Hej wszystkim, nie, że jakoś przeżywam ostatnie wydarzenia, ale z ciekawości (i bez oceniających spojrzeń znajomych ) chciałabym opisać swoją przygodę.
Otóż umówiłam się na wypad z pewnym facetem, z którym łączy nas flirt od ponad pół roku, niestety mieszkamy z dala od siebie, on jest obcokrajowcem, więc widujemy się rzadko. Spędziliśmy ze sobą super weekend, wszystko wydawało się ok i teraz przechodząc do sedna, kilka razy zapłacił za mnie, ale wydawał się jakoś zmuszony, zresztą pokazywałam, że też mogę zapłacić itd. (wiecie jak to jest ), no i raz popełniłam ten strategiczny błąd, że nie wyciągnęłam tego portfela przy ostatniej płatności. Nazajutrz spotkałam się z falą hejtu i pretensji (zresztą sama musiałam to z niego wycisnąć, bo był sfochowany), że on czuję się wykorzystany, finansowo ma się rozumieć
Dla smaczku dodam, że nastąpiło to po, że tak powiem pójściu na całość poprzedniej nocy
Teraz pytanie czy ja jestem tą złą, czy on, czy to kwestia różnic kulturowych, nieporozumienia, fizyki czy fazy księżyca, bo już nie wiem
Piszcie, zniosę wszystko
O różnicach kulturowych trudno wyrokować, póki nie wiadomo, skąd facet jest. A i trzeba przyznać, że jego podejście nie jest wcale aż tak niezwykłe, gdy przyłożyć je do oczekiwań polskich mężczyzn (coraz więcej uznaje, że finansowo mogą inwestować w stałą partnerkę, ale nie w luźną znajomość) i do zachowań polskich kobiet (sporo uznaje, że póki znajomość jest bez zobowiązań, to płacą za siebie właśnie po to, by potem nie czuć się zobowiązane).
Osobiście uważam, że zdrową zasadą jest nie tyle mówić/sygnalizować chęć zapłaty, co po rostu działać i płacić, jakby to była naturalna sprawa (dla mnie w sumie jest). Jeśli Cię facet powstrzyma, mówi że zapłaci sam, to spoko - mógł z propozyją nie wyskakiwać, jak wyskoczył, to niech potem nie ma pretensji, że kobieta skorzystała. Względnie, dobrze jest zorganizować rewanż - on Cię zabrał na obiad, Ty go mogłaś zaprosić wieczorem na drinka.
Generalnie, moim zdaniem nieporozumienie. O tyle o to łatwo, że pieniądze - również, a może przede wszystkim - pieniądze w damsko-męskich relacjach to z jednej strony temat tabu w relacji, z drugiej strony są obwarowane mnóstwem społecznych "reguł", które obecnie są mocno sprzeczne (z jednej strony model szarmanckiego adoratora, który funduje atrakcje - z drugiej strony model wyemancypowanej kobiety, która ceni sobie finansową niezależność nie tylko w teorii, ale i w praktyce). Foch jest mało dojrzałą reakcją, ale i prawdę mówiąc, wciąż nie wypracowaliśmy, przy całym kulturowym "postępie", metody otwartego rozmawiania o kasie, więc podejrzewam, że on po prostu nie miał pojęcia, jak powiedzieć Ci "wolałbym, żebyś płaciła za siebie" - nawet, jeśli Ty robiłaś jakieś ruchy w tym kierunku. Ty mogłaś tego nie widzieć, bo zapewne on to maskował właśnie z poczucia jakiegoś społecznego przymusu, ale faktycznie mogło mu nie być komfortowo już od początku. Albo od któregoś momentu - może np. on wychodzi z założenia, że może Ci coś czasem postawić, ale nie zawsze?
Warto o tym porozmawiać - szczerze, bez fochów, bez pretensji, bez urazy.