Czesc,
czy wydaje Wam sie ze znajomi maja jakis wplyw na zwiazek?
O co chodzi... jestem chlopakiem z blokowiska. Swoje pierwsze przyjaznie zawiazywalem na boisku czy ulicy. Sa to znajomi, ktorymi najczesciej sie otaczalem i tak jest po dzis dzien. Potem wyroslem troche z tej ulicznej atmosfery. Poznawalem innych ludzi, ale jakos nie mialem z nimi tak silnej wiezi jak z tymi za dzieciaka.
Zmienilem priorytety. Teraz lubie oddac sie przyrodzie, posiedziec przy ognisku z gitara itd, jednak zawsze jak wracam do siebie to chcac nie chcac widuje sie ze starymi przyjaciolmi z blokow.
Problem jest taki. Mam dziewczyne. Jest ambitna, inteligentna, wyrosla bardziej wsrod aktywnych ludzi, nie tak jak ja. Kocham ja i ona mnie.
Po jej znajomych widze ze woli wypad na miasto gdzies na piwko porozmawiac na luzne tematy czy spotkac sie na domowce i pograc w jakeis gry planszowe, pojechac na biwak, pospiewac, pograc w kosza czy siatkowke, poopowiadac ciekawe historie, porobic cos kreatywnego itp.
Ja tez zaczalem to lubiec. Lubie jak ludzie maja pasje, cos robia w zyciu, rozwijaja sie i odnajduja w tym szarym swiecie.
Przyszla jednak kolej na moich znajomych. Mamy pojechac (ja z moja dziewczyna + moi kumple) na weekend w gory. Problem jest taki ze to straszne swiry. Nie maja nic ciekawego do powiedzenia, przeklinaja, lubia sie napic do oporu i czesto wstrzynaja awantury (z kazdego wyjazdu jaki mielismy razem zawsze byly jakies bojki albo nieciekawe sytuacje). Jednym slowem wstydze sie ich przed moja dziewczyna. Boje sie, ze pomysli ze jestem taki jak oni.
Z jednej strony kocham ich, bo znam ich od dzieciaka i nie chce sie ich wyrzeknac, z drugiej jednak czuje ze moja dziewczyna bedzie sie zle czula w takim towarzystwie. Jak to wszystko pogodzic? Macie jakies rozwiazania?