Przeglądając wątki na forum natknęłam się na problemy z tzw. narcyzami i o to chciałam zapytać, a raczej poprosić o "diagnozę".
Mam wrażenie, że mąż koleżanki jest właśnie takim typem, choć nie spełnia wszystkich kryteriów.
ON: dusza towarzystwa, ogromne poczucie humorów, otoczony przez znajomych
ONA: nieco cicha, bardzo wrażliwa, pomocna dziewczyna z tzw. sercem na dloni.
Ona zawsze miała powodzenie, przyciągała do siebie ludzi swoją serdecznością, on miał zawsze kompleksy na punkcie swojego mało atrakcyjnego wyglądu (ale o tym wiedziała tylko ona).
Mają dziecko (on od początku działał na dwa fronty i miał problemy którą z dwóch wybrać, ona mu "pomogła" w decyzji zaliczając planowaną wpadkę).
Ona nie pracuje już od dłuższego czasu, on twierdzi, że nie potrzebuje, on zarabia dobrze, a ona nawet jeśli pójdzie do pracy to zarobi śmieszne pieniądze. Od samego początku ich związku dogryza jej przy znajomych, w sposób bardzo niemiły (ale niby na żarty), za chwilkę dodając "oj jaka ta moja żona obrażalska, przecież ja żartowałem, wiesz, że cię kocham". Dziewczyna coś mówi w towarzystwie, wtrąca swoją uwagę i znów jest ostra szpila z jego strony i jednoczesne głaskanie po głowce, bo on przecież nie mówi na poważnie.
On bardzo źle znosi porażki w pracy, wtedy nikt nie może się do niego zbliżyć.
Tylko raz miałyśmy bardzo poważną rozmowę na temat jej małżeństwa. Mnie włosy stanęły dęba. Dziewczyna co chwila przerywała, by upewnić się, że on niczego nie słyszy. Do tego "zyczliwe" koleżanki donoszą mężowi o bzdurach, np. o tym, że dziewczyna od rana do wieczora przesiaduje na portalach społecznościowych (swoją drogą tam można znaleźć sporo zdjęć ilustrujących jej cudowne małżeństwo np. kwiaty od męża oraz podpis, które mało różnią się od siebie, najczęściej dziękuje losowi za życie u boku kochającego i wspierającego ją we wszystkim męża lub coś podobnego.
Na innych wątkach dziewczyny podaja linki do blogow na ten temat, ale ja nie wiem, czy powinnam po prostu to wysłać dziewczynie, czy zostawić to jak jest? Teraz wyskoczyłabym z tematem ni z gruchy ni z pietruchy, bo nasza ostatnia rozmowa w cztery oczy miała miejsce kilka lat temu (mieszkamy bardzo daleko od siebie). Na moje oko nie ma raczej szans, by od niego odeszła - nie ma nic swojego, nie pracuje i ma z nim dziecko. Jest świadoma problemow w malzenstwie, ale jednocześnie nie wyobraża sobie, że bedzie potrafila ułożyc sobie życie bez niego.