Dobry wieczór!
Przeczytałam wiele wątków z forum, chciałabym rozpocząć swój własny.
Jutro (mam nadzieję) mój mąż dostanie mój pozew z orzeczeniem o winie i strasznie się boję co zrobi, bo pewnie wpadnie w szał, będzie mnie straszył i wyzywał.
Historia jest standardowa dość jak na to patrzę z zewnątrz. Znamy się niemal 4 lata, mamy nieco ponad roczne dziecko, wyprowadziłam się bez jego zgody i wiedzy do rodziców. Mąż biznesmen, chwali się w internetowych wywiadach co to z niego nie za milioner, a w swoim pozwie (złożył pierwszy bez orzeczenia o winie) wykazał dochód 7tys. Dołączył PIT z rocznymi zarobkami na granicy 3,5tys rocznie! Majątek na spółki, polskie oraz zagraniczne - generalnie będzie przeprawa, żeby udowodnić jego status życia.
Historia jest taka, że zamieszkaliśmy razem bardzo szybko, po 3 tyg. dostałam maila o podziale ról w związku oraz zwolnił panią do sprzątania, którą miał wtedy - bo przecież sobie poradzę. Po 3 miesiącach pierwsze wyzwiska, pierwszy rozbity o podłogę telefon i pierwszy "miesiąc miodowy po". On ma dziecko z poprzedniej relacji, wspaniałe, bardzo się związałyśmy, tęsknimy za sobą mocno..
Przez ten czas związek wyglądał tak, że słyszałam: będziesz miała prawo do decydowania w związku, jak będziesz zarabiać tyle co ja, wyzwiska, poniżanie. Ciągle słyszłam, że jestem nikim, nierobem (pracowałam do 8,5 miesiąca ciąży), on nie skalał sobie rąk nigdy żadnym praniem ani niczym innym. Jak zachowałam się źle, zabierał mi samochód, dostęp do konta. Szarpał, popychał. I mam maile, w których przeprasza i się do tego przyznaje. Krzyczał przy dzieciach, jego starsza córka nie chce go widywać, bo się go boi, bo krzyczał na mnie na jej oczach, na jej mamę również. Miałam robić co on chce, on decydował, był głową rodziny. Prawie nie bywał w domu, Potrafił być aniołem jak miał wyrzuty sumienia, żeby potem w środku nocy wyszarpać mnie z łóżka. Dwa razy miałam atak paniki...
Pozew ma 450 stron dowodów - wyzwisk, przyznania się, że mnie szarpie i że nabił mi siniaki, poniżania, mieszania z błotem, mam jego smsy z kobietami, z którymi pisał miesiąc po mojej wyprowadzce (czy to się liczy w sprawach rozwodowych? skoro już się wyprowadziłam?), mam dowody, że wyłudził mój podpis in blanco i nie wiem jeszcze gdzie będzie próbował go użyć. Nadal mnie wyzywa, oskarża mnie, że zostawiłam go bo nie chciałam zająć się domem (dał mi wybór: być kurą domową lub zarabiać tyle co on), oskarża mnie, że jego starsze dziecko cierpi przeze mnie i przeze mnie nie chce go widywać (bo mnie nie ma w domu z naszą roczną córeczką).
W tym czasie chodziłam na terpię, gdzie psycholog zasugerował mi założenie niebieskiej karty - oczywiście nie zrobiłam tego. Mam świadka nianię, która potwierdzi, że pracowałam i zajmowałam się dziećmi i domem. Mam przyjaciół którzy zeznawać będą, co im opowiadałam.
On będzie grał, że byłam leniem, który nie robił nic, tylko chodził na zakupy, co jest bzdurą, nigdy nie chodziłam po galeriach ani nie trwoniłam pieniędzy jego z resztą, bo zawsze to podkreślał. Udaje, że ma depresję, że zostawiłam go w chorobie. Cały nasz związek zarabiałam, może niewiele bo ok. 4 tys, co w porównaniu do niego, to była kropla w morzu. Boję się, że przekupi świadków i że będzie kłamał. Szantażuje mnie, że będzie zabierał dziecko sam, które nawet na ręce często nie chce do niego iść. Pali trawę (mam dowody). Nigdy z dzieckiem nie został nawet 1 dzień sam. Od stycznia nie został z nią sam nawet godzinę, jego rodzice ani razu nie chcieli od stycznia zobaczyć wnuczki.
Wyniosłam się do rodziców, potem przez ostatnie 1,5 roku pracowałam w jego firmie, w sierpniu kończą mi się pieniądze. Nie mam nic, bo mieliśmy intercyzę, zabrał mi nawet auto - bo było na jego spółkę, a swoje kazał mi sprzedać lata temu...
Proszę o jakieś słowa wsparcia. Wiem, że są tu osoby, które wiele przeszły. Proszę o kciuki, bo czeka mnie ciężka przeprawa...