Spokojnie Panie. To nie jest jeden z tych tematów w których facet szuka pocieszenie bo ma kompleks małego. Zacznę swoją historię tak: Nigdy nie miałem dziewczyny - nigdy nie trafiłem na tą jedyną z którą rozmawiałoby mi się dobrze, spędzało razem czas i z którą czuł bym się szczęśliwy. Aż do maja 2016 roku gdy poznałem wspaniałą dziewczynę w której zakochałem się od pierwszego wejrzenia i ona też przyznaje że się trochę zauroczyła. Nasz związek wpada trochę w ramy "filmowego" związku. Ja nieśmiały chłopak który przełamuje swoje lęki i walczy cały dzień ze sobą, żeby pocałować dziewczynę i ona która to widzi i się tylko uśmiecha widząc moją wewnętrzną walkę(oczywiście słodko nie szyderczo uśmiecha ). Na początku nasz związek nie wypalił gdyż spotykaliśmy się już pare razy w kinie, na sushi, na imprezach itp ale nie wiedziałem jak popchnąć ten związek dalej więc ona trochę smutna pomyślała że jednak mi nie zależy na czymś więcej i trochę się wycofała. Zrozumiałem swój błąd i biłem swoją psychikę za to przez dobre 2 miesiące. Rozpoczęły się studia i oboje zaczęliśmy studiować w innych miastach... Jednak oboje mimowolnie ponownie zaczęliśmy do siebie pisać. No i tak jakoś się stało że ponownie spotkaliśmy się na maratonie filmów i sprawy potoczyły się dalej. Dojeżdżałem do niej co tydzień,dwa na cały weekend gdyż moje studia były trochę łatwiejsze od tych na które uczęszczała moja luba więc nie chciałem jej męczyć parogodzinnymi podróżami. Byłem szczęśliwy więc stwierdziłem że pójdę o krok dalej i zmienie miasto i uczelnie studiowania po pół roku. Sporo papierkowej zabawy i walki o wysoką średnią ale właśnie 2 tygodnie temu dostałem odpowiedz że uczelnie wyraziły zgodę. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i mimo że wiele z was zapewne powie że 6 miesięczny związek to jeszcze śmieszny okres czasu to ja uważam że spotkałem swoją pierwszą i prawdziwą miłość
Nie kłóciliśmy się ani razu. Zawsze znajdujemy kompromisy i potrafimy razem spędzać czas i się nie nudzić. Mimo tego że w niektórych aspektach znaaacznie się różnimy to potrafimy dzięki temu prowadzić ciekawe, zróżnicowane i wielogodzinne dyskusje. Bardzo szybko mocno sobie zaufaliśmy powierzając sobie wiele naszych najbardziej skrywanych przed światem sekretów. Ona mówiła że jest szczęśliwa, ja jestem potwornie szczęśliwy i dziękuje wszystkim siłom kierującym tym światem za to że poznałem tak wspaniałą dziewczynę i że ona się we mnie zakochała.
Teraz zaczyna się ta dla wielu z was pewnie idiotyczna część historii ale mam z tym problem. Poważny. Rozmawiałem o nim z partnerką, ale nie chce tego robić bo tylko wywołuje u niej smutek gdyż nie wie ona jak mi pomóc. Nie chce jej narażać na problemy zrodzone w mojej głowie. Planuje wybrać się do seksuologa bo nie chce jej stracić a boje się że albo moje obawy są prawdziwe i moge ją stracić albo są urojone i przez te urojenia zabije ten związek.
Otóż rozmawiamy otwarcie o seksie. Pytamy się co lubimy, co nam się podobało i co chcemy poprawić. Zależy mi na szczęściu partnerki, a właściwie mało mnie obchodzi moje łóżkowe szczęście.Wystarczy mi jej. Gdy tylko zaczeliśmy życie łóżkowe zacząłem ćwiczyć mięśnie kegla aby zapewnić swojej partnerce jak najdłuższe doznania. Staram się spełniać jej fantazję. Wybieram się na siłownie aby poprawić swoją sylwetkę tak aby mogła sobie na czym oko zawiesić Usilnie próbuje tu pokazać że tu nie chodzi o to że mi przeszkadza długość mojego prącia, ale do tego zaraz.
Niefortunnym trafem mój męski mózg z nieuzasadnionej ciekawości zaczął męczyć partnerkę o poprzednie związki, a że jesteśmy ze sobą szczerzy ona odpowiadała na te pytania. Niechętnie ale no... sam sobie jestem winny. Bowiem z własnej głupoty zapytałem o najgorszą rzecz jaką mogłem i dowiedziałem się o poprzednich 22cm jakie gościły jej w życiu. Jestem człowiekiem z kompleksami w różnych miejscach i moje 14cm też mnie czasami boli ale nie był to dla mnie nigdy większy problem niż zwkłe stwierdzenie: "Meh mógłby być większy ale co tam". Jednak różnica między 22 i 14 zbyt mocno mnie uderzyła. Nie mam kompleksu na punkcie moich 14cm ale... boje się że moja dziewczyna mając swój pierwszy raz z tak ogromnym partnerem może mieć problemy z uzyskiwaniem ciekawy doznań z 14cm. Mój penis w porównaniu do tamtego to jak zabawka. Boje się że ona może być nieszczęśliwa, albo że w pewnym momencie zacznie jej brakować tego uczucia robienia tego z większym. Po rozmowie z nią powiedziała mi że nie będzie kłamała. Czuje różnice... mimowolnie próbowałem dowiedzieć się czy dużą... ale mówiła tylko że "różnicę" i że teraz jest jej dobrze i czuje się spełniona z tym co mam ja. Boli mnie to tak bardzo bo są rzeczy które w życiu mogę dla niej zmienić, mogę zrobić wiele ale z tym nie zrobie nic, nie ważne jak bardzo bym się nie starał. 14 nie zamieni się w 22. Ufam swojej partnerce ale ciężko mi jest uwierzyć że tak duży skok w dół może być dla niej przyjemny, boje się że może go nawet nie czuć... I wiem że mnie kocha więc nawet jeśli tak jest to nigdy by mi tego nie powiedziała bo wie że bardzo by mnie to mogło zranić. Nie wiem już co mam zrobić. Zanim wybiorę się do seksuologa stwierdziłem że napiszę tutaj posta z prośbą do kobiet z doświadczeniem. Kobiet które zmieniły kiedyś partnera z większego na mniejszego czy jest to dla was tak ogromna różnica. Czy jesteście wstanie czerpać z seksu z mniejszym przyjemność bez ciągłego myślenia o tym jak to by było albo jak to było z większym? Czy jesteście szczęśliwe pomimo tak wielkiej zmiany? Wiem że ten problem większość osób odbierze jako idiotyczny... ale to naprawdę mnie boli a nie chce jej stracić. Pytam tutaj gdyż Panie nie mają ze mną żadnego emocjonalnego zwiazku więc nie muszą się martwić o ranienie czy nie ranienie i mogą być po prostu szczere.