Czy pies potrafi wybaczyc ? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » Czy pies potrafi wybaczyc ?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 4 ]

Temat: Czy pies potrafi wybaczyc ?

Piszę to , i ledwo widzę monitor , tak bardzo jestem zalana łzami . Przepraszam , ale muszę gdzieś to napisać , a , być może , temat ten stanie się przestrogą dla innych . Będzie długo ...

W sobotę uspałam mojego psa . Ale , może najlepiej od początku ...

To , co napiszę tutaj , jest moją najbardziej skrywaną tajemnicą . Obiecałam sobie , że nikt z bliskich się o tym nie dowie . Spaliłabym się ze wstydu , a może raczej , z żalu , dosłownie , nie mogłabym dalej żyć .

Mam dwadzieścia pięć lat , około . Problemy z nerwicą , depresją . Miałam 11 / 12 lat , kiedy zachorowałam . Oczywiście , choruję do teraz .

Miało być o psie , ale , muszę tutaj nakreślić pewne sprawy , tło do zrozumienia dalszego tekstu .

Podobno , byłam wyczekiwanym dzieckiem . Może i tak , ale , dzieckiem bardzo mocno zaniedbanym , przede wszystkim emocjonalnie . Matka nigdy nie potrafiła mnie kochać . Owszem , kochała mnie , kocha , ale nie potrafiła , do tej pory nie potrafi . Nie winię jej aż tak bardzo , jeszcze przede mną miała bardzo ciężkie życie . Ojciec , kochał mnie , ale myślał , że wszystko jest w porządku . Mieliśmy , jako rodzina , wiele problemów , przede wszystkim finansowe , myślę , że wziął to na siebie , aż za bardzo , nie zauważał po prostu całej reszty .

Mieliśmy ogromne problemy finansowe , wykaraskaliśmy się z nich dopiero jakieś trzy lata temu . Ja miałam też problemy zdrowotne , jak miałam 13 lat , podejrzewano u mnie raka , spędziłam sporo czasu w szpitalu . Pieniądze z nieba nie spadały . Bałam się o swoje życie , bałam się też o finanse . Myślę , że było to dosyć trudne dla mnie , wtedy . Wiele razy chciałam się w tamtym okresie zabić . Gdy wyszłam ze szpitala , miałam już pełnometrażową depresję . Problemy z rówieśnikami , szykanowanie , problemy z nauką . Później zawaliłam dwie szkoły .

Miałam 13 lat , miałam też ataki histerii . Pewnego dnia zobaczyłam na spacerze psa , owczarka niemieckiego . Chciałam kogoś kochać , chciałam , by ktoś mnie w końcu kochał . Marzenie 13 letniego , zaniedbanego emocjonalnie , głodnego miłości dziecka .

Dostałam w końcu szczeniaka . Byłam w siódmym niebie , chciałam też nieba przychylić mojemu nowemu przyjacielowi , jedynemu przyjacielowi . Nie miałam wcześniej żadnych kontaktów ze zwierzętami . Oczywiście , traktowałam go jak człowieka , bo nie umiałam inaczej . Rodzice byli zadowoleni , bo miałam zajęcie , ale się nie przejmowali , bo owczarek mądry pies , sam się wychowa .

W mojej świedomości dawałam mu wszystko , czego tylko potrzebował . Jedzenie miał zawsze łatwo dostępne , miska była cały czas pełna . Smakołyki , szyneczka , kiełbaska , cukierki czekoladowe , rybka , kurczak , wszystko , do woli . Miał lepszą karmę , mimo , że była droższa . Ja nie dojadałam , ponieważ dzieliłam się z nim jedzeniem . Spał u mnie w nogach , na łóżku . Jeszcze go na nie podsadzałam , tylko czekał , bo nie chciało mu się samemu ruszać tyłka . Przykrywałam go jeszcze kołdrą w zimę , żeby na pewno było mu miękko i ciepło . Drapałam nogą za uchem , by ładnie usypiał . Nie miał posłania , moje łóżko było jego posłaniem . Jak był mały , nosiłam go na rękach , kiedy nie chciało mu się iść . Potem zawsze chodziliśmy na kilkugodzinne spacery , co prawda zawsze na smyczy , ponieważ wkręciłam sobie , że mi ucieknie , a poza tym , nie tolerował innych psów . Ale swoje wychodził , nie chciałam , żeby zależał się na kanapie , bo to niezdrowe , a poza tym mieszkaliśmy w kamienicy , więc nie miał ogrodu . Chodziliśmy w różne miejsca , więc nie miał w tym temacie monotonii . Pozwalałam mu dosłownie na wszystko .

Rzecz jasna , piesek w końcu zrobił się naprawdę duży , zaczęły się więc problemy . Dbałam o niego , jak umiałam , ale miałam 14 / 15 lat , byłam też rozwichrowana psychicznie , miałam poważne problemy w nauce . Marzyłam o szkoleniu dla niego , jednakże było one nieosiągalne ze względów finansowych . Próbowałam nawet sama go szkolić , ale , czy przez mój słomiany zapał , czy przez jego marudzenie , czy też przez moją depresję , skończyło się na tym , że nie nauczył się niczego , dosłownie . A rodziców pies nie obchodził , przecież jest w miarę spokojny , a poza tym , to tylko pies .

Dorósł całkowicie i w końcu zaczął pokazywać zęby . Nie kojarzyłam wtedy , że był za bardzo rozpuszczony , właściwie , że był rozpuszczony jak dziadowski bicz . Pokazął zęby jeden raz , drugi . W tym momencie , zaczęłam się wtedy go bać , czułam się atakowana .

Zazwyczaj na agresję człowieka reaguję wycofaniem się , zamknięciem w swojej wieży , ale w sporach z nim bałam się , że mnie pogryzie , był w końcu ode mnie silniejszy , i cały czas miał przy sobie broń , mianowicie , zęby . Przeczytałam gdzieś wtedy , że psu należy pokazać , że to ja jestem przywódcą stada , rodziny . Krzyknęłam na niego raz , drugi . Któregoś razu nie pomogło , dałam mu klapsa .

Biedak , był w szoku , czy wystraszył się , ale przestał natychmiast . Poza swoimi epizodami agresji był do rany przyłóż , to był wtedy mój mały aniołek . Jednak miał właśnie takie fazy , wtedy dawałam mu klapsa .

Ale wtedy , kiedy rzucał się na mnie z zębami , dosłownie , albo , gdy juz widziałam , że to za chwilę nastąpi , przyłożyłam mu mocniej . Wyglądało to tak , że dostał skórzaną smyczą po zadzie cztery , czy pięć razy . Czasem , jak się szybko obrócił , smycz trafiła w bok . Czasem , parę razy go szturchnęłam nogą , albo strzeliłam ręką po uchu . Bardzo ciężko mi o tym pisać . Dzisiaj oczywiście widzę , jakie to okrutne . Jednak wtedy widziałam siebie w roli ofiary , a jego w roli agresora . Bałam się , że mnie pogryzie tak , że wyląduję w szpitalu . Nie miałabym przecież szans . W moich oczach , broniłam się przed nim .

A tak naprawdę myślę , że go maltretowałam .

