Sytuacja tu opisana będzie dziwna. Bardzo dziwna.
Pół roku temu poznałam na portalu randkowym jego. Trochę starszego, nazwijmy go Michał.
Michał mieszka kilka godzin drogi ode mnie. Bardzo miło nam się klikało, szybko pojawił się pomysł spotkania, pomysł wypłynął z jego strony, ja się zgodziłam, zaproponowałam mu nocleg. W dzień, kiedy miał przyjechać napisał, że nie może, bo musi gdzieś tam być, wkurzyłam się, ale trudno, stwierdziłam że poczekam. Robił uniki, robił, robił, a jednocześnie pisał, mówił do mnie czule i w ogóle. W pewnym momencie przestał pisać, jakiśtam sporadyczny kontakt był, ale bardzo sporadyczny.
Jakiś czas temu napisał do mnie. Czy pójdę z nim na wesele kuzyna. Trochę śmiesznie mi się zrobiło, ale stwierdziłam, że czemu nie. Poszłam, widziałam się z nim pierwszy raz w życiu, a poznałam połowę jego rodziny .
Wesele nie było w moim mieście, więc spaliśmy razem w pokoju, sexu nie było, tylko jakieś tulanki, całowanie. Kilkukrotnie powiedział mi, że mu ze mną dobrze, że jestem sliczna itp. Gadaliśmy pół nocy i było... no magicznie.
Powiedział, że przyjedzie do mnie. Miał być przejazdem w moim mieście kilka dni po tym jak się widzieliśmy, mówił, że zajedzie na kawę, czy coś takiego. Potem powiedział, że jedzie z kimstam i nie może. Miał przyjechać w poniedziałek najbliższy, to samo, mówi, że jedzie z kimś, że będzie za tydzień.
Nie zadzwonił, mimo że bardzo bym chciała go usłyszeć, też nie dzwonię, bo nie chcę się narzucać. Piszemy tylko, kiedy ja napiszę.
A na weselu wydawał się naprawdę mną zauroczony, zachowywał się naprawdę na piątkę, dbał o mnie i myślałam, że będzie coś z tego
I mimo, że wiem, że wszystkie mi napiszecie teraz - odpuść go sobie, to mi na nim zależy, jest naprawdę fajnym człowiekiem..
Co ja mogę zrobić, żeby coś z tego było? I czego on w ogóle ode mnie chce...