Potrzebuję opinii kogoś z zewnątrz, bo ogłupieję. Sprawa wygląda tak:
Jestem ze swoim facetem od 9 miesięcy, zamieszkaliśmy ze sobą po około miesiącu znajomości. Teraz wiem, że to nie była zbyt mądra decyzja... Pierwsze kilka miesięcy było wspaniałe, no naprawdę, obydwoje się staraliśmy, zero kłótni, praktycznie nie wychodziliśmy z łóżka. Od jakichś dwóch miesięcy jednak zaczęło się między nami psuć. Kochamy się i co do tego nie mam wątpliwości, jednak zarówno ja i on mamy ciężkie charaktery. Ja jestem nerwowa, wybuchowa, potrzebuję ciągłego zapewniania o uczuciu, najchętniej ciągle bym się z nim przytulała. On również jest nerwowy i do tego baaardzo honorowy. Pokłócimy się i on wie, że wina leży po obu stronach-NIE PRZEPROSI. Ja przeproszę-on się dąsa dla zasady jeszcze z dzień i potem jest znow na parę dni wspaniale, aż nie wybuchnie jakaś afera. Kłócimy się o głupoty, ostatnio wybuchła afera o to, że on mi zwrócił uwagę, że źle odkurzam. Ja rzucilam odkurzaczem, po minucie wróciłam do pokoju i go przeprosiłam, ale na nic... On już zdążył się naprawdę wkur... i dwa dni nie rozmawialiśmy. Widzę, że go też to boli. Zawsze przy kłótni mówi mi, że ma mnie dość, ale mnie kocha i dlatego to znosi... Ostatnio powiedział, że żałuje, że mnie poznał. Potem, gdy się pogodziliśmy, przeprosił, wytłumaczył. Bolą mnie jego słowa, choć wiem, że są mówione w złości i on potem twierdzi, że wcale tak nie myśli i że jak się nie klocimy to naprawdę jest mu ze mną cudownie. Kłótnie są raz na 3-4 dni, czasem częściej, czasem rzadziej. Głównie ja je prowokuję, ale mi szybko przechodzi, a on zawsze ciągnie to dalej, bo twierdzi, że się nie nauczę ich nie wszczynać jeśli będę wiedziała, że zawsze ujdą mi płazem.
Coraz częściej mam wrażenie, że mój związek jest toksyczny. Nie chcę go kończyć, bo jest naprawdę mądrym, kochanym facetem. Liczy się z moim zdaniem, poznałam jego rodzinę, jest uczynny, widzę, że mnie kocha. Tylko gdy go zdenerwuję (co robię często...i tu moja wina) zmienia się nie do poznania i potrafi mnie kopnąć czy rzucić we mnie torbą. Nie chce żadnej ze stron pokazywać jako ofiary, bo tak nie jest. Ja mam tez swoje za uszami i naprawdę potrafię go zirytować, często świadomie. Po co to robię? Nie wiem. Potem żałuję i go przepraszam, ale ile można sluchać, że ktoś się zmieni.
Od dwóch dni jest spokój, ale mam dziwne wrażenie, że coś się zmieniło. Niby się przytulamy, rozmawiamy normalnie, ale on pierwszy raz powiedział mi, że cieszy się z godzin mojej pracy, bo praktycznie nie będziemy się widzieć, a on musi troche ode mnie odpocząć. Twierdzi, że mnie bardzo kocha i chce ze mną być, ale spędzanie ze sobą czasu non stop nie jest ok i czasem warto zatęsknić. Mam świadomość, że ma rację, ale jakos mnie to zabolalo...
Co robić? Czekać? Myślicie, że ten związek ma szansę na przetrwanie? Jak się zmienić...?
Hard core. Niestety nie jesteście ze sobą całkiem kompatybilni. I tak już chyba zostanie. Więc, albo zaakceptujecie swoje wady i to, że niestety będzie w Waszym związku iskrzyło, albo lepiej się rozstać. Oczywiście można jeszcze spróbować jakiejś terapii dla par, ale podejrzewam, że skoro Twój facet jest taaaaaaki honorowy to będzie go ciężko do czegoś takiego namówić.
Kurde, temat niedobrania też poruszaliśmy niejednokrotnie i jednogłośnie stwierdziliśmy, że tak jest i co do tego nie ma wątpliwości. Mamy zupełnie inne gusta, inne zdania na większość tematów... Pozostaje kwestia zmiany którejś ze stron, a najlepiej obydwojga... Tyle że obiecywaliśmy to sobie już x razy, jest dobrze na kilka dni i ja znów wybucham, a on zamiast to olać (mój nerw trwa jakieś 30 sec, potem się hamuję i przepraszam) to dolewa oliwy do ognia. Mówi mi, że jestem głupia i już ze mną nie wytrzyma, ja mu każę spier..., on się zaczyna pakować, ja go przepraszam, on siada obrażony i się nie odzywa albo mówi mi, że jestem nieobliczalną furiatką i wstyd mnie gdzieś zabrać, bo nie wiadomo o co zrobię awanturę. Potem oczywiście buziaczki, kocham bardzo, przepraszam, wcale tak nie myślę. Następna kłótnia i znów IDENTYCZNY schemat...