Kochałam go na zabój , kocham go nadal , ale chciałam normalnie żyć . Nie chciałam też , by mnie ugryzł , oczywiście , bardzo bałam się bólu , ale chodziło także o to , że rodzice na bank oddali by go wtedy do uspania . Wolałam już więc , żeby mnie nienawidził , ale , żeby żył . Miał wtedy tylko trzy , cztery lata . Był młodym psem , czekało go całe życie . Poza tym , ja nie mogłabym bez niego żyć . Trzymałam się tylko dzięki niemu , tylko dla niego .

W tych sytuacjach , kiedy oberwał , czy też , dostał za swoje , za chwilę chciałam go tulić , przepraszać , całować . Czasami trząsł się ze strachu , ale za chwilę wszystko było już dobrze . Przytulałam go , chciałam go przeprosić , dawałam mu coś słodkiego , cały dzień miał smakołyki i głaskanie ekstra . Nie kontrolowałam siebie , nie kontrolowałam swoich problemów . Bałam się jego zębów .

On za chwilę zachowywał się tak , jakby tego nie pamiętał . Potem był już grzeczny . W efekcie , raz na jakiś czas musiałam dać mu klapsa , albo raz smyczą . Uspokajał się i dalej funkcjonowaliśmy normalnie .

Nikt o niczym nie wiedział , ponieważ wszystkie te sytuacje zdarzały się , kiedy byłam z nim sama w domu , a strasznie się tego wstydziłam .

Chcę tu zaznaczyć , że nigdy nie biłam go bezpodstawnie , w moich oczach przynajmniej . On przykładowo na mnie warczał , dostał klapsa , przestał warczeć na jakiś czas , był wtedy najkochańszym psem na świecie . Bijąc go broniłam się , jednak wiem , że go krzywdziłam . Każdego dnia zaraz starałam mu się to wynagradzać , i tak aż do następnego razu .

Myślę , że takich epizodów w całym jego życiu było może ze dwanaście , coś koło tego . W sumie może dwadzieścia parę uderzeń ręką , jakieś osiem smyczą . Poszturchań było więcej , jak już się nauczył , że potrafię uderzyć ręką , albo gorzej , smyczą . Warczał na mnie i na moich rodziców . Musiałam go jakoś przywoływać do porządku , a nie chciałam go tak często bić , więc , na przykład , jak siedziałam w fotelu , a on leżał na podłodze , to , gdy zaczął warczeć , z jakiegoś tam powodu , przykładowo , rodzice dają mu resztki ze stołu , a on leżąc , warczy , to szturchałam go nogą . Wtedy przestawał . Takim sposobem trzymałam go w ryzach . Nie chciałam , by rodzice oddali go z powodu agresji . Byłam też przyzwyczajona do tego , że jest miły jak baranek , ale w każdej chwili może się na mnie rzucić , doskoczyć , wyszczerzyć zęby .

Dwa razy zamknęłam go samego na chwilę w pokoju , raz na balkonie . Chciałam powstrzymać siebie od atakowania go . Kiedy zaraz się uspokoiłam , wracałam do niego i go przepraszałam .

Czasami bałam się go dotknąć , żeby nie popsuć mu humoru . Obchodziłam się z nim jak z jajkiem , dogadzałam mu z każdej strony , na tyle , na ile potrafiłam . Wiedziałam , że najpierw zawarknie , ale potem może ugryźć , a wtedy to byłby dla niego koniec . Nie było mowy o wychowywaniu go wtedy , ponieważ się go autentycznie bałam . Co dopiero szkolenie ...

Kochałam go . Kocham . Tak bardzo go kocham , że teraz , jak go nie ma , dosłownie , rozrywa mi serce . Rano , jak zaczęłam o nim myśleć , myślałam , że się uduszę , taką miałam fazę .

Na co dzień , jak pisałam wyżej , był grzecznym , zdawałoby się , ułożonym psem . On był grzeczny naturalnie . Miał swoje napady . Nie rozumiałam wtedy , że jak mu przyłożę , to takie napady będą powtarzały się coraz częściej . Umiałam je w ten sposób hamować , dzięki czemu żyliśmy w , być może pozornej , zgodzie . Aż do następnego razu ...

Był jednak moim psem , mimo , że czasami go biłam . Jeżeli już kogoś się słuchał , to tylko mnie . Chodził za mną jak cielę . Przychodził się przytulać , uwielbiał drapanie za uszami . Na spacerach był grzeczny , nigdy specjalnie go nie goniłam , pozwalałam mu wąchać wszystko , ile tylko chciał . Jedzenie , dostawał najlepsze kąski . Uwielbiał leżeć na podłodze , kiedy siedząc obok , drapałam go po brzuchu nogą . Był dobrym , kochanym , naprawdę , kochanym psem . Czasami tylko budził w nim się diabeł , jak przekroczyłam jakąś granicę . Nie rozumiałam , co robiłam źle , chcałam tylko spokoju , dla nas obojga . To działało , aczkolwiek było okupone moimi potwornymi wyrzutami sumienia .

Ogólnie , miał dobre życie . Powinnam go częściej przytulać . Mam jednak wrażenie , że przekreśliłam wszystko tym jego biciem . Ale , nie potrafiłam inaczej .

Wiem , zdaję sobie z tego teraz sprawę , że posypią się tu na mne gromy . Jednak nie miałam wielu możliwości , a potem , zadanie okazało się dla mnie za trudne , wręcz niewykonalne .

Ostatnie miesiące , tygodnie mojego psa ... On nigdy nie chorował , był bardzo zdrowy , bo dbałam o niego . Jednak 13 lat to dużo ... Pewnego dnia przestał wdrapywać się na łóżko , zrobliśmy mu miękkie posłanie na podłodze . Któregoś razu przewrócił się na schodach , a mieszkamy w bloku . Potem znowu . Była zima , nikt nie otwierał okien , zdecydowaliśmy , że nie będzie wychodził z domu , bo jeszcze się połamie . Wypróżniał się na balkonie , podkładaliśmy ręczniki , pralka chodziła non stop . Trwało to jakiś czas . Szkoda nam go było jeszcze usypiać , bo w dalszym ciągu był jak szczeniak , chciał żyć .

Następnie tylne łapy ... W końcu tylko leżał na posłaniu , czasem ruszył się z miejsca . Karmiłam go z ręki , przynosiłam mu wszystko na każde zawołanie , zmieniałam mu ręczniki i szmaty na mocz , smarowałam modzele , ponieważ od leżenia porobiły mu się na przednich łapach . Wszystko to znosił bardzo spokojnie . Ale było coraz gorzej . W końcu stracił chęć do życia , widać było , że już wszystko go boli , uwiera . Zdecydowaliśmy się , bo uważam , że lepiej za wcześnie , niż zbyt późno ...

W sobotę uspałam mojego psa . Wszystko zniósł bardzo dobrze , w samochodzie przytulaliśmy się , zasnął spokojnie , bez żadnych negatywnych oznak organizmu , wtulił się we mnie , cały czas go głaskałam . Byłam przy nim do końca . Miałam wrażenie , że zrobił mi prezent , ponieważ zasnął tak spokojnie , jak tylko mogłam sobie to wymarzyć , jak prawdziwy aniołek , którym przecież był . Mam nadzieję , że czuł się w miarę pewnie i bezpiecznie , mimo tego , że w sumie , znęcałam się nad nim . Takie sprawiał wrażenie , że mi wybaczył , że jest mu dobrze i spokojnie .

