Ostatni czas w moim życiu jest przedziwny. Szczęścia do facetów chyba nie mam od zawsze. Mój pierwszy związek rozpoczął się w 2 klasie gimnazjum i trwał aż do końca liceum. To był tragiczny, toksyczny związek. Było nie ma. Nie boli, nie wspominam chyba, że użalając się trochę nad sobą i nad swoim pechem.
W kobiecym życiu przewijają się faceci to tu to tam, jedni są kumplami inni potem stają się kimś ważniejszym inni pozostają znajomymi, a czasem to i mniej.
Nie wiem jak to robie, co robie lub dlaczego tak jest ale mam pecha.
Poznałam faceta, 2 – 3 miesiące pisaliśmy, rozmawialiśmy. Relacja kolega – koleżanka.
Zaczęliśmy się spotykać. Choć zabrzmi to dziecinnie to było chodzenie za rączkę, całowanie, tulenie itp. seksu 0. Spotykaliśmy się tylko miesiąc.
Koleś był szczery, dogadywaliśmy się, lubiliśmy z sobą spędzać czas, wszystko było radosne, świeże. Aż do pewnego dnia kiedy to on stwierdził, że „tego” nie czuje, mimo że 2 dni wcześniej powiedział że dobrze mu ze mną i planował wspólne wakacje.
Dobra, trudno – pomyślałam, nic na siłę.
Tylko, że on ciągle był. Był, pisał, mówił, pojawiał się zachowywał się jakby mu zależało, ale z drugiej strony jak kolega. I nagle zniknął. Ot tak, zwyczajnie. Widujemy się kilka razy w tygodniu ze względu na łączącą nas szkołę. Oficjalnie jestem powietrzem. Kiedy wie, że nie patrze, coś tam „kuka”. Nie pisałabym o tym, gdyby mnie to nie bolało. Boli mnie to. Bo wolałabym usłyszeć od niego, że jestem brzydka i głupia, niż taką zabawę w ciuciubabke.
I tak za każdym razem. Gdy pojawia się ktoś dla mnie istotny, kto nadaje na tych samych falach...relacja się rozwija,a ja nie wiem..Nie wiem czego ten ktoś chce ode mnie. Najgorsze jest to, że mam często wrażenie, że on też nie, że się boi. Tylko, że ja nie chce ślubu i dzieci. Nie chce, żeby ktoś wypełniał mój czas tylko ze mną współistniał. Chce tylko wiedzieć, że serio komuś zależy na tylko że zwyczajnie traktuje mnie poważnie a nie jak zabawkę.
Kiedyś znalazłam taki cytat:
„nie chce cie po to
żebyś wypełniał moje puste części
sama chce być pełna
chce być tak kompletna
żeby móc rozświetlić całe miasto
a potem chcę cie mieć
dlatego że we dwoje
moglibyśmy je podpalić”
chyba pochodzi z książki „mleko i miód” w każdym razie o to mi chodzi.
Nie rozumiem zupełnie dlaczego tak się dzieje. Faceci do mnie zgadują, piszą, nie mogę powiedzieć..tylko to wszystko jest jak z taniego podrywu. Wszystko jest bez wyrazu, bez tego pierdyknięcia. Naprawdę, jeśli podejmuję decyzję, że będę się z kimś spotykać to nie dlatego, że jest ,tylko dlatego, ze mamy podobne poglądy, zainteresowania, poczucie humoru, że dobrze nam spędza się razem czas.
Chciałabym mieć faceta, może kiedyś dzieci i dom, ale nie za wszelką cene i nie z byle kim. Jeśli nie spotkam nikogo takiego – odpuszczę. Wychodzę z założenia, ze lepiej być samej niż z byle kim albo znów wpakować się w jakieś bagno.
O co tak właściwie mi chodzi?
Chciałabym zrozumieć, żebyście może wy pomogli mi zrozumieć, z czego to się bierze, że mam tendencję do spotykania w swoim życiu olewaczy i dupków.
Może któraś z was kiedyś również tak miała, że relacje na której jej zależało pękały jak bańka mydlana?