Witajcie! Bardzo potrzebuję pomocy w zrozumieniu motywacji i niestety chyba też usprawiedliwieniu bliskiej mi osoby...
Wplątałam się w bardzo dziwną relację, ale nazwijmy to przyjaźnią. Mój przyjaciel miał trudne dzieciństwo, kiepskie relacje z matką, a i w późniejszym życiu wiele rzeczy nie ułożyło się po jego myśli i na pewno ma sporo kompleksów przez to, że w wieku 30 lat nie jest na takim etapie życia zawodowego i prywatnego, na jakim chciałby być. Z nikim praktycznie nie utrzymuje blizszego kontaktu i jestem właściwie najbliższą mu osobą, a i w stosunku do mnie jest dość skryty i pewne rzeczy długo przede mną ukrywał. Ale do rzeczy...
Wiem, że od czasów liceum, czyli już od kilkunastu lat, nie miał żadnej dziewczyny, z żadną się intensywniej nie spotykał, nie wyrywał panienek, nigdy nawet nie był w klubie, nic. Miewał przez ten czas zauroczenia, ale przez nieśmiałość nigdy nie zdobył się na żadna większą inicjatywę. Domyślam się, że facetowi, który jednak w młodości zasmakował już nieco bliskości, nie było łatwo żyć tyle lat bez jakiegokolwiek bliższego kontaktu z kobietą. Jednak czy osoba tak dobra, porządna, nieufna wobec ludzi, mogłaby skorzystać z usług prostytutki? A niedawno wyznał mi właśnie, że pare razy z takich usług skorzystał i że jak pomyśli, jak owe damy wyglądały, to sam jest sobą zażenowany i że każde z tych zbliżeń trwało bardzo krótko (!) i kończyło się kacem moralnym. A jednak powtórzył to kilkukrotnie, a na moje pytania, jak w ogóle można mieć przyjemność z seksu (chociaż to musiało być raczej szybkie włóż-wyjmij, które nawet obok seksu nie stało) z obcą, nieatrakcyjną osobą i czy już nie lepiej się masturbować, odpowiadał, że przecież to nie to samo i ile można się masturbować... Dla mnie jednak biorąc pod uwagę długość i jakość tych kontaktów, większej różnicy nie ma. Ale może ktoś mi pomoże zrozumieć - czy rzeczywiście takie zbliżenie może mieć jakąkolwiek większą wartość? Czy mogę nadal go postrzegać jako dobrego, porządnego człowieka, który być może tylko desperacko szukał chociaż namiastki bliskości, dotyku kobiety, albo już mu tak plemniki uderzały do głowy, że musiał się do tego posunąć i żaden facet by tyle nie wytrzymał bez seksu? Czy może być po prostu zwykłym hipokrytą, który niby taki biedny, porządny, ale do prostytutki nie ma oporów się wybrać...
Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Nie chcę go odtrącać przez to wyznanie, ale jestem zbyt silnie z nim związana emocjonalnie, żeby przejść po tym do porządku dziennego