Ale czy na pewno ... Od tamtej pory nie mogę spać ... Tak bardzo żałuję każdego krzyku , każdego klapsa , każdego uderzenia ... Byłam nieodpowiedzialna , niezrównoważona , okrutna ... Wiem jednocześnie , że bez tego było by nam bardzo ciężko , może nawet rodzice oddaliby go do schroniska ... Chciałam oszczędzić mu tego ... Zapewniając inne piekiełko ...

Następnego dnia , w niedzielę , poszłam z ojcem do lasu . Zawsze chodzimy w weekend na takie spacery , wstąpiliśmy w boczną ścieżkę , którą czasem chodzimy , coś mi kazało zajrzeć do paśnika ... A w środku , pełno siana , a w środku śpiący lis ... Leżał dokładnie w ten sam sposób , jak leżał mój pies na wózku u weterynarza , kiedy wszystko miało miejsce , i kiedy było już po wszystkim ... Lis już nie żył ... Nie był jeszcze do końca sztywny , mogłam ruszyć uchem , ale brzuch miał twardy jak kamień ... Musiał umrzeć mniej więcej w tym samym czasie , co mój pies ... Nie wiem , może to był jakiś znak ... Lisa widziałam może z pięć razy w życiu , a chodzimy po tych lasach odkąd pamiętam , przynajmniej dwa razy w tygodniu , po kilka godzin ... A poza tym , zawsze zaglądam do wszystkich paśników ... Aż tu nagle , paśnik , martwy lis , leżący identycznie , jak mój pies , umarł w tym samym czasie , co mój pies ... Wtulony w siano , tak , jak mój pies był wtulony we mnie ...

Martwy lis w paśniku to nie jest codzienny widok ... Położył się tam , by umrzeć w spokoju ... Znalazłam go dzień po uspaniu mojego pieska ... Wyglądał , jakby spał ... Jak mój piesek ...

Przez chwilę pomyślałam , że mój pies mnie tam zaprowadził ... Wierzę , że psy mają duszę ... O wiele szlachetniejszą niż nasza ...

Serce mi się kraje , tak bardzo żałuję . Cały czas płaczę . Wczoraj myślałam , że chyba wezmę jakieś tabletki . Nie przypuszczałam , że można kochać aż tak mocno . Nie mogę znieść świadomości , że tak krzywdziłam kogoś , kogo kochałam najmocniej na świecie . Oczywiście , wiedziałam , że krzywdziłam go tym biciem , ale przecież ... On jest nieśmiertelny , jeszcze naprawię swoje błędy ... Naprawiałam je , ale teraz ... Nie mam teraz nikogo . Rodzice ... Nie mam przyjaciół , nawet znajomych , dosłownie . Nie wiem , co będzie z moim życiem . Chciałabym się z tym wszystkim uporać ... Chciałabym dostać jakiś znak , wiedzieć , że gdzieś tam jest mojemu psu dobrze , że jest bezpieczny , że się nie boi , a jest przecież tak zimno ... Ale może gdzieś tam jest mu lepiej , niż u mnie ...

Czy pies potrafi wybaczać ... ? Czy pies naprawdę kocha tak bardzo ... ? Jestem potworem ...

Co z moją duszą ? Kiedyś śniło mi się , a może to wspomnienie , jak byłam jeszcze przed narodzinami , mogłam wybrać sobie ciało , w które chcę się wcielić , wybrałam sobie rodzinę , i się po prostu urodziłam ...

Czy wszystkie krzywdy , jakie zadaliśmy innej istocie , będą nam gdzieś tam w zaświatach zadawane razy dziesięć , z dziesięciokrotną siłą ? Najbardziej boję się tego , jaki zadawałam mu ból psychiczny ... A dobre uczynki ? Nie wiem , których mam więcej w stosunku do mojego psa ... Martwię się , że jego dusza nie zazna spokoju , że przeżywa to wszystko , co miało miejsce , że go bolą razy na zadzie , że piszczy , że płacze ... Martwię się , że nie może sobie znaleźć miejsca ...

Rozumiem , że to przez krzywdy , jakie mi zadano . Mam nerwicę i depresję , nie leczone , nigdy nie byłam u lekarza , bo finanse , bo strach ... Jestem niezrównoważona , okrutna . Ale nie mam na to wpływu ... Prawdopodobnie nikt mnie nie zrozumie , mam takie chwile , kiedy muszę coś zrobić ,  to jest silniejsze ode mnie ... Boję się , muszę uderzyć psa ... Jestem zła , muszę nakrzyczeć na matkę ... Ze strachu ...

Tak , mam wiele problemów ... Na dodatek , właśnie powinnam szukać nowej pracy ...

Kiedy dziecko się rodzi , ma pusty zbiornik na miłość . Rodzice muszą go napełnić , opiekując się dzieckiem . Mój zbiornik napełnił mój pies ...  Dzięki niemu nauczyłam się kochać ... A ja go karałam ...

Kocham go jak głupia , a jego już nie ma . Krzywdziłam go bardzo i nie mogę sobie tego wybaczyć . Nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić ... Moje piękne pieski ... Jego już nie ma ...

Gdy zasypiam , wyobrażam sobie , że go przytulam ... Mocno , dopiero , jak sobie go wyobrażę , to po kilku godzinach mogę zasnąć ... Czy pies potrafi wybaczać ? Czy pamięta złe rzeczy bardziej , niż dobre ?

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez gojka102 (2017-04-26 23:24:31)

Odp: Czy pies potrafi wybaczyc ?
arkona00 napisał/a:

Piszę to , i ledwo widzę monitor , tak bardzo jestem zalana łzami . Przepraszam , ale muszę gdzieś to napisać , a , być może , temat ten stanie się przestrogą dla innych . Będzie długo ...

W sobotę uspałam mojego psa . Ale , może najlepiej od początku ...

To , co napiszę tutaj , jest moją najbardziej skrywaną tajemnicą . Obiecałam sobie , że nikt z bliskich się o tym nie dowie . Spaliłabym się ze wstydu , a może raczej , z żalu , dosłownie , nie mogłabym dalej żyć .

Mam dwadzieścia pięć lat , około . Problemy z nerwicą , depresją . Miałam 11 / 12 lat , kiedy zachorowałam . Oczywiście , choruję do teraz .

Miało być o psie , ale , muszę tutaj nakreślić pewne sprawy , tło do zrozumienia dalszego tekstu .

Podobno , byłam wyczekiwanym dzieckiem . Może i tak , ale , dzieckiem bardzo mocno zaniedbanym , przede wszystkim emocjonalnie . Matka nigdy nie potrafiła mnie kochać . Owszem , kochała mnie , kocha , ale nie potrafiła , do tej pory nie potrafi . Nie winię jej aż tak bardzo , jeszcze przede mną miała bardzo ciężkie życie . Ojciec , kochał mnie , ale myślał , że wszystko jest w porządku . Mieliśmy , jako rodzina , wiele problemów , przede wszystkim finansowe , myślę , że wziął to na siebie , aż za bardzo , nie zauważał po prostu całej reszty .

