Nie wiem, czy jestem w tej kwestii osobliwy, czy też więcej osób ma tak jak ja, więc zapytam Otóż dla mnie różnica między miłością a pożądaniem jest zasadnicza; do tego stopnia, że kryteria zakochania i pożądania są u mnie wręcz odwrotne. Otóż zakochuję się w delikatnych, subtelnych i nieśmiałych kobietach, fizycznie z kolei pociągają mnie silne, pewne siebie dominantki. Nie muszę chyba mówić, że to pierwsze uznaję za znacznie bardziej wartościowe. Ma to jakąś fachową nazwę? Czy są jakieś kobiece odpowiedniki tej dualności?
Miłość to co innego niż pożądanie. Może być jedno bez drugiego niezależnie.
Ze względu na tak rygorystyczne rozgraniczenie u Ciebie tych dwóch rzeczy dochodzę do wniosku, że nie masz ani jednego ani drugiego. "Dominy" to fantazje... a twoje zakochania okazują się nie mieć takiego "pałera" pożądania jak byś chciał.
Tzn do tych subtelnych i delikatnych nie czujesz pociagu seksualnego, a w takiej silnej dominatorce nie moglbys sie zakochac?
Tzn do tych subtelnych i delikatnych nie czujesz pociagu seksualnego, a w takiej silnej dominatorce nie moglbys sie zakochac?
Tak jakby. To znaczy, w tym pierwszym przypadku, emocjonalne przeżywanie bliskości całkowicie dominuje aspekt fizyczny.
5 2017-07-21 17:41:16 Ostatnio edytowany przez lilly25 (2017-07-21 17:48:35)
Otóż dla mnie różnica między miłością a pożądaniem jest zasadnicza; do tego stopnia, że kryteria zakochania i pożądania są u mnie wręcz odwrotne. Otóż zakochuję się w delikatnych, subtelnych i nieśmiałych kobietach, fizycznie z kolei pociągają mnie silne, pewne siebie dominantki.
Mam bardzo podobnie - ci mężczyźni którzy wywołują u mnie najmocniejsze pożądanie seksualne są pod wieloma względami przeciwieństwem tych którzy wywołują u mnie najmocniejsze uczucie zakochania z tym że rozdzielone jest to nie tyle na nieśmiali/delikatni(zakochanie) : pewni siebie/dominujący(pożądanie), a bardziej : piękni/delikatni/mądrzy(zakochanie) : posiadający jakąś skazę fizyczną/szowinistyczno-gburowaci/'drażniący'(pożądanie). Ponadto jedno działa na drugie zazwyczaj jak osłabiacz tj. gdy pojawia się pożądanie uczucie zakochania słabnie, a gdy pojawia się zakochanie gaśnie pożądanie (w stosunku do tej samej osoby, ale też ogólnie libido). Dodam że w zasadzie ci w których się zakochuje jakieś pożądanie też wywołują, ale zupełnie innego rodzaju; może bardziej jest to czułość jedynie z lekka zabarwiona erotycznie (w każdym razie nie ma wtedy tej żądzy - pragnienia bycia przez kogoś zawłaszczoną aż do unicestwienia).
Nie muszę chyba mówić, że to pierwsze uznaję za znacznie bardziej wartościowe. Ma to jakąś fachową nazwę? Czy są jakieś kobiece odpowiedniki tej dualności?
Też tak mam że to pierwsze (tj. zakochanie) uznaję za wartościowsze, a zważywszy na to jakie go cechy wywołują (w przeciwieństwie do pożądania) - nie dziwota. Co do nazwy, to wydaje mi się że Twój przypadek można podciągnąć pod syndrom Madonny i ladacznicy. U kobiet odpowiednim jest tzw. syndrom Rycerza i rozpustnika.
Dzięki lilly, w końcu wiem, co mi dolega Dodam jeszcze, że zazwyczaj pójście po tej drugiej linii, powoduje u mnie strasznie zły stan psychiczny, wręcz depresyjnego doła. Tzn. jest satysfakcja fizyczna, ale z kolei fatalny nastrój spowodowany, że nastąpiło zbliżenie do osoby, do której nie ma uczucia, że się tak wyrażę, około-miłosnego.