Witam. Przyszłam gdzieś wyrzucić emocje. Muszę bo jest mi bardzo smutno. Może wyjdę na kretynkę, może wyjdę na dziecko. Bo naiwniaczką jestem na pewno.
Zacznę od tego, że wielu, wielu ludzi mnie skrzywdziło w życiu. Zamknęłam się w sobie i trudno mi okazywać emocje, nie wierzę w siebie i ogólnie boję się, że ktoś mnie zrani.
Nie uznaję związków internetowych. Nie pisałam nigdy z obcymi mężczyznami z fb a na pewno nie chciałam na tej podstawie związków. Wydawało mi się to śmieszne.
Przyszedł jednak taki dzień, że napisał ON. Olałam go, ale wciąż pisał.
Odpisałam i hmm zaczęło nam się mega fajnie gadać o wszystkim. Pisaliśmy dwa miesiące całymi dniami. Wiedziałam jak wyglądało jego życie a on wiedział jak wygląda moje co do minuty. Planowaliśmy się spotkać, miał być wyjazd. I bycie razem 24/h. Mieliśmy zgrzyty bo on dużo mówił o przyszłości wspólnej i ciągle zarzucał mi że nie czuje ode mnie zaangażowania. Obiecywał mi, słodził, mówił, że istnieję dla niego tylko ja, że nawet jak mu tysiące dziewczyn podadzą to będę tylko ja. I faktycznie olewał inne laski. ( wiem naiwna jestem) Uważałam, że przesadza, bałam się mu zaufać ale on był taki pewny siebie, tego co mówi...
Co do wyjazdu najpierw był problem z jego dojazdem ( samochód) opóźnienie o jeden dzień. Wcześniej od tygodnia chorował. Ledwo dojechał. I szok najpierw wymuszał na mnie spotkanie zaraz po locie a potem nagle cisza. Odezwał się wieczorem że chce się spotkać...byłam trochę zaskoczona.
W końcu się spotkaliśmy. Byłam przerażona, że się rozczaruje moim wyglądem. Mieliśmy jechać do niego a wcześniej stanąć na jakimś zadupiu i pogadać. Stanęliśmy. Nie było seksu. Pogadaliśmy, może trochę pieszczot. Nie zwalił mnie z nóg ale tak się po prostu zaangażowała po tygodniach pisania całymi dniami...
Wytłumaczył się że był chory i źle się czuł po podróży ( nie spał) dlatego się nie odzywał. Ok, ale nie uwierzyłam. Pierwsza lampka.
Nagle mówi, że odwiezie mnie do domu a miałam spać u niego...- już mi dziwnie.
Ale po spotkaniu pisze normalnie na fb. I mówi, że idzie spać...bo jest chory i źle się czuje. Ok. A potem cisza..jestem jakaś taka zaniepokojona, zdezorientowana. Pisze mu ( wiem głupia byłam), czuję że coś jest nie tak...odpisuje lakonicznie, dziwnie. I jestem zła, niepewna, wkurzona. Pytam co jest grane, o co chodzi...albo cisza, albo nic, albo coś..
Wcina mi neta na święta...zastanawiam sie co jest nie tak. Boli mnie to, ale ok - bywa. Niech tylko napisze jasno....
Nagle o północy wyskakuje ze spotkaniem...ja mokra głowa, zła bo cały dzień milczał, praca rano...pytam dlaczego nic wcześniej nie napisał i proszę żeby przełożyć to na jutro jakoś wcześniej...ok, rozumie ale miał ochotę..hmm ( ciekawe na co...?)
W pracy dostaję sms czysto seksualnego o spotkaniu bez cześć, bez misiek ( tak mi zawsze pisał i mówił)
Wracam do domu, mówię mu co ze spotkaniem - cisza..
Znów się wkurzam. Po północy dowiaduję się, że nie miał jak. Cokolwiek to znaczy i żebym sie nie złościła. ( super)
Proszę znów jak natręt: powiedź o co chodzi, jak nie chcesz, napisz jasno.
Nic. Potem następnego dnia po północy znów chce spotkania. Pytam chcesz sie spotkać ze mną czy na seks? Odp: na seks?
Pytam co to znaczy? Nic.
Pytam co z nami: Nic. Cały dzień. Więc zapieram się i nic nie odpisuje. On pisze w końcu: Ja się podobno nie odzywam ( napisałam miliony wiadomości, na kilka jego lakonicznych informacji - czego załuję dziś) on czeka aż ja pokażę że mi zależy. I wcale nie jestem natrętem pisząc tyle do niego nie wiedząc czy on tego chce.
Znów daje mi sprzeczne info po tym jak milczałam cały dzień.
Nie wiem co o tym myśleć, czeka żeby ja pokazała że mi zalezy, żebym pisała ale milczy, on chce być ze mną bla bla bla ale moja wina...
Znów cisza, ja beczę, stresuję się i znów wiadomość po moich epopejach: weź się w końcu określ, bo ja nie będę czekać i nie wiem o co mu chodzi. Nie rozumiem, nie ogarniam.
Daję ultimatum: spotkanie na rozmowę, nie bo on chce na seks albo z seksem.
Mnie to boli, czuję się jak szmata za przeproszeniem. 0 emocji, 0 jakiegoś uczucia, 0 relacji którą mieliśmy.
Znów piszę epopeję ( wiem, żałuje, powinnam olać)..
Dostaję łaskawie odp o 22.
OK, pa na moje nie odezwę się już, pa.
W końcu puszcza i dostaję info
On może i chce się umówić co najwyżej na seks, potem się zobaczy co i jak...nie dogadujemy się, gdzieś miedzy spotkaniem a dniem dzisiejszym wszystko zrobiłam nie tak...Może faktycznie byłam zła, sfochowana, za dużo pisałam n/t bo jestem wylewna i lubię jasne sytuacje - chciałam go też sprowokować do dialogu żeby napisał o co mu chodzi w prawo albo w lewo. Dziś załuję, mogłam sie nie odzywać. Jak on. Ale przynajmniej wiem więcej niż gdybym milczała.
Podobno mu się podobam bo inaczej nawet seksu by nie chciał, bo nie jest desperatem..niestety jak pisaliśmy przed poznaniem się dużo nas dzieliło i dużo też się kłóciliśmy o poglądy i wybory ale zawsze dochodziliśmy do porozumienia bo oboje chcieliśmy. Teraz on nie chce wiec jako nie wierzę, że mu się tak samo podobam jak na fotach ( heh nigdy więcej internetowego pisania
)
I jest mi smutno i źle...byłam naiwna..głupia...i natrętna
Uwierzyłam w te wielkie słowa i słuchałam pretensji o moje małe słowa. nauczyłam sie że krowa, która dużo muczy o uczuciach mało ich daje i szybko jej się kończą... to mnie chyba boli najbardziej. I to że straciłam fajną relację i nie wiem czemu do końca
...Źle mi....znowu sie sparzyłam.
Nie kopcie. Sorry, że długie ale lubię długo pisać - heh
Pozdrawiam,.