Mieliśmy ogromne problemy finansowe , wykaraskaliśmy się z nich dopiero jakieś trzy lata temu . Ja miałam też problemy zdrowotne , jak miałam 13 lat , podejrzewano u mnie raka , spędziłam sporo czasu w szpitalu . Pieniądze z nieba nie spadały . Bałam się o swoje życie , bałam się też o finanse . Myślę , że było to dosyć trudne dla mnie , wtedy . Wiele razy chciałam się w tamtym okresie zabić . Gdy wyszłam ze szpitala , miałam już pełnometrażową depresję . Problemy z rówieśnikami , szykanowanie , problemy z nauką . Później zawaliłam dwie szkoły .

Miałam 13 lat , miałam też ataki histerii . Pewnego dnia zobaczyłam na spacerze psa , owczarka niemieckiego . Chciałam kogoś kochać , chciałam , by ktoś mnie w końcu kochał . Marzenie 13 letniego , zaniedbanego emocjonalnie , głodnego miłości dziecka .

Dostałam w końcu szczeniaka . Byłam w siódmym niebie , chciałam też nieba przychylić mojemu nowemu przyjacielowi , jedynemu przyjacielowi . Nie miałam wcześniej żadnych kontaktów ze zwierzętami . Oczywiście , traktowałam go jak człowieka , bo nie umiałam inaczej . Rodzice byli zadowoleni , bo miałam zajęcie , ale się nie przejmowali , bo owczarek mądry pies , sam się wychowa .

W mojej świedomości dawałam mu wszystko , czego tylko potrzebował . Jedzenie miał zawsze łatwo dostępne , miska była cały czas pełna . Smakołyki , szyneczka , kiełbaska , cukierki czekoladowe , rybka , kurczak , wszystko , do woli . Miał lepszą karmę , mimo , że była droższa . Ja nie dojadałam , ponieważ dzieliłam się z nim jedzeniem . Spał u mnie w nogach , na łóżku . Jeszcze go na nie podsadzałam , tylko czekał , bo nie chciało mu się samemu ruszać tyłka . Przykrywałam go jeszcze kołdrą w zimę , żeby na pewno było mu miękko i ciepło . Drapałam nogą za uchem , by ładnie usypiał . Nie miał posłania , moje łóżko było jego posłaniem . Jak był mały , nosiłam go na rękach , kiedy nie chciało mu się iść . Potem zawsze chodziliśmy na kilkugodzinne spacery , co prawda zawsze na smyczy , ponieważ wkręciłam sobie , że mi ucieknie , a poza tym , nie tolerował innych psów . Ale swoje wychodził , nie chciałam , żeby zależał się na kanapie , bo to niezdrowe , a poza tym mieszkaliśmy w kamienicy , więc nie miał ogrodu . Chodziliśmy w różne miejsca , więc nie miał w tym temacie monotonii . Pozwalałam mu dosłownie na wszystko .

Rzecz jasna , piesek w końcu zrobił się naprawdę duży , zaczęły się więc problemy . Dbałam o niego , jak umiałam , ale miałam 14 / 15 lat , byłam też rozwichrowana psychicznie , miałam poważne problemy w nauce . Marzyłam o szkoleniu dla niego , jednakże było one nieosiągalne ze względów finansowych . Próbowałam nawet sama go szkolić , ale , czy przez mój słomiany zapał , czy przez jego marudzenie , czy też przez moją depresję , skończyło się na tym , że nie nauczył się niczego , dosłownie . A rodziców pies nie obchodził , przecież jest w miarę spokojny , a poza tym , to tylko pies .

Dorósł całkowicie i w końcu zaczął pokazywać zęby . Nie kojarzyłam wtedy , że był za bardzo rozpuszczony , właściwie , że był rozpuszczony jak dziadowski bicz . Pokazął zęby jeden raz , drugi . W tym momencie , zaczęłam się wtedy go bać , czułam się atakowana .

Zazwyczaj na agresję człowieka reaguję wycofaniem się , zamknięciem w swojej wieży , ale w sporach z nim bałam się , że mnie pogryzie , był w końcu ode mnie silniejszy , i cały czas miał przy sobie broń , mianowicie , zęby . Przeczytałam gdzieś wtedy , że psu należy pokazać , że to ja jestem przywódcą stada , rodziny . Krzyknęłam na niego raz , drugi . Któregoś razu nie pomogło , dałam mu klapsa .

Biedak , był w szoku , czy wystraszył się , ale przestał natychmiast . Poza swoimi epizodami agresji był do rany przyłóż , to był wtedy mój mały aniołek . Jednak miał właśnie takie fazy , wtedy dawałam mu klapsa .

Ale wtedy , kiedy rzucał się na mnie z zębami , dosłownie , albo , gdy juz widziałam , że to za chwilę nastąpi , przyłożyłam mu mocniej . Wyglądało to tak , że dostał skórzaną smyczą po zadzie cztery , czy pięć razy . Czasem , jak się szybko obrócił , smycz trafiła w bok . Czasem , parę razy go szturchnęłam nogą , albo strzeliłam ręką po uchu . Bardzo ciężko mi o tym pisać . Dzisiaj oczywiście widzę , jakie to okrutne . Jednak wtedy widziałam siebie w roli ofiary , a jego w roli agresora . Bałam się , że mnie pogryzie tak , że wyląduję w szpitalu . Nie miałabym przecież szans . W moich oczach , broniłam się przed nim .

A tak naprawdę myślę , że go maltretowałam .

Kochałam go na zabój , kocham go nadal , ale chciałam normalnie żyć . Nie chciałam też , by mnie ugryzł , oczywiście , bardzo bałam się bólu , ale chodziło także o to , że rodzice na bank oddali by go wtedy do uspania . Wolałam już więc , żeby mnie nienawidził , ale , żeby żył . Miał wtedy tylko trzy , cztery lata . Był młodym psem , czekało go całe życie . Poza tym , ja nie mogłabym bez niego żyć . Trzymałam się tylko dzięki niemu , tylko dla niego .

W tych sytuacjach , kiedy oberwał , czy też , dostał za swoje , za chwilę chciałam go tulić , przepraszać , całować . Czasami trząsł się ze strachu , ale za chwilę wszystko było już dobrze . Przytulałam go , chciałam go przeprosić , dawałam mu coś słodkiego , cały dzień miał smakołyki i głaskanie ekstra . Nie kontrolowałam siebie , nie kontrolowałam swoich problemów . Bałam się jego zębów .

On za chwilę zachowywał się tak , jakby tego nie pamiętał . Potem był już grzeczny . W efekcie , raz na jakiś czas musiałam dać mu klapsa , albo raz smyczą . Uspokajał się i dalej funkcjonowaliśmy normalnie .

Nikt o niczym nie wiedział , ponieważ wszystkie te sytuacje zdarzały się , kiedy byłam z nim sama w domu , a strasznie się tego wstydziłam .

Chcę tu zaznaczyć , że nigdy nie biłam go bezpodstawnie , w moich oczach przynajmniej . On przykładowo na mnie warczał , dostał klapsa , przestał warczeć na jakiś czas , był wtedy najkochańszym psem na świecie . Bijąc go broniłam się , jednak wiem , że go krzywdziłam . Każdego dnia zaraz starałam mu się to wynagradzać , i tak aż do następnego razu .

