Snake napisał/a: ja osobiście wyznaję zasadę, że jak nosisz nóż, to bądź gotów wbić go komuś w brzuch w razie konieczności. Nie jestes gotów, to nie noś..
Głupia zasada, bo dla dojrzałego, zrównoważonego człowieka nóż to narzędzie codziennego użytku, a nie narzędzie zbrodni.
Do samoobrony mało się nadaje, gdyż nie ma mowy o stopniowaniu siły oddziaływania na napastnika i jak wiadomo, nadzwyczaj łatwo zabić, choć potraktowany ostrzem oponent może się zorientować o tym fakcie po kilkudziesięciu sekundach, albo i później, a w tzw. "międzyczasie" zdąży zmasakrować broniącego się. O odpowiedzialności karnej nie wspominam, bo chyba wszyscy rozumiemy to sami z siebie: napad, awantura, ofiara dźga napastnika, przyjeżdża policja... i od razu wiadomo, kto na wstępie wyląduje na dołku i dostanie zarzuty, z których ciężko się będzie mu wybronić, przy czym może to nie być tylko przekroczenie granic obrony koniecznej.
Przeważnie mam przy sobie coś ostrego, jakiś spory składak w kieszeni, a w samochodzie lub plecaku scyzoryk i multitool, jednak zastosowań defensywnych nie biorę pod uwagę, tak jak rąbiąc drewno na opał siekierą nie zastanawiam się, czy użyłbym jej przeciwko ewentualnemu włamywaczowi - musiałbym być doprowadzony do ostateczności, a to w moim nudnym życiu dotąd się nie zdarzyło i mam nadzieję, nie zdarzy...
Taka ciekawostka:
Była kiedyś taka amerykańska firma nożowa "Masters of defence", pozycjonowana w górnych rejonach jakościowych i cenowych. Bojowo brzmiące nazwy poszczególnych modeli, sugestywne reklamy w prasie, a na opakowaniu każdej sztuki napis "the total absence of fear" . Bałamutność tego przekazu aż razi po oczach każdego w miarę rozgarniętego człowieka, ale założę się o istnienie na świecie osobników biorących to na poważnie.