kawałków ogórka i łyżki ryżu. Nie chciało mi się nawet malować, żeby jakoś wyglądać, a zawsze prawie codziennie to robiłam.
Kilka dni potem miałam wyjazd na Maderę. Czekał mnie 5 godzinny lot. Wcześniej już dużo razy latałam, ale zawsze jakiś tam stres był. Teraz jednak stres mnie przerósł, nigdy aż tak nie miałam przed lotem. W nocy przed podróżą budziłam się i robiło mi się niedobrze. Kiedy wstałam, zjadłam i uświadomiłam sobie co mnie czeka zrobiło mi się słabo, chciało mi się wymiotować, miałam biegunkę. Podczas lotu również dostawałam ataki, działo mi się to samo co przed lotem, do tego jak wstawałam do toalety miałam wrażenie, że upadnę, bolało i kołatało mi serce, miałam wrażenie, że zaraz będę mieć zawał. Miałam chwilami uczucie, że jest mi gorąco i coś śmierdzi. Mimo tego starałam się nie dawać poznać po sobie, że coś mi jest. Kiedy wylądowaliśmy wszystko znikło.
Teraz znalazłam sobie kolejny powód do stresu. Uroiłam sobie, że jestem w ciąży. Nigdy nie współżyłam, a z chłopakiem uprawiamy tylko petting. Miałam dni płodne i stwierdziłam, że chłopak magicznie przeniósł na palcach do środka nasienie. Mimo, że widziałam, że nie miał wytrysku. Byliśmy w ubraniu. A ja i tak mam urojenia, że może miał wytrysk tylko nie widziałam, poza tym przerywaliśmy czynność, on chodził do łazienki itd. Wszystko zaczęło się, że na początku tygodnia zaczęłam mieć wzdęcia i przeczyszczało mnie wieczorem, czasami tak mam przed okresem. Potem zaczęłam przeszukiwać internet, zaczęłam czytać o ciąży, że były różne przypadki, zaczęłam czytać o objawach i zauważać je u siebie. Znowu robi mi się słabo i niedobrze, mam biegunkę i wzdęcia, nie chce mi się jeść, ale mogę. Kołacze i boli mnie serce. Czasem mam wrażenie, że zemdleję, robię się senna. Przedtem myślałam, że to objawy przed ciążą. Niby na nie za szybko a i tak w nie wierzę, ale zaczęłam sobie urajać, że może w poprzednim miesiącu było coś nie tak mimo, że miałam normalne krwawienie. Zaczęłam w sobie doszukiwać wszystkiego co jest związane z ciążą, koloru sutków, śluzu, intensywności wyprysków. Wszystko dlatego, że strasznie nie chce mieć dziecka, chodzę jeszcze do szkoły, jestem na utrzymaniu rodziców. Pisałam z chłopakiem, był spokojny, mówił, że jeszcze tego nie robiliśmy, że miał czyste palce. Po tym się uspokoiłam ale na drugi dzień znowu zaczęły się te same paranoje. Gdy wychodzę z kimś i gadam zaczynam się uspokajać mimo, że nadal mam to w głowie, a gdy zostaję sama ze swoimi myślami mój stan się pogarsza. Raz wzięłam suplement diety na sen i się uspokoiłam się chwilę i zasnęłam. Później obudziłam się w nocy i przypomniały mi się moje myśli, zrobiło mi się niedobrze. Biorę tabletki antykoncepcyjne 4 miesiące, głównie na zmniejszenie obfitości okresu i poprawę cery. Dzisiaj biorę ostatnią tabletkę z blistra. Im mniej ich w blistrze tym bardziej stresuje się, że krwawienie nie nastąpi i jestem w ciąży.
Dodam, że w przeszłości, kiedy moi rodzice się rozwiedli zaczęły się ze mną problemy. W skrócie zamknęłam się w sobie, byłam cały czas smutna, czułam że jestem sama, cięłam się. Moja mama mieszkała za granicą. Mieszkam z tatą. Po rozwodzie mój tata zostawiał mnie prawie każdej nocy samą i jeździł do swojej starej dziewczyny. Często wtedy się bałam, byłam wtedy w podstawówce. Czasem dzwoniłam po niego, przyjeżdżał i widząc ze nic poważnego się nie dzieje wracał do niej z powrotem i mnie zostawiał. Czułam się niezrozumiana. Póżniej zapadłam w zaburzenia odżywiania, mój tata nawet tego nie zauważył. Potem przyjechała mama, zaczęłam się jej otwierać, złapałam z nią bliższy kontakt, przyjeżdżam do niej. W niektórych sprawach nie mam u niej zrozumienia, ale jest okej. Wszystko od tamtego momentu się w miarę ustabilizowało. Mój tata znalazł inną dziewczynę. Jednak to chyba znowu jakoś w innej formie wraca. Od jakiegoś czasu też czuję się niezrozumiana w grupie rówieśników, czuję się jakbym od nich odstawała i mnie nie widzieli. A jak wróciłam od mamy z gór nie czułam się bezpiecznie w domu, nawet miałam takie myśli, że co by było jakby tata mnie kiedyś zabił, mieszkam w końcu z nim sama.
Czy potrzebuję pomocy jakiegoś specjalisty? Jakieś leki? Chyba się niedługo tak wykończę.
Przepraszam, że może to długie i może być chaotyczne.