Mój problem wydaje się błahy i dziecinny, ale prawdą jest że bardzo cierpię i trudno mi spojrzeć na sytuacje z szerszej perspektywy.
Od początku: Zakochałam się w moim korepetytorze (on 24 lata, ja 19 lat). Kilka dni temu zakończyłam korki u niego przygotowujące do matury. Miałam z nim świetny kontakt, czasami pół zajęć przegadaliśmy nie patrząc na zegarek. Było dla mnie szokiem jak bardzo podobne mamy poglądy, a także to, że ja jako osoba która nie umie skrócić na początku znajomości dystansu, z nim od pierwszego spotkania mogłam gadać jak z przyjacielem. Oczywiście mam świadomość, że w moich oczach jako tej zakochanej patrze przez różowe okulary, ale szczerze wierzyłam, że na końcu naszych zajęć coś z tego będzie. I najbardziej boli mnie to, że nie zauroczyłam się w jego wyglądzie (adonisem nie jest ;P) a w osobowości i w głowie mam głupią myśl że jak przez 19 lat nie spotkałam faceta z którym mam taki dobry kontakt jak z nim, to już drugiego takiego nie będzie.
I tu pojawia się pytanie : Odpuścić i próbować zapomnieć czy poprosić go kiedyś o spotkanie i mówiąc mu że niczego nie oczekuje wyznać że bardzo mi się podoba?