Gdybym jeszcze miała pewność, że to ja zrobię źle, to inaczej bym na to patrzyła. A ja jakoś mam wrażenie, że to on jest furiatem i to, że ja się zirytuję o drobnostkę nie oznacza, że on może zrobić z tego wojnę i obwiniać mnie o to, że to przeze mnie. Jedno na drugie zwala winę no i tak to wygląda...
No kiepsko to widzę. Znam co prawda trochę podobne małżeństwo, które jest już ze sobą bardzo wiele lat, ale ile razy przerabiali już pakowania się, wyprowadzki itp. to tylko oni wiedzą. Chyba się po latach w końcu jakoś dotarli i nauczyli żyć ze swoimi różnicami. Ale jest to naprawdę trudne. Czy warte zachodu to już każdy indywidualnie sobie musi ocenić. Są ludzie, którzy po prostu się muszą regularnie kłócić. Może w ten sposób "znakują terytorium" ? Nie wiem. Ja akurat stoję na całkiem przeciwnym biegunie i nie lubię kłótni. Nie jestem konfliktowy. Dlatego życie w związku z furiatem byłoby dla mnie nie do zniesienia.
Jakbym czytał o swoim związku. Gehenna trwała ponad 6 lat. Zasypianie i wstawanie obok toksycznej osoby.
Aż w końcu zona wyłączyła Internet, przestała słuchać anonimowych doradców, i zaczęła dyskutować a nie wygłaszać teorie podsycone anonimowymi doradcami.
Rozmawiać? Uwierz, że próbowałam wiele razy, zawsze z tym samym skutkiem-obiecanki. Gdyby rozmowa pomogła to nie pisałabym tutaj.
Jeśli prowodyrem awantur jesteś Ty, to powinnaś w sobie szukać wyjaśnień, dlaczego tak jest. Nad wybuchowym charakterem można popracować z całkiem dobrym wynikiem.
........, bo jest naprawdę mądrym, kochanym facetem. Liczy się z moim zdaniem, poznałam jego rodzinę, jest uczynny, widzę, że mnie kocha. Tylko gdy go zdenerwuję (co robię często...i tu moja wina) zmienia się nie do poznania i potrafi mnie kopnąć ......?
Serio????????? Mądry i kochany chłopak kopie swoją dziewczynę?????
Sprostowanie: Kopnąć w tyłek. Kazał mi wstac i dostałam kopa Mocnego, miałam siniaka na pól pośladka, ale to jednorazowa sytuacja. Tak to rzucanie przedmiotami itd często, ale widzę, ze wtedy jak juz jest bezsilny zaczyna szaleć.
Sprostowanie: Kopnąć w tyłek. Kazał mi wstac i dostałam kopa
Mocnego, miałam siniaka na pól pośladka, ale to jednorazowa sytuacja. Tak to rzucanie przedmiotami itd często, ale widzę, ze wtedy jak juz jest bezsilny zaczyna szaleć.
Aaa no skoro najpierw Ci się kazał ustawić, to rzeczywiście zmienia postać rzeczy.....
Hihi, no zabawne naprawdę Ja go nie bronię, bo wiem, że to nie jest normalne zachowanie. Jednak różnicą wg mnie jest kopnięcie kogoś w tyłek a np. w głowę. I wiem, że nie powinnam sobie na takie coś pozwalać...
Z resztą moje pytanie dotyczy ogólnie naszej relacji i tego jakie widzicie szanse na jej dalszy ciąg. Jak na razie od kilku dni jest spokój, pewnie dlatego, że widzieliśmy się kilka godzin dziennie, a dziś wyjechał i wraca w weekend, więc trochę sobie odpoczniemy. Zauważyłam, że jego agresja jest mocno powiązana z rzucaniem nałogu. Gdy nie bierze żadnych używek jest bardzo nerwowy, muszę ważyć słowa żeby nie palnąć czegoś, co go zirytuje. A tak się niestety długo nie da, bo jestem już czasem na skraju wytrzymałości i ledwo powstrzymuję się żeby nie wybuchnąć....
Aaaa to jeszcze są jakieś używki oprócz przemocy? No, coraz ciekawiej się robi.
Skoro dla Ciebie kopanie w tyłek jest spoko, to sama nie wiem, co Ci powiedzieć.
Bo dla mnie to nie ma różnicy, czy głowa, czy tyłek. Przemoc to przemoc. I skoro był pierwszy raz, to kolejne też się pojawią.
hahaha na tym forum coraz więcej takich kwiatków
jesteście obydwoje siebie warci
czyli polecam tobie na próbę wkurwić go tak bardzo jak najbardziej można z wyrzuceniem z chaty włącznie jak wróci z podkulonym ogonem i będzie cie chciał to of course go weź z powrotem ale jemu też radze wywołać taką mega awanturę, że włos się na głowie jeży - jeśli po czymś takim się zejdziecie to nie ma na was mocnych, do tego polecam przerobić jak najwięcej innych trudnych sytuacji życiowych i związek na całe życie jak ta lala
Zastanów się czy aby nie potrzebujesz takich bodźców, wrażeń i emocji.
Być może w innym związku nie mogłabyś wytrzymać - byłoby Ci po prostu nudno.
Lepiej powiedz czy twój ojciec też był taki, bo to wszystko wyjaśni.