Myślę , że takich epizodów w całym jego życiu było może ze dwanaście , coś koło tego . W sumie może dwadzieścia parę uderzeń ręką , jakieś osiem smyczą . Poszturchań było więcej , jak już się nauczył , że potrafię uderzyć ręką , albo gorzej , smyczą . Warczał na mnie i na moich rodziców . Musiałam go jakoś przywoływać do porządku , a nie chciałam go tak często bić , więc , na przykład , jak siedziałam w fotelu , a on leżał na podłodze , to , gdy zaczął warczeć , z jakiegoś tam powodu , przykładowo , rodzice dają mu resztki ze stołu , a on leżąc , warczy , to szturchałam go nogą . Wtedy przestawał . Takim sposobem trzymałam go w ryzach . Nie chciałam , by rodzice oddali go z powodu agresji . Byłam też przyzwyczajona do tego , że jest miły jak baranek , ale w każdej chwili może się na mnie rzucić , doskoczyć , wyszczerzyć zęby .

Dwa razy zamknęłam go samego na chwilę w pokoju , raz na balkonie . Chciałam powstrzymać siebie od atakowania go . Kiedy zaraz się uspokoiłam , wracałam do niego i go przepraszałam .

Czasami bałam się go dotknąć , żeby nie popsuć mu humoru . Obchodziłam się z nim jak z jajkiem , dogadzałam mu z każdej strony , na tyle , na ile potrafiłam . Wiedziałam , że najpierw zawarknie , ale potem może ugryźć , a wtedy to byłby dla niego koniec . Nie było mowy o wychowywaniu go wtedy , ponieważ się go autentycznie bałam . Co dopiero szkolenie ...

Kochałam go . Kocham . Tak bardzo go kocham , że teraz , jak go nie ma , dosłownie , rozrywa mi serce . Rano , jak zaczęłam o nim myśleć , myślałam , że się uduszę , taką miałam fazę .

Na co dzień , jak pisałam wyżej , był grzecznym , zdawałoby się , ułożonym psem . On był grzeczny naturalnie . Miał swoje napady . Nie rozumiałam wtedy , że jak mu przyłożę , to takie napady będą powtarzały się coraz częściej . Umiałam je w ten sposób hamować , dzięki czemu żyliśmy w , być może pozornej , zgodzie . Aż do następnego razu ...

Był jednak moim psem , mimo , że czasami go biłam . Jeżeli już kogoś się słuchał , to tylko mnie . Chodził za mną jak cielę . Przychodził się przytulać , uwielbiał drapanie za uszami . Na spacerach był grzeczny , nigdy specjalnie go nie goniłam , pozwalałam mu wąchać wszystko , ile tylko chciał . Jedzenie , dostawał najlepsze kąski . Uwielbiał leżeć na podłodze , kiedy siedząc obok , drapałam go po brzuchu nogą . Był dobrym , kochanym , naprawdę , kochanym psem . Czasami tylko budził w nim się diabeł , jak przekroczyłam jakąś granicę . Nie rozumiałam , co robiłam źle , chcałam tylko spokoju , dla nas obojga . To działało , aczkolwiek było okupone moimi potwornymi wyrzutami sumienia .

Ogólnie , miał dobre życie . Powinnam go częściej przytulać . Mam jednak wrażenie , że przekreśliłam wszystko tym jego biciem . Ale , nie potrafiłam inaczej .

Wiem , zdaję sobie z tego teraz sprawę , że posypią się tu na mne gromy . Jednak nie miałam wielu możliwości , a potem , zadanie okazało się dla mnie za trudne , wręcz niewykonalne .

Ostatnie miesiące , tygodnie mojego psa ... On nigdy nie chorował , był bardzo zdrowy , bo dbałam o niego . Jednak 13 lat to dużo ... Pewnego dnia przestał wdrapywać się na łóżko , zrobliśmy mu miękkie posłanie na podłodze . Któregoś razu przewrócił się na schodach , a mieszkamy w bloku . Potem znowu . Była zima , nikt nie otwierał okien , zdecydowaliśmy , że nie będzie wychodził z domu , bo jeszcze się połamie . Wypróżniał się na balkonie , podkładaliśmy ręczniki , pralka chodziła non stop . Trwało to jakiś czas . Szkoda nam go było jeszcze usypiać , bo w dalszym ciągu był jak szczeniak , chciał żyć .

Następnie tylne łapy ... W końcu tylko leżał na posłaniu , czasem ruszył się z miejsca . Karmiłam go z ręki , przynosiłam mu wszystko na każde zawołanie , zmieniałam mu ręczniki i szmaty na mocz , smarowałam modzele , ponieważ od leżenia porobiły mu się na przednich łapach . Wszystko to znosił bardzo spokojnie . Ale było coraz gorzej . W końcu stracił chęć do życia , widać było , że już wszystko go boli , uwiera . Zdecydowaliśmy się , bo uważam , że lepiej za wcześnie , niż zbyt późno ...

W sobotę uspałam mojego psa . Wszystko zniósł bardzo dobrze , w samochodzie przytulaliśmy się , zasnął spokojnie , bez żadnych negatywnych oznak organizmu , wtulił się we mnie , cały czas go głaskałam . Byłam przy nim do końca . Miałam wrażenie , że zrobił mi prezent , ponieważ zasnął tak spokojnie , jak tylko mogłam sobie to wymarzyć , jak prawdziwy aniołek , którym przecież był . Mam nadzieję , że czuł się w miarę pewnie i bezpiecznie , mimo tego , że w sumie , znęcałam się nad nim . Takie sprawiał wrażenie , że mi wybaczył , że jest mu dobrze i spokojnie .

Ale czy na pewno ... Od tamtej pory nie mogę spać ... Tak bardzo żałuję każdego krzyku , każdego klapsa , każdego uderzenia ... Byłam nieodpowiedzialna , niezrównoważona , okrutna ... Wiem jednocześnie , że bez tego było by nam bardzo ciężko , może nawet rodzice oddaliby go do schroniska ... Chciałam oszczędzić mu tego ... Zapewniając inne piekiełko ...

Następnego dnia , w niedzielę , poszłam z ojcem do lasu . Zawsze chodzimy w weekend na takie spacery , wstąpiliśmy w boczną ścieżkę , którą czasem chodzimy , coś mi kazało zajrzeć do paśnika ... A w środku , pełno siana , a w środku śpiący lis ... Leżał dokładnie w ten sam sposób , jak leżał mój pies na wózku u weterynarza , kiedy wszystko miało miejsce , i kiedy było już po wszystkim ... Lis już nie żył ... Nie był jeszcze do końca sztywny , mogłam ruszyć uchem , ale brzuch miał twardy jak kamień ... Musiał umrzeć mniej więcej w tym samym czasie , co mój pies ... Nie wiem , może to był jakiś znak ... Lisa widziałam może z pięć razy w życiu , a chodzimy po tych lasach odkąd pamiętam , przynajmniej dwa razy w tygodniu , po kilka godzin ... A poza tym , zawsze zaglądam do wszystkich paśników ... Aż tu nagle , paśnik , martwy lis , leżący identycznie , jak mój pies , umarł w tym samym czasie , co mój pies ... Wtulony w siano , tak , jak mój pies był wtulony we mnie ...

Martwy lis w paśniku to nie jest codzienny widok ... Położył się tam , by umrzeć w spokoju ... Znalazłam go dzień po uspaniu mojego pieska ... Wyglądał , jakby spał ... Jak mój piesek ...

Przez chwilę pomyślałam , że mój pies mnie tam zaprowadził ... Wierzę , że psy mają duszę ... O wiele szlachetniejszą niż nasza ...

Serce mi się kraje , tak bardzo żałuję . Cały czas płaczę . Wczoraj myślałam , że chyba wezmę jakieś tabletki . Nie przypuszczałam , że można kochać aż tak mocno . Nie mogę znieść świadomości , że tak krzywdziłam kogoś , kogo kochałam najmocniej na świecie . Oczywiście , wiedziałam , że krzywdziłam go tym biciem , ale przecież ... On jest nieśmiertelny , jeszcze naprawię swoje błędy ... Naprawiałam je , ale teraz ... Nie mam teraz nikogo . Rodzice ... Nie mam przyjaciół , nawet znajomych , dosłownie . Nie wiem , co będzie z moim życiem . Chciałabym się z tym wszystkim uporać ... Chciałabym dostać jakiś znak , wiedzieć , że gdzieś tam jest mojemu psu dobrze , że jest bezpieczny , że się nie boi , a jest przecież tak zimno ... Ale może gdzieś tam jest mu lepiej , niż u mnie ...

Czy pies potrafi wybaczać ... ? Czy pies naprawdę kocha tak bardzo ... ? Jestem potworem ...

Co z moją duszą ? Kiedyś śniło mi się , a może to wspomnienie , jak byłam jeszcze przed narodzinami , mogłam wybrać sobie ciało , w które chcę się wcielić , wybrałam sobie rodzinę , i się po prostu urodziłam ...

Czy wszystkie krzywdy , jakie zadaliśmy innej istocie , będą nam gdzieś tam w zaświatach zadawane razy dziesięć , z dziesięciokrotną siłą ? Najbardziej boję się tego , jaki zadawałam mu ból psychiczny ... A dobre uczynki ? Nie wiem , których mam więcej w stosunku do mojego psa ... Martwię się , że jego dusza nie zazna spokoju , że przeżywa to wszystko , co miało miejsce , że go bolą razy na zadzie , że piszczy , że płacze ... Martwię się , że nie może sobie znaleźć miejsca ...

Rozumiem , że to przez krzywdy , jakie mi zadano . Mam nerwicę i depresję , nie leczone , nigdy nie byłam u lekarza , bo finanse , bo strach ... Jestem niezrównoważona , okrutna . Ale nie mam na to wpływu ... Prawdopodobnie nikt mnie nie zrozumie , mam takie chwile , kiedy muszę coś zrobić ,  to jest silniejsze ode mnie ... Boję się , muszę uderzyć psa ... Jestem zła , muszę nakrzyczeć na matkę ... Ze strachu ...

Tak , mam wiele problemów ... Na dodatek , właśnie powinnam szukać nowej pracy ...

Kiedy dziecko się rodzi , ma pusty zbiornik na miłość . Rodzice muszą go napełnić , opiekując się dzieckiem . Mój zbiornik napełnił mój pies ...  Dzięki niemu nauczyłam się kochać ... A ja go karałam ...

Kocham go jak głupia , a jego już nie ma . Krzywdziłam go bardzo i nie mogę sobie tego wybaczyć . Nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić ... Moje piękne pieski ... Jego już nie ma ...

Gdy zasypiam , wyobrażam sobie , że go przytulam ... Mocno , dopiero , jak sobie go wyobrażę , to po kilku godzinach mogę zasnąć ... Czy pies potrafi wybaczać ? Czy pamięta złe rzeczy bardziej , niż dobre ?


Cóż-osoby z problemami psychicznymi nie powinny ich leczyć za pomocą żywego stworzenia.Owszem-pies potrafi pomóc osobie w depresji,nie chcącej wychodzić z domu,nie widzącej celu w codziennej aktywności.Ale przede wszystkim przed wzięciem    psa trzeba wiedzieć jakie pies ma potrzeby i odpowiedzieć sobie na pytanie: czy potrafię i dam radę je przez najbliższe kilkanaście lat zaspokajać?
Pies czuje się najlepiej kiedy jest traktowany jak pies a nie jak człowiek i kiedy jego psie potrzeby-a nie wymyślone-ludzkie są zaspokajane.Więc "ludzka"kiełbasa i cukierki czekoladowe to coś co najmiej posłuży psu.
Byłaś nastolatką gdy zamarzyłaś o psie-czy to taki problem poczytać o potrzebach rasy,o ewentualnych problemach zdrowotnych i wychowawczych?
Moja córka dostała psa gdy miała lat osiem.Ale przez ponad rok czytała o rasie,którą wybrała, o zywieniu psa i zbierała kasę na wyprawkę.Poza tym oczywistym było,że pies jest decyzją całej rodziny i cała rodzina jest za niego odpowiedzialna.


Zrobiłaś na pewno wiele poważnych błędów w wychowaniu psa: nieodpowiednia dieta,zupełny brak socjalizacji-więc logiczne,że nie tolerował psów,nie nauczenie podsatwowych komend-przez co pies cierpiał z niewybiegania bo spacer na smyczy z ONkiem to nie jest żadna aktywność dla psa.Do tego przemoc.
Wydaje mi się,że go nie kochałaś-bo miłość polega na czymś zupełnie innym- na poznawaniu obiektu swej miłości tak by go lepiej zrozumieć i zaspokajać jego potrzeby.Bardzo możliwe,że nie potrafisz kochać bo nikt Cię tego nie nauczył.

Przypuszczam,że pies totalnie nie wiedział co mu wolno o co nie.I to przez Ciebie.Więc fakt,że bywał agresywny to Twoja a nie jego wina.Pies lubi jasne zasady-ma wtedy poczucie bezpieczeństwa.

Pies z pewnością pamięta bicie,pamiętą złe i te dobre doświadczenia.Miałam psy z różnymi problemami w domu tymczasowym. Pamiętam psa,który przez wiele miesięcy uchylał się ze strachem przed ręką wyciągniętą do głaskania.Kiedy mówiło się do niego głośniej-kulił się i robił pod siebie ze strachu.Był też pies prawdopodobnie lany smyczą bo tak się panicznie jej bał,że był problem z zapięciem jej i wyprowadzeniem go.


Pies nie posiada czegoś takiego co pozwala mu wybaczać czy chować urazę.
Pies po prostu zapamiętuje przedmioty,twarze,sylwetki.Pies to doskonały obserwator ludzkiej mimiki-wie kiedy człowiek jest zadowolony a kiedy wkurzony.I zwyczajnie się obawia,że jak człowiek jest wkurzony to nię będzie to dla psa miłe.
Więc jak go lałaś to on się bał i reagował agresją.Kiedy widział Twoją pogodną twarz,kiedy słyszał spokojny głos-wiedział,ze spotka go coś miłego-głaski albo smaczki

To zrozumiałe,że masz poczucie winy i nie zamierzam Cię klepać po pleckach-bo przecież piesek mieszkał w domu,bo miał ciepło i jedzenie bo go nie zostawiłaś przywiązanego w lesie.
Spróbuj pomagać przy psach np. w schronisku.Odradzam wzięcia psa bo możesz sobie nie poradzić.Ale pomagać w schronisku przy psach-jak najbardziej.
Jeśli unormujesz swoją psychikę-poczytaj o żywieniu,opiece i wychowaniu psa i jak będziesz gotowa-może weź psiaka.
Najlepiej jakiegos staruszka ze schronu,który nie ma szans na adopcję i zapewnij mu dobrą i spokojną starość.

3

Odp: Czy pies potrafi wybaczyc ?

Co się stało, to się nie odstanie.
Zajmij się swoją psychiką i dopóki się nie ogarniesz - nie bierz żadnego zwierzaka do domu.

4

Odp: Czy pies potrafi wybaczyc ?

Cześć. Moim zdaniem trochę zbytnio nakręcasz się w swoim poczuciu winy. Co pewnie jest spowodowane śmiercią twojego psiego przyjaciela. Bo to już tak właśnie często bywa, że jak ktoś bliski nam umrze, to zaraz człowiek robi sobie rachunek sumienia i pojawiają się myśli tego typu: "a może mogłem zrobić to/ a może mogłem nie robić tamtego"...
Jak dla mnie to, że parę razy w życiu pies dostał po tyłku, to jeszcze nie jest jakieś znowu straszne znęcanie. Może i nie jest to coś dobrego, ale aż znęcanie? - to jednak za duże słowo w tym wypadku.
Dużo ludzi - choć nie można o nich powiedzieć, że są źli, czy nie kochają swoich psów - to jednak ma na sumieniu choć jednego w życiu solidnego klapa dla niegrzecznego pupila... A są i tacy, co im się to nawet nieco częściej, niż raz w życiu zdarza. Chociaż z tym biciem smyczą to już hm... tutaj rzeczywiście przesadziłaś. Ale sama to najlepiej wiesz. Mimo wszystko, uważam, że jak na to, że tak rzadko się to działo i ponieważ robiłaś to ze strachu, i niewiedzy jak inaczej zareagować żeby psa uspokoić - to uważam, że nie powinnaś jakoś przesadnie siebie winić i teraz jeszcze po jego śmierci się tym zadręczać. Wydaje mi się, ze i tak już cierpisz okrutnie po jego stracie, a jeszcze sama sobie dokopujesz tym rozgrzebywaniem przeszłości i skupianiem sie co złego kiedyś tam zrobiłaś.
To działo sie x lat temu, a teraz nie masz już na to żadnego wpływu. Robiłaś wtedy tak, jak w danej chwili, na danym poziomie wiedzy i świadomości, wydawało Ci się, że trzeba. Gdybyś wtedy znała inny, lepszy sposób jak możesz postąpić, to na pewno byś go wybrała. Ale nie znałaś innego. Teraz czujesz, że nie był to najlepszy sposób na wychowanie psa, no ale teraz to teraz. Każdy jest mądry po szkodzie. Ale jak mówiłam, nie można zbyt wiele się taplać w tym poczuciu winy. Bo to czasu nie cofnie. A może tylko zaszkodzić Tobie teraz. Więc żadna korzyść z takiego rozmyślania.
Może tu na mnie zaraz ktoś naskoczy, że usprawiedliwiam bicie. Nie, nie usprawiedliwiam, ale też wiem, że często ludziom się wydaje to być słuszną metodą, którą wydaje się im, że osiągną jakiś dobry rezultat wychowawczy. I dlatego to robią, a nie z okrucieństwa. Bo jednak jest to różnica. Robić coś z niewiedzy, że można postąpić inaczej/ lepiej/ z lepszym skutkiem. A robić coś dla chęci zadania bólu, czy wyładowania swojej frustracji.
Ile jest zresztą ludzi, co potrafią własne dzieci lać, a co dopiero psa... I najciekawsze, że nie widzą oni w swoim postępowaniu nic złego. (Był jakiś sondaż przeprowadzony nawet niedawno, z którego wychodziło, ze ponad połowa Polaków nie widzi nic złego w klapsie danym dziecku... Więc jak dziecku bez problemu są w stanie wlać, to tym bardziej psu, podejrzewam...). Nie róbmy więc z autorki jakiegoś potwora, którym nie jest. Przejedź się autorko chociażby na pierwszą lepszą polską wieś, to zobaczysz dużo "lepsze" kwiatki, niż że pare razy w życiu pies po tyłku dostał. Psy na metrowych łańcuchach, nigdy nie spuszczane. Skudłacone, bywa że głodne (a już na pewno głodne uczucia...). Albo pies siedzi w klatce 2 metry na 2. Traktowane jak rzeczy, a nie żywe stworzenia. Te psy to dopiero mają przekichane... Więc ten twój to jeszcze nie miał przecież tak najgorzej. Przynajmniej czuł, że jest kochany, a nie robił całe życie gdzieś u płotu za sprzęt alarmowo-odstraszający, jako jego jedyna funkcja życiowa. Miał też długie spacery (wbrew temu, co tutaj ktoś napisał, to wcale nie jest tak, że każdy pies musi gonić, bo nieraz zwyczajnie nie ma takiej możliwości, choćby psy mieszkające w dużych miastach, gdzie po prostu nie może być sytuacja, że nagle każdy swojego pupila puści luzem... Nie ma takiej możliwości i tyle. Lub jest to niebezpieczne. Nie jest to wiec jakieś zaniedbanie, ze pies nie miał możliwości gonić, tylko dużo chodził. Nie każdy pies może sobie pogonić, a już zwłaszcza, jak jest agresywny! Moim zdaniem to jest objaw odpowiedzialności autorki i postawa godna pochwały - długie spacery piesek miał, ale na smyczy. A nie, żeby człowiek sie bał przejśc ulicą, czy po parku, bo takie bydlęta do pasa biegają sobie samopas, gdzie im sie żywnie zamarzy. I mówię to jako psiara, żeby nie było, bo ja psy lubię... choć niekoniecznie obce wilczury, goniące nosem koło mojej łydki). Miał też zapewnioną opiekę medyczną na starość. Nie umierał w cierpieniach, tylko miał dobrą śmierć.
Na Twój plus też uważam jest to, że wiesz TERAZ przynajmniej, że to co robiłaś nie było dobrą metodą wychowawczą. Dlatego jakbyś kiedyś jeszcze miała psa, to mogłabyś to zmienić i nie powtarzać swoich błędów. (Uczymy się na błędach, tak to w życiu bywa). Dawniej po prostu nie umiałaś inaczej postąpić, nie wiedziałaś jak. Wydawało Ci się, że znalazłaś w miarę dobrą metodę na uspokojenie psa. No ale dzisiaj pewnie już inaczej byś podeszła do tej kwestii i ogółem do całego wychowania psa. Postarałabyś się pewnie najpierw zdobyć lepszą wiedzę w tamacie, żeby poznać inne metody, lepsze, a dopiero potem byś brała czworonoga na wychowanie. Bo to nie jest taka prosta sprawa, jak większości ludziom się wydaje. Panuje raczej mała świadomość w społeczeństwie. A pies to jednak nie jest takie hop-siup-banalna-sprawa, ale spory obowiązek i odpowiedzialność. Zwłaszcza ten czas jest ważny, jak pies jest młody i trzeba wtedy wiedzieć jak go wychować.
Też prawda taka, że byłaś jeszcze młodziutka, jak wzieliście tego psa. Uważam, że właśnie też rodzice mocno dali ciała w tej sytuacji, bo oni też przecież powinni byli pomyśleć o wychowaniu psa, a nie wszystko zostawiać na głowie nastoletniej dziewczynki. Zwłaszcza, ze to nie pekińczyk był, ale kawał psa, który powinien czuć nad sobą autorytet. Cała rodzina to dla psa jego stado i powinny wszystkie osoby współpracować w wychowaniu go. Rodzice jako dorośli, pełnoletni ludzie, powinni mieć trochę więcej oleju w głowie, żeby nie zostawiać całego obowiązku związanego z psem na głowie nastolatki (a wiadomo jaki to wiek... ciężko nieraz samemu siebie zdyscyplinować, a co dopiero być tą osobą dyscyplinującą...) Więc myślę, że też i z powodu olania sprawy przez dorosłych to tak nie do końca wyszło z tym moresem u pieska i potem niefajne takie sytuacje się wytworzyły...
Ogółem to nie biczuj się już tyle, bo może i twemu psu nie było zawsze w 100% idealnie, ale i tak miał dużo lepiej, niż jakaś pewnie połowa psów w naszym kraju.
Powiem tak - jakbym ja była psem i miała sobie wybrać jakiś psi żywot, to zdecydowanie wolałabym taki, gdzie coś przykrego mnie spotkało parę, czy nawet paręnaście razy w ciągu życia, niż taki gdzie dzieją się regularne zaniedbania. A jest sporo takich rodzin, gdzie ludzie dla psa wystarczająco czasu i wysiłku nie poświęcają, byle szybciej, byle jak najmniej się narobić... 5-minutowe spacery, albo nawet i 0 spacerów, jak pies na łańcuchu przy budzie siedzi... Na leki dla psa, czy nawet sterylizację niektórym szkoda pieniędzy. Po co wydac pare złotych żeby suczkę wysterylizować? -szkoda zachodu, lepiej suczce odebrać szczeniaki i sru je do ziemi, czy do potoka (drastyczne, wiem, ale kto był kiedyś na wsi, to powinien wiedzieć, jakie podejście ma wielu ludzi ze wsi do zwierząt...). I na pewno pies czuje też, czy właściciel go kocha. A to wbrew pozorom jest na prawdę ważne. Żadne karmy w najwyższej półki, żadne wygody, nie zastąpią psu (człowiekowi zresztą też;-) miłości. Wiadomo, takie wlanie psu to nie jest rzecz godna pochwały, ale jak już pisałam, nie róbmy z tego dramatu, skoro to nie działo sie jakoś tam często gęsto. Tu co napisałaś, to wychodzi, że jakby to na całe życie jego podzielić, to tak średnio raz do roku dostał w de... Chyba to nie było więc na tyle częste, żeby mu jakiś straszny uraz w psychice wyrobiło... Zwłaszcza, ze nie lałaś go tam po pół godziny, tylko pare razy dostał i koniec.
Tak że trochę nie rozumiem aż takiego piętnowania siebie, jak jakiegoś najgorszego okrutnika.
A jak chodzi o to "szturchanie nogą" żeby pies sie uspokoił - tu od razu przypomniał mi sie Cesar Millan, z programu "Zaklinacz psów" ;-) Przecież to jego ulubiona metoda na odwracanie uwagi psa i zmienianie jego nastroju! Właśnie takie jak napisałaś szturchanie nogą (nie jest to kopniak, ale też bynajmniej nie dotyk lekki jak piórko, zreszta jak ktos nie widział tego programu, to polecam - sami zobaczycie jak to wygląda:-) Wiec tutaj akurat, to nie stawiałabym szturchnięcia nogą w celu przywołania psa do porządku w jednym szeregu z biciem smyczą. Nawet moim zdaniem to całkiem dobra metoda jest z tym szturchaniem i żadna krzydwa psu się nie stała. Już zwłaszcza przecież jak nawet profesjonalny trener tak robi, to nie może być to coś złego. Więc tutaj sobie nie dodawaj win, bo to akurat robiłaś właśnie dobrze :-)

Na koniec tylko dodam jeszcze, że jest to fakt jednak, że psów nie można traktować identycznie jak ludzi. Trzeba mieć trochę wiedzy. Pies to nie człowiek. Np. to, że na ciebie zęby wystawiał, to nie znaczy, że by ciebie koniecznie ugryzł. Wiem, że się bałaś, ale takie myślenie wynika z niewiedzy. Psy często pokazują, że ich granice są naruszane, własnie przez warczenie i pokazywanie zębów, ale to nie znaczy, że koniecznie będą gryźć. Wiem, bo sama mam 2 psy i nieraz obserwuję jak jeden na drugiego zawarczy, czy nawet zębami kłapnie (co dla człowieka wygląda przerażająco), a po minucie już leżą koło siebie tyłkami przytulone jakby nigdy nic ;-) To jest taka "psia rozmowa", a ona wygląda jednak nieco inaczej niż ludzka. Głównie pies broni swojego jedzenia, czasami terytorium. Warcząc mówi "to jest moje". Fakt jednak, że nie powinien bronić przed właścicielem akurat. Ale jeśli uważa się za silniejszego/dominującego, to może tak się stać. Dlatego psu trzeba pokazać pewne zasady, żeby wiedział kto w domu rządzi (ale spokojnie można to zrobić bez bicia, trzeba tylko pare rzeczy o psach wiedzieć). No i też jest prawda, ze osoby z depresją/nerwicą nie powinny brać psów zbyt żywych, zadziornych, które mają zapędy do dominowania. Są rasy bardziej łagodne, spolegliwe, takie nawet wręcz lekko "ciapowate", typu cocker spaniel, czy labrador, tak że nie trzeba od razu dużego, charakternego psa brać, jak wilczurek... Albo można kundelka jakiegoś małego, łagodnego (z moich doświadczeń suczkę najlepiej bym polecała;-) Bo myślę, że z wychowaniem akurat wilczura, w dodatku samca, to już nie każdy by sobie poradził. Nawet całkiem stabilny psychicznie człowiek mógłby problemy mieć, gdyby nie miał żadnej wiedzy w temacie. Tym bardziej osoba, która ma jakieś tam problemy z psychiką (niestety dla psa taka osoba nigdy nie będzie do końca autorytetem, no chyba, że wyleczy się z depresji i zmieni swoje myślenie, zachowanie, postawę ciała itd, ale jeśli to nie nastąpi, to raczej nie stanie sie taka osoba nigdy "przywódcą stada" z prawdziwego zdarzenia). Sama nie wiem czy bym umiała takiego psa odpowiednio "ułożyć"... Mnie nawet moja sucz mega łagodna, wzrostu niewielkiego, nie zawsze się słucha ;-) Wiec bym się nie brała raczej za chowanie wilczura. No, chyba, że po odpowiedniej dawce przygotowania, zdobyciu większej wiedzy itp. Ale pewnie bym się i tak na sukę zdecydowała w takim wypadku. Bo też nie jestem osobą z gatunku specjalnie "dominujących" (w znaczeniu: zdecydowanych, pewnych siebie). Temu myśle, ze w przypadku autorki posta, to rodzice powinni byli włączyć sie do gry już nawet na etapie planowania i po prostu nie zgadzać się na wilczura, tylko wybrać jednak inną rasę, łatwiejszą w wychowaniu, bardziej spolegliwą... Raczej też może mniejszego psa, który gabarytami nie przytłoczy osoby mało pewnej siebie.
No, i tak w sumie dobrze, że im sie jakiś doberman, czy inny rottweiler nie upatrzył... bo mogłoby być nieciekawie :-)

Posty [ 4 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » Czy pies potrafi wybaczyc ?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024