Witam was drogie kobietki. Od ponad roku jestem uwiklana w znajomosc z chlopakiem oddalonym o 300km dalej. Poznalam go na pewnej grze, z poczatku wiadomo wszystko bylo cudownie. Po 1,5 miesiaca on chcial dystansu bo jak uwazal '' nie chce zeby tego bylo za duzo''. Wczesniej tez pytalam go czy rozmawia z jakas dziewczyna. Twierdzil ze nie, pozniej okazalo sie ze tak, ale to byla znajomosc czysto kolezenska. Jednak od tego momentu stalam sie jakas podejrzliwa, w koncu chcialam szczerosci, a on to zlamal. Nie staral sie juz jak wczesniej, po prostu widac bylo ze tracil zainteresowanie, uwazal '' na poczatku przeciez zawsze jest inaczej'', a to minelo dopiero 1,5 miesiaca !!
Po tym wszystkim zaczelo sie jakos psuc, co chwile byly klotnie, moja zazdrosc, podejrzenia. Raz wyjechal z kolegami na dzialke na noc, jak tam byl wieczorem juz, to pisal mi ze boli go glowa i chyba ma goraczke i kladzie sie spac, i ze odezwie sie jutro.. Ale mi sie znowu wlaczyly podejrzenia, bo przeciez co za facet z kumplami na wyjezdzie, kladzie sie spac bo boli go glowa ! Pare dni pozniej zobaczylam zdjecie jego ekipy na fb, bylo ciemno, a oni siedzieli w lodce, co prawda nie bylo jego na tym zdjeciu ale byl oznaczony. Spytalam sie, kto robil to zdjecie (aparat byl dosc oddalony), on uwazal ze ustawili samowyzwalacz, ale ja uparlam sie ze to niemozliwe, ze wieczorem gdy nic nie widac ustawiali sobie samowyzwalacz.. Pozarlismy sie o to strasznie, ze ja mu w ogole nie ufam. Potem rozmowy juz sie nie kleily, bylo ciezko, za kilka dni znowu klotnia az ze mna zerwal. Mowil ze nie ma sily na zwiazek, ze chce zachowac znajomosc ale musi ochlonac i ze sam sie odezwie.
Ja juz bylam w takim stanie psychicznym, ze nie wierzylam nawet, ze sam sie do mnie odezwie. Co pare dni pisalam, prosilam zeby to wyjasnic, zeby dac sobie szanse. Jego wkurzalo to pisanie, az doszlo do tego, ze za kazdym razem wykrzykiwal ze mam dac mu spokoj, ze juz nigdy sie do mnie nie odezwie, ze nie chce nawet kontaktu. W koncu przestalam pisac co pare dni, poszlam do psychologa bo nie dawalam sobie z tym rady, ta rozmowa umocnila mnie w tym zeby sie nie odzywac. Najdluzszy okres kiedy nie pisalam trwal jakies 1,5 tygodnia. Odezwal sie sam.. zaczal pytac czy ja chce to tak zostawic, ze chce to wyjasnic, zebym dala szanse, ze zrobi wszystko... Na poczatku nie chcialam ale w koncu uleglam.. (bylo to przed grudniem)
Zaczelismy pisac, na poczatku jakos sie staral, ale wygladalo to nieszczerze (np. siedzial na grze, miedzy nami byla powazna rozmowa, a on w tym samym czasie pisal tam z innymi i odpisywal mi co 10min..) Wkurzalo mnie, mialam jakas blokade. Ja nie bylam juz taka zazdrosna jak kiedys, ale wkurzalo mnie ze to staranie sie jest takie na odwal. Pozniej znowu zaczelo sie psuc.. co tydzien klotnie o jakies blahostki, ale dosc intensywne i dlugie. I tak bylo do TERAZ. Ostatnio co tydzien byly slowa '' nie, to koniec !, nie mam sily ! ''
Dzisiaj po ostatniej klotni on chce to skonczyc, pisze ze nie ma juz sily na to wszystko, ze mam dac sobie juz spokoj.. Napisalam mu ze mozne najpierw ochloniemy a potem porozmawiamy, powiedzial ze nie wie, ze zobaczymy..
A ja sobie tego nie wyobrazam.. nie wyobrazam sobie w ogole nie pisac, po takim czasie, po ponad roku codziennych rozmow praktycznie od rana do wieczora.. Ja sie chyba po prostu uzaleznilam i nie potrafie sobie sama pomoc..
Wesprzyjcie mnie Moze jest ktos w podobnej sytuacji i wspolnymi rozmowami byloby lzej ?