Witajcie.
Pogoda za oknem piękna, w głowie rodzi się dużo pomysłów na wyjścia, ale jednocześnie pojawia się myśl: "ale nie mam z kim", czyli ten mur, który jest tak trudny do przeskoczenia i przez który wiele z tych pomysłów nie przechodzi nigdy do etapu realizacji.
Ostatnio myślałam o aktywnościach, które można robić bez znajomych, poza czterema ścianami. Jednak automatycznie pojawiają mi się w głowie "blokery", ale też przypominają mi się niemiłe sytuacje, które nie sprzyjają wychodzeniu z samotności. Dodatkowo robienie pewnych rzeczy samemu nie sprawia takiej przyjemności jak w towarzystwie i chęci często same odchodzą, bo podobno "szczęście się mnoży, gdy się je dzieli".
Dorzucę jeszcze istotną rzecz.. w naszym kraju samotni ludzie są źle postrzegani, co uważam jest złe i nie sprzyja budowaniu atmosfery dla przełamywania tego stanu (kilkukrotnie ludzie, których znałam komentowali to, że nie imprezuję w weekend a czytam książkę, albo nie mam z kim czasu spędzić i inne mniej lub bardziej bezpośrednie złośliwości).
Dodam, że chyba już mi nie chodzi o poznanie kogokolwiek, ale o robienie rzeczy, które lubię bez w/w bagażu.
Macie jakieś przemyślenia czy doświadczenia w tej kwestii i chcecie się nimi podzielić? Myślicie, że da się? Potrzebuję wsparcia oraz jakiś budujących historii, które pomogą mi się wyrwać z tego martwego punktu.
Poniżej moje aktywności z przemyśleniami i doświadczeniami:
- Kino. Dosyć łatwe do wykonania w pojedynkę w dni powszednie i nietypowe godziny. W sobotę wieczorem nie zdarzyło mi się jeszcze pójść do kina, bo dookoła zakochane pary lub jakaś koleżanka, która mnie nie lubi zobaczy, że jestem sama i co gorzej zagada co ja tu sama robię.. itp. Rezygnować z wyjścia w sobotę czy przełamywać się? A może to rzucanie się na zbyt głęboką wodę?
- Koncert. Bywałam na koncertach sama i powiem, że z moich obserwacji wynika, że zdecydowana większość ludzi jednak przychodzi z kimś. Dodatkowy bloker to ta myśl, że wszyscy widzą twoją samotność w tłumie, to że stoisz sama jak palec a dookoła grupki roześmianych znajomych. Z sytuacji, która mnie spotkała to kiedyś facet spytał się mnie "co tak sama stoję". Powiem, że się zmieszałam i głupio zaczęłam się tłumaczyć..
- Festiwal muzyczny. Sama nigdy nie byłam. Czy da się jechać samemu i dobrze bawić w miejscu, które służy do spotkań znajomych, a gdzie koncerty są tylko tłem?
- Restauracja/kawiarnia. Na szybką kawę nie mam problemów wskoczyć, często jakaś gazeta pomaga w "przetrwaniu". Natomiast raz miałam niemiłą sytuację, gdy jadłam obiad w restauracji i niedaleko dosiadła się jakaś rodzinka. Kobieta zerkając na mnie często szeptała coś swojemu mężowi na ucho (czułam, że to komentarze do mojej osoby) a potem wzięła jakąś ulotkę o wieczorkach zapoznawczych i skomentowała do niego, że mogłabym się na taki wybrać.
- Pub. Nigdy nie byłam sama i nigdy się nie wybiorę, chociaż brakuje mi wyjść w takie miejsca. Uważam, że jednak mężczyźni mają na tym polu łatwiej, bo samotnie siedzący facet to raczej w naszym kraju normalny widok, a samotnie siedząca kobieta = szuka wrażeń.
- Wycieczki/góry. Nie zdarzyło mi się być na wyjeździe samej. Kiedyś jednak po wypadzie w góry wracałam później niż reszta grupy, oczywiście jak siedziałam sama w schronisku to przysiedli się do mnie jacyś starsi, natrętni i podpici faceci. Czy to bezpiecznie samej jeździć? Jak nie przyciągać takich ludzi? Czy da się dobrze bawić samemu na wyjeździe?
Przepraszam, że trochę przydługawo, ale potrzebowałam to wyrzucić